Seriale Disney+ na UHD Blu-ray – znów niedobry Disney
Dopiero co Disney ogłosił podwyżki cen Disney+ w Polsce i wprowadzenie do Europy planów z reklamami, a już gigantowi z uszami Myszki Miki musi się ponownie oberwać. Wszystko przez to, że nowe piękne zabawki Polacy mogą polizać przez szybkę, a raczej ekran komputera, patrząc jak klienci zza oceanu będą zostawiać Disney’owi jeszcze więcej pieniędzy.
Już 26 września w Stanach Zjednoczonych premierę na płytach Blu-ray i UHD Blu-ray będzie miał serial Loki, dostępny do tej pory wyłącznie w ramach usługi Disney+, miesiąc później zadebiutuje w ten sam sposób serial WandaVision, a w grudniu premierę będą miały krążki z serialem Mandalorian osadzonym w uniwersum Gwiezdnych Wojen (Star Wars).
To wydania w stalowych pudełkach, z eleganckimi nadrukami na samych płytach i dodatkowymi „pocztówkami” z filmów. Coś, co kosztuje kilkadziesiąt dolarów i później pięknie kurzy się na półce, bo wygodniej jest i tak poprosić Siri, Alexe czy Google, aby odpaliła serial z Disney+, a zresztą przecież ten serial już widzieliśmy i trzeba mieć naprawdę sporo wolnego czasu i pasji, aby do niego wrócić.
Niemniej uderza fakt, że Disney od lat ignoruje nasz rynek, jeśli chodzi o wydania Blu-ray. A dystrybutor ma tu niewiele do gadania, decyzje o tym, w jakim standardzie dany film pojawi się w Polsce, podejmuje studio. W efekcie część fenomenalnie zrealizowanych filmów animowanych Disneya w Polsce zagościło jedynie na DVD. FIlmożerco Arrczku 4K i FullHD jest dla zachodu, dla Pana jest 576p – tak raczy mówić Disney. Uff, na szczęście jest Disney+. Ten sam Disney+ na którym konieczne jest zmienienie interfejsu na angielski, aby móc cieszyć się Gwiezdnymi Wojnami w 4K, ponieważ inaczej serwowana jest wersja HD.
Czytaj też: Kupujemy telewizor do 5000 złotych. Jaki model wybrać?
Drożej i gorzej, a później zdziwienie, że klient tego nie kupuje
Przyczyna, dla której nasz rynek jest ignorowany, w dużej mierze jest jasna. Nie jesteśmy tak chłonnym rynkiem nie tylko jak ten amerykański, ale też niemiecki czy francuski. W przeciwieństwie do naszych zachodnich sąsiadów nie umiemy też o to mocniej zawalczyć, bo walka o polskość odbywa się w polityce na rynku wewnętrznym, ewentualnie jako kompromitacja w europarlamencie, a nie biznesowy lobbing na światowych salonach. Więc Polak jedzie zagranice i widzi przewodniki „we wszystkich językach świata, tylko nie naszym”, ma w hotelowym pokoju dostęp do kanałów w dziesiątkach języków, ale nawet TVP World na próżno tam szukać.
Przez lata byliśmy za biedni, by kupować oryginalne płyty z filmami, a gdy nas na to stać to po pierwsze tych płyt nie ma, po drugie, jeśli są, to są droższe niż na zachodzie i okrojone jakościowo czy też wydania są uboższe niż kolekcjonerskie pakiety za granicą, a po trzecie zabrakło też jakiejkolwiek edukacji i odpowiedniej promocji. Dlatego płyty są gratką dla garstki. A skoro jest to garstka, to nie opłaca się wydawać, inwestować i błędne koło się zamyka. Niestety wiele światowych biznesów, nie czuje potencjału naszego rynku i zdaje się nie mieć świadomości, że aby wyjąć, trzeba włożyć. Jest tylko zdziwienie, że niska sprzedaż, bo tych rzuconych ochłapów nikt nie chce.
