Na co dzień jestem użytkownikiem Garmina Fenix 6 Pro. Miałem też okazję zapoznać się z Fenixem 7 oraz nowym Epixem 2. Byłem więc bardzo ciekaw, czy Fenix 7 Pro oferuje dość nowości, by usprawiedliwić tak drastyczny skok cenowy względem poprzedniej generacji. Wszak trzeba pamiętać, że testowany tu Fenix 7 Pro Sapphire Solar Edition to koszt przeszło 4299 zł, a nawet najtańszy wariant, pozbawiony szafirowego szkła, kosztuje 3869 zł. Ładowanie solarne jest tym razem obecne w każdym wariancie. Czy to ma sens, o tym za chwilę, ale wróćmy jeszcze na moment do ceny.
Seria Fenix jeszcze nigdy nie była tak blisko cenowo serii Epix. Ba, teoretycznie topowy Garmin Epix 2 kosztuje dziś 3199 zł (3899 zł w wersji ze szkłem szafirowym), a do tego oferuje piękny wyświetlacz AMOLED, który może przekonać do siebie wiele osób. W cenie zbliżonej do Garmina Fenix 7 Pro możemy też nabyć Apple Watcha Ultra, który dla wielu ludzi może stanowić bardziej „inteligentną”, a przez to bardziej wartą rozważenia alternatywę dla stricte sportowych zegarków Garmina.
Przez ostatni miesiąc korzystałem z obydwu zegarków i wiem już dwie rzeczy. Po pierwsze – to zegarki dla zupełnie innej grupy ludzi. Po drugie – „nowszy” wcale nie musi oznaczać „lepszy”.
Gwoli ścisłości: w tym tekście skupię się na cechach właściwych tylko Feniksowi 7 Pro i porównaniu go do Apple Watcha Ultra. Jako że ma on z grubsza 1:1 te same funkcje, co Epix 2, chętnych do bardziej szczegółowego opisu tych funkcji zapraszam do poniższego tekstu:
Garmin Fenix 7 Pro to wzór wytrzymałości
Zacznę od tego, co w Feniksie 7 Pro bardzo mi się podoba i czym Garmin wciąż łoi Apple’a jak chce – mowa o konstrukcji i estetyce.
Apple Watch Ultra… cóż, powiem szczerze, że na zdjęciach podobał mi się bardziej niż na żywo. Na żywo nawet zwykłe Apple Watche wydają się ładniejsze, podczas gdy Apple Watch Ultra wygląda jak zegarek Apple’a zamknięty w jednym ze wzmacnianych etui. Mówiąc wprost – jest brzydki, a już na pewno nijaki. Nic tu do siebie nie pasuje, a już w ogóle opaski anteny na wystającym rancie dookoła ekranu i denko zegarka wykonane z innego tworzywa od reszty konstrukcji sprawiają, że najdroższy Apple Watch wygląda jak sklejony z trzech niepasujących do siebie elementów.
Do tego przyciski są tak czułe (szczególnie pomarańczowy przycisk specjalny), że notorycznie wciskam je przez przypadek, zarówno podczas codziennego użytkowania, jak i podczas treningu. Przycisk dodatkowy w końcu musiałem wyłączyć, tak strasznie irytowało mnie ciągłe uruchamianie funkcji, ale niestety dalej zostaje problem koronki, która wciska się przy byle zgięciu ręki.
W Garminie te wszystkie problemy są obce. Przede wszystkim, jakkolwiek to brzmi, Fenix 7 Pro jest bardzo męski. Muskularny wręcz. Oczywiście to nic nowego, bo przecież ten zegarek wygląda w zasadzie jota w jotę jak poprzednie Fenixy czy Epix, ale to nie zmienia faktu, że ten zegarek cieszy oko. I mówię to mimo tego, że trafiła do mnie ta „brzydsza”, czarna wersja o średnicy 47 mm z czarnym paskiem. Wersja tytanowa z beżowo-pomarańczowym paskiem wygląda jeszcze lepiej.
Przyciski, mimo tego, że jest ich pięć, stawiają na tyle wyraźny opór, że ani razu nie zdarzyło mi się ich wcisnąć przypadkiem. I w przeciwieństwie do Apple Watcha, tutaj przyciski mogą nam służyć w 100% do obsługi interfejsu. Do dyspozycji mamy też ekran dotykowy, ale w Garminie nie trzeba miziać palcem po ekranie w celu zrobienia czegokolwiek, jak ma to miejsce w zegarku z Cupertino. Jest to szalenie przydatne zwłaszcza zimą, gdy chodzimy w rękawiczkach, ale także gdy mamy mokre dłonie i ekran dotykowy odmawia współpracy.
