Przez lata Sony wyrobiło sobie markę w segmencie słuchawek dokanałowych, głównie dzięki oferowaniu rozsądnej jakości dźwięku przy dobrym czasie pracy na baterii. Mankamentem, na który uwagę zwracała część osób testującą poprzednią generację, był komfort. Sony wzięło sobie do serca ten aspekt mocno, skoro zmieniło kształt przetwornika, a ostatecznie samej słuchawki. Cieszy, że producent poszukuje nowych rozwiązań, także tych z zakresu ekologii.
Pudełko Sony WF-1000XM5 jest minimalistyczne jeszcze bardziej niż przy poprzedniej generacji. W całości wykonano je z w pełni biodegradowalnego materiału w 100% nadającego się do recyklingu. Original Blended Material, bo tak nazywa go Sony, budzi u mnie skojarzenie z wytłaczanką na jajka, ale z mocniej sprasowanego i formowanego materiału, przez co nie ma nierówności. W środku, poza słuchawkami w etui, znajdziemy bardzo krótki kabel USB-A do USB-C, cztery komplety nakładek w rozmiarach: bardzo małym, małym, średnim oraz dużym (na słuchawkach znalazłem komplet w rozmiarze średnim) oraz instrukcję.
Zobacz test słuchawek Sony WF-1000XM5 w formie wideo i zasubskrybuj kanał Focus Technologie na Youtube:
Etui i pianki też jakby były z papieru
Tak się złożyło, że do testów otrzymałem słuchawki w szarym wariancie. Towarzyszy im odpowiednio szare etui wykonane z tworzywa. Sony ewidentnie polubiło się z przyjemnymi w dotyku materiałami i takim właśnie pokryto etui WF-1000XM5. Przypomina on nieco obcowanie z papierem, ale w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Niejednokrotnie chwytałem za etui tylko po to, by je potrzymać i manipulować nim w dłoni. Nie mam tak z każdym zestawem słuchawek bezprzewodowych.
Być może ktoś w Sony odrobił lekcję z fidget spinnerów oraz innych zabawek, które mają angażować nasze dłonie i nadgarstki. Z pewnością te osoby spędziły też sporo czasu na zajęciach z ergonomii. Postęp w formie i wymiarach między kolejnymi generacjami jest ogromny. Etui nie jest za szerokie ani za długie i bez problemu wsuwa się je nawet do niewielkich kieszeni. Zaoblenia nadają mu smuklejszego wyglądu, a złote logo Sony (choć mam podejrzenia, że będzie się ścierać) zgrabnie domyka całość. Etui może stać na jednym z czterech boków. U dołu znajdziemy cewkę ładowania bezprzewodowego, zaś na tyle złącze USB-C oraz przycisk parowania. Z przodu w niewielkim otworze umieszczono wielokolorową diodę LED.
Nie jest tak, że etui jest idealne. Zarówno magnesy mogłyby być mocniejsze, jak i zawias klapki lepiej dopasowane. Górna część potrafi się nieco przesuwać względem optymalnego domknięcia. Nie jest to wada dyskwalifikująca, ale nie do przeoczenia po pierwszym spojrzeniu. Jasnoszary wariant dość zauważalnie gromadzi na sobie brud. Czasem po wyjęciu z kieszeni ciemnych jeansów widziałem niewielkie ślady, za które oczywiście winny jest barwnik użyty do pokolorowania materiału. Jednocześnie etui jest dość podatne na palcowanie. Widać to jednak dopiero po przyjrzeniu się pod odpowiednim kątem.
Trochę oberwie się też piankom. Te przez miesiąc już dość mocno się pomarszczyły, a nie uprawiałem z nimi szczególnie intensywnej aktywności fizycznej. Ponadto ich szary kolor nie sprzyja maskowaniu wosku. Co więcej, zdążyły się one już dość odczuwalnie odbarwić. Przy tej łyżce dziegciu jest jednak spora beczka miodu, a jest nią wygoda, jaką wprowadzamy do naszych uszu, zakładając dołączone do zestawu końcówki. Poziom dopasowania do wnętrza ucha jest mistrzowski i rzadko kiedy czułem, że powinienem wyjąć słuchawki, nawet podczas wielogodzinnych podróży w ciepłym pociągu.
