W poprzedniej redakcji testowałem Nothing Phone (1) od razu po premierze. Telefon zebrał ode mnie baty za niewykorzystany potencjał interfejsu Glyph (czyli charakterystycznego podświetlenia z tyłu urządzenia), problemy z łącznością oraz nierówną jakość zdjęć i filmów. Był to jednak całkiem udany debiut, a kolejne miesiące wyprowadziły ten smartfon na prostą licznymi aktualizacjami. W międzyczasie firma podniosła cenę słuchawek Nothing Ear (1) przy okazji wypuszczenia Nothing Ear (2). Wtedy jeszcze mało kto wiedział, że to przepowiednia tego, co stanie się z następcą smartfonu Nothing.
Rok po premierze pierwszej odsłony doczekaliśmy się Nothing Phone (2). Ma być głośniej, mocniej, szybciej i jeszcze nowocześniej. Producent obiecał, że położy większy nacisk na oprogramowanie i nakładkę Nothing OS. Ile z tych obietnic udało się zrealizować? Czy Nothing Phone (2) to najlepsza opcja dla tych szukających „czystego” doświadczenia z Androidem? Przekonajmy się!
Jakość wykonania – jest kilka zmian, ale zachowano ten sam poziom
W ubiegłym roku Nothing mocno zależało na tym, by szokować telefonem. Jednocześnie przedstawiciele firmy byli świadomi, że celują przede wszystkim w entuzjastów i w związku z tym każdy bok i każda krawędź zostaną poddane dokładnym oględzinom. I tu niestety Nothing Phone (2) mógł być lepszy. Co prawda od nowości front zabezpieczono folią, ale po jej zdjęciu ekran ma tendencję do gromadzenia mniejszych, acz widocznych rys. Nie zwracałbym na to uwagi, jednakże to problem większy niż w innych smartfonach. Telefon ani razu mi nie upadł, a do tego bardzo rzadko kładłem go ekranem do dołu. Mimo tego to front zgromadził znacznie bardziej zauważalne rysy.
Z pewnością udałoby się rozwiązać takie problemy, gdyby podjąć nieco inne decyzje projektowe. Skoro panel jest płaski, łatwo byłoby tak zbudować boczne ramki, by ekran nie stykał się z powierzchniami. Nothing jednak nie zdecydowało się na taki pomysł, zapewne z powodu obaw o stan lakieru przy takim styku. Nie ma dobrych rozwiązań, dopóki nie zastosuje się najwyższej jakości materiałów. Obawiam się, że takie nie są częścią obudowy Nothing Phone (2). Być może jednak za dużo wymagam, ale zarówno na froncie, jak i na tyle postawiono na szkło Gorilla Glass bez doprecyzowania, jaki to typ.
Kończę jednak narzekanie, by nie zaburzyć całościowej oceny jakości wykonania. Nothing Phone (2) to telefon solidny. Ramki nie zgromadziły odprysków ani wgnieceń. Jako, że boki wykończono na płasko, wystarczyło miejsca na duże przyciski głośności po prawej stronie do regulacji głośności z całkiem przyjemnym kliknięciem. Ich naciskanie wymaga jednak nieco więcej siły niż w przypadku węższych przycisków. Po prawej stronie umieszczono włącznik, który jest nieco dłuższy od przycisków głośności. Na dole znajdziemy maskownicę głośnika, port USB-C oraz slot na dwie karty Nano-SIM, podobnie zresztą jak w ubiegłorocznym wariancie.
Największe zmiany zaszły z tyłu obudowy. Płaskie szkło z Nothing Phone (1) zastąpiono zaokrąglonym. Efekt? Jak dla mnie pewniejszy chwyt pomimo większego od poprzednika rozmiaru. To z tyłu najmocniej zauważymy też, że Nothing postawił na nowy, szary wariant wykończenia. Mnie podoba się on mniej od czarnej wersji, którą zastępuje, ale nie ma to większego znaczenia. Ważniejsze jest to, że w tym wariancie odciski palców stają się dość widoczne. Na szczęście zwykłe przetarcie o koszulę wystarczy, by większość śladów zniknęła. Tak samo zresztą jest ze szkłem z przodu obudowy. Wyspy aparatów odstają nieznacznie i także nie zgromadziły rys. Są za to magnesem na kurz i paprochy z kieszeni.
