Kiedy pierwszy iPhone był jeszcze w fazie projektowania, Steve Jobs ówcześnie przewodzący Apple, nie przewidywał dla niego możliwości instalowania aplikacji firm trzecich. Zamiast tego chciał namówić developerów do projektowania aplikacji webowych dla przeglądarki internetowej Safari. Na szczęście w obliczu negatywnej reakcji ze strony oburzonych tą decyzją developerów, Jobs zmienił zdanie i już 2007 roku zapowiedział udostępnienie tzw. SDK (Software Development Kit) dla iPhone’a.
W marcu 2008 roku SDK stało się faktem, a sklep z aplikacjami zadebiutował 10 lipca tego samego roku. W jego zasobach znalazło się raptem 500 pozycji (w tym tylko 125 darmowych). Dzień później na rynek trafił iPhone 3G, już z obsługą App Store’a. Już po pierwszym weekendzie od startu licznik pobrań aplikacji pokazał 10 mln. Do września 2008 roku platforma rozrosła się do 3 tys. pozycji oraz 100 mln pobrań.
App Store dla iPhone’a stał się paliwem rakietowym
W zaledwie trzy lata od debiutu (lipiec 2011) App Store zanotował 10 mld pobrań aplikacji, a wskaźnik po kolejnych sześciu miesiącach wskazywał już 15 mld. W tamtym momencie na całym świecie było już 200 mln użytkowników systemu iOS. Dla porównania według statystyk Apple z końca maja, w 2022 roku tylko w tydzień do App Store zaglądało średnio ponad 650 mln użytkowników. Od 2008 do 2022 roku wygenerowaliśmy ponad 370 mld pobrań. W porównaniu do końcówki 2008 roku oferta sklepu powiększyła się 123-krotnie (1,8 mld pozycji), a z tytułu sprzedaży cyfrowych produktów i usług do developerów trafiło w tym czasie 320 mld dolarów. Reasumując: grubo.
Apple chwali się również szczegółową procedurą weryfikacji zgłaszanych do sklepu aplikacji. Tylko w ubiegłym roku 1,7 mln aplikacji nie spełniło wymogów dotyczących standardów prywatności, bezpieczeństwa i jakości. Z mojego punktu widzenia najbardziej przydaje się tu wdrożona niedawno odgórnie narzucona transparencja w zakresie śledzenia mojej aktywności (ATT – App Tracking Transparency). Dzięki temu każda aplikacja, która będzie chciała to robić, musi zapytać mnie najpierw o zgodę. Takiego rozwiązania w Androidzie bardzo mi brakuje.
Łubu dubu, niech żyje nam! Ale niech nie przesadza
Żeby nie było tyle lukru, muszę dorzucić kilka gorzkich słów refleksji od samego siebie. Dałem się swego czasu nabrać na korzystanie z YouTube Premium za pośrednictwem App Store. Taka zabawa kosztowała mnie dodatkowo, ponieważ sklep Apple dolicza sobie sowitą prowizję za możliwość opłacania usług przez swoją platformę. Nie byłem tego świadom, więc kilka dobrych miesięcy płaciłem więcej niż trzeba.
Czytaj też: Kolejna podwyżka cen od Apple. Cena iCloud+ robi się dotkliwa
Wspomniana prowizja to również powód do narzekania przez developerów aplikacji, którzy chcieliby na nich zarabiać. Apple potrąca sobie w pierwszym roku 30 proc. nie tylko od ceny samej aplikacji, ale również od dokonanych za jej pośrednictwem zakupów lub abonamentów. Nie bądźcie zatem mną – opłacajcie abonament za taki YouTube Premium bezpośrednio u źródła.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!