A jak ma chcieć skoro wydanie kompletnej sagi Gry o Tron na UHD Blu-ray 4K w oficjalnej polskiej dystrybucji kosztuje 1200 PLN, a bez większych kombinacji to samo wydanie tylko z niemieckojęzyczną okładką na amazon.de kosztuje 159 euro (709 PLN), we Włoszech 106 euro (472,99 PLN)! A takich przykładów można mnożyć. Szybcy i Wściekli 10? W Polsce 144,99 PLN, w Niemczech 25 Euro na start. Tylko tutaj już w niemieckim wydaniu polskich napisów brak. Polskie wydanie ma napisy w języku czeskim i japońskim.
Czytaj też: Disney+ idzie w ślady Netflixa. Będzie zakaz współdzielenia konta i droższy abonament
Dlaczego warto zainteresować się UHD Blu-ray?
W dobie streamingu, w dobie znacznie tańszych a bardzo dobrych jakościowo wydań do kupienia w Apple TV (czasem też Google Movies, Chilli TV, Rakuten, Amazon Videos), po co przejmować się jakimiś płytami, poza faktem posiadania fizycznego nośnika? Oczywiście chodzi o jakość. Płyty UHD Blu-ray 4K oferują obraz w pełnej rozdzielczości 4K ze znacznie wyższym bitratem, niż w popularnych serwisach streamingowych. Avatar Istota Wody wydany na 100 GB płycie posiada średni bitrate na poziomie 60 Mbps, kopia na Apple TV (iTunes Movies) to około 25 Mbps, wersja na Disney+ nie dobija do 20 Mbps. Dźwięk Dolby Atmos na płycie to 4 Mbps, w wersji streamingu 768 kbps. To widoczne na telewizorze i słyszalne w głośnikach różnice.
Oczywiście wciąż mówimy o pewnym technicznym bziku, oczekiwaniu najwyższej jakości, ale gdy wydajemy na telewizor nie 2 tysiące, tylko 5, albo 10 tysięcy to chcemy cieszyć się najwyższą jakością, podobnie jak kupujemy dobry sprzęt audio to chcemy go w pełni wykorzystać. I filmy na płytach takie możliwości dają. Czy Avatar: Istota Wody doczekał się polskiego wydania UHD Blu-ray? Nie. Jeden z najbardziej spektakularnych filmów pod względem technologicznym w Polsce nie jest dostępny w takiej wersji.
Czytaj też: Xbox Series X bez wejścia na płyty – kupisz?
Mamy XXI wiek, IoT, wszystko jest podpięte do sieci, są rozwiązania
Odtwarzacze multimedialne, które można pobrać sobie na komputery, smart tv, przystawki pozwalają jednym klikiem dobrać napisy w dowolnym języku do pirackiej kopii filmu. Jeden klik i pobierasz tłumaczenie. Zadziwia fakt, że w 2023 roku podobnych rozwiązań nie sposób zastosować w legalnych kopiach filmów i znacząco obniżyć koszty dystrybucji, a jednocześnie poszerzyć grono odbiorców. Wystarczy jedno wydanie filmu na cały świat, z oryginalnym torem audio i wideo, natomiast ze streamingu mogłyby być pobierane napisy i ścieżki językowe. Ba, takie rozwiązanie technicznie jest zaimplementowane w specyfikacji Blu-ray, możliwość pobrania zawartości online jak najbardziej jest przewidziana, tylko nikt nie chce podjąć rękawicy. Oczywiście to po części zabiłoby też lokalnych dystrybutorów, ale oni i tak już „nie żyją” i mocno zmieniają swój profil biznesowy jeśli jeszcze chcą funkcjonować na rynku.
Filmy na płytach UHD Blu-ray to filmowe vinyle, gratka dla garstki, coś do czego się wzdycha, coś co zachwyca, a jednocześnie osoby postronne mogą pukać się w czoło i niech się pukają. To takie samo kolekcjonerstwo jak LEGO, karty Pokemon, stare samochody, czy ozdobne filiżanki. Natomiast chore jest to, że człowiek karany jest za to, że urodził się w Polsce i Polski jest jego językiem ojczystym. I tak, ja mogę oglądać po angielsku, ale na taki seans czasem chciałbym zaprosić też innych. Są też fantastycznie zdubbingowane animacje, które też chciałoby się oglądać w najwyższej dostępnej jakości. Niestety coraz częściej, jako Polacy, nie mamy takiej możliwości.