Wybaczcie nieco clickbaitowy tytuł i wstęp, choć technicznie rzecz biorąc wszystko się zgadza. To koniec Twittera. Koniec tweetowania. Od teraz będziemy iksić. Albo eksić. Wysyłać eksy? Wysyłać do ex? Cholera wie, jak Elon Musk wyobraża sobie nowy branding swojego serwisu po zmianie nazwy. Bo tak, Elon Musk właśnie zmienił nazwę Twittera na… X.
Twitter zmienia się w X. Raczej XD
To, co na Twitterze działo się w weekend na koncie Elona Muska, w normalnych warunkach określiłbym mianem alkotwittera, ale przecież mówimy o wizjonerze i geniuszu, więc chaotyczna seria dziwnych tweetów, którą Musk zaspamował Twittera z pewnością była przemyślana. W każdym razie w efekcie końcowym z tego chaosu wyłonił się nic nieznaczący X.
Tak teraz będzie się nazywał Twitter. X. Domena – x.com (nie mylić z x-kom). Jestem więcej niż pewien, że jeszcze przez co najmniej pół dekady wszyscy będą mówić na to „Twitter”, ale pozostaje faktem, że oficjalnie Twitter przestał dziś istnieć. Elon Musk nie dostarczył zbyt wielu wyjaśnień dla tej zmiany, prócz „lubię literę X” (ach, wielki człowiek).
Nieco więcej światła na sprawę rzuciła Linda Yaccarino, CEO Twitte… a przepraszam, iksa, mówiąc o tym, że rzadko się zdarza, by biznes miał okazję po raz drugi zrobić pierwsze wrażenie. W serii tweetów (iksów?) sypnęła też zdrową porcją marketingowego bullshitu o tym, jak to X oznacza „nieograniczoną interaktywność”, skupioną wokół dźwięki, wideo, wiadomości, płatności i bankowości.
Tym samym potwierdza się to, co podejrzewaliśmy od dawna – Musk chce mieć swojego WeChata
Aplikację do wszystkiego, która ma się stać dla ludzi nie tylko siecią społecznościową, ale także komunikatorem, operatorem płatności, sklepem, słowem: wszystkim. Jakkolwiek uważam Muska za dzbana, a nie wizjonera, tak koncepcja jest mimo wszystko słuszna. Zachód nie ma tego typu aplikacji, a WeChat bije rekordy popularności na Wschodzie. To rynek, którego dotąd nikt nie był w stanie u nas zagospodarować (choć wielu, np. Facebook, bardzo się starało). Potencjał biznesowy jest więc ogromny i to trzeba miliarderowi oddać.
Odrębną kwestią jest jednak zaoranie cenionej marki na rzecz „X”. Musk podchodzi do tematu, za przeproszeniem, od dupy strony, najpierw zmieniając nazwę, a potem dopiero planując wdrożyć nowe funkcjonalności. Dziś Twitter jest Twitterem. Kulawą, okaleczoną przez nowego właściciela platformą społecznościową, w której z tygodnia na tydzień coraz więcej funkcji staje się płatnych. Twitterowi ekstremalnie daleko do bycia „aplikacją do wszystkiego”.
Nikt zapewne by nie narzekał, gdyby Twitter najpierw rozrósł się o dodatkowe funkcje, a dopiero potem – gdy już jego pierwotna tożsamość nie miałaby wiele wspólnego z tym, czym się stał – zmienił nazwę na taką, która bardziej pasuje do jego nowych możliwości. Tymczasem Elon Musk postanowił zrobić dokładnie na odwrót, wprowadzając chaos komunikacyjny.
Osobiście zgadzam się z głosami, które mówią, że Musk zrobił to z jednego powodu: by przerwać niekończące się pasmo krytyki pod jego adresem, odkąd stał się właścicielem Twittera. Nikt już nie będzie mógł powiedzieć, że Elon zepsuł Twittera, bo Twittera już nie ma. Jest X. A Musk może teraz do woli opowiadać, jak to buduje aplikację przyszłości od zera, tak jak „od zera” zbudował swoje imperium. A nie, czekaj…