Życia krąg, czyli od Maca mini do… Maca mini
Dla jasności. Na co dzień zajmuje się po pierwsze dziennikarstwem, czy też szeroko pojętym copywrtingiem, a także ogarniam tematy związane z marketingiem, rozwojem e-commerce i ogólnie sprzedaży w rodzinnej firmie. Nie pracuję z grafiką, nie zajmuję się filmami czy muzyką; pracuję z tekstem, plikami, trochę Excelem i mnóstwo czasu spędzam w przeglądarce internetowej. Potrzebuję też dostępu do ERP w wersji serwerowej, do którego loguję się przez pulpit zdalny Microsoftu. Nie jest to więc praca wymagająca szczególnej mocy obliczeniowej, dużych dysków itd. Myślę, że ciekawą informacją dla was będzie też kwestia mojego setupu na przestrzeni ostatnich lat. Generalnie przejścia z Windowsa na Maca dokonałem w 2010 roku, będąc na początku swojej studenckiej przygody. Zdecydowałem się na Maca mini z racji kosztów, użytkowałem wtedy jeszcze bezpośrednio na uczelni Asusa Eee, którego w 2011 roku zmieniłem na iPada 2. W 2011 roku zacząłem pisać już w pełni zarobkowo, wcześniej działałem mocno amatorsko i dorywczo. Pierwszego Maca pożegnałem w 2013 roku przesiadając się na MacBooka Air 13, a w 2016 roku na MacBooka Pro 13 late 2016. Latem 2022 roku przyszła pora na przejście z architektury intelowskiej na procesory Apple. Wybór padł na Maca mini 2020. Tak więc po dekadzie przerwy w użytkowaniu stacjonarnych komputerów Apple, wróciłem do stacjonarnych komputerów Apple i ta przygoda raczej będzie dłuższa.
Czytaj też: Test MacBooka Pro 16 2023. Bezwzględnie najlepszy laptop na świecie
Po pierwsze zwyciężył rozsądek
Blisko 5-letni MacBook Pro zdecydowanie nie wymagał wymiany przy moim użytkowaniu. Wciąż był żwawy, choć w czerwcu 2022 roku otrzymał wyrok od Apple’a – kolejnej aktualizacji macOS już nie będzie. Chęć korzystania z Apple Silicon, możliwość dostępu do nowych wersji softu bez większych kombinacji (na starszych komputerach da się wymusić aktualizacje) dawały jednak argumenty za przesiadką. Koronnym była potrzeba wymiany jeszcze jednego komputera w firmie. Dokonaliśmy więc rotacji i na produkcję poszedł Intel Nuc z 2018 roku, do innej osoby w biurze mój MacBook Pro, a ja zakupiłem Mac mini M1 z 16 GB Ram i dyskiem 256 GB. Takie rozwiązanie było też najbardziej ekonomiczne, ale w mojej decyzji był ukryty jeszcze jeden cel – pozbyć się laptopa i użytkować komputer stacjonarny. To pozwala na wymuszenie pewnych nawyków pracowych.
Mając laptopa możesz pracować zawsze i wszędzie. Stół w jadalni, kanapa, domowe biuro, łóżko, wszelkie podróże. Mac mini co prawda jest na tyle zgrabny, że można go wpakować do laptopowej torby, ale przecież nikt tego nie będzie robił codziennie. A posiadanie stacjonarnego komputera w biurze wymaga wyjścia rano do tego biura, siedzenia w konkretnym miejscu. W moim przypadku takie rozwiązanie sprawia, że muszę skupić się na pracy, muszę rano się ogarnąć, dojechać do pracy itd. Wymaga to więc innej mobilizacji, a zarazem właśnie skupienia, czy też lepszej organizacji czasu. Przy specyfice pracy, gdzie nie jestem zależny od innych osób, nie ogranicza mnie czas i zwykle deadline’y są dość odległe, więc praca zdalna potrafi rozleniwiać i rozbijać dzień – coś co może zostać zrealizowane w godzinę, w domu czasem trwa trzy godziny itd. Myślę, że nawet jeśli pracujecie z domu, to warto też tę kwestię przemyśleć i czasami wybór komputera stacjonarnego może okazać się korzystniejszą opcją niż sprzęt mobilny. Korzystniejszą pod względem efektywności, czasu pracy czy czasu rodzinnego. W momencie, w którym sypialnia czy kuchnia zamienia się w biuro, czasem trudno powiedzieć pas. Zresztą myślę, że wiele osób pracujących z domu w okresie pandemii szczególnie tego doświadczyło. Sam natomiast nigdy nie pracowałem na etacie, nigdy nie pracowałem po 8 godzin (ale zdarzało się i zdarza 12, czy 14, ale też 4,6 lub wolne dni) i zawsze pracowałem niezależnie od zespołu, więc cała dyscyplina zależała ode mnie – dlatego też to wyznaczone miejsce do pracy zarówno w domu, jak i stricte biuro było dla mnie szalenie istotne.