Są gusta i guściki, ale ergonomię WF-1000XM5 z pewnością poprawiono
Sony zupełnie przemodelowało to, co dzieje się w środku WF-1000XM5. Teraz jedna słuchawka waży 5,9 grama, choć w porównaniu do poprzednika ma jeszcze jeden mikrofon więcej oraz procesor przetwarzający wyłącznie szum. Krawędzie słuchawek są jeszcze mocniej pościnane oraz zaokrąglone, co wpływa też na powierzchnię dotykową (ale spokojnie, miejsca na muśnięcia palcem nie brakuje). Ostatecznie kwestia dopasowania słuchawek bezprzewodowych jest tak indywidualna jak kształt naszego ucha. Wydaje się jednak, że Sony zrobiło wiele, by tegoroczne “pchełki” rozgościły się w naszych uszach wygodniej niż WF-1000XM4.
Czytaj też: Sprawdziłem odtwarzacz Sony Walkman NW-A306 i mam tylko jedno pytanie: po co?
Moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Jeździłem w nich na rowerze przez dziury, szuter oraz wgłębienia na torowiska tramwajowe i nie było momentu, w którym wypadły mi z ucha. Szkoda, że postawiono na śliski plastik, bo przy częstym chwytaniu za słuchawki te stają się jeszcze trudniejsze w wyjęciu ich z ucha. Z jednej strony świadczy to dobrze o dopasowaniu, z drugiej nie rozumiem, dlaczego cały czas stawia się na takie tworzywo sztuczne. Taką słuchawkę trudniej wyjąć z etui. Z kolei przy wkładaniu “pchełkę” trzeba “dokręcić” do ucha, by idealnie się wpasowała. Mimo tego ani razu nie gościło u mnie poczucie zatkania kanału powietrznego.
Słuchawki WF-1000XM5 według producenta są zgodne ze standardem IPX4. Jako, że mamy lato, doświadczyłem tylko jednej ulewy, a nie uprawiałem też z nimi zbyt wiele sportu. Co prawda ciepłe temperatury wzmagają potliwość, ale nie rzuciłem tym słuchawkom wyzwania podczas treningu, więc mogę powiedzieć tylko tyle, że przy umiarkowanie spoconym uchu nic im się nie stało. Nie jest też tak, że zapomnimy o ich istnieniu podczas aktywności, ale nie są one w żadnym momencie uciążliwe. Trzeba tylko je “dokręcić” przy wkładaniu.
Jakość dźwięku Sony WF-1000XM5 po wyjęciu z pudełka
Co by nie mówić o Sony WF-1000XM5, przede wszystkim są słuchawkami i mają dostarczać jak najlepszej jakości dźwięk, zwłaszcza, gdy w ich cenie możemy nabyć chociażby AirPodsy Pro. Aby pobić konkurencję, Sony zdecydowało się na wymyślenie koła, a w zasadzie przetwornika, na nowo. W porównaniu do bardziej walcowatego kształtu w poprzedniej generacji, przetwornik Dynamic Driver X jest mocniej spłaszczony, za to szerszy (8,4 mm kontra 6 mm w poprzednich WF-1000XM4).
Nie zostałem z dnia na dzień ekspertem od testowania słuchawek bezprzewodowych w każdym scenariuszu. Słuchawki towarzyszyły mi w domu, w samolocie i pociągu, a także na rowerze czy podczas spacerów. Najwięcej czasu spędziłem na słuchaniu dźwięku w aplikacji Tidal z ustawieniami jakości Hi-Fi oraz Master. Na potrzeby zrozumienia ich specyfiki słuchałem muzyki, której z reguły nie mam na swoich playlistach, jak i tej, którą uwielbiam. Ochoczo korzystałem z aktywnej redukcji szumów i przepuszczania dźwięku, skoro takie funkcje są na pokładzie. W tej części tekstu piszę jednak o korzystaniu ze słuchawek bez aplikacji, gdyż ta dotarła do mnie w testowej wersji nieco później. Głośność przy każdym z utworów to 100% według ustawień Sony Xperii 1 V.
