Fujifilm Instax łatwo zlekceważyć, ale lepiej tego nie robić
Tymczasem, jeśli się wgłębić w wyniki finansowe Fujifilm, to się okaże, że jest to główny koń pociągowy odpowiadający za wyniki finansowe działu obrazowania i odpowiada już za 65% obrotów – co oznacza, że inne produkty, w tym aparaty cyfrowe Fujifilm X i GFX stanowią zaledwie 35%. Tyle jeśli chodzi o potencjał tych „zabawek”, co sprowadza mnie z powrotem do Instaxa SQ40, najnowszego przedstawiciela linii.
Pierwszy kontakt z aparatem jest bardzo przyjemny – Instax SQ40 wygląda znakomicie, do tego jak sprzęt z zupełnie innej epoki. Korpus wykonany jest z plastiku, pokrytego namiastką skóry. Wszystkie krawędzie są zaokrąglone, pod kciukiem udało się nawet zmajstrować namiastkę gripu, w którym ukryty został licznik zdjęć. Większą część tylnej ścianki zajmuje zamykana na zatrzask klapka umożliwiająca ładowanie wkładów. Na bokach producent umieścił uchwyty pozwalające założyć pasek do noszenia aparatu na szyi.
Przód to przede wszystkim składany obiektyw – przekręcając go wysuwamy go do położenia roboczego i zarazem uruchamiamy aparat. W takim ustawieniu Instax SQ40 daje ostry obraz w zakresie od 0,5 m do nieskończoności. Przekręcając dalej w pozycję „selfie” aparat ostrzy w zakresie 30 cm – 50 cm – celowanie w odwróconej pozycji jest jednak utrudnione, można do tego skorzystać z niewielkiego lusterka umieszczonego z przodu obiektywu, ale jest to mocno niedokładne. Dla porządku odnotuję jeszcze, że sam układ optyczny jest chroniony zasuwanymi żaluzjami, a po przeciwnej w stosunku do lusterka stronie znalazły się czujniki pomiaru światła – osobno dla migawki, osobno dla lampy błyskowej.
Przycisk spustu umieszczony został na niewielkim wybrzuszeniu po prawej stronie obiektywu – jest dzięki temu łatwo dostępny. Nad spustem znajduje się prosty celownik lunetkowy, z zaznaczonym w centrum punktem pomiaru światła. No i jest jeszcze lampa błyskowa, umieszczona w lewym rogu aparatu.
Jak się bawić, to z Instaxem Square SQ40
Przygotowanie aparatu do pracy jest tak proste, że poradzi sobie z tym dziecko. Najbardziej „skomplikowana” czynność z tym związana to otworzenie klapki i założenie baterii – SQ40 zasilany jest z dwóch ogniw litowych typu CR2, które wystarczają na zrobienie około 300 zdjęć. Następnie otwieramy dużą klapkę z tyłu, zdejmujemy folię zabezpieczającą z wkładu i zakładamy go do aparatu – i doprawdy nie sposób zrobić tego źle, bo pakiet pasuje tylko w jeden sposób, a gdyby ktoś znalazł w sobie zbyt mało rozumu, a zbyt wiele siły, to prawidłowe położenie sygnalizują też żółte linie na komorze i wkładzie. Po założeniu wkładu robimy puste zdjęcie – mechanizm wysuwa wtedy ze szczeliny odbiorczej na górze aparatu zabezpieczający papier z wkładu i aparat jest gotowy do pracy.
„Ty naciskasz spust, my robimy resztę”
Fujifilm Instax SQ40 to aparat typu point-and-shoot. Oznacza to, że nasza rola sprowadza się do wybrania kadru z pomocą celownika lunetkowego i naciśnięcia spustu. Migawka dobierana jest automatycznie, w zakresie od 0,5 s do 1/400 s, aparat potrafi też synchronizować błysk przy długiej ekspozycji. Służąca do kadrowania lunetka nie jest zestrojona z układem optycznym i przy zdjęciach z bliska trzeba pamiętać o zjawisku paralaksy i konieczności jej skorygowania – w celowniku zabrakło niestety ułatwiających to wskaźników, ale na szczęście po jednej czy dwóch próbach mamy już pojęcie jaka poprawka jest niezbędna.
