Seria iPhone 15 będzie przełomowa, choć nie na taką skalę, na jaką wcześniej liczyliśmy
Jeśli śledziliście doniesienia na temat tegorocznych smartfonów Apple’a, to zapewne wiecie, że przecieki wskazywały na dwie główne i największe zmiany, jakie producent wprowadzi. Pierwszą ma być USB-C w modelach Pro i to na przestrzeni miesięcy się nie zmieniło. Wszystko wskazuje, że gigant będzie chciał ubiec europejskie prawo i zanim te wejdzie w życie końcem 2024 roku, już wcześniej wymienić złącze Lightning na uniwersalny port ładowania. W tym roku zacznie od iPhone’ów 15 Pro i Pro Max, natomiast pozostałe dwa modele będą musiały poczekać na taką zmianę jeszcze rok. Oczywiście nie ma się co łudzić, że nagle będziemy mogli naładować iPhone’a byle jaką ładowarką leżącą w naszej szufladzie. Apple nadal ma stawiać na certyfikowane ładowarki i kable USB-C MFi (Made for iPhone). Jest tutaj jednak pewne „ale”, o którym muszę wspomnieć.
Na początku maja niemiecki portal Die Zeit poinformował, że unijny komisarz ds. przemysłu, Thierry Breton, wystosował list do Apple’a, w którym ostrzegł firmę, że jeśli zdecyduje się na wprowadzenie takiego ograniczenia, iPhone’y mogą nie być dopuszczone do sprzedaży na naszym kontynencie. Chodzi o to, że Unia Europejska, wprowadzając ujednolicone ładowanie we wszystkich smartfonach (i nie tylko), dąży do tego, by logo umieszczone na ładowarce czy kablu przestało mieć znacznie. Docelowo każdy przewód i każda ładowarka ma bez problemu zadziałać z każdym telefonem. A to niezbyt podoba się Apple’owi. Na szczęście gigant nie musi stosować się do tego od razu. Nadal może w iPhone’ach 15, a nawet i w „szesnastkach” wprowadzić ograniczenie do certyfikowanych akcesoriów, bo tak naprawdę dopiero w 2025 roku trzeba będzie coś z tym zrobić.
Drugim znaczącym ulepszeniem, jakie miało pojawić się w tegorocznych iPhone’ach, miały być przyciski półprzewodnikowe. Dużo mówiono na ten temat, ale ostatecznie (przynajmniej na razie) Apple wycofał się z tych planów ze względu na pewne problemy. Przeciek nie ujawnił, jakie to problemy, ale według analityka Ming-Chi Kuo, fizyczne przyciski znikną dopiero z pokładu iPhone’ów 16 Pro i Pro Max. Druga wielka nowość się więc nie pojawi. To oczywiście nie oznacza, że niczego więcej gigant nie dołoży do tegorocznych smartfonów. Doniesienia wspominają jeszcze peryskopowym teleobiektywie, który co ciekawe, pojawi się tylko w „piętnastce” Pro Max.
Co do modelu podstawowego i Plus, tutaj nie powinniśmy spodziewać się wielkich szaleństw. Apple wyposaży je w układ A16 Bionic, czyli ten, który modele Pro napędzał w ubiegłym roku. Te droższe iPhone’y dostaną natomiast chipset A17. Największą zmianą może więc być Dynamic Island zamiast notcha. Niestety, bez wyższej częstotliwości odświeżania i funkcji Always-on Display, co trochę zakrawa na żart. Na dodatek nieśmieszny.
Co jeszcze się zmieni? Ceny iPhone’ów 15
Choć od kilku lat ceny iPhone’ów w USA są na stałym poziomie, poza amerykańskim rynkiem obserwujemy ciągłe podwyżki. Tak samo było w ubiegłym roku, wraz z premierą serii iPhone 14. Nie ma więc co się łudzić, tym razem nie będzie inaczej. Jednak co ciekawe, tym razem wspomina się o podwyżce także w Stanach Zjednoczonych.
Dan Ives, znany analityk z Wall Street, który już wielokrotnie podsuwał nam trafne prognozy na temat Apple’a, zdradził tym razem, że gigant po raz pierwszy od 2017 roku zamierza podnieść ceny nowych iPhone’ów w USA. Największa podwyżka ma dotknąć modele Pro, czyli te, które będą miały najwięcej ulepszeń. W tym przypadku mowa o wzroście cen aż o 200 dolarów. iPhone 14 Pro kosztował w dniu premiery 999 dolarów, natomiast 14 Pro Max – 1099 dolarów. Jeśli prognozy się potwierdzą, iPhone 15 Pro i 15 Pro Max będą kosztować odpowiednio 1199 i 1299 dolarów. To naprawdę spora podwyżka. W przypadku cen iPhone’a 15 i iPhone’a 15 Plus Ives przewiązuje wzrost na poziomie około 100 dolarów (choć możliwe, że tylko na rynku międzynarodowym).
Czy to oznacza, że iPhone’y 15 podrożeją też w Polsce. Prawdopodobnie tak. Skoro wcześniej Apple oszczędzał amerykański rynek, podnosząc ceny poza granicami USA, trudno oczekiwać, że tym razem tego nie zrobi. Ciężko jednak powiedzieć, jak duży może być to wzrost, bo że takowy będzie, można być prawie pewnym. Pozostaje nam więc tylko uzbroić się w cierpliwość i poczekać parę miesięcy, do jesiennej premiery. Wówczas Apple zdradzi nam wszystko.