Specyfikacja Philips The One 8818
- ekran o przekątnej 65 cali (164 cm),
- matryca LED o rozdzielczości 4K (3840 x 2160 pikseli), 120 Hz odświeżanie obrazu,
- funkcje – Micro Dimming Plus, deklarowane pokrycie kolorów palety P3 90%, HDR10+, Dolby Vision, HLG, Perfect Natural Motion,
- system Google TV,
- obsługa DVB-T/T2/T2-HD/C/S/S2,
- 4-rdzeniowy procesor P5 Picture Perfect,
- 3-stronny Ambilight,
- głośniki 4x 10W, Dolby Dibital MS12, DTS:X,
- 4x HDMI (2x HDMI 2.1), 2x USB, gniazdo LAN, wyjście słuchawkowe, HDMI-CEC, cyfrowe wjście optyczne, WI-Fi ac, Bluetooth 5.0,
- cena: 5999 zł.
Telewizor jest dostępny w przekątnych:
- 43 cale – 3999 zł,
- 50 cali – 4499 zl,
- 55 cali – 4999 zł,
- 65 cali – 5999 zł,
- 75 cali – 7299 zł,
- 85 cali – 11999 zł.
Wygląd może nieco zdradzać cenę Philipsa The One 8818
Z przodu Philips The One 8818 wygląda bardzo nowocześnie. Ekran otacza cienka, metalowa ramka, która wygląda bardzo solidnie i nowocześnie. Podobnie jak podstawa, która jest szeroka i umieszczona centralnie. W jej tylnej części mamy miejsce na przepuszczenie kabli i choć wygląda to bardzo prosto, skutecznie maskuje kable za telewizorem.
Sama podstawa choć prosta, kryje w sobie genialną funkcję – pozwala obracać ekran. To świetna sprawa, bo kiedy mam ochotę rozłożyć się na dłuższym siedzisku rogówki stojącej przed telewizorem, wystarczy lekko obrócić ekran. Prosta rzecz, a bardzo funkcjonalna.
Tył obudowy zdradza, że The One to jednak nie jest telewizor z najwyższej półki. Co tu dużo mówić, obudowa jest nieco pękata, a tył plastikowy. Czy to w czymś przeszkadza? W żadnym wypadku, przecież nikt nie ogląda telewizora od tyłu. Plus należy się za to za odpinany przewód zasilający, co ułatwia rozpakowanie i ustawienie, ale też w razie potrzeby zawsze możemy go wymienić na inny, dłuższy. Mamy tu uniwersalną wtyczkę i, jako że akurat w zestawie testowym zabrakło kabla (spokojnie, w zestawach sprzedażowych jest, to nie jest żaden ekologiczny wyskok Philipsa), telewizor bez problemu podłączyłem przewodem zasilającym odpięty od oczyszczacza powietrza.
Dodajmy jeszcze w tym miejscu, że do rozpakowania i złożenia telewizora potrzebne są dwie osoby. Góra pudełka jest podnoszona do góry, co znacznie ułatwia urządzenia.
Czytaj też: Test Samsung OLED S90C – inny wymiar telewizora
Google TV, czyli ile jest smartfonu w telewizorze?
Google TV nieco upodabnia The One 8818 do smartfonu, szczególnie jeśli spojrzymy w sekcję Ustawień, która wygląda jak żywcem wyjęty ze starszych wersji komórkowego Androida. Ale dzięki temu wiele osób przyzwyczajonych do smartfonowych interfejsów poczuje się tu jak w domu.
Samą konfigurację telewizora też możemy przeprowadzić z poziomu urządzenia mobilnego i zdecydowanie polecam tę opcję. Jest prostsza, choćby ze względu na to, że np. hasła wpisujemy klawiaturą na ekranie smartfonu, a nie klikając pilotem. To daje nam też dostęp do dodatkowych opcji, na czele ze sterowaniem interfejsem z poziomu telefonu.
Google TV daje nam też dostęp do szerokiego wyboru aplikacji i mam wrażenie, że znajdziemy tu dosłownie wszystko, co możemy mieć w telewizorze. Na czele ze wszystkimi możliwymi serwisami VOD. Sam interfejs jest prosty, czytelny i działa bardzo płynnie.
Pilot jest wizualnie niemal taki sam jak w droższych modelach Philipsa, ale mamy tu dwie różnice. Przyciski nie są podświetlane, nie jest to pilot Bluetooth, a na tylnym panelu mamy plastik zamiast skóry. Co nie zmienia faktu, że zachował podłużny i bardzo oryginalny wygląd.