Nothing Phone (2) poza wyglądem nie ma do zaoferowania niczego nadzwyczajnego w kwestii wykonania. Waga rzędu 201 gramów stawia go w punkcie, w którym znajdziemy większość smartfonów z tak dużym ekranem. Wodoodporność w standardzie IP54 oznacza, że telefon poradzi sobie z deszczem czy niewielkim chluśnięciem wody, ale to tyle. W tej cenie miałem nadzieję na więcej.
Interfejs Glyph – Czy Nothing odrobiło lekcję?
W ubiegłym roku Nothing Phone (1) zaskoczyło mnie podejściem do designu. Choć tak naprawdę eksperymenty z „przezroczystymi” obudowami widzieliśmy od lat (kto pamięta Xiaomi Mi 8 Pro?), podobnie zresztą jak z podświetleniem RGB (kto marzył o Razer Phone’ie 2?), tak Nothing udało się stworzyć język wizualny, którym nie mówiła żadna inna firma. Nie zabrakło kilku podróbek, jak chociażby Unihertz Luna czy nadchodzącej serii Pova od Tecno, nie zabrakło też krytyki (w tym mojej), że firma nie wykorzystuje w pełni potencjału diod LED.
Tym razem całość zaprojektowano inaczej o tyle, że samych diod jest mniej. Ich paski umieszczono na tej samej kanwie, co w poprzednim roku, jednak na tyle strategicznie, by jedynie zarysowywały kształty interfejsu Glyph z Nothing Phone (1). W efekcie zyskujemy większą liczbę stref, którymi możemy zarządzać.
Nie tylko większa liczba stref, ale i więcej zastosowań pojawiło się w zakładce „Interfejs Glyph” umieszczonej w ustawieniach. Jasność diod ustawimy na jednym z trzech poziomów intensywności albo w trybie automatycznym. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by podświetlenie wyłączyć całkowicie.
Cieszy, że pojawiło się kilka funkcji, które pozwalają dokładnie określić, na jakie powiadomienia smartfon ma reagować w jaki sposób. Nowością jest „Kompozytor” – to narzędzie z kilkoma przyciskami, które możemy klikać tak, by podświetlać odpowiednią strefę i wytwarzać konkretny dźwięk oraz podświetlać strefy Glyph. Takich stref jest pięć, a każdy przycisk ma określony dźwięk. W dodatku wybierzemy jedną z kilku paczek sampli, dzięki czemu całość może stworzyć dzwonek bliższy pracy modemu albo perkusji. Szkoda, że skoro producent podzielił diody LED na większą ilość pasków, to i tak zyskujemy tylko pięć pól swobody. Potencjalnym ulepszeniem tego modułu mogłyby być narzędzia poprawiające rytmiczność takich dzwonków poprzez dodawanie dźwięków w blokach. Z drugiej strony jedynymi ograniczeniami w projektowaniu dźwięku są szybkość waszych palców oraz limit 10 sekund.
To, co będzie najważniejsze po stworzeniu takiego dzwonka to fakt, że możemy przypisać go do konkretnego kontaktu lub uczynić dźwiękiem powiadomień. Nothing przygotowało też funkcję „powiadomień Essential”, która opiera się na podświetlaniu paska LED u góry telefonu na stałe do momentu odebrania ważnego powiadomienia. Możemy dodać kilka takich powiadomień i swoboda jest spora – mogą to być wiadomości na Messengerze od konkretnej osoby czy też informacja o komentarzach pod twoim wideo. Ogranicza nas tylko wizja deweloperów i tego, jak wiele kategorii powiadomień utworzyli. W efekcie np. w takim Allegro nie dostaniemy powiadomienia Essential, że paczka przyszła do punktu odbioru, bo deweloper aplikacji przewidział tylko jeden rodzaj sygnału dla wszystkich powiadomień. To dobra funkcja z perspektywy work-life balance i odkładania smartfonu na bok przez większość dnia, o ile interesująca nas aplikacja ją wspiera.
