Działo do strzelania atomówkami to coś wyjęte rodem z gry wideo
Jeśli seria gier Fallout nie jest wam obca, to z pewnością kojarzycie tamtejsze ręczne wyrzutnie pocisków atomowych. Pokazywałem już, że tego typu bronie powstały w rzeczywistym świecie, więc nadszedł najwyższy czas na coś większego kalibru, czego sam widok budzi respekt. Mowa o atomowym dziale artyleryjskim M65, które można bez problemu uznać za wielki wręcz symbol amerykańskiej potęgi militarnej i zdolności strategicznych.
Czytaj też: Nie potrzeba atomu, żeby przerażać. Nowy koreański pocisk ma imponujące możliwości
W miarę rozwoju zimnej wojny możliwość wybuchu wojny konwencjonalnej na dużą skalę między supermocarstwami wydawała się nieuchronna. Aby odeprzeć zagrożenie militarne ze strony Związku Radzieckiego i zademonstrować swoją siłę, armia amerykańska poszukiwała innowacyjnej broni zdolnej do szybkiej reakcji na potencjalny atak. Opracowanie działa atomowego M65 było częścią tej strategicznej odpowiedzi i tak oto życie dała mu firma Watervliet Arsenal.
Finalna wersja działa powstała we wczesnych latach 50., kiedy to zakończono etap prototypowy w dążeniu do wielkiej spluwy zaprojektowanej do wystrzeliwania pocisków nuklearnych w celu odstraszania i ewentualnie zwalczania sowieckiej agresji. Atomowa Anna do małych sprzętów nie należała, bo ważyła około 83 tony i charakteryzowała się unikalną, innowacyjną konstrukcją, podczas gdy jej najbardziej wyróżniającą cechą był kaliber rzędu 280 mm, który pozwalał na wystrzelenie pocisku atomowego na maksymalny zasięg około 32 kilometrów. Możliwości tego działa były imponujące, ponieważ było ono w stanie zaatakować cel z wysoką precyzją swoją nawet 15-kilotonową głowicą nuklearną.
Czytaj też: Polska jest jak tarcza dla NATO. Broń atomowa na naszym terenie ma sens
Co najważniejsze, światu nie było dane zapomnieć szybko o M65, bo to działo atomowe trafiło na służbę w 1957 roku w armii amerykańskiej, stając się tym samym pierwszym systemem artyleryjskim zdolnym do przenoszenia ładunków jądrowych. Działa stacjonowały głównie w Europie, gdzie stanowiły integralną część strategii obronnej NATO, sprowadzającej się do koncepcji taktycznej wojny nuklearnej.
Czytaj też: Ile jest atomówek na świecie? Ludzkość nadal stawia na szali własny gatunek
W przypadku sowieckiej inwazji działa miały być przenoszone w pobliże linii frontu i zapewniać kontrę na wszelkie ataki wroga. Zresztą już sama obecność Atomowej Ani na służbie amerykańskiej armii była wystarczająco skuteczną bronią, jako potężny środek odstraszający. Może były w tym tak skuteczne, że finalnie nigdy nie brały udział w wojnie i zostały wycofane ze służby we wczesnych latach 60. ubiegłego wieku. Dziś możemy je oglądać w muzeach wojskowych w całych Stanach Zjednoczonych.