Czytaj też: Test Philips OLED 807 – magia kolorów. Nie tylko na ekranie
LED 4K, czyli porozmawiajmy o ekranie Philipsa The One 8812
Testowany telewizor jest dostępny w różnych wariantach przekątnych, natomiast w moje ręce trafił model 65-calowy. Mamy tu panel VA LED o rozdzielczości 4K oferujący 120 Hz odświeżanie obrazu.
Wprawne oko szybko zauważy, że nie jest to panel OLED, ale osoby, które na co dzień nie mają szerszego porównania ekranów będą bardzo pozytywnie zaskoczone odwzorowaniem czerni. To jedna z głównych zalet testowanego telewizora i pod tym względem widać poprawę względem ubiegłorocznego modelu. Zaraz obok pojawiają się dobre, nasycone kolory i płynność obrazu. Choć… miałem z tym mały problem, ale o tym za moment. Do tego mamy dobre kąty widzenia, choć matryce VA nie są wybitne pod tym względem. Choć do ok 45 stopni nie powinniśmy narzekać na zmianę obrazu, który bardzo minimalnie blednie pod większym kątem. Ale w razie potrzeby z pomocą przychodzi obracany ekran. Ogółem jakość obrazu jest wyróżniającą się w tej półce cenowej.
Obraz można na różne sposoby dopasować do własnych upodobań, dzięki bardzo dużej i nie wiem, czy nie zbyt dużej dla przeciętnego użytkownika liczbie dostępnych opcji. Oczywiście jest na to sposób, możemy zdać się na ustawienia automatyczne, dobierane do aktualnie oglądanych treści, w tym tych zgodnych z Dolby Vision i w zasadzie problem mamy rozwiązany. Z jednej strony ma to swoje zalety, bo przypadkiem nie zepsujemy obrazu np. filmu na Netflixie, z drugiej podczas seansu mamy zablokowany dostęp do wszystkich opcji i żeby cokolwiek zmienić, trzeba wyjść do Menu głównego telewizora. Dzięki temu każdy znajdzie coś dla siebie, a najbardziej zaawansowani użytkownicy docenią możliwość podłączenia do telewizora kalibratora i skorzystania z gotowego interfejsu kalibrującego.
Za to, aby obraz wyglądał jak najlepiej odpowiada procesor przetwarzania obrazu P5 Perfect Picture, który reguluje obraz w pięciu aspektach – źródła, ostrości, ruchu, kontrastu i koloru. To on odpowiada też za upscaling treści i materiały w niższej rozdzielczości potrafią wyglądać zaskakująco dobrze.
Efekt HDR nie jest przesadzony, ani zbyt mocno podbity, a przede wszystkim da się zauważyć jego obecność. Jasność wyświetlanych treści jest bardzo dobra. Na tyle, że bez problemu możemy oglądać treści w dzień, bez konieczności zaciemniania pomieszczenia. Oczywiście kiedy na ekran pada bezpośrednie światło np. z okien naprzeciwko telewizora, oglądanie ciemniejszych treści będzie, delikatnie mówiąc, utrudnione. Choć nie niemożliwe. Mówimy tutaj zarówno o treściach z serwisów VOD, jak i tradycyjnej telewizji.
Czytaj też: Telewizor za darmo, ale musisz oglądać reklamy. Czy taka jest przyszłość?
Philips The One 8818 sprawdzi się w oglądaniu sportu i graniu w gry
Po pierwszym uruchomieniu byłem święcie przekonany, że albo coś jest nie tak z tym telewizorem, albo zwyczajnie kompletnie nie nadaje się on do grania w gry. Opóźnienie sterowania było tak duże, że jazda samochodem w GTA V przypominała sterowanie tankowcem. Szybko okazało się, że winny jest mój Xbox, w którym nie wiem dlaczego wyłączyła się opcja zezwalania na uruchamianie trybu gry w telewizorze. Naprawienie tego niedopatrzenia diametralnie zmieniło prawie wszystko.
Opóźnienie obrazu przestało być widoczne, gra zaczęła reagować na sterowanie natychmiastowo i można było przejść do normalnego grania. Pojawił się też dostęp do panelu sterowania trybu gry. W nim możemy zobaczyć informacje na temat m.in. liczby wyświetlanych klatek na sekundę, czy aktywności FreeSync czy G-Sync. Tutaj możemy też włączyć wyświetlanie celownika, rozjaśnić cienie czy zmienić sposób działania Ambilight. W zasadzie mamy opcje jak w typowym monitorze gamingowym, wzbogacone o Amgilight.
