Podmioty objęte zapisami aktu o rynkach cyfrowych (DMA) są określane mianem strażników dostępu (gatekeepers). Do tego elitarnego grona nie jest się tak prosto dostać. Jak podaje Fundacja Panoptykon, zapisy DMA obejmują z pewnością czwórkę gigantów sektora technologicznego, określaną skrótem GAFA – Google (Alphabet), Apple, Facebook (Meta) oraz Amazon. Według zapisów zawartych w akcie o rynkach cyfrowych, żaden z objętych nią podmiotów nie będzie mógł faworyzować swoich własnych usług, m.in. w ramach sklepu z aplikacjami. Należy to interpretować tak, że użytkownik ma w zasadzie prawo instalowania na swoim urządzeniu aplikacji z dowolnego źródła.
Na tej zmianie skorzystają oczywiście inne podmioty poza dominującymi Apple i Google, zainteresowane ugryzieniem kawałka tortu na mobilnych platformach. Do tego momentu jestem na tak, ale jak usłyszałem o pomyśle Mety na skonsumowanie tego smakołyku, złapałem się delikatnie za głowę. Facebook miałby bowiem zacząć od zaszywania linków do pobrania aplikacji w reklamach. Ile razy zdarzyło wam się pobrać aplikację po kliknięciu w reklamę na Facebooku? No właśnie, mi też nie, ale oczyma wyobraźni widzę, do czego może to finalnie doprowadzić. Ten swoisty eksperyment rozpocznie się na Androidzie.
Aplikacja pobrana prosto z Facebooka? Już to widzę
Przedstawiciele Mety zapewniają, że korzyścią dla developerów aplikacji będzie wyższy stopień konwersji z ich reklam na Facebooku, niż w przypadku tradycyjnych reklam odsyłających do pobierania programu w sklepie Google Play. Przynajmniej na etapie pilotażu Facebook nie będzie również z tytułu takiego pośrednictwa pobierać prowizji od sprzedaży płatnych aplikacji przez reklamy w serwisie społecznościowym, kierujące do alternatywnego sklepu. Mnie jednak martwi perspektywa zwykłego użytkownika, o którego bezpieczeństwo w sytuacji korzystania z innego sklepu nie jestem już tak pewien.
Czytaj też: Microsoft przełamie duopol Apple’a i Google’a? Sklep z grami mobilnymi Xbox trafi do wszystkich
Google wykonał sporo pracy (nadal mając wiele do zrobienia), żeby odsiewać podejrzane aplikacje ze swojego sklepu. Nie sposób nie docenić takich mechanizmów jak Google Play Protect. A ponad wszystko trudno mi zaufać platformie społecznościowej, która ewidentnie nie radzi sobie do końca z falą dezinformacji i wszelkiej maści naciągaczami, których śliskie posty reklamowe wyświetlają mi się praktycznie każdego dnia w widoku aktualności. Sądzicie, że trudno będzie podszyć się pod znaną markę, oferując użytkownikom aplikację do pobrania?
Za dużo widziałem już podobnych przypadków poza światem aplikacji. Bardziej pod tym względem ufałbym Microsoftowi, który o zamiarze uruchomienia w Europie własnego sklepu z aplikacjami dla iOS i Androida informował już w marcu tego roku. O ile obejście blokady instalacji aplikacji pochodzących z zewnętrznego źródła jest w Google dużo łatwiejsze (w końcu w Sieci nie brakuje repozytoriów plików APK), ciekaw jestem, jak zapisy aktu o rynkach cyfrowych zostaną zrealizowane w bardziej restrykcyjnym systemie iOS. Jedno wydaje się pewne, nawet giganci będą musieli się ugiąć przed nowym prawem, aby móc dalej działać w Europie.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!