Czytaj też: Oto nowy MacBook Air 15, Mac Studio i modularny Mac Pro. Misja zakończona, Apple Silicon kompletny
Towarzysz iPad wciąż jest tylko dodatkiem
Jak wspomniałem wcześniej, iPad towarzyszył mi od rynkowego debiutu w naszym kraju. To był jeden, jedyny sprzęt Apple’a, po który stałem w kolejce. I w sumie podziwiam się za to, że były chwile, gdy notatki na studiach, a nawet całe teksty powstawały na iPadzie 2 z klawiaturą ekranową, gdzie wtedy jeszcze praca na iPadzie była naprawdę wyzwaniem. Niemniej moje doświadczenia z iPadem były różne i eksperymentowałem z tym sprzętem przesiadając się na iPada Mini Retina (iPad Mini 2), później porzucając iPada na rzecz iPhone’a 6 Plus, następnie jednak kupując iPada Air 2, a później iPada Pro 12,9 (2 gen), następnie iPada Pro 11 2018 i od 3 miesięcy iPada Pro 11 Cellurar 2022. W grudniu ubiegłego roku zdecydowałem się też na zakup Magic Keyboard do iPada, czyli dedykowanej klawiatury z gładzikiem. Decyzja o zmianie iPada Pro z 2018 roku na model z 2022 roku podyktowana była tylko jedną kwestią – pracy na monitorach zewnętrznych. Mając w domu monitor na biurku, a nie mając komputera, chciałem korzystać z niego w pełni, a nie tylko mieć klonowany ekran z iPada z pasami po bokach.
Jak się pracuje na współczesnym iPadzie Pro? To zależy, dużo zależy od konkretnych zadań, ale też przyzwyczajeń. Generalnie iPad jest świetnym tabletem (patrząc na jakość aplikacji na inne platformy właściwie jedynym) i średnim komputerem. O ile użytkownikowi domowemu z powodzeniem rzeczywiście jest w stanie zastąpić komputer, to czasem jednak potrafi wyłożyć się na prostych rzeczach, które wymagają dziwnych obejść. Obecnie iPad, zwłaszcza przy zewnętrznym ekranie, umożliwia spokojną pracę na wielu oknach, aplikacjach. Natomiast zamknięte i zabezpieczające się na wszystkich frontach środowisko iPadOS ma swoje irytujące ograniczenia.
Przykłady? W aplikacji pulpitu zdalnego Microsoftu potrzebuję wyciągnąć co jakiś czas plik, który następnie muszę już na swoim komputerze wgrać na stronę internetową. Na macOS robię to prostym przeciągnięciem ikony lub kopiuj-wklej. Aplikacja Microsoftu na iPada na takie zabawy nie pozwala, więc jeśli muszę to zrobić, to sięgam po przeglądarkę na serwerze i wrzucam plik do Dropboxa. Drobiazg, ale irytujący. Podobnie jest, gdy muszę przygotować zestaw grafik do jakiegoś artykułu. Zwykle otwieram pliki graficzne z serwisów prasowych w przeglądarce, a następnie przeciągam je do folderu, który następnie kompresuję i udostępniam dalej. Na iPadzie kwestia zapisywania zdjęcia w plikach lub w aplikacji Zdjęcia wydłuża tę czynność i nie jest tak intuicyjna. Wgrywanie zdjęć do WordPressa z iPada jest wygodne, jeśli są to właśnie ostatnie zdjęcia zapisane w zdjęciach. Wtedy w genialny sposób system umożliwia też ich szybką kompresję i jest to duże ułatwienie względem uploadu z komputera, ale jeśli już mamy te pliki gdzieś głębiej, na przykład właśnie w plikach, to już tak szybko nie jest.
Pewnie gdybym od długiego czasu korzystał tylko z iPada (w jego obecnej formie) to byłoby to dla mnie naturalne, natomiast przyzwyczajenia z dojrzałych systemów robią swoje. Dziś na iPadzie można zrobić naprawdę dużo, ale nie wszystko – nie ma mowy na przykład o uruchomieniu Xcode. Potrzebuję go tylko po to, aby uruchomić statystyki deweloperskie w Apple TV, no ale nie zrobię tego nie mając macOS w domu. Problemem jest też czasem wymuszanie przez przeglądarki stron w widoku mobilnym.
Jednocześnie iPad świetnie sprawdza się na kanapie, świetnie sprawdza się w podróży, na spotkaniach biznesowych też jest dla mnie lepszy niż komputer, właśnie z racji możliwości wypięcia z klawiatury i pokazywania zawartości ekranu. A przejście na wersję z dostępem do Internetu za sprawą karty eSIM było rewelacyjną decyzją by być online bez drenażu baterii w iPhonie. Wykorzystuje też iPada jako drugi monitor w biurze, a także bardzo dobrze działa przenoszenie myszki i klawiatury z maka na iPada gdy stoją obok siebie. Czy mógłbym pracować tylko na iPadzie? Nie, bo drobne ograniczenia są irytujące i potrafią mocno spowolnić mój workflow. Czy wyobrażam sobie nieposiadanie iPada? Zdecydowanie nie, choć uważam, że obecne portfolio iPadów jest mało przejrzyste i wręcz wymusza sięganie po droższe rozwiązania, ponad potrzeby użytkowników.
Czytaj też: Festiwal hipokryzji? Apple Vision Pro przeczy ideom producenta, ale odpowiada na współczesność
Różnorodność pozwala nam dobrać sprzęt do naszych potrzeb i naszego stylu życia
Jak widać jestem dość mocno zamknięty w sadzie i nie zamierzam tego zmieniać. Natomiast warto zwrócić uwagę na to, że rodzaje urządzeń komputerowych są dziś bardzo różne – komputery All-in-one, nettopy, mniejsze i większe komputery stacjonarne, szereg laptopów różnych wielkości, hybryd i tabletów. To pozwala znaleźć sprzęt, który będzie spełniał nasze potrzeby i właśnie te indywidualne potrzeby są istotne. To, że wiele osób decyduje się na laptopa, nie oznacza, że ten laptop będzie dobrym sprzętem dla nas. To, że grono użytkowników Maca zachwyca się Makiem Studio nie znaczy, że ja do stukania w klawiaturę mam kupować sprzęt za kilkanaście tysięcy, itd. Dobór sprzętu i to, jak pracujemy, wpływa na to jak żyjemy. Czasem mobilność jest ułatwieniem, a czasem może okazać się zmorą.