Co ciekawe, linia APS-C składała się do tej pory zawsze z trzech modeli, tymczasem Sony zdecydowało się na zaprezentowanie następcy tylko najbardziej zaawansowanego poprzednika.
Sony a6700 – specyfikacja techniczna
Matryca | Efektywna rozdzielczość 26 Mpix, całkowita liczba pikseli 27 Mpix, APS-C 23,3 x 15,5 mm, BSI CMOS Exmor R, 3:2, automatyczne czyszczenie z kurzu |
---|---|
Procesor obrazu | BIONZ XR |
Format zapisu | – zdjęcia: RAW 14 bitów, JPEG, HEIF (4:2:0 lub 4:2:2), – filmy: XAVC S, XAVC S-I, XAVC HS |
Zakres ISO | Auto, 100-32000 w skoku co 1/3 lub 1 EV, rozszerzalne do 50-102400, |
Migawka | – szczelinowa sterowana elektronicznie: 30 s – 1/4000 s, B – elektroniczna 30 s – 1/8000 s, B skok ustawień co 1/2, 1/3 lub 1 EV, |
Bagnet | Sony E, crop x 1,5 |
Stabilizacja obrazu | 5-osiowa stabilizacja matrycy, do 5 EV + obiektyw |
Ogniskowanie | Hybrydowy AF z detekcją fazy i kontrastu, piksele detekcji fazy wbudowane w matrycę – 759 pól w trybie zdjęć, pokrycie 93% kadru, 495 pól w trybie filmowym, – Tryby AF: automatyczny AF-A, pojedynczy AF-S, ciągły AF-C, automatyczny z ręcznym dostrajaniem DMF i ręczny MF – zakres pracy: -3 – 20 EV – śledzenie celu: wykrywanie twarzy i oka, sylwetki człowieka, zwierząt, ptaków, owadów, samolotów, pociągów i samochodów |
Pomiar światła | 1200-strefowy TTL Tryby pomiaru: – matrycowy – centralnie ważony uśredniony – punktowy mały i duży – uśredniony – punktowy „na światła” Zakres pomiaru: od -3 do 20 EV |
Ekspozycja | – kompensacja: +/- 5.0 EV w skoku co 1/3 lub 1/2 EV – bracketing: +/- 5.0 EV w skoku co 1/3, 1/2, 2/3, 1, 2 lub 3 EV (3, 5 lub 9 zdjęć) |
Programy | – Tryby: auto, program, priorytet przysłony, priorytet migawki, tryb ręczny, bulb, trzy tryby użytkownika |
Zdjęcia seryjne | – Migawka mechaniczna: do 11 fps – Migawka elektroniczna: do 11 fps – bufor na ~23 pliki RAW skompresowane bezstratnie, 59 plików RAW skompresowanych stratnie, 143 pliki JPEG najwyższej jakości, 1000+ plików JPEG wysokiej jakości) |
Lampa błyskowa | brak wbudowanej – zgodność z lampami Multi Interface, – Synchronizacja do 1/160 s z elektroniczną pierwszą kurtyną, brak synchronizacji błysku z migawką elektroniczną – Korekcja siły błysku: +3/-3 EV w krokach co 1/3 lub 1/2 EV |
Samowyzwalacz | 10, 5 lub 2 s, samowyzwalacz z bracketingiem, samowyzwalacz filmowy |
Karta pamięci | SD/SDHC/SDXC UHS-II |
LCD | LCD IPS 3″, 3:2, 1,036 mln punktów, pokrycie ok. 100%, regulacja jasności: 5 poziomów + tryb słonecznej pogody, rychomy w zakresie 176° otwarcia i 270° obrotu |
Wizjer | OLED, 0,39″, 2,36 mln punktów (1024 x 768), powiększenie x1,07 (x0,7 w przeliczeniu dla FF), pokrycie kadru 100%, punkt oczny ok. 22 mm, korekta dioptrii od -4 do +3, 60 lub 120 Hz |
Komunikacja i złącza | – USB 3.0 Gen 2 (złącze USB-C), – mikro HDMI (typu D), – wejście mikrofonu mini-jack 3,5 mm stereo, – wyjście słuchawkowe mini-jack 3,5 mm stereo – moduł Wi-Fi (802.11 b/g/n/ac, 2,4 lub 5 GHz) – Bluetooth 4.2 |
Zasilanie | Akumulator Li-Ion NP-FZ100, ładowanie przez USB-C PD w korpusie aparatu Wydajność ok. 570 zdjęć przy włączonym ekranie, ok. 550 zdjęć przy korzystaniu z wizjera |
Akcesoria | Zaślepka korpusu, pasek, muszla oczna, osłona stopki akcesoriów, akumulator, instrukcja |
Waga | 409 g (korpus), 493 g (korpus z baterią i kartą pamięci) |
Wymiary | 122 × 69 × 75,1 mm |
Dodatkowe informacje | Obsługiwane przestrzenie kolorów: sRGB, AdobeRGB, możliwość pracy jako kamera internetowa 4K, bracketing ostrości, własne tabele LUT |
Cena | – body: 7899 zł – body + E PZ 16-50 mm f/3.5-5.6: 8399 zł – body + E 18-135 mm f/3.5-5.6: 9899 zł |
Konstrukcja i wykonanie
Konstrukcja Sony a6700 nawiązuje do całej serii aparatów APS-C tego producenta. Oznacza to, że zachowana została tradycyjna forma korpusu, nie przypominająca rozkładem elementów tradycyjnych lustrzanek. Nieznacznie zmniejsza to rozmiary aparatu, lecz zarazem dość poważnie wpływa na ergonomię, o czym jednak później.