Czytaj też: Powiało nostalgią. Nothing przywróci funkcję, którą doskonale pamiętasz ze swojego starego telefonu
Nie zabrakło też pomniejszych funkcji jak „Flip to Glyph”, które włącza tryb cichy i ogranicza informowanie o powiadomieniach tylko do krótkich sygnałów świetlnych. Smartfon wykorzystuje też łuk diod w górnej części, by ten pokazywał upływający czas w trakcie korzystania z minutnika oraz poziom głośności przy jej regulacji. Powrócił też wskaźnik naładowania sygnalizowany diodami na dole telefonu. Niewykorzystany potencjał kryje też funkcja „Postępy Glyph”, działająca w Polsce tylko z Uberem. Jej zadaniem jest emitować sygnały świetlne, które mają w domyśle zastąpić obserwowanie postępów na ekranie. W efekcie przy zamówieniu taksówki światło przepływa przez diody tak, by pokazać czas, jaki pozostał do pojawienia się kierowcy.
Nie wydaje się, by wszystkie te rzeczy były czymś, czego nie może otrzymać pierwsza generacja. Moim największym problemem jest jednak ten, że zazwyczaj stawiam telefon ekranem do góry, przez co dla mnie to rozwiązanie jest mało potrzebne. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że producent dokonał rozsądnej ewolucji i wysłuchał głosu użytkowników. Co prawda część funkcji to dodatki do popisywania się przed znajomymi, ale o to się rozchodzi w smartfonach Nothing. Dobrze, że pozostawiono czerwoną diodę informującą o nagrywaniu, a tył może doświetlić kadr przy robieniu zdjęcia.
Jeszcze większy ekran Nothing Phone (2) ma jeszcze większy sens?
Nothing stawia na jeszcze większą przekątną ekranu niż przed rokiem. W efekcie dostajemy panel o rozmiarze 6,7 cala i nawet przy zaoblonym tyle jest to sporo. To jednak niejedyna zmiana, bowiem producent postawił na panel LTPO z odświeżaniem od 1 do 120 Hz oraz większą jasność maksymalną – 1600 nitów w piku. To wszystko przy obsłudze HDR 10+ i wyświetlaniu miliarda kolorów. Nie zmieniła się zbytnio rozdzielczość – teraz to 2412×1080 pikseli, co daje dobre 394 piksele na cal.
Czy to wyświetlacz na miarę telefonu za ponad 3000 złotych? Tak, choć zdecydowanie brakuje mi ustawień wyświetlanego obrazu. Możemy decydować jedynie o temperaturze barwnej oraz tym, czy korzystamy z trybu żywego, czy standardowego. Nie znajdziemy żadnych udogodnień ponad te, które domyślnie proponuje Android, próżno szukać zatem narzędzi poprawiających jakość wideo czy jego rozdzielczość. Brakuje zresztą odtwarzacza wideo innego niż ten w aplikacji „Zdjęcia Google”.
Co do samych parametrów obrazu, to ten zdecydowanie na wysokim poziomie. Cieszy, że ekran nie migocze przy niskiej jasności, a przy przewijaniu białych tekstów na czarnym tle tekst nie staje się różowy. Jednocześnie biel jest domyślnie nieco żółtawa, jednak same kolory są już reprodukowane prawidłowo i przyjemnie dla oka. Ekran Nothing Phone (2) ma bardzo dobre kąty widzenia bez efektu przypominającego zorzę polarną. Oferuje przy tym nie tylko świetną jasność minimalną, ale i bardzo dobrą, maksymalną. Może zdarzyć się moment, gdy w pełnym nasłonecznieniu ekran nie będzie czytelny, ale musimy znaleźć się w naprawdę rzadkiej sytuacji.