Czy bez fajerwerków w oprogramowaniu Sony WF-1000XM5 to dobre słuchawki? Wydaje mi się, że bez dwóch zdań to sprzęt o dużych możliwościach w reprodukcji dźwięku. Moją muzyczną podróż zacząłem od elektronicznych brzmień. Motherboard Daft Punk ma jedne z bardziej charakterystycznych plusków oraz ogromną warstwę dźwięków ukrytych w tle za rytmiczną perkusją. Do tego nie brak tu partii smyczkowych oraz elektronicznej wariacji na temat kontrabasu. Przez wszystkie te dźwięki Sony WF-1000XM5 przeprowadzają nas z czułością. Dopiero, gdy w tle pojawiają się instrumenty grzechoczące (najpewniej marakasy), zaczynam odczuwać lekką kompresję i szumy. Gdybym jednak nie siedział w tym momencie przed komputerem w cichym pokoju, nie zwróciłbym na to uwagi. Początek 4. minuty utworu to trudny test dla całej szerokości dźwięku, ale słuchawki Sony płyną z rytmem.
Zostańmy jeszcze na chwilę przy Daft Punk. Infinity Repeating to utwór z subtelnym, przeciągniętym wokalem i mnogością teoretycznie znoszących się partii. Sony WF-1000XM5 zachowują dobre oddzielenie każdej z tych warstw, co najlepiej odczujemy zwłaszcza w ostatnich trzydziestu sekundach utworu, ale też i na początku, gdzie po raz pierwszy usłyszałem delikatny odgłos brzmiący niczym przesypywanie piasku.
Pozostając przy utworach z dużym nagromadzeniem różnych partii dźwiękowych. Wilderness od Explosions in The Sky to bardzo eklektyczna kompozycja, podczas tworzenia której artyści wielokrotnie wyciągali dźwięki z dalszego planu na główny. W słuchawkach Sony WF-1000XM5 nie oznacza to zmiany ich brzmienia. Talerze grające w tle od 40. sekundy pozostają z nami niemal do końca utworu, a ja nie tracę ich z pola słyszenia nawet pomimo dźwięków otoczenia. To pewnie bardziej zasługa dobrze uszczelniających pianek, ale przypominam, że nie mam włączonej aktywnej redukcji szumów ani przepuszczania otoczenia, więc ostateczny rezultat warto pochwalić.
Zmieniam gatunek i przechodzę do czegoś bliższego mainstreamowi. 505 od Arctic Monkeys zaczyna się klawiszowym vibrato, jest tu sporo bębnów, ale przede wszystkim rozciągnięte partie gitarowe, które na potrzeby refrenu zmieniają dynamikę i przejmują większość sceny w Sony WF-1000XM5. Nie jestem fanem takiego scenariusza, ale z pomocą korektora z pewnością dałoby się wzmocnić ekspozycję wokalu. Nie jest źle. W przypadku mocniejszych brzmień, jak w Fear of the Dark Iron Maiden słychać mocno zaznaczoną gitarę basową, ale i Bruce Dickinson ma swoją przestrzeń.
Zostając przy utworach z bogatym miksem, przełączam odtwarzacz na One More Year od zespołu Tame Impala. Przy domyślnym miksie utwór sprawia wrażenie nieco sennego, przytłumionego, co potęguje to, jak mocno słychać w nim echo i rewerb. Ponownie Sony zaznacza w dowolnym miksie nieco więcej basu i rytmiczna perkusja dyktuje ton przez większą część utworu. Już wiem, że będę szukał w korektorze zmniejszenia nacisku na bas.
Włączamy coś polskiego, żeby posłuchać, jak słuchawki radzą sobie z sybilantami. Perfekcyjnie wyartykułowane teksty Łony i Webbera, jak To Nic Nie Znaczy czy Fśśt nie wwiercają się w naszą głowę. Dla mnie to efekt pożądany. Zostając w Polsce, słyszę w Sony WF-1000XM5 potencjał na zostanie słuchawkami do balladowych utworów. Z jednej strony wokal Kaśki Sochackiej w Niebo było różowe dostaje pełną ekspozycję, z drugiej nie ginie w (zamierzonym) echu, którego jednak na tańszych słuchawkach wcześniej nie słyszałem.
