Odkąd Elon Musk przejął Twittera, platforma zmierza ku swojej własnej zagładzie, rozpędzona niczym Tesla na autopilocie, sunąca po drodze krajowej ze śpiącą pasażerką w środku. Nie mogę wyjść z podziwu, że są jeszcze ludzie zdolni bronić poczynań multimiliardera, który w nieco ponad pół roku zdołał przejąć dobrze funkcjonującą platformę, która nie potrafiła na siebie zarobić i zrobić z niej platformę, która co prawda dalej na siebie nie zarabia, ale za to coraz trudniej z niej korzystać.
Dziś na skutek problemów technicznych Twitter był nieużywalny przez większość dnia, a pasmo problemów zakończył (czy może otworzył nowy ich rozdział?) ten Tweet od właściciela platformy:
Poniżej zrzut ekranu dla tych, którzy Twittera nie mają lub którzy z jakiegoś powodu nie mogliby odczytać, wszak jedną z “nowości” jest też to, że od dziś Twitter będzie niedostępny dla niezalogowanych użytkowników. A wszystko to – jak tłumaczy Elon Musk – z powodu “agresywnego pozyskiwania danych” przez “setki organizacji”. Ciekawe, że te organizacje pozyskiwały dane także zanim Elon Musk przejął Twittera i jakoś nie kończyło się to katastrofą; ba, otwarte, darmowe API było jednym z powodów do pochwał dla serwisu stworzonego przez Jacka Dorseya. Cóż, widocznie wywalenie na zbity pysk niemal całego zespołu odbiło się w końcu czkawką.
Limity na Twitterze. Elon Musk ogranicza darmowych użytkowników
Reasumując, “tymczasowe” limity na Twitterze aktualnie wynoszą:
- 6000 przeczytanych postów dziennie dla zweryfikowanych (czytaj: płacących abonament) kont
- 600 przeczytanych postów dziennie dla niezweryfikowanych (czytaj: niepłacących) kont
- 300 przeczytanych postów dziennie dla nowych niezweryfikowanych kont
Ktoś powie, że 600 postów dziennie to bardzo dużo i nie sposób tyle przeczytać w ciągu 24 godzin, ale przecież nikt tu nie mówi o czytaniu ze zrozumieniem (pomijając już fakt, że większość wpisów na Twiitterze wciąż jest ekstremalnie krótka). 600 postów to ja, za przeproszeniem, potrafię przejrzeć podczas jednego posiedzenia. Zresztą tak się złożyło, że dziś na Twitterze nie siedziałem prawie wcale (z powodu awarii), a zdążyłem wykorzystać swój limit w raptem kilkadziesiąt minut od ogłoszenia limitów przez miłościwie nam panującego Elona:
Co ciekawe, przekroczony limit zapytań zdaje się póki co dotyczyć tylko aplikacji mobilnej, bo nadal mogę scrollować do woli Twittera w przeglądarce, ale nie mam wątpliwości, że szybko i ten “błąd” zostanie naprawiony.
Sytuacja jest przy tym dynamiczna – w czasie od rozpoczęcia pisania tego tekstu do jego opublikowania Elon Musk zdążył zapowiedzieć podniesienie limitów do odpowiednio 8000/800/400 tweetów dziennie. Cóż za łaskawość! Tylko czekać, aż miliarder ugnie się pod naporem opinii publicznej i kompletnie się z limitów wycofa.
Internet jest wściekły. Twitterowicze nie szczędzą Elonowi gorzkich słów
Wystarczy zajrzeć pod hasztag #TwitterDown, by zobaczyć oszałamiającą liczbę negatywnych wpisów. Ludzie nie przebierają w słowach, by skomentować głupotę decyzji Elona Muska, choć oczywiście, jak to zwykle w przypadku miliardera bywa, nie brakuje też ludzi broniących jego poczynań (kochani, zrozumcie – on nie wie, że istniejecie i nie skapnie na was jego bogactwo, możecie przestać).
Użytkownicy są wściekli. I całkiem słusznie, bo jeśli te “tymczasowe” limity zostaną utrzymane – a przecież już wcześniej pojawiały się głosy nie tylko na temat limitu wyświetleń, ale też limitu publikacji – to Twitter bez abonamentu Blue stanie się zwyczajnie bezużyteczny. Musk przy okazji koncertowo strzela sobie w stopę z dubeltówki, bo przecież ograniczając liczbę tweetów, jakie mogą zobaczyć użytkownicy danego dnia, ogranicza też potencjalny zasięg reklam, które nadal są głównym źródłem przychodu platformy. Ale jak widać, Elon Musk zawsze miał łeb do interesów.
To kolejna próba, której poddawani są twitterowicze. Osobiście po przetestowaniu Twittera Blue przestałem płacić za abonament mimo tego, że teoretycznie należę do grona ludzi, którzy byliby jego największymi beneficjentami. Jednak sposób zarządzania tym serwisem przez Muska jest tak absurdalny, że nie mogę się pogodzić z dorzuceniem choćby grosika do jego działalności (z tego samego powodu brzydzi mnie myśl o zakupie Tesli, mimo że część mnie bardzo chciałaby to zrobić). A nie ma co się łudzić, lada dzień Twitter w darmowej wersji stanie się kompletnie nieużywalny, więc zostaną nam dwie opcje – albo się zawinąć, albo zapłacić.
Pora powiedzieć to wprost: Elon Musk zepsuł Twittera. Kaprys miliardera doprowadza na skraj upadku jedną z najważniejszych platform społecznościowych na świecie. Nie minął jeszcze miesiąc odkąd Musk oficjalnie przekazał stery nowej dyrektor zarządzającej, Lindzie Yaccarino, ale nie widać, by zmiana kierownictwa przyniosła jakiekolwiek efekty. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedy nowa CEO na dobre zajmie się działaniem Twittera, będzie jeszcze miała czym zarządzać.