Po kilkunastu latach od pierwszego lotu myśliwce J-20 Chin wreszcie doczekały się nowych silników
Chińska firma CAC jest odpowiedzialna za m.in. jednosilnikowy myśliwiec J-10 oraz J-20, dlatego od dłuższego czasu wspomina się o niej, jako o kandydacie do stworzenia myśliwca szóstej generacji. To jednak bardzo odległy sprzęt, jeśli idzie o jego oficjalne trafienie do służby, więc chińskie lotnictwo słusznie rozwija swoje aktualne myśliwce, nie pomijając ich podstawy, czyli silnika. W skrócie? Chiny chcą zastąpić aktualne silniki myśliwców (WS-10B) na bazie rosyjskiej technologii nowymi silnikami WS-15 rodzimej produkcji, które wpłyną na operacyjność tych samolotów na wielu płaszczyznach.
Czytaj też: Chiny pękają z dumy na myśl o swoim wynalazku. Jakim cudem chcą polecieć tak szybko w kosmos?
Wyposażając myśliwce w lokalnie produkowane silniki, Chiny nie tylko zyskają po stronie gospodarczej, ale też w kwestii ogólnego poziomu gotowości oraz ciągłości w zapewnianiu lotnictwu części zamiennych. Zyski zaliczą też same myśliwce, bo silniki WS-15 mają poprawiać ich osiągi operacyjne, co obejmuje radzenie sobie w ekstremalnych warunkach, a więc przy trudnych warunkach pogodowych i na dużych pułapach. Zwłaszcza że te aktualnie stosowane silniki (starsze i w gruncie rzeczy nieodpowiednie) miały być “niedostosowane do samolotu”, dlatego przy okazji ich wymiany na nowe, przeprojektowano myśliwiec pod kątem struktury, przewodów paliwowych, obwodów elektrycznych i podsystemów.
Efekty tego właśnie zobaczyliśmy, bo w sieci pojawiły się nagrania z testów J-20 z dwoma silnikami WS-15, dzięki którym charakterystyczne myśliwce Chin mają dorównywać amerykańskim F-22 oraz F-35 z silnikami F119 czy rosyjskiemu Su-57. Ten dziewiczy lot myśliwca J-20 z docelowymi silnikami miał miejsce 28 czerwca, a chińskie media niespecjalnie ochoczo podeszły do chwalenia się tym osiągnięciem, a dziwne, bo moment ten jest postrzegany jako znaczący krok w kierunku zmniejszenia wojskowej luki technologicznej między Chinami a USA.
Czytaj też: Będą patrolować niebo nad Tajwanem. Uzbrojone drony postawią się Chinom
Warto podkreślić, że Chengdu J-20 to jednoosobowy chiński wielozadaniowy myśliwiec piątej generacji, który ma już na karku sporo lat. Pierwszy oblot zaliczył bowiem 11 stycznia 2011 roku, jego produkcja w wersji J-20A wciąż trwa, ale inżynierowie rozwijają też dwumiejscowy wariant J-20S, który został po raz pierwszy zauważony w październiku 2021 roku. Jako pierwszy dwumiejscowy myśliwiec stealth na świecie (cięższy, mniej zwrotny i większy, ale za to potencjalnie o wyższym zasięgu), będzie wyjątkowy sam w sobie.
Czytaj też: Chińskie pancerne puszki na kołach znalazły nowego nabywcę. Nie uwierzysz, które to państwo
Te dwumiejscowe myśliwce o dumnej nazwie “Mighty Dragons” (Potężne Smoki) mają doczekać się wsparcia roju dronów, którymi będzie zarządzał dodatkowy pilot, a nawet pełnoprawnej broni laserowej. Tą ostatnią zwykłem od dawna określać mianem broni idealnej nie bez powodu, bo patrząc na jej potencjał, można mieć wrażenie, że kraj, który okiełzna potęgę laserów jako pierwszy, zapewni sobie niewyobrażalną dominację na polu bitwy. Te wiązki skupionej energii podróżujące z prędkością światła i mogące trafiać w odległe cele z zabójczą precyzją. Są całkowicie bezgłośne, nie zdradzają lokalizacji platformy, z której zostały wygenerowane i są bardzo, ale to bardzo tanie w przeciwieństwie do pocisków kosztujących dziesiątki lub setki tysięcy, a nawet grube miliony dolarów.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!