Nie obraziłbym się za możliwość pojeżdżenia w ładnych okolicznościach przyrody Mercedesem CLE Coupe. W oczekiwaniu na zaproszenie do testów, powiem dziś krótko o samej przeglądarce, która dołączyła do zestawu aplikacji, jakie można zainstalować w tym aucie. Nigdy nie zwracałem specjalnej uwagi na dostawcę takiego rozwiązania i muszę przyznać, że dotychczasowe doświadczenia z używania internetu na samochodowym ekranie mam śladowe.
Dość dygresji: Vivaldi. Mówi Wam coś ta nazwa? To przeglądarka internetowa, za którą stoi Jon von Tetzchner, współzałożyciel i były szef Opera Software. Oczywiście Vivaldi ma już aplikację dla Windowsa, MacOS, Linuksa, Androida, a na ostatniej prostej do premiery jest edycja przeznaczona dla telefonów z systemem iOS. Autorzy aplikacji biorą sobie do serca kwestie zachowania możliwie największej prywatności użytkowników (na pokładzie bloker reklam i trackerów). Sam Jon von Tetzchner stara się zbudować wokół produktu aktywną społeczność, a Vivaldi ma nawet własną instancję Mastodona.
Szczerze mówiąc, nie miałem do dziś pojęcia, jak aktywny w sektorze motoryzacyjnym jest Vivaldi. Bo musicie wiedzieć, że świeżutki Mercedes CLE Coupe to już drugie auto niemieckiego producenta, które dostaje tę przeglądarkę (jako pierwszy dostał ją Mercedes klasy E). Co ciekawe, Vivaldi zdobył sobie solidny kawałek motoryzacyjnego tortu – przeglądarkę można już zainstalować w autach z systemem Android Automotive m.in. Polestar 2, Polestar 3, Renault Megane E-Tech Electric, a także wybranych modelach Audi. Podejrzewam, że lista będzie sukcesywnie rosnąć.
Czytaj też: Toyota rozwiązała największy problem samochodów elektrycznych. Czy to przełom, na który czekaliśmy?
Vivaldi w wersji samochodowej ma oczywiście wspomnianą blokadę reklam i trackerów, a dodatkowo szyfrowaną synchronizację między innymi urządzeniami w ramach tego samego konta użytkownika. Można też z jej pomocą konsumować treści wideo (YouTube), streamować muzykę z Sieci, a nawet grać w proste gry z użyciem ekranu dotykowego w aucie. Na materiały typu hands-on jest jeszcze pewnie za wcześnie, ale możecie zobaczyć jak wygląda takie doświadczenie na przykładzie Polestar 2.
Przy okazji zacząłem się zastanawiać nad jednym: czy ja bym chciał mieć dostęp do przeglądarki internetowej w swoim samochodzie? Pod pewnymi względami rozwiązanie budzi we mnie dozę entuzjazmu. Zamiast “wiskać” mały ekran telefonu mógłbym sobie w trakcie postoju wygodnie wszystko sprawdzić. Z drugiej strony duży ekran kusi, więc pewnie nie omieszkałbym sobie czegoś obejrzeć na YouTubie dla relaksu. Znając siebie, po jakimś czasie spędzałbym więcej czasu przed takim wyświetlaczem, niż w drodze. Nigdzie bym nie dojechał. W ten sposób wyleczyłem się (póki co) z przeglądarki internetowej w aucie i na razie wystarczy mi telefon.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!