Dźwięk oraz wibracje z Nothing Phone (2)
O gnieździe słuchawkowym możemy zapomnieć, ale Nothing Phone (2) wyposażono w głośniki stereo, przy czym drugi pełni też funkcję głośnika do rozmów. Nie jest to rozwiązanie symetryczne – oceniłbym, że dolny głośnik ma 55% mocy, a dolny 45%. Producent nie zadbał też o jakikolwiek korektor, który mógłby zmienić ustawienia dźwięku w całym systemie. Jedyne, co znajdziemy, to funkcję „Ulepszony dźwięk”, która przy podłączaniu zewnętrznego zestawu dźwiękowego ma zapewnić wyższą jakość. Różnica jest odczuwalna i lepiej pozostawić to rozwiązanie włączone.
Nothing Phone (2) działa w znacznej mierze bezproblemowo przy łączności Bluetooth. Zdarzały się pojedyncze problemy z łącznością, jednak bardziej wynikały one ze specyfiki słuchawek, z którymi się łączyłem. Jeśli zaś chodzi o głośniki, to zdarzał się czasem problem z ograniczaniem maksymalnej głośności dźwięku w losowych momentach, ale aktualizacja go wyeliminowała.
Aktualizacje nie zmienią jednak tego, że zestaw stereo w Nothing Phone (2) jest w najlepszym wypadku wystarczający. Nie ma tu ani zbyt wiele miejsca na bas, ani na soprany. Postawiono na klarowność głosów i do oglądania wideo na Youtube czy słuchania podcastów to wystarczy, ale nie odczuwam, by ten głośnik miał w sobie potencjał do słuchania na nim muzyki. Głośność zestawu jest w porządku i nie wybija się ponad średnią rynkową. To z pewnością nie jest smartfon muzyczny.
Z wibracjami w Nothing Phone (2) mam ten problem, że zwyczajnie mi się nie podobają. Są precyzyjne, a system dobrze reaguje na interakcje z jego elementami, ale ich moc i dystrybucja w całym urządzeniu są czymś, do czego nie mogłem się przyzwyczaić. Z pewnością silnik wibracji jest całkiem słyszalny i dość mocny. Nie dostajemy narzędzi do zmiany tej mocy, co także jest rozczarowujące.
Wydajność Nothing Phone (2) – dali do pieca!
Nothing Phone pierwszej generacji nie był królem wydajności w swojej cenie. Postawienie na średniopółkowy chipset Snapdragon 778G nie było złym pomysłem, ale po telefonie dla entuzjastów rynku spodziewano się więcej. W tym roku producent podniósł cenę, ale i zdecydował się na Snapdragona 8+ Gen 1 – układ z drugiej połowy 2022 roku, który był projektowany jako rozwiązanie dla (swego czasu) najmocniejszych smartfonów. Do tego producent dorzuca 8 lub 12 GB RAM-u i teoretycznie mamy propozycję, która żadnej gry i aplikacji się nie boi. A jak jest naprawdę?
W znacznej mierze Nothing Phone (2) nie wykazuje problemów z działaniem. Wszystko odbywa się tu szybko (choć nie tak szybko, jak w tegorocznych propozycjach z nowymi kośćmi pamięci). Wyniki benchmarków sugerują, że producent postawił na pamięć w formacie UFS 3.1, a więc wystarczająco szybką dla wielu osób. Smartfon naprawdę dobrze zarządza pamięcią operacyjną i pozwala wracać do aplikacji, z których nie korzystaliśmy przez długie godziny (i o dziwo bez większych kosztów dla baterii).
I byłoby idealnie, gdyby nie… problemy z utrzymaniem płynności pod 120 Hz. Okazuje się, że po wyjściu z niektórych aplikacji do ekranu głównego system nie ma ochoty przełączyć się na wyższą liczbę klatek animacji i w efekcie przewijanie ekranów, a nawet uruchamianie nowych programów wiąże się z korzystaniem z nich w mniej przyjemny dla oka sposób. Wygląda to na coś, co może rozwiązać aktualizacja.
Nothing Phone (2) jest też całkiem dobrym sprzętem do uruchamiania gier, choć ciepło rozchodzi się w nim bardziej po ramkach aniżeli po plecach obudowy. Grając przez 5G w słoneczny dzień z maksymalną jasnością musiałem odłożyć telefon po kilkunastu minutach. Jednak zwykła rozgrywka w domu przez Wi-Fi to żaden problem. Sprzęt oferuje proste narzędzie gier, które zmieni sposób wyświetlania powiadomień na przewijany tekst, pozwoli łatwiej zrobić zrzut lub nagranie ekranu oraz udostępni opcję strumieniowania na żywo na Youtube. Dla części gier tryb ten wnosi też optymalizacje wydajności urządzenia.