Podobnie rzecz się ma z kwestią wytrzymałości. Mój Garmin Fenix 6 Pro po dwóch latach bardzo intensywnego użytkowania wygląda w zasadzie jak nowy. Nie mam żadnych wątpliwości, że z Fenixem 7 Pro będzie tak samo. Tymczasem Apple Watch Ultra… w ogóle nie budzi mojego zaufania. Ekran, choć teoretycznie szafirowy, już pokrywają mikroryski, a mam go dopiero miesiąc! Nie mówiąc już o tym, że brudzi się dosłownie od patrzenia. Mikroprzetarcia zaczęły się też pojawiać na samej obudowie. Mam też znajomych, których Apple Watche Ultra bardzo źle zniosły próbę czasu, więc mimo tego, że teoretycznie wytrzymałości temu produktowi nie można odmówić, to nie potrafię mu zaufać w takim stopniu, jak Garminowi.
Jest tylko jeden element, który w Apple Watchu wypada lepiej (czy raczej: mniej źle) i jest to pasek. AW Ultra otrzymałem do testów z paskami Alpine Loop oraz Trail Loop. Żadnego z nich nie polubiłem, żaden z nich mi się nie podoba, a do tego w dotyku są tak tanie, że zapłaciłbym za nie góra 15 zł na AliExpress, podczas gdy u Apple’a kosztują prawie pół tysiąca złotych (!). Są jednak ponadprzeciętnie wytrzymałe, bardzo wygodne i szybkoschnące.
Garmin dotąd był dla mnie wzorem tego, jak trzeba robić paski do zegarków, tym bardziej, że na większość pasków syntetycznych mam alergię. Na Garminy nigdy alergii nie miałem, nigdy też nie miałem problemu z obcieraniem skóry, niezależnie od tego, z którym Garminem miałem do czynienia.
Tymczasem pasek Fenixa 7 Pro nastręczył mi nie lada problemu. Czuć od razu, że to pasek wykonany z innej mieszanki i ma też nieco inny projekt niż poprzednie modele. Już pierwszego dnia widziałem, że zegarek obciera mi skórę i zostawia głębokie odciski podczas pracy przy komputerze. Po kilku tygodniach okazało się jednak, że nie tylko nie jest on przesadnie wygodny, ale też spowodował u mnie paskudne uczulenie, przez które musiałem przestać go nosić na kilka dni, a następnie wymienić pasek na ten, który noszę w Feniksie 6 Pro.
Na szczęście wymiana pasków Quick Fit to rzecz banalna, ale wszystkich alergików przestrzegam, że nowy Garmin to już nie to samo i po zakupie nowego zegarka może zajść konieczność dokupienia do niego nowego paska.
Największa zmiana konstrukcyjna i mój ulubiony element Garmina Fenix 7 Pro
Od strony konstrukcyjnej Fenix 7 Pro przyniósł tylko dwie istotne zmiany względem Fenixa 7 – nowy czujnik tętna Elevate 5 (o którym za chwilę) oraz wbudowaną latarkę, która była wcześniej dostępna tylko w największym Feniksie 7X oraz Instinct 2X. W wersji Pro dostępna jest w każdym rozmiarze i powiem wprost: dla mnie to jest game-changer, przez który myślę o zmianie zegarka na nowy.
Dostęp do latarki o takiej mocy na nadgarstku, bez konieczności sięgania po telefon czy dodatkową latarkę, dosłownie zmienił moje życie. Na wieczornym spacerze z psem nie muszę już wyciągać telefonu, by dostrzec, w którym miejscu dokładnie pies załatwił swoje sprawy. Nie muszę się też przejmować, jeśli w losowym momencie gmina postanowi oszczędzić na oświetleniu ulic nocą. Latarka w Feniksie 7 Pro nie ma jakiegoś przesadnie wielkiego zasięgu, ale jest dostatecznie jasna, by oświetlić drogę na kilka kroków do przodu, a jej uruchomienie to kwestia dwukrotnego wciśnięcia lewego-górnego przycisku.
