Kiedy uruchomicie aplikację mobilną Netfliksa dla iOS, zobaczycie dodatkową zakładkę na dole o nazwie Mój Netflix. Ma ona jedno podstawowe zadanie – przyspieszyć wybór treści do obejrzenia w bibliotece serwisu. Nie odbędzie się to jednak bez zaangażowania samego użytkownika, bo funkcja bazuje na naszej dotychczasowej aktywności i z czasem algorytm będzie nam podsuwać treści lepiej dopasowane do naszego filmowego i serialowego gustu. Wystarczy aktywne korzystanie z katalogu i “łapkowanie” treści.
Mój Netflix zbiera w jednym spójnym panelu ustawione powiadomienia, tytuły dodane wcześniej do naszej prywatnej listy, pobrane na urządzenie pliki, historię obejrzanych zwiastunów, skrót do aktualnie oglądanych seriali (oglądaj dalej), a w osobnej kategorii mamy tu nawet historię ostatnio oglądanych. Przy okazji nie omieszkałem sprawdzić czy podobne zmiany objęły aplikację w wersji dla iPada i mam dobrą wiadomość: po aktualizacji Mój Netflix pojawił się na dole ekranu startowego, zastępując dotychczasowy bałagan.
Mój Netflix sposobem na zapanowanie nad chaosem
Mam takie wrażenie, że nowe rozwiązanie wprowadza nieco więcej porządku w funkcjach, które do tej pory były porozrzucane po różnych miejscach. Nie bez powodu użyłem na wstępie określenia centrum dowodzenia. Daję sobie jeszcze nieco czasu na rozbuchanie systemowych algorytmów, wobec których nie byłem dotychczas specjalnie wylewny. Tak czy siak, Netflix dobrze zna moje filmowe i serialowe gusta. To cena, jaką płacę za dostawanie pod nos dokładnie tego, na co mam ochotę.
Mój Netflix to dla mnie swoista forma pocieszenia i osłody po zablokowaniu funkcji dzielenia się kontem z osobami, które nie zamieszkują w jednym gospodarstwie domowym. Jak pisała niedawno Asia, za dodatkową osobę spoza gospodarstwa domowego trzeba teraz dopłacić do abonamentu 9,99 zł miesięcznie. Człowiek płacze i płaci (nie ma w zasadzie innego wyjścia). Wbrew narzekaniom i zapowiedziom rezygnacji z usługi, Netflix odnotował znaczny wzrost użytkowników (o prawie 6 mln nowych subskrypcji), co przekłada się na wzrost ogólnej liczby subskrybentów o 8% w II kwartale roku.
Czytaj też: Płaczesz, ale płacisz. Netflix rozbił bank zakazem dzielenia kont
Ja widzę tylko jeden problem: obecnie mam już za dużo usług streamingowych i nie jestem w stanie z nich aktywnie korzystać. A mam je, bo przecież cały czas szukam nowych produkcji, które za każdym razem jakimś cudem lądują na kompletnie innej platformie. Apple TV+, HBO Max, Amazon Prime Video, Netflix i podejrzewam, że ta lista nie jest jeszcze zamknięta. Byłbym zapomniał – jestem starym dziadem przyzwyczajonym do telewizji kablowej, w której jeszcze coś dla siebie znajduję.
Jedyne czego obecnie nie znajduję, to czas na konsumowanie tego bogactwa treści. Widzę w tym również proces stopniowej dewaluacji tego, co poddaję konsumowaniu. Kino? Zaczekam na premierę w Netfliksie. Premiera albumu ulubionego artysty? Zaczekam na premierę w Apple Music. A potem się dziwię, że ludzie przestają przychodzić na koncerty. No chyba, że akurat mowa o Taylor Swift.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!