System Gladius potwierdza, że Polska również “umie” w bojowe drony
Polski system Gladius to złożony system dronów rozpoznawczych i uderzeniowych, który składa się z dwóch głównych elementów – dwóch pojazdów terenowych (platformy startowej i pojazdu dowodzenia) na bazie platformy Waran 4×4 oraz dwóch konkretnych dronów. Mowa o dronie rozpoznawczym FT-5 oraz amunicji krążącej BSP-U (w podstawowej wersji Glaadius), czyli połączeniu, które ma zapewniać możliwość przeprowadzania misji rozpoznawczych oraz szybkich i precyzyjnych ataków na cele stacjonarne, oraz mobilne.
Czytaj też: 50 mln dol. w piach. Rosja jeszcze nigdy nie zaliczyła wpadki tak blisko granicy z Polską
Gladius jest też zintegrowany z systemem zarządzania walką Topaz, który umożliwia transmisję danych, pozyskiwanie celów i kontrolę ognia. Aktualnie Topaz jest szeroko wykorzystywany przez polskie jednostki artyleryjskie i umożliwia rozległą integrację różnych czujników, uzbrojenia i systemów łączności w spójne środowisko sieciocentryczne, dzięki czemu znacznie rozszerza świadomość sytuacyjną oraz ułatwia kontrolowanie tego, co dzieje się aktualnie na polu bitwy. W przypadku systemu Gladius jest wręcz nieoceniony, jako że może ciągle przetwarzać dane uzyskiwane z drona FT-5, kierować BSP-U na cel i finalnie podejrzeć poziom wyrządzonych zniszczeń.
W przypadku szpiega systemu Gladius, czyli FT-5, w grę wchodzi dron o długości rzędu 3,1 metra i rozpiętości skrzydeł na poziomie 6,4 metra, który może być wykorzystywany do rozpoznania, nadzoru, pozyskiwania celów i pełnienia funkcji węzła komunikacyjnego. Jest napędzany dwoma silnikami elektrycznymi i może latać do 10 godzin na maksymalnej wysokości 5000 metrów z kamerami, czujnikami, radarami, a nawet bronią w pełni autonomicznie lub pod kontrolą operatora. Jego główną rolą jest zapewnianie informacji na temat tego, co dzieje się “tam na dole”.
Czytaj też: Nic już mnie nie zaskoczy. Polska fotowoltaika z rekordem, o którym w 2020 nawet nie śniłem
BSP-U to już z kolei pełnokrwisty dron kamikadze, a więc taki “zaawansowany pocisk”. Może latać z prędkością do 150 km/h przez 120 minut i uderzać w cele oddalone o maksymalnie 30 kilometrów, po prostu wlatując w nie i tym samym aktywując swoją 1,4-kilogramową głowicę bojową. Może również latać w trybie automatycznym lub sterowania ręcznego i posiada system wideo, który pozwala na precyzyjne trafienie celu nawet po utracie łączności. Można go jednocześnie zastąpić znacznie potężniejszym dronem Warmate 2, o którym więcej możecie przeczytać tutaj.
Czytaj też: Polska jest jak tarcza dla NATO. Broń atomowa na naszym terenie ma sens
System Gladius jest więc unikalnym połączeniem dronów zwiadowczych i uderzeniowych, które już teraz bez żadnej szerszej integracji wręcz rewolucjonizują strategie bojowe nowoczesnej armii. Integracja tak zaawansowanych sprzętów w jednym obiecuje tak naprawdę szereg korzyści, dzięki czemu Gladius może wręcz zwiastować nową erę w działaniu wojsk lądowych i są szanse, że udane wdrożenie jego pełnego kompleksu (planowane na 2024 rok) uczyni go wzorem dla przyszłych systemów obronnych na całym świecie. W ogólnym rozrachunku polscy artylerzyści mają już jednak dostęp do pierwszych wariantów systemu Gladius od końca ubiegłego wieku.