Apple Watch Ultra również oferuje tryb latarki, w którym to rozświetla swój super-jasny ekran AMOLED, ale tak naprawdę to proteza. Moc latarki Apple Watcha jest bez porównania niższa, a do tego podświetlenie ekranu jest totalnie niepraktyczne; żeby oświetlić drogę czy podłogę, gdy idziemy nocą przez korytarz, trzeba nienaturalnie przekręcać nadgarstek. Tymczasem w Garminie dioda jest zamontowana na krawędzi urządzenia i świeci idealnie do przodu. Ta jedna zmiana to bezapelacyjnie moja ulubiona funkcja Fenixa 7 Pro.
Garmin Fenix 7 Pro czy Apple Watch Ultra? Na co dzień wybór jest dość skomplikowany
Nie da się ukryć, że z tej dwójki to Apple Watch jest nieporównywalnie lepszym zegarkiem. Do możliwości zaraz przejdziemy, ale nawet sama interakcja z interfejsem jest na Apple Watchu przyjemniejsza, gdyż ma on ładniejszy, większy (wyświetlacz AMOLED), a interfejs błyskawicznie reaguje na dotyk. Tymczasem Garmin Fenix 7 Pro oferuje wyświetlacz MiP (Memory-in-Pixel), który jest tym bardziej czytelny, im więcej słońca na niego pada.
W pełnym słońcu jest on lepiej widoczny niż ekran AW Ultra, choć muszę podkreślić, że wersja sapphire znacząco ogranicza tę widoczność i dość drastycznie redukuje kąty widzenia. Jeśli zależy nam na największej możliwej czytelności wyświetlacza, lepiej postawić na wersję bez szafirowego szkiełka.
Sam wyświetlacz jednak nikogo jakością nie zachwyci. Panel ma zawrotne 260×260 px rozdzielczości (prawie dwukrotnie mniej niż Epix 2 czy AW Ultra) i nie wygląda zbyt ładnie. Obsługa dotykiem jest dość ociężała i nieintuicyjna, a obsługa przyciskami wymaga wprawy. Apple Watch dla kontrastu jest szybki i responsywny jak topowy smartfon. Wszystko tu działa natychmiastowo i wygląda pięknie – od tarcz po elementy interfejsu.
Apple Watch Ultra to też bez porównania bardziej inteligentny zegarek. Nawet nie będę zaczynał wymieniać, o ile więcej potrafi, bo byłoby to dla Garmina upokarzające. Dość tylko powiedzieć, że jeśli zależy Ci przede wszystkim na funkcjach smart, to Apple Watch powinien być zegarkiem pierwszego wyboru.
Nie oznacza to jednak, że Fenix 7 Pro jest kompletnie głupi, co to, to nie. Mamy tu podstawowe możliwości, takie jak przekazywanie powiadomień, automatyczne odpowiedzi, pogodę czy dostęp do kalendarza. Możemy też sterować muzyką z telefonu (lub wgrać ją wprost na zegarek) a także płacić przy użyciu usługi Garmin Pay. Nie jest ona co prawda obsługiwana przez wszystkie banki, ale te najbardziej istotne ją wspierają.
Osobiście brak funkcji smart nigdy mi w Garminach nie przeszkadzał. Nie da się jednak zaprzeczyć, że w tej rundzie Apple wygrywa przez nokaut… a może raczej wygrałby, gdyby nie jedna, fundamentalna kwestia: czas pracy.
Wszystkie te możliwości smart i wielki, piękny ekran o jasności 2000 nitów przekładają się na czas pracy, który można określić słowami żałosny lub akceptowalny, zależnie od perspektywy. Jest lepiej niż w zwykłych Apple Watchach. Niektórzy nawet wyciskają z niego ponad 3 dni (przy wyłączonym Always-on-Display). Mi się jednak ani razu nie udało wycisnąć z niego więcej niż 48 godzin w mniej intensywne dni, a gdy dochodził do tego trening z monitorowaniem GPS, czas ten spadał do nieco ponad 36 godzin. Dodam dla porządku, że niczego nie ograniczam. Ekran jest zawsze włączony (w końcu po to noszę zegarek), wszystkie funkcje i pomiary działają przez cały czas. Z drugiej jednak strony, moje użytkowanie nie jest jakieś ekstrawaganckie. Nie steruję smart domem, nie rozmawiam przez zegarek, nie odpisuję z niego na wiadomości. A mimo to czas pracy Apple Watcha Ultra to po prostu porażka.