Czytaj też: Test OnePlus Nord 3 5G – średniak, ale powyżej średniej
Na co dzień Nothing Phone (2) pracuje niezawodnie i nie przegrzewa się nadmiernie. Poprzednia generacja była pod tym względem równie udana i dobrze wiedzieć, że producentowi udaje się zachować ten sam, dobry poziom przy dodaniu kilku nowości.
Nakładka Nothing OS ewoluuje
Nothing Phone (2) zadebiutował z nakładką Nothing OS w wersji 2.0. Producent deklaruje trzy duże aktualizacje systemu (do Androida 16) oraz 4 lata wsparcia poprawkami bezpieczeństwa. W czasie dwutygodniowego testy smartfon otrzymał dwie aktualizacje nakładki do wersji 2.0.1a, które wyeliminowały większość premierowych usterek. Nie wyeliminowało jednak pojedynczych sytuacji, gdy krój pisma charakterystyczny dla Nothing nie obsługuje polskich znaków. W większości miejsc producent stawia jednak albo na Roboto (domyślną czcionkę Androida) albo na mniejszą odmianę fontu Nothing, które radzą sobie z polskimi literami.
Pod wieloma względami Nothing OS to czysty Android, ale kilka rzeczy dorzucono. Wśród nich estetyczne animacje odblokowywania i zablokowywania ekranu czy Always-On Display. Ten jednak nie został tu szczególnie rozbudowany, co ma sens, jeżeli Nothing zależy na promowaniu interfejsu Glyph. Ma jednak własne widżety, które powielają informację o godzinie i pogodzie widoczne w bazowej wersji, ale też dodają skróty szybkich ustawień pozwalające włączyć lub wyłączyć jeden z modułów pokroju Wi-Fi czy uruchomić latarkę. Miły dodatek, ale wyglądu całości zbytnio nie spersonalizujemy.
Tę kontrolę zyskamy na pulpitach, gdzie Nothing postawiło na własną paczkę ikon. Niestety, jak to w przypadku takich rozwiązań, nie każda aplikacja chce się podporządkować. Z pomocą przychodzi aplikacja Nothing Icon Pack, której producent nie preinstaluje na swoim smartfonie. To ona wymusza zachowanie monochromatycznego motywu i działa to w znacznej mierze dobrze, choć mi nie pomagało na co dzień. Udało się jednak wytworzyć pewną estetykę. Do systemu zainstalujemy też inne paczki ikon.
W tym miejscu należy się Nothing pochwała. Firma przy pierwszym uruchomieniu pozwala nam wybrać, czy chcemy skorzystać ze standardowej estetyki czystego Androida czy wybrać wizję Nothing. Firma proponuje też zestaw widżetów, który wizualnie spaja ekran główny. Szkoda, że nie pociągnięto tego dalej, choćby na panel kontrolny z powiadomieniami. Ten wygląda już jak z czystego Androida i wkurza tym, że przełącznik dla danych mobilnych połączono z Wi-Fi. Mała rzecz, a irytuje.
Nakładka Nothing OS w znacznym stopniu bazuje na czystym Androidzie i nie dodaje wielu aplikacji. Obsługą zdjęć, odtwarzania plików muzycznych z pamięci czy dostępem do kontaktów i wiadomości zarządzają aplikacje od Google. Wyjątkiem jest “Rejestrator” – designerska aplikacja do nagrywania plików dźwiękowych, która oferuje nagrywanie skupione na głosie, otoczeniu lub z domyślnym ustawieniem mikrofonu. Nothing znalazło też miejsce dla aplikacji Nothing X, która ma przyspieszyć parowanie urządzeń tego producenta. Niestety z braku słuchawek Nothing nie mogłem sprawdzić, jakie daje możliwości. Więcej na temat aplikacji, jak i samych słuchawek, możecie przeczytać w poniższym tekście:
To nie tak, że nakładka nie ma problemów. Jednym z nich są niewielkie opóźnienia powiadomień – wynoszą one do kilku minut i dotyczą aplikacji, które nie rozsyłają ich często (np. BeReal, w moim przypadku Gmail). Dzieje się to bez ustawiania restrykcji związanych z oszczędzaniem energii, zarówno w całym systemie, jak i w obrębie aplikacji. Koślawo działają też dymki chatu, czyli dla części aplikacji po prostu nie działają, w innym przypadku nie uwzględniają bieżących kontaktów, z którymi wymieniamy się wiadomościami.