Sony A6700 wykonany został ze stopów magnezu i ma podstawowe uszczelnienia. Aparat ma duży i wygodny grip, wyłożony gumowaną okładziną, który dobrze leży w dłoni i zapewnia pewny uchwyt nawet gdy dłoń jest spocona. Wszystkie elementy sterujące aparatu umieszczone zostały w prawej części korpusu.
A6700 doczekał się w końcu przedniego pokrętła nastaw, ustawionego poniżej spustu migawki, czyli dostępnego wygodnie pod palcem wskazującym. Drugie pokrętło umieszczone zostało na górze i tak wkomponowane w korpus aparatu, że wygodnie można je obsługiwać kciukiem. Funkcje pokręteł są konfigurowane i to niezależnie dla trybu ręcznego i trybów preselekcji – w trybie M przednie odpowiada u mnie za przesłonę, tylne za migawkę, a w trybach A i S przednie odpowiednio za regulację przysłony lub migawki, a tylne za kompensację ekspozycji.
A6700 ma dwupoziomowe pokrętło wyboru trybów pracy. Górny poziom to klasyka – wybór trybu auto, preselekcji A i S, ręcznego M albo jednego z trzech trybów własnych oznaczanych od 1 do 3. Jest tu sama esencja, żadnych zbędnych pozycji. Poniżej głównego pokrętła jest drugie, w zasadzie nawet bardziej przełącznik trójpozycyjny niż pokrętło – za jego pomocą przełącza się aparat z trybu zdjęć w filmowy lub S&Q, służący do szybkiego tworzenia timelapse’ów lub filmów slow motion.
Sony a6700 wyposażony został w 3 przyciski konfigurowalne. Jeden znalazł się nietypowo z prawej strony gripu, drugi na górnej ściance aparatu, a trzeci z tyłu, na dole. Ich funkcje można dość dowolnie ustawiać, samo rozłożenie nie jest jednak najszczęśliwsze, szczególnie jeśli się uwzględni fakt, że w starszych modelach w miejscu C1 był przycisk szybkiego uruchamiania nagrywania filmu. Ten został przeniesiony na górę, tuż obok przycisku C2, a ponieważ pod palcem niespecjalnie da się wyczuć różnicę w fakturze powierzchni, może niestety dochodzić do pomyłek.
Z tylnej części aparatu zniknęła dźwigienka wyboru AE/AF wraz z kolejnym przyciskiem uniwersalnym, zamiast tego pojawił się (wyraźnie większy) przycisk AF-ON, służący, jak sama nazwa wskazuje, do aktywacji autofocusa. Polubią go miłośnicy pracy z wyłączonym AF w przycisku migawki, ale nie tylko.
Sony bowiem pozwala mieć „pod palcem” jednocześnie trzy tryby działania automatycznego nastawiania ostrości – wciśnięcie do połowy spustu migawki aktywuje domyślny, jaki ustawimy w menu, pod przyciskiem AF-ON zachowany jest obszar pracy, ale AF pracuje ciągle i ze śledzeniem celu, a pod przyciskiem wyboru (czyli tym wewnątrz pokrętła – przełącznika krzyżakowego) AF honoruje ustawienia AF-S/C, ale ignoruje te dotyczące obszaru i działa zawsze centralnie. Chociaż może podczas czytania wygląda to dość zawile, w praktyce okazuje się jednak niesamowicie wygodne i bardzo uzależniające – powrót do klasycznej obsługi w prywatnym a6300 po prostu boli.
Kończąc powoli opis korpusu – lewa część tylnej ścianki to wyświetlacz. Odchylany w lewo i obracany, utrudnia nieco