W Garminie z kolei możemy śmiało liczyć na 8-10 dni nawet podczas najbardziej intensywnego użytkowania, z codziennymi treningami włącznie. W mniej intensywne tygodnie bez trudu wytrzymywał nawet i więcej. Jeśli o czas pracy chodzi, Garmin deklasuje Apple’a. Tu jednak dodam, że nie mam pojęcia, ile trzeba być na zewnątrz, by ekran z ładowaniem solarnym miał jakiekolwiek przełożenie na czas pracy. Osobiście nawet w te dni, gdy spędzałem pół dnia na ogrodzie plus kilka godzin spacerując z psem, nie odczułem w jakimkolwiek stopniu wpływu energii słonecznej na czas pracy zegarka.
Sam Garmin też nie potrafi przekazać informacji, jak nasłonecznienie wpływa na ten parametr; o ile możemy podejrzeć, jak długa była ekspozycja zegarka na słońce, tak aplikacja Garmin Connect nie informuje, jakie miało to przełożenie na poziom energii w akumulatorze. A szkoda.
Jaki zegarek sportowy wybrać – Garmin Fenix 7 Pro czy Apple Watch Ultra? Dla mnie odpowiedź jest tylko jedna
Ok, uczciwie rzecz ujmując, dla znakomitej większości populacji możliwości fitnessowe Apple Watchy są więcej niż wystarczające. Jak ktoś jest podatny na gamifikację i „zamykanie pierścieni”, to tym bardziej Apple Watch może skutecznie skłonić do podjęcia codziennych wyzwań zdrowotnych. Od ostatniej generacji WatchOS zegarki Apple’a nauczyły się też serwować całkiem sensowną ilość informacji dla biegaczy, więc i tutaj AW Ultra może być dla wielu osób wystarczający.
Nie ma on jednak nawet ułamka możliwości Garmina, zarówno jeśli chodzi o ilość zbieranych danych po treningu, jak i sposób ich przedstawienia. Ja sam biegaczem nie jestem, na rower też wsiadam stosunkowo rzadko, ale bardzo często uprawiam szybkie marsze z psem i regularnie ćwiczę na siłowni. Tutaj w ogóle Apple Watch wygląda przy Garminie jak zabawka, bo Garmin oferuje rozbudowany, zaawansowany tryb treningowy, z odmierzaniem interwałów i liczeniem powtórzeń, podczas gdy Apple Watch oferuje… stoper i pomiar tętna. Oczywiście można sobie doinstalować aplikację 3rd party ze sklepu, ale jednak fabrycznie sensownego trybu siłowego nie ma.
Muszę jednak przyznać, że tym razem Garmin mnie zirytował, dodając dwa nowe parametry. Oceny formy na podbiegach nie testowałem, bo nie biegam, ale już ocena wytrzymałości wjechała mi na ambicję. Uważam, że kondycję mam zupełnie w porządku; zresztą sam Garmin wykazuje parametr VO2 Max na poziomie powyżej 55, czyli całkiem przyzwoitym jak na kogoś, kto nie biega maratonów.
Tymczasem według Fenixa 7 Pro moja wytrzymałość mieści się w zaledwie znośnym poziomie. Zauważyłem jednak, że ten parametr dość łatwo oszukać, bo najbardziej wpływają na niego treningi z gatunku cardio. Podejrzewam, że wystarczyłoby kilka razy iść pobiegać, a parametr poszybowałby w górę, mimo że realistycznie moja kondycja aż tak by się nie poprawiła.
Ciekawie natomiast prezentuje się porównanie jakości łączności satelitarnej, która w Garminie teoretycznie powinna być lepsza, za sprawą wielopasmowego odbiornika GPS. Wybrałem się zatem na dłuższy spacer z psem po dość wymagającym terenie, by porównać ślad z Garmina i z Apple Watcha, i o dziwo Garmin wypadł zdecydowanie gorzej.
Apple Watch poprawnie odczytywał moją pozycję po jednej lub drugiej stronie ulicy, podczas gdy Garmin albo pokazywał, że idę środkiem drogi, albo że w ogóle idę gdzieś obok. Oczywiście może to być kwestia niezgodności nakładki mapy w zegarku z odczytem GPS, ale prawdę mówiąc wątpię.
Garmin też w zaskakujący sposób ścinał zakręty, jakby w kontrze do Apple Watcha, który ma tendencję do zaokrąglania zakrętów (w Apple’u tacy esteci, że pewnie dzieje się tak z pobudek stricte wizualnych, żeby ładnie wyglądało na mapce…).