Nothing Phone (2) odblokujemy za pomocą palca lub twarzy. Pierwsza metoda jest całkiem szybka, ale może irytować tym, jak nisko ulokowano czytnik linii papilarnych i ten nie zawsze jest od razu pod palcem. W przypadku odblokowywania twarzą jest szybko, także przy mniej oczywistych kątach. Znajdziemy nawet funkcję pomagającą odblokować telefon z maseczką.
Nothing Phone (2), jak na drogi smartfon przystało, nie ma też problemów z działaniem modułów łączności. Bluetooth 5.3 gwarantował szybkie parowanie. Jakość rozmów z wbudowanego mikrofonu była na wysokim poziomie. Nie narzekałem też na zasięg, a telefon nie ogranicza już tak mocno dostępu do sieci 5G w ramach inteligentnego przełączania się między sieciami. Nie zabrakło VoLTE i VoWIFI. Szkoda, że nie znajdziemy obsługi standardu eSIM.
To nie tak, że Nothing OS jest idealny. Korzystanie z rdzenia czystego Androida sprawia na przykład, że w szufladce z aplikacjami trudniej je wyszukać bez podziału na kategorie lub paska z literami. Z kolei tam, gdzie u innych producentów pasek wyszukiwania w szufladzie przekieruje w razie czego do sklepu Play, w Nothing nic takiego się nie zdarzy. Brakuje tu wyszukiwarki systemowej łączącej pliki, kontakty oraz aplikacje. Czasem powiadomienia z aplikacji przychodzą z maksymalnie 10-minutowym opóźnieniem. Wizualnie niespójny z pulpitem jest panel powiadomień i wierzę, że Nothing mogłoby mu nadać swój sznyt. Nadal jest sporo pracy, by nakładka wyróżniała się nie tylko wyglądem, ale i komfortem użytkowania, ale i tak jest zdecydowanie lepiej, niż przed rokiem.
Czy Nothing Phone (2) to najlepszy smartfon do zdjęć i wideo?
Nothing Phone (2) nie idzie na ilość aparatów. Czy jednak dostarczy odpowiednio wysoką jakość? Spójrzmy na techniczne aspekty tego telefonu:
- Aparat główny: Sony IMX890, 50 Mpix f/1.9, 1/1,56”, ekwiwalent 24 mm, PDAF, OIS
- Aparat ultraszerokokątny: Samsung JN1, 50 Mpix f/2.2, 1/2,76 ekwiwalent 14mm, 114˚, AF
- Aparat przedni: 32 Mpix f/2.5, 1/2,74”
Aplikacja aparatu nie zmieniła się znacznie w porównaniu z ubiegłym rokiem i raczej prezentuje rynkowy standard. Przesuwając na boki znajdziemy odpowiednie opcje, przestawimy też ich porządek. Sami nie włączymy trybu nocnego, a jedynie musimy liczyć na to, że telefon wykryje ciemną scenerię i pojawi się ikona księżyca w rogu. Ustawienia włączające poprawki sztucznej inteligencji kryją pod zębatką i nie mamy do nich szybkiego dostępu. Tam też wyłączymy świetlny wskaźnik nagrywania. W aplikacji nie znajdziemy wielu trybów pokroju vloga czy długiej ekspozycji, które znamy z chińskich konkurentów.