Lampa błyskowa pracuje zawsze, niezależnie czy to jest potrzebne, czy nie. Moc błysku dobierana jest za pomocą czujnika z przodu obiektywu. Ponieważ lampy wyłączyć się nie da, w sytuacjach, gdy błyskanie flashem jest zbędne albo niewskazane (nie mówiąc o zakazie używania lamp w niektórych miejscach) sugeruję zasłonić reflektor ręką – rozwiązanie może mało eleganckie, ale skuteczne.
Po kilku sekundach od naciśnięcia spustu ze szczeliny wysunie się naświetlone zdjęcie, które w ciągu następnych kilku minut się samoczynnie wywoła i utrwali. Fujifilm podaje, że proces trwa około 90 sekund, ale nie jest to prawdą – wtedy co prawda już wszystko widać, ale ostateczną kolorystykę i tonalność uzyskamy po mniej więcej 5 minutach.
Jakość zdjęć – vintage i tak ma być
Fujifilm Instax SQ40 wykonuje zdjęcia w formacie kwadratowym, o rozmiarze 62 mm x 62 mm, a cały wkład ma 72 mm x 86 mm. Dostępne są w tej chwili wkłady kolorowe w kilku wariantach wykończenia ramki oraz wkłady monochromatyczne, testowałem jednak wyłącznie wkłady barwne. Kwadratowy format w mojej opinii jest najlepszym wyborem, ułatwia kadrowanie, zwłaszcza podczas nauki.
Jakość zdjęć jest niezła – jak na materiały natychmiastowe. Gotowe fotografie mają wygląd typowy dla vintage, czyli sprane kolory, z winietą, skromna ostrość, będąca tyleż efektem rysowania bardzo prostego obiektywu, co własnością materiału światłoczułego. Jest to oczywiście zabieg celowy – nikt mający choćby dwie sprawne szare komórki nie będzie przecież próbował tym zastąpić cyfry, bo nie o to tu chodzi.
Kluczem do zrozumienia fenomenu Instaxa (zatem także Instaxa SQ40) jest zabawa – zatem nieprzewidywalność i charakterystyczny wygląd zdjęć są tu tak samo celem, jak i środkiem. I to się sprawdza w praktyce, o czym mogę zaświadczyć jako wieloletni użytkownik aparatów cyfrowych – sięgając po Instaxa bawię się świetnie, nie bacząc zbytnio na efekt końcowy. Co najmniej równie dobrze, a chyba nawet lepiej bawi się mój 10-letni syn, który właśnie zaczął zauważać różnicę między zdjęciem, a zdjęciem dobrze skadrowanym i chętnie po Instaxa SQ40 sięga. Okazuje się, że prosty celownik lunetkowy pozwala mu wykroić ciekawy kadr łatwiej, niż aplikacja w smartfonie, a prosta obsługa aparatu pozwala się lepiej skupić na zdjęciu. Ograniczona ilość zdjęć dostępnych w jednym wkładzie pomaga też zastanowić się PRZED naciśnięciem spustu czy rzeczywiście cel jest warty fotografii.
Najlepiej oczywiście bawimy się razem, szukając co by tu sfotografować i wymyślając jak to zrobić przy użyciu ograniczonych środków. Fujifilm Instax SQ40 jest zatem świetnym aparatem do nauki podstaw, zanim przyjdzie czas na kwestie bardziej techniczne. Nikogo nie odstraszy, każdego rozbawi. Należy jedynie pamiętać, żeby nie dawać Instaxa do zabawy dzieciom naprawdę małym bez kontroli – w materiale światłoczułym obecne są niewielkie ilości żrących, silnie alkalicznych odczynników chemicznych, które przy niedelikatnym obejściu się ze zdjęciem podczas wywoływania mogą doprowadzić do oparzeń.
Fujifilm Instax SQ40 – kupić, nie kupić?
Fujifilm Instax SQ40 jest bardzo udanym aparatem. Wygląda świetlnie, jak klasyk z innej epoki, jest wygodny i bardzo prosty w użyciu no i oferuje czystą radość z fotografowania, mierzoną w kilogramach i tonach. Jakość? Wystarczająca do zabawy. Jedyną wadą jaką znalazłem jest cena (około 650 zł za aparat), która mogłaby być niższa (i wysoki koszt wkładów (około 50 zł za wkład 10 sztuk, w pakiecie 2 x 10 szt. około 75 zł). Ale jeśli to nas nie odstrasza polecam serdecznie, sam zresztą zapewne kupię Instaxa SQ40 dla progenitury. Zabawa jest doskonała, a o to w tym sprzęcie chodzi.