O dziwo rozczarowaniem okazał się też czujnik tętna piątej generacji, Elevate 5. Mam wrażenie, że rejestrował on zmiany znacznie wolniej niż Elevate 4, a już na pewno wolniej niż Apple Watch Ultra. Widziałem to zarówno podczas biegania, jak i (w szczególności) podczas treningu siłowego. W Apple Watchu zmiana odczytu tętna następowała w zasadzie natychmiast po rozpoczęciu przerwy w ćwiczeniach. W Garminie z kolei czasem potrzeba było aż 20-30 sekund, by zegarek zarejestrował niższy pomiar (lub wyższy), co w praktyce oznaczało, że czasem zdążyłem rozpocząć kolejną serię nim zegarek zdążył w ogóle zarejestrować przerwę.
W moim odczuciu Garmin wygrywa jednak w jeszcze jednym obszarze, a mianowicie (sam nie wierzę, że to mówię) – w obsłudze aplikacji.
Do obsługi zegarków Garmina i wszystkich gromadzonych przez nich danych używamy aplikacji Garmin Connect. Mamy tam wszystko, prócz sklepu z dodatkowymi aplikacjami (z którego i tak nikt nie korzysta). Tymczasem do obsługi Apple Watcha potrzeba aż trzech aplikacji (!). Wyglądem i funkcjami zegarka zarządzamy z poziomu aplikacji Watch, dane fitnessowe są w aplikacji Fitness, ale nie wszystkie, bo część znajdziemy też w aplikacji Zdrowie, razem z pomiarami zdrowotnymi, np. pomiarem snu. Jest w tym jakaś logika, oczywiście, ale obsługa trzech aplikacji w praktyce jest upierdliwa.
Garmin i Apple zbierają też co prawda zbliżoną ilość danych zdrowotnych, ale to Garmin przedstawia je w bardziej czytelnej formie. Niezmiennie uwielbiam poranny raport Garmina, w którym przeczytamy, jaka była jakość naszego snu, jaki jest poziom regeneracji, jaka jest nasza gotowość do treningu i jaki trening możemy dziś wykonać. Mała rzecz, ale naprawdę zmienia odbiór urządzenia i sposób naszej interakcji z nim na dłuższą metę. Chciałbym, żeby Apple bezczelnie skopiował to rozwiązanie od Garmina, jak np. zrobił to już Amazfit, bo to naprawdę miły i przydatny dodatek.
Garmin Fenix 7 Pro prawie mnie przekonał. Czy warto go wybrać zamiast Apple Watcha Ultra?
Jako posiadacz Fenixa 6 Pro silnie czułem pokusę, by wymienić zegarek na nowy, zwłaszcza za sprawą wbudowanej latarki. Jednak jeśli chodzi o konstrukcję, możliwości, etc., to poza tą jedną funkcją nie widzę cienia powodu, by dopłacać mnóstwo pieniędzy do nowej generacji Fenixa.
Jeżeli jednak chodzi o porównanie do Apple Watcha Ultra, to odpowiedź na pytanie „który wybrać” jest tu wysoce indywidualna.
Obydwa zegarki są ponadprzeciętnie wytrzymałe (choć Garmin bardziej). Obydwa oferują mnóstwo funkcji, zarówno sportowych, jak i inteligentnych (choć Apple więcej). Który zatem wybrać?
Jeśli zależy Ci przede wszystkim na funkcjach smart i na tym, by zegarek był przedłużeniem Twojego telefonu – Apple Watch Ultra będzie jak znalazł. A może i nawet zwykły Apple Watch Series 8, jeśli nie potrzebujesz podwyższonego poziomu wytrzymałości i marginalnie dłuższego czasu pracy. I tak będziesz ładować ten zegarek co drugi dzień.
Jeśli jednak funkcje smart są drugorzędne i potrzeba Ci co najwyżej płatności i powiadomień, a kluczowe dla Ciebie są funkcje sportowe, to Garmin nadal trzyma palmę pierwszeństwa, tylko… nie jestem pewien, czy akurat Fenix 7 Pro będzie tu najlepszym wyborem. W sytuacji, gdzie Fenix 7 (bez Pro), Epix 2 czy nawet seria Instinct 2 są o tyle tańsze, Garmin Fenix 7 Pro jest produktem, który naprawdę trudno polecić. Nie za te pieniądze, w każdym razie.