Nothing Phone (2) z pewnością nie należy do czołówki fotograficznej i pod tym względem będą wyprzedzały go ubiegłoroczne flagowce. Z pewnością w mojej opinii jest myśl dość subiektywna – nie podoba mi się, jak bardzo nasycone są fotografie, co jednocześnie ucina ich rozpiętość tonalną i nieraz w cieniach nie znajdziemy zbyt wielu detali. Smartfon widzi świat w zdecydowanie żywszych kolorach niż ludzkie oko. Jednocześnie potrafi rejestrować bardzo dużo detali w bliskim kadrze przy dobrym świetle i robi to bez nadmiernego wyostrzania. Musicie tylko mieć stabilną rękę, bo czasem telefon wyostrza dłużej, niż bym się tego spodziewał.
To nie tak, że na co dzień nie zrobicie Nothing Phone (2) zdjęcia o dobrej jakości. Niestety, nie obyło się bez problemów. Przy podwójnym powiększeniu telefon nie zawsze trafnie ustala punkt ostrości. W kilku przypadkach zdjęć w ruchu oraz przy podwójnym przybliżeniu zauważyłem błędy przetwarzania. Czasem to graficzne dodatki, czasem dach budynku nie ma zupełnie faktury dachówek, a jedynie staje się połacią jednolitego koloru. Tryb portretowy odcina osobę od kadru z przeciętną skutecznością, gubiąc się przede wszystkim w okolicy włosów. W słoneczne dni balans bieli może też spłatać figla i uczynić kremową elewację zielonkawą, a żółtym budynkom nadać pomarańczowej tinty. Sprawa zdecydowanie wymaga aktualizacji.
Wypadałoby poprawić też działanie ultraszerokokątnego obiektywu. To, że aparat robi zdjęcia niższej jakości, jest do przełknięcia, ale wielokrotnie rejestruje kadry o odmiennej kolorystyce. Do tego dochodzi odczuwalna utrata jakości na brzegach kadru widoczna szczególnie w kadrach pod światło. Tryb makro zachowuje akceptowalną jakość, ale i tak odczujemy jej spadek względem reszty zdjęć.
Nocą wcale nie jest lepiej. Nothing Phone (2) wybitnie nie radzi sobie z rozbłyskami świetlnymi. Myślałem, czy to nie kwestia brudnego obiektywu, ale po prostu źródła światła zbyt mocno rozbijają się na szkle, a efektem są błędy przetwarzania oraz łuny świetlne na znacznej części kadru. Podwójne przybliżenie nie ma w trybie nocnym żadnego zastosowania, bo detale na powierzchniach stają się umowne. Łatwo też o poruszone zdjęcie (gdzie jest stabilizacja, gdy jej potrzeba?).
Co do trybu nocnego, to telefon zawsze korzysta z narzędzi do poprawy jakości zdjęć, więc w automacie nie zarejestrujecie tego samego, co widzieliście na podglądzie. Podwójne Tryb nocny pomaga tylko zdjęciom z ultraszerokokątnego kadru, gdyż te bez niego są znacznie ciemniejsze. Na fotografiach nadal pozostaje pewien poziom szumu, ale nie jest on nieznośny dla oka. Nothing Phone (2) nie wyczaruje wielu detali z kadru, jak mają to w zwyczaju algorytmy chociażby w smartfonach Huawei, ale też i nie oczyści kadru z niedostatków matrycy.
No to może chociaż zdjęcia z przedniego aparatu wyglądają dobrze? Tu zadanie jest prostsze i faktycznie Nothing Phone (2) spisuje się lepiej. Fotografie mają sporą ilość detali i co do zasady naturalnie odwzorowują kolor ceny, jedynie czasem nasycając zdjęcia ponad stan. Znacznie lepiej działa też odcięcie w trybie portretowym. Szkoda, że telefon ponownie ma problemy z utrzymaniem ostrości i to nawet, gdy zdjęcia nie są w ruchu. Ponadto nocą ich jakość spada odczuwalnie. Ostatecznie nie są jednak złe.
Dlaczego zatem tak słabo wypadają nagrania z przedniego aparatu? O ile nie narzekam tak mocno na kolory, tak rozpiętość tonalna nagrań praktycznie nie istnieje i wszystko, co dzieje się za nami, a jest jasno oświetlone, będzie zupełnie przepalone. Szkoda, bo poza tym aspektem materiały prezentują się dobrze, ale jednocześnie konkurencja nie ma takich problemów.