Wyższe częstotliwości, naturalnie wydające się “głośniejsze” w odbiorze dla naszego ucha, są też mocno zaakcentowane na słuchawkach Sony WF-1000XM5. Nie dzieje się to jednak z krzywdą dla basu, jego punktualności oraz punktowości, co dobrze słuchać w ECSTASY od Eargasm God. Jak na kawałek, który z reguły nadwyręża membrany głośników na imprezie, słuchawki Sony nie łapią zadyszki ani nie zmieniają odsłuchu w festiwal basu z domieszką innych dźwięków. Jednocześnie nacisku na bas, w domyśle, słyszę tu całkiem sporo. Prędzej skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że mniej eksponuje się tu środek i Sony chce jak najwięcej oferować na krańcach spektrum. Być może dlatego scentrowane kawałki Dawida Podsiadły czy Sanah nie robiły na mnie takiego wrażenia.
A jeśli ktoś lubi słuchać muzyki klubowej, też się nie zawiedzie. Zarówno Pepas, jak i bardziej hardcorowe dashstar* od Knock2 dostają solidnego kopa w słuchawkach, choć w tym drugim utworze ponownie bas nieco przysłania resztę kawałka. A jeśli chcecie słuchać phonku, to zestaw od Sony jest trochę za grzeczny i w domyślnym ustawieniu nie daje się tak wyszaleć wszystkim skocznym partiom.
Sprawność Sony WF-1000XM5 pokazuje też Rap God od Eminem. Od 5. minuty w utworze dzieje się dużo, ale odpowiedź przetworników jest systematyczna, szybka jak kolejne wersy i to przy zachowaniu klarowności. Wokale brzmią w miarę czysto i wyraźnie. To coś, co przydaje się także podczas oglądania filmów na Youtube, ale dla idealnego rezultatu warto zajrzeć do korektora.
Głośność słuchawek jest wystarczająca na co dzień, przy założeniu, że skorzystacie z odpowiednich pianek. Jeśli te będą za małe, to w otwartych przestrzeniach moecie odnieść wrażenie, iż sprzęt gra za cicho. Tak było w moim doświadczeniu z tymi w rozmiarze “S”.
Jest jednak jeden, dla mnie bardzo dokuczliwy problem, którego doświadczyłem na trzech telefonach (OPPO Find X5 Pro, Nothing Phone (2) i Tecno Spark 10 Pro). Chodzi o przerywanie sygnału lub niewysyłanie pełnej paczki danych, co kończy się tym, że wielokrotnie słyszałem nieprzyjemny błąd dźwiękowy, jakby szarpany odgłos. Nie dotyczyło to sytuacji, gdy telefon był oddalony ode mnie o wiele metrów, a takich, gdy podczas jazdy rowerem czy nawet spaceru po mieście umieszczałem go w kieszeni. Dla porównania, prywatne Sony WF-C500 nigdy nie dostarczyły mi takich “wrażeń”. Niestety, częstotliwość tego problemu bywała wysoka do tego stopnia, że rezygnowałem ze słuchania muzyki lub wkładałem smartfon do kieszonki na koszuli (z czym nie czułem się do końca pewnie). Zdarzało się to także w tłocznych przestrzeniach publicznych.
Czytaj też: Test Sony WH-1000XM5 – ta seria potrzebowała zmiany. Takiej zmiany
Okazjonalnie prawa słuchawka, będąc w naszym uchu i metr od telefonu, lubi przerwać dźwięk, gdy korzystamy z zestawu dłuższy czas. To mała, ale irytująca rzecz, zwłaszcza, że nie udało mi się znaleźć ustawienia, które może powodować taki problem. Zdarza się on przy połączeniu dwóch urządzeń. Czasem zanik audio staje się na tyle subtelny, że zastanawiam się, czy to nie zamysł artystyczny, ale znacznie częściej to po prostu uciążliwe. Tych kłopotów nie doświadczyłem jednak na Sony Xperii 1 V z przedpremierową wersją aplikacji.
Aplikacja Headphones do Sony WF-1000XM5 zmienia wszystko
Aplikacja o prostej nazwie Headphones (nie szukajcie jej pod nazwą “Słuchawki”, w środku i tak ma tekstu w języku polskim) to prawdziwy kombajn ustawień i narzędzi, którym Sony z początku mnie przytłoczyło. Na szczęście po kilku sesjach aplikacja dostępna na smartfony z Androidem oraz iOS staje się przystępniejsza w odbiorze.
