Historia jakich wiele – obywatelowi Kanady podróżującemu z Chicago do Toronto przytrafił się odwołany lot. W zamian zaproponowano mu alternatywną trasę przez Waszyngton. Przez stolicę Stanów Zjednoczonych poleciał również jego wcześniej nadany bagaż, który miał być gotów do odbioru po przylocie do Toronto. Jak się zapewne domyślacie, tak się jednak nie stało. Ślad po walizce nagle się urwał, a linie lotnicze United Airlines zapewniały, że jest już w Toronto i wkrótce zostanie dostarczona do domu. Sęk w tym, że AirTag przyczepiony do walizki wskazywał nadal na jej obecność w Waszyngtonie.
Minął pewien czas i bagaż faktycznie zgłosił się z Toronto, ale przeleżał tam kolejne 24 godziny i został ściągnięty przez lotniskową obsługę do magazynu rzeczy nieodebranych. Co ciekawe, w systemach United Airlines bagaż znajdował się nadal w Waszyngtonie, o czym skołowany Kanadyjczyk został przez przedstawicieli linii poinformowany. Skoro teoretycznie walizka była nadal w Waszyngtonie, nic dziwnego, że nie figurowała w systemach Air Canada, drugiej linii lotniczej włączonej w proces. Ostatecznie udało się namówić przedstawiciela Air Canada, aby udał się w towarzystwie pasażera do bezpiecznego schowka na lotnisku w Toronto, w którym z pomocą iPhone’a 14 i wspomnianego AirTaga namierzono walizkę.
AirTag – coraz częściej zastanawiam się nad zakupem. A może po prostu smart walizkę?
Takich historii jest dużo więcej i zdarzają się niestety również w trakcie podróżowania po naszej stronie globu, w bardziej lokalnym środowisku. Liniom lotniczym może się praktyka umieszczania lokalizatorów nie podobać (w końcu demaskuje kluczowe post-pandemiczne problemy z jakimi obecnie boryka się branża lotnicza). Teoretycznie AirTag może stanowić potencjalne zagrożenie – jest przecież urządzeniem elektronicznym pracującym na zasilaniu bateryjnym (wykorzystuje płaską litową baterię pastylkową o symbolu CR2032). W dodatku wykorzystuje transmisję Bluetooth.
Zasady przewożenia takich przedmiotów regulują przepisy, za które odpowiada działająca pod egidą ONZ Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO). I to właśnie stamtąd płyną uspokajające informacje – w kwietniu tego roku doprecyzowano przepisy dopuszczające używania lokalizatorów Apple w bagażu nadawanym. Jedynym wymogiem jest zawartość litu w akumulatorze, która musi być mniejsza niż 0,3 grama lub pojemność wyjściowa akumulatora litowo-jonowego (mniejsza niż 2,7 Wh). AirTag mieści się w założonej normie, a na jego korzyść przemawia fakt, że praktycznie cały urządzenie pozostaje włączone.
Zagrożenie trackerów jako minimalne określa również Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA). Przemawiają za tym bardzo małe rozmiary baterii oraz poziom promieniowania elektromagnetycznego poniżej norm określonych przez Federalny Urząd Lotnictwa USA (FAA) i Europejską Agencję Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA).
Czytaj też: Twój smartfon dostanie nową funkcję. Powie, jeśli ktoś wrzucił Ci AirTaga do plecaka
Doprecyzowanie przepisów to pokłosie przypadków, w których kilka linii lotniczych, kwestionowało przewożenie urządzeń z zasilaniem bateryjnym w bagażu nadawanym. I tu dochodzimy do kwestii wspomnianych inteligentnych walizek, z wbudowanymi bateriami litowo-jonowymi, które mogą również pomóc w zlokalizowaniu bagażu. Jeśli nie da się z nich ich usunąć akumulatorów na czas transportu pojawia się kłopot – taki pakunek nie może się znaleźć w bagażu nadawanym. Jak zawsze, w takich wypadkach dobrze jest sprawdzić regulamin na stronie przewoźnika. Dla przykładu w Ryanair wygląda to następująco:
8.3.4 Można przewozić “inteligentny” bagaż (bagaż zawierający akumulator litowy umożliwiający pasażerowi śledzenie i ważenie bagażu oraz ładowanie urządzeń z portu USB) jako bagaż podręczny, pod warunkiem wyjęcia z niego akumulatora przed umieszczeniem bagażu w schowku nad siedzeniem. Akumulator należy mieć cały czas przy sobie.