Lpeiej prezentują się możliwości zestawu z tyłu. Wideo nagramy z dwóch kamer do rozdzielczości 4K i 30 klatek na sekundę. W 4K i 60 FPS działa tylko obiektyw główny. Cieszy slowmotion w 4K i 120 klatkach na sekundę, które w końcu ma akceptowalną jakość. Samo wideo z Nothing Phone (2) też wypada dobrze, choć osobiście chciałbym mocniejszej stabilizacji i mniejszej ziarnistości widocznej także w ciągu dnia. Korekty ekspozycji są łagodne i nie psują obrazka, a telefon niesamowicie płynnie przechodzi między jednym planem, a drugim. To dziwne, ale wideo wzbudziło we mnie pozytywniejsze wrażenia niż zdjęcia.
Akumulator w Nothing Phone (2) daje radę!
Przy sporym ekranie i oświetleniu Glyph akumulator o pojemności 4700 mAh może mieć teoretycznie trudne zadanie, by wytrzymać cały dzień na jednym ładowaniu. Okazuje się jednak, że zarządzanie energią w Nothing Phone (2) stoi na wysokim poziomie. Bez problemu osiągałem 8, a nawet 9 godzin pracy na ekranie i to przy intensywnym użytkowaniu z wykorzystaniem mediów społecznościowych, oglądania Youtube na głośniku oraz okazjonalnym uruchamianiem gier. Rekordowy cykl pracy wyniósł 10 godzin aktywnego ekranu, z czego 2 spędziłem na oglądaniu Youtube’a. Najszybciej byłem w stanie rozładować telefon po 7 godzinach i to przy korzystaniu w znacznej mierze z LTE oraz 5G.
Tak dobry wynik mogłaby dopełnić też prędkość ładowania. Niestety, żadna ładowarka nie była w stanie naładować smartfonu szybciej niż 120 minut, więc wynik był znacznie niższy niż deklarowane dla 45-watowej ładowarki (według producenta wynosi on 55 minut). Smartfon obsługuje też 15-watowe ładowanie indukcyjne, a także oddaje energię bezprzewodowo z mocą 5W. To nie zawsze jest regułą, więc warto docenić takie podejście producenta. Szkoda, że w pudełku nie znajdziemy ładowarki.
Nothing Phone to rozsądna ewolucja, ale niewiele więcej
Kto oczekiwał rzucenia rękawicy ekosystemom Samsunga czy Apple, ten z pewnością się przeliczył. Jeśli mieliście nadzieję na mocną konkurencję dla smartfonów Google Pixel i Motoroli, to w sumie Nothing Phone (2) nią jest, o ile odpuścicie sobie zagadnienie zdjęć. Umieszczono tu bardzo dobry ekran (ale bez wielu opcji kalibracji) oraz poprawiono czas pracy na baterii i wydajność, przez co telefon nie złapie zadyszki przez lata. Pojawiło się także kilka ciekawych nowości dla interfejsu Glyph oraz nakładki.
Nothing buduje swój plan na smartfony powoli. Być może nawet zbyt wolno, bo o ile pierwszy model wzbudzał ekscytację, tak druga generacja nie ma w sobie efektu “wow”. Nothing Phone (2) nie wyróżnia się zbytnio na tle ubiegłorocznych flagowców, a nawet potrafi z nimi przegrać, szczególnie jakością zdjęć. To smartfon, który ze względu na wyższą cenę jest jeszcze mocniej przeznaczony dla entuzjastów. Jeżeli wydajność czy ekran są dla was priorytetem, warto rozważyć przesiadkę z poprzednika i sam bym pewnie to zrobił. Z drugiej strony, pod płaszczem medialnego szumu kryje się całkiem spokojny i wyważony smartfon, który wcale nie będzie najlepszą opcją dla kogoś, kto szuka telefonu do wszystkiego. Przyznaję wyróżnienie dla telefonu za design, ale to tyle.