Wyświetlany obraz jest bardzo dynamiczny. Nie smuży, wszystko jest bardzo płynne i miłe dla oka. Co odnosi się też do transmisji sportowych. Nie musimy się obawiać, że piłka w trakcie meczu zmieni się w jasną kometę lecącą nad boiskiem. Nie zauważyłem, aby dostępne w Ustawieniach upłynniacze ruchu w jakiś sposób go psuły. Zazwyczaj uruchomienie ich w maksymalnym wymiarze prowadzi do widocznego szarpania obrazu, tutaj nic takiego nie występuje.
W przypadku gier pojawił mi się jeden problem związany z dźwiękiem. Po podłączeniu do telewizora słuchawek Bluetooth, podczas grania na Xboxie telewizor czasem wyświetlał komunikat o możliwym opóźnieniu w przesyłaniu dźwięku i faktycznie pojawiało się nieduże, ale wyraźne opóźnienie, widoczne szczególnie przy wystrzałach. Nie jest to kwestia słuchawek, bo podłączałem tu w sumie trzy pary słuchawek nausznych i dousznych, we wszystkich występował ten sam problem.
Czytaj też: Telewizor do 3000 złotych – budżet jest, ale wybór bardzo ograniczony
Dźwięk… no jak to we współczesnym telewizorze
Philips The One 8818 jest wyposażony w cztery głośniki średniotonowe o mocy 10W i faktycznie to w średnich tonach radzi sobie najlepiej. Dialogi w filmach czy wokale w muzyce są czyste i bardzo wyraźne. Nieco gorzej jest w pozostałych dźwiękach. Bas brzmi jak wypuszczony ze zbyt dużego, pustego pudełka. Tony niskie są wyraźnie odgrywane, ale zdecydowanie brakuje im głębi. Tony wysokie za to momentami są nieco zbyt wysokie i chwilowo potrafią nieprzyjemnie zapiszczeć.
Niemniej ogółem jak na głośniki telewizora ze średniej półki Philips The One 8818 gra bardzo przyzwoicie. Warto dokupić do niego soundbar, ale jeśli musicie na niego dozbierać środki, albo zwyczajnie macie niewygórowane wymagania odnośnie brzmienia, nie będziecie narzekać.
Czytaj też: Telewizory LCD odchodzą do lamusa? To najlepszy czas dla technologii na odcinanie kuponów
Ambilight w Philips The One 8818 pokazał mi, że dostałem do testów… za duży telewizor?
Jestem wielkim fanem podświetlenia Ambilight w telewizorach Philipsa, ale pierwszy raz zobaczyłem, że może on wyglądać źle. Jak widzicie na zdjęciach, po bokach telewizora mam dwie szafki i ich rozstaw na do dzień jest dopasowany do 55-calowego telewizora. Przy modelu 65-calowym znajdowały się bardzo blisko, co tłumiło światło emitowane przez diody umieszczone z tyłu telewizora i po kilku dniach musiałem je rozsunąć. Warto o tym pamiętać przed zakupem, żeby Ambilight zwyczajnie miał gdzie się rozchodzić.
W Philipsie The One 8818 mamy 3-stronne podświetlenie, czyli z wyłączeniem dolnej krawędzi. Sam Ambilight działa nieco gorzej niż we flagowych OLED-ach marki, nie jest aż tak dynamiczny w grach, gdzie staje się praktycznie przedłużeniem obrazu na część ściany i ma nieco gorsze kolory. Niemniej bardzo dobrze sprawdza się w swojej roli i jest ogromną przewagą nad modelami konkurencji. Urozmaica seans, buduje nastrój, cieszy oko – czego chcieć więcej?
Ambilight można też połączyć z efektownymi wygaszaczami ekranu, których przykłady widzicie powyżej.
Philips The One 8818 to faktycznie jeden telewizor do wszystkiego
Philips The One 8810 to, jak nazwa wskazuje, ten jedyny telewizor do wszystkiego. Sprawdzi się w oglądaniu wszystkich treści – od telewizji, przez VOD, po sport i granie w gry. W każdym z tych aspektów pokazuje swoje możliwości, od upscalingu, przez dobrą jakość obrazu, po dynamikę wyświetlania treści i rozbudowane możliwości gamingowe. Mamy tu wszystkiego po trochu, w bardzo uczciwej cenie i… w zasadzie jedyne, o czym musimy pamiętać przy zakupie jest to, że choć bardzo dobry, to nadal telewizor ze średniej półki. Wyróżniający się na tle konkurencji, ale pod niektórymi względami ustępujący flagowym modelom. Jeśli szukasz uniwersalnego telewizora w dobrej cenie, to wybór może być jeden i jest to The One.