Po jej otwarciu u góry znajdziemy wizualizację naszych słuchawek z dokładnym procentowym wskaźnikiem naładowania etui oraz każdej z pchełek (z jakiegoś powodu prawa rozładowywała się zawsze nieco szybciej). Poniżej podział na cztery sekcje – status, sound, system oraz services.
Status to hub informujący o aktualnie połączonych urządzeniach oraz odtwarzanym dźwięku. Co ważne, z tego miejsca zapauzujemy muzykę lub włączymy kolejny utwór, nawet jeżeli słuchamy go z innego urządzenia. Ustawimy też Adaptive Sound Control. To rozwiązanie, które ma dopasowywać dźwięk do jednej z aktywności – siedzenia, bycia w ruchu, biegania oraz poruszania się transportem. Dla każdego z czterech stanów przypiszemy dedykowane ustawienia redukcji szumów lub przepuszczania dźwięku. Do tego możemy podać lokalizacje, w których mają uruchamiać się konkretne tryby, jak np. w domu. W tym miejscu ustawimy też korektor i poziom nasłuchiwania otoczenia. Przełączanie na bazie lokalizacji może następować automatycznie lub po ręcznym zatwierdzeniu powiadomienia. Możemy jednak całkowicie pozostawić to w gestii aplikacji albo wyłączyć tę opcję.
Główne ustawienia dźwięku znajdziemy w sekcji “Sound” i jest ich naprawdę sporo. Skupię się przede wszystkim na equalizerze i tym, że faktycznie działa. Bez problemu dopasowałem Sony WF-1000XM5 do moich preferencji, dzięki czemu wycisnąłem więcej z partii wokalnych i mogłem odmienić oblicze dźwięku. Co więcej, nie musiałem tego robić za pośrednictwem pięciu suwaków. Poza dedykowanymi ustawieniami dźwięku skorzystamy też z funkcji Find Your Equalizer (w wersji beta), która proponuje nam kilka ustawień w drodze do idealnego dopasowania.
Znajdziemy tu także funkcję Speak To Chat, czyli funkcję pozwalającą się przełączać między trybem redukcji hałasu, a nasłuchiwaniem, gdy zaczynamy mówić. Niestety nie będzie to rozwiązanie dobre dla osób kaszlących lub odchrząkujących. Rozwiązanie to możemy też wymusić, przytrzymując palec na (domyślnie) lewej słuchawce. W ustawieniach wyregulujemy, jak intensywnie sprzęt będzie nasłuchiwał otoczenia oraz jak długo będzie włączone nasłuchiwanie otoczenia.
Jakość tego rozwiązania jest… wystarczająca. Nie czułem się w połowie tak komfortowo, jak po wyjęciu pchełek z uszu. Ponadto to nie rozwiązanie dla tych, którym zdarza się na co dzień chrząknąć lub kaszlnąć. Przy automatycznej detekcji niemal zawsze oznaczało to przerwanie odsłuchu muzyki do momentu dotknięcia panelu dotykowego na słuchawce celem uruchomienia utworu.
Częścią, której działania nie udało mi się do końca zweryfikować jest przestrzenność dźwięku w ramach 360 Reality Audio, gdyż w tym momencie nie miałem już subskrypcji Premium. Rozwiązanie to i tak zarezerwowano dla raptem garstki aplikacji (a wśród nich nie ma Spotify czy Youtube). Z funkcji przestrzennych warto wspomnieć o śledzeniu głowy celem dostarczenia przestrzennego dźwięku. Wymagane do tego jest wsparcie Android Head Tracking.
Gesty
W sekcji “System” znajdziemy ustawienia, które pozwolą między nam na przypisywanie gestów dotknięcia do akcji. Niestety, nie do konkretnych. Sony pozwala jedynie wybrać, która słuchawka odpowiada za grupę gestów do zarządzania odtwarzaniem, a która pozwala zarządzać trybem pracy mikrofonów. Wygląda to dość standardowo – mamy do czynienia z jednokrotnym, podwójnym lub potrójnym dotknięciem, a także przytrzymaniem płytki dotykowej. Oprócz tego za kontrolę głośności odpowiada wielokrotne dotykanie jednej lub drugiej słuchawki. Dziwne, że nie udało się zaimplementować w tym celu przesunięcia, bo płytki dotykowe mają słuszną powierzchnię.
Kontrola płytkami dotykowymi to standard, a co powiecie na gesty głową? Aby odebrać rozmowę możemy kiwnąć głową na “tak”, a by ją odrzucić ruszać głową jak podczas mówienia “nie”. Nie zabrakło też funkcji czytania powiadomień (bez języka polskiego) oraz wsparcia dla asystentów Google i Amazon Alexa.
Wcale nie musimy wykorzystywać pełnego potencjału słuchawek. Znajdziemy przełącznik, który determinuje, czy słuchawki wyłączą się zaraz po wyjęciu z ucha, ale też czy włącza się wtedy pauza. Możemy też zdecydować, czy powiązanie dwóch urządzeń jednocześnie ma działać, a zmiana tego ustawienia zmusza nas do zresetowania urządzenia.
Słuchawki Sony WF-1000XM5 niczym smartwatch?
Sony stworzyło w aplikacji Headphones zakładkę “Aktywność”, która nieco przypomina to, co serwują nam zegarki mierzące… aktywność. W tym przypadku nie znajdziemy informacji o pulsie czy jakości snu (odradzam spanie w słuchawkach, nawet w tak wygodnych jak Sony WF-1000XM5), ale już łączny czas spędzony ze sprzętem z podziałem na stany lub miejsca, w jakich był używany, już tak. Ważna uwaga: jeśli używacie słuchawek bez połączenia z aplikacją Headphones (np. na komputerze, a w telefonie macie wyłączony Bluetooth), czas z nimi spędzony nie wliczy się do statystyk.
Sony jednocześnie stoi w pewnym rozkroku, gdy chodzi o filozofię projektowania technologii. Drugą sekcją w zakładce aktywności jest “Safe listening” (bezpieczne słuchanie), które zgodnie z wytycznymi WHO mierzy, czy w danym tygodniu nie przekroczyliśmy normy odsłuchu na wysokiej intensywności. Spragnionych wiedzy aplikacja poinformuje o wytycznych. Ponadto system ten monitoruje średnią wartość decybeli, jaką słuchawki wypuszczają do naszych uszu i podaje (choć to w sekcji “status”) informację o aktualnym ciśnieniu akustycznym).
W ustawieniach ochrony słuchu włączymy też kontrolę głośności, by nie przekroczyć wskazanych przez WHO parametrów. Do tego sprawdzimy, jak często aktywna redukcja hałasu “ratowała” nas przed skutkami ekspozycji na głośny dźwięk. Takie rozpiski sytuacji krytycznych znajdziemy w ujęciu tygodniowym, miesięcznym oraz rocznym.
To wszystko brzmi bardzo miło. Nie rozumiem zatem, dlaczego tuż obok umieszczono trzecią sekcję o nazwie “Badge” (przypinki, choć w tym ujęciu wyróżnienia). W niej znajdziemy listę “osiągnięć”, a wśród nich takie jak wyróżnienie za codzienne korzystanie ze słuchawek, jak i uruchamianie nich przez minimum 4 dni w tygodniu, a także za używanie ich w miejscu, które zarejestrujemy jako miejsce pracy albo szkołę (sic!) albo stację transportu. Rozumiem zamysł tej sekcji – są tu osiągnięcia za używanie słuchawek na siłowni i skorzystanie z poradników wewnątrz aplikacji, ale grywalizacja nie dodaje mi się ze świadomym użytkowaniem. Jeśli Sony przyświecała filozofia “dla każdego coś miłego”, to wtedy firma osiągnęła swój cel. Chociaż nie, bo nie mamy możliwości udostępnienia naszych osiągnięć. Jak dla mnie to niepotrzebne rozwiązanie.
Wracając jednak do najważniejszego pytania: Czy słuchawki Sony WF-1000XM5 mają potencjał, by zaspokoić potrzeby audiofilów? Po pierwsze, ci w ogóle nie spojrzą na słuchawki bezprzewodowe jeszcze przez długi czas. Po drugie, Sony podąża swoją ścieżką i nawet po ustawieniach korektora pewna specyfika sprzętu po prostu z nami pozostanie. Moim zdaniem producent eksponuje górne i niższe partie dźwięku, choć bez odpowiednich ustawień Sony WF-1000XM5 mają więcej basu. Jak dla mnie Sony WF-1000XM5 okazały się sprzętem z dużym potencjałem reprodukcji dźwięku, który aplikacja rozszerza w bardzo dobry sposób.
Ale nie rozmawialiśmy jeszcze o mikrofonach.
A co z ANC i mikrofonami?
Sony dość dumnie ogłosiło, że to najlepsze słuchawki z aktywną redukcją hałasu (stan na kwiecień 2023 według prezentacji pokazywanej w Londynie). Dodatkowy mikrofon, następna generacja procesora – to wszystko nie mogło pójść na marne, prawda?
Wiem, że producenci prześcigają się w implementacji nowych rozwiązań (i dobrze), ale słuchawki dokanałowe, nieważne jak szczelnie zamykające obieg powietrza, nie będą nigdy reprezentowały takiego wyciszenia, które pozwoliłoby się odciąć od otoczenia w zupełności. Musiałyby stać się stoperami do uszu, a wtedy obieg powietrza jest znacznie trudniejszy.
Pisząc to muszę jednocześnie przyznać, że Sony WF-1000XM5 świetnie wyciszają otoczenie. Oczywiście mowa tu o skali słuchawek dokanałowych i nadal najważniejszym czynnikiem jest dopasowanie pianek. Dla mnie najlepsze okazały się te w rozmiarze M; przy rozmiarze S intensywność odcięcia się od otoczenia była znacznie mniejsza. Jednak robota, jaką wykonują mikrofony, też zasługuje na pochwałę. Przede wszystkim czuć tu, że nawet jeśli sporo dźwięków do nas nie dociera ze względu na budowę słuchawek, tak redukcja szumu usuwa jeszcze kilka partii wybijających i przebijających się odgłosów, jak np. przejazd tramwaju przez torowisko. Rozczarowuje jedynie, że nie mamy kontroli nad tym, z jaką intensywnością działa ANC. Zakładam, że inną specyfikę mogą mieć falę odcinające nas w biurze, a inną – w samolocie. Musimy zaufać algorytmom.
Warto odnotować, że włączenie redukcji hałasu w ruchu może mieć jeszcze jedną korzyść, a jest nią przyjemniejsze odczucie podczas obracania głową. Przy wyłączonych mikrofonach system mocniej zamyka nas na dźwięki z naszego wnętrza, a po włączeniu ANC ten efekt się redukuje. Słuchawki korzystają z oprogramowania w najnowszych wersjach systemu Android, które rozpoznaje położenie głowy. Niezależnie od tego, gdzie ją obrócicie, dźwięk brzmi tak samo dobrze. Cieszy też, że Sony opatrzyło aktywną redukcję hałasu dodatkowymi funkcjami, takimi jak nasłuchiwanie, czy ktoś do nas nie mówi, by wtedy włączyć rozwiązanie ambientowe. Dostajemy tu pełen komplet wrażeń.
Jak wypada przepuszczalność dźwięków? Pisałem już o tym co nieco w kontekście nasłuchiwania mowy, ale tutaj skupię się na dopuszczaniu do głosu całego otoczenia. Pod tym względem Sony WF-1000XM5 zachowują się bardzo dobrze, aczkolwiek nie zastępują wyjęcia słuchawek z uszu. Zyskujemy 20 stopni regulacji i różnice między nimi są odczuwalne, choć najmniejsze poziomy są niemal nieprzydatne, nawet przy cichym pomieszczeniu. Dobrze uaktywnia się przy tym przepuszczanie głosów przy jednoczesnym wyciszaniu otoczenia.
I tylko dziwi w tym wszystkim, że skoro mamy tak dobrze działające mikrofony, to dlaczego jakość rozmów jest… przeciętna? Bynajmniej zła – zachowano tu klarowność, a jednocześnie nie ma w sprzęcie zbyt wielu szumów. Z pewnością Sony WF-1000XM5 nadadzą się do odebrania rozmowy czy przeprowadzenia jej na Teamsach czy Zoomie, ale nie nagrywałbym nimi dłuższych wypowiedzi. Lepiej zaufać mikrofonowi wbudowanemu w smartfon. Być może Sony nie skupiało na tym zbyt wielu sił. Z pewnością na jakość nie narzekali moi rozmówcy podczas połączeń, gdy byłem w dobrym zasięgu sieci komórkowej.
Bateria? Dobrze, ale nie tak, jak obiecuje producent
Nie wiem, jak cicho i jak bardzo bez wszystkich dodatków musiałbym korzystać ze słuchawek Sony WF-1000XM5, by osiągnąć deklarowane przez producenta 8 godzin na jednym ładowaniu. Z aktywną redukcją hałasu/ przepuszczaniem dźwięków mogę skrócić ten czas o 2 godziny, choć to raczej przy maksymalnej głośności. Z kolei bez ulepszeń czas wydłuża się do około 7 godzin na jednym ładowaniu. To dobry rezultat, ale nic, co czyniłoby ze sprzętu lidera na rynku. Etui przy jednym napełnieniu energią słuchawek traci od 55 do 60% energii, więc też nie doświadczymy dwóch pełnych ładowań.
Ładowanie etui to nie tak czasochłonna sprawa. Od 0 do 100% powinniśmy zmieścić się w nieco ponad godzinę przy podpięciu przez złącze USB-C. W standardzie jest także ładowanie bezprzewodowe. Słuchawki odzyskują też energię indukcyjnie, poprzez ładowanie etui zgodnie ze standardem Qi. Według producenta wystarczą trzy minuty, by móc słuchać muzyki przez godzinę. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że lepiej poświęcić 10 minut, a w zamian mieć tę godzinę z włączoną redukcją hałasu i dużą głośnością.
Sony WF-1000XM5 muszą się zmienić, bo są blisko ideału
Polubiłem się z Sony WF-1000XM5, choć błąd łączności przez Bluetooth niejednokrotnie bywa irytujący i nieraz zmuszał mnie do rezygnacji z korzystania. Wierzę, że da się to naprawić aktualizacją i że nie wynika to z braku mocy wbudowaych anten. Zwłaszcza, że w każdym innym aspekcie jest to sprzęt bardzo dobry. Słuchawki Sony WF-1000XM5 wyciągnęły dla mnie kilka akcentów z utworów, których dotychczas nie słyszałem bądź słyszałem rzadko. Jak na dźwięk przesyłany bezprzewodowo to duża sprawa i pod tym względem czuję, że obcuję ze sprzętem premium.
Sony WF-1000XM5 to dobre słuchawki, ale dzięki aplikacji Headphones wchodzą na wyższy poziom. Niesamowita ilość w znaczniej mierze przydatnych ustawień zauważalnie zwiększa komfort na co dzień. To wszystko przy dobrym czasie pracy na akumulatorach, choć nie aż tak dobrym, jak deklaruje to producent. Mimo wszystko jak na tak zgrabne etui i nowy kształt słuchawek, mogłem naprawdę długo słuchać muzyki w znakomitej jakości.
Niestety Sony za takie przyjemności każe sobie płacić sporą cenę. W chwili publikacji tego testu nie znamy jeszcze oficjalnej ceny w złotówkach, ale zagranicą zostały one wycenione na 320 euro, a w Polsce ich cena ma wynosić “około 1400 zł”. To zaś plasuje je na najwyższej półce cenowej, jeśli chodzi o słuchawki TWS.
Osobiście chętnie zobaczyłbym jeszcze kilka funkcji, które mogłyby bardziej uzasadnić tegoroczną wycenę, jak parowanie z trzema urządzeniami lub większą swobodę w wyborze gestów. Oczywiście nie powinno też być problemów z przesyłaniem dźwięku ze smartfonu, bo to zdecydowanie największy zgryz na ten moment. Oby w przyszłej edycji odbyło się to bez podnoszenia cen, bo Sony WF-1000XM5 trudno zarekomendować komuś, kto za nieraz połowę ich ceny może znaleźć w dalszym ciągu świetną, poprzednią generację. Jeżeli jednak mielibyście zmieniać słuchawki z powodu wygody, to dla mnie najnowsza generacja była zdecydowanie lepsza pod tym względem.