Po co komu amatorski miernik pola elektromagnetycznego?
Tani miernik PEM, w teorii, ma pozwolić na skontrolowanie naszego otoczenia pod kątem bezpieczeństwa. Jeśli natężenie pola jest w nim wysokie to znak, że czai się na nas niewidzialne zło. Dlatego też osoby, które nie wierzą w oficjalne pomiary i/lub symulacje natężenia PEM, decydują się na zakup mierników. To również świetne pole dla oszustów i naciągaczy. Z jednej strony tych, którzy takie mierniki sprzedają jako cudowne wynalazki, z drugiej tych, którzy oferują odpłatne pomiary za pomocą tego typu wynalazków, a z jeszcze trzeciej mamy osoby, które w sieci zbierają pieniądze na takie urządzenia na portalach zrzutkowych. Aby później za ich pomocą bohatersko chronić społeczeństwo.
Ile to kosztuje? To zależy od poziomu efektowności, nie mylić z efektywnością, urządzenia. Tani miernik PEM można było swego czasu kupić w Lidlu za grosze. Są też takie, które kosztują i tysiąc, dwa lub więcej tysięcy złotych, ale niekoniecznie są bardziej przydatne. Dokładność tego typu urządzeń przetestował Instytut Łączności.
Czy tani miernik PEM faktycznie mierzy… PEM?
Jako pierwsze urządzenie pomiarowe, które zostało wzięte pod uwagę przez ekspertów, był miernik Gigahertz Solutions HFE35C. Był już wcześniej sprawdzony w terenie (gdzie poległ), a teraz przyszedł czas na testy typowo laboratoryjne. Nie jest to tania zabawka, bo jego ceny zaczynają się od ponad 4460 zł. Do niego została podłączona antena UBB27, której ceny zaczynają się od prawie 500 dolarów. Jego konkurentem, jako wzorcowe urządzenie, był miernik NARDA SRM3006 z 3-osiową sondą L3Harris. Koszt samego miernika przekracza 13 tys. dolarów. Oba urządzenia pracują w różnych zakresach częstotliwości, więc przyjęto tutaj pomiar dla tego samego zakresu 2700 MHz.
Czytaj też: Polacy lubią nowe technologie i… teorie spiskowe. Nic dziwnego, że boimy się 5G
Wyniki były miażdżące na niekorzyść taniego miernika, który średnio zawyżał wynik 21-krotnie, a w rekordowym pomiarze aż 44-krotnie. Dodatkowo prezentowany przez niego wynik przypominał generator liczb, bo wynik był praktycznie losowy w każdym pomiarze i nie miał żadnej powtarzalności. Przez co jest to całkowicie bezużyteczna zabawka w bardzo wysokiej cenie. Przykładowo, przy zmierzonej wartości 44,7 µW/m2 przez miernik Narda, Gigahetrz Solutions HFE35C wskazał wartość 2000 µW/m2, a przy 132 µW/m2 w urządzeniu wzorcowym, tanie pokazało 1347 µW/m2. Dlaczego? Tego nawet inżynier Weber Wam nie wytłumaczy.
To wszystko jednak i tak nie ma większego sensu, bowiem skala miernika HFE35C kończy się na 2000 µW/m2, czyli 1/5000 maksymalnej dopuszczanej wartości gęstości pola elektromagnetycznego (10 W/m2).
Czytaj też: Aukcja 5G pod okiem CBA. Ministerstwo Cyfryzacji bada nieprawidłowości
Tanie mierniki PEM to nic innego jak świecące i piszczące straszaki
Można odnieść wrażenie, że jedynym zastosowaniem tanich mierników PEM jest straszyć w możliwie najbardziej efektowny sposób. Im bardziej piszczy i błyszczy, tym bardziej straszy. A przecież o to w tym chodzi, aby z przestraszonych ludzi ściągać jak najwięcej pieniędzy na rozwiązanie wyimaginowanego problemu.
Pomijając to, że tanie mierniki w zasadzie nie działają, to w dodatku mają bardzo małą skalę, zazwyczaj obsługują nieprzydatny zakres częstotliwości, a osoby z nich korzystające… na ogół i tak nie mają pojęcia, co to wszystko znaczy. Liczy się efekt i fakt, że ma być przerażający. No i jest, bo naprawdę przerażające jest, że ktoś w to wszystko wierzy i płaci za to z własnej woli.