A w zasadzie miałyby, gdyby tylko XIX-wieczna infrastruktura energetyczna i komunikacyjna były bardziej zaawansowane. Na szczęście dla ówczesnych ludzi, tak nie było, dlatego słynna burza magnetyczna roku 1859 okazała się przede wszystkim splotem bardzo dziwnych wydarzeń. Te mogą się jeszcze powtórzyć, dlatego naukowcy przestrzegają przed najgorszym.
Czytaj też: W centrum naszej galaktyki zaginęły gwiazdy. Śledztwo trwa, ale jest tylko jeden podejrzany
Wróćmy jednak do drugiej połowy XIX wieku. 1 września 1859 roku brytyjski astronom Richard Carrington zwrócił uwagę na szereg ciemnych plam w atmosferze naszej gwiazdy. W pewnym momencie doszło do rozbłysku, a występujący wzrost jasności utrzymywał się przez niemal pięć minut. Teraz wiemy, iż był to rozbłysk słoneczny, który stanowił jedynie zwiastun tego, co miało się wydarzyć wkrótce później.
W ciągu mniej niż 48 godzin mieszkańcy Ziemi dowiedzieli się, jak potężne może być Słońce. Interakcje wysokoenergetycznych cząsteczek z magnetosferą doprowadziły do pojawienia się zorzy polarnej bardzo blisko równika. A przecież zazwyczaj zjawisko to można obserwować głównie w obrębie biegunów. Gdyby jednak cała anomalia przejawiała się wyłącznie pokazami kolorowych świateł, to zapewne mało kto miałby powody do narzekań.
Plama zaobserwowana 1 września 1859 roku stanowiła oznakę tego, co wydarzyło się na Ziemi mniej niż 48 godzin później
Niestety, problemów było sporo, ponieważ doszło do awarii telegrafów, a niektóre urządzenia działały rzekomo nawet po odłączeniu ich od sieci. Paradoksalnie, niskie zaawansowanie technologiczne ówczesnych ludzi stanowiło ich wybawienie. Podobna burza współcześnie mogłaby zakończyć się znacznie większymi problemami, włącznie z wyłączeniem internetu. Najważniejszy był natomiast inny fakt: plamy słoneczne stanowiły pierwsze poważne ostrzeżenie i oznakę tego, co miało nadejść.
Przeprowadzone współcześnie analizy szkiców stworzonych przez Carringtona doprowadziły naukowców do wniosku, iż plamy te obejmowały od 9% do 14% szerokości dysku słonecznego. Takie rozmiary są spore, ale nie niespotykane. Na przykład w listopadzie 2003 roku astronomowie zaobserwowali podobnej wielkości strukturę na powierzchni Słońca. Wkrótce później doszło do potężnego rozbłysku, lecz tym razem ludzkość miała więcej szczęścia, ponieważ koronalny wyrzut masy nie trafił w Ziemię. Na powyższym obrazie możecie zobaczyć porównanie plam z 1859 i 2003 roku.
Czytaj też: Czarny scenariusz dla Ziemi. Słońce może zepchnąć ludzkość na skraj przetrwania
Czy podobne wydarzenia mogą się jeszcze powtórzyć? Niestety, wszystko wskazuje na to, iż prędzej czy później tak się stanie. Wszystko przez cykle słoneczne powiązane z odwracaniem pola magnetycznego naszej gwiazdy. Szczyt obecnego, dwudziestego piątego, może nastąpić jeszcze w tym bądź przyszłym roku, a naukowcy nie wykluczają, iż dojdzie do silnych burz magnetycznych. Odpowiednio wcześnie wydane ostrzeżenia mogą pomóc w łagodzeniu skutków, lecz jak na razie ludzkość nie dysponuje technologią, która pozwoliłaby w pełni uchronić się przed zagrożeniem.