Weźmy i zróbcie, a sukces będzie nasz – mówi Ministerstwo Cyfryzacji
Już nie rządowy, a poselski (bo takie łatwiej się przepycha przez Sejm) projekt ustawy o ochronie małoletnich przed dostępem do treści nieodpowiednich w Internecie jest obecnie procedowany w izbie niższej. Zacznijmy od tego, że pomysł walki z pornografią wśród nieletnich jest słuszny i faktycznie coś w tej sprawie trzeba zrobić. Nikogo jednak nie powinno dziwić, że jak bierze się za to obecna ekipa rządząca, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie inaczej jest w tym przypadku i już nie chodzi o to, że nawet do tak ważnego projektu zapakowano przeróżne wrzutki, kompletnie niezwiązane z tematem. Chodzi o to, że rząd kompletnie nie chce brać odpowiedzialności za to, w jaki sposób blokada treści pornograficznych zostanie przeprowadzona.
To właśnie z tego powodu branża telekomunikacyjna zgodnie przeciwko ustawie protestuje, choć jednocześnie zgodnie jest zdania, że faktycznie z problemem dostępu do treści pornograficznych trzeba coś zrobić. Cała odpowiedzialność za stworzenie skutecznej blokady jest spychana na operatorów. Co słusznie zaznacza Tomasz Bukowski w materiale dla serwisu Telko.In. Rząd jest tu wyłącznie nakazującym i w przypadku niepowodzenia karzącym. Blokada ma działać, a jak, to już problem operatorów, bo jeśli nie zadziała, zapłacą karę.
Czytaj też: Ustawa o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa, czyli Yeti w Sejmie. Nowelizacja przepadła?
Przypomnijmy, że w ramach projektu ustawy, operator będzie miał obowiązek zaproponować klientowi zablokowanie treści pornograficznych na danym numerze lub usłudze. Podobny obowiązek będzie dotyczył dostawców publicznych sieci Wi-Fi. Zdjęcie blokady będzie wymagało potwierdzenia tożsamości pełnoletniego właściciela usługi. Operatorzy będą mieć obowiązek raportowania do Ministerstwa Cyfryzacji, ilu klientów skorzystało z blokady. Raport ma być w pełni anonimowy, zawierający same liczby, choć eksperci i prawnicy nie są w tej kwestii zgodni, bo projekt nie do końca tę kwestię precyzuje. Minister Cyfryzacji zapowiedział złożenie stosownej poprawki prostującej, a jak będzie, czas pokaże.
Gdzie jest NASK? W końcu to on ma największe doświadczenie w filtrowaniu Internetu
Rządowy Poselski projekt całkowicie pomija państwowy NASK. Instytucję, która jak nikt inny w tym kraju zna się na, dosłownie, filtrowaniu Internetu i pojawiających się w nim treści. Tymczasem instytut nie uczestniczył nawet w pracach nad tworzeniem projektu ustawy. W końcu to NASK przygotował raport Nastolatki wobec pornografii cyfrowej, dokładnie opisujący problem, to NASK bardzo dobrze współpracował z operatorami przy blokadzie nadużyć jak np. smishing i to również NASK stworzył mOchronę, czyli filtr służący do… blokady treści pornograficznych. Co więcej, mOchrona to darmowa aplikacja, za pomocą której każdy rodzić chcący zablokować dziecku dostęp do niewłaściwych treści może to zrobić samodzielnie.
Czytaj też: Kryzys migracyjny w polskich sieciach komórkowych
Operatorzy nie chcą być posądzeni o cenzurę. Jaki cel ma rząd w blokowaniu treści pornograficznych?
Protestujący w sprawie ustawy operatorzy nie chcą być posądzeni o wprowadzenie cenzury. Co jest sprzeczne z unijną zasadą otwartego Internetu i prawem dostępu do informacji. Nie chcą być odpowiedzialni za łamanie unijnych przepisów, bo w przypadku oskarżeń jedyne co mogą powiedzieć to – my tylko wykonywaliśmy rozkazy. Trochę słabe tłumaczenie.
Operatorzy nie mają też doświadczenia w filtrowaniu treści w sieci. Tym zajmuje się NASK i to on, jak w przypadku wspomnianych nadużyć, skutecznie wspierał w tym operatorów. No, ale jak już wiemy, o NASK-u rządzący zapomnieli.
W trakcie dyskusji nad projektem pojawiły się zarzuty, ze strony Ministra Cyfryzacji, że operatorzy wolą wprowadzać stosowne blokady, ale odpłatnie:
Zabrakło tu informacji o tym, że nie są to usługi operatorów, a firm trzecich, za usługi których operator musi tym firmom… tak, płacić. Dlaczego więc nie wprowadzić takiej usługi, tylko darmowej firmowanej przez rząd? Zrobionej np. przez NASK na zlecenie Ministerstwa Edukacji i Nauki? A nie, zaraz, to istnieje i nazywa się mOchrona.
Dla rządzących sprawa jest prosta. Każdy głos sprzeciwu wobec ustawy, jak merytoryczny by nie był, można bardzo łatwo zbić. Chęcią seksualizacji dzieci, przyzwoleniem na dostęp do nieodpowiednich treści, chęcią wspierania światowych gigantów pornograficznych, dodatkowego zarobku… Można tu w zasadzie wstawić cokolwiek, a i tak będzie pasowało. Problem polega na tym, że rząd nie chce nic blokować, a chce kazać blokować. Nie ma zamiaru korzystać z dostępnych rozwiązań, edukować, pomagać. Zamiast tego woli nakazywać, karać i czerpać z politycznego złota, jakim jest obecna sytuacja. Bo przecież rząd chce dobrze, a źli operatorzy się buntują. Lepszego scenariusza nie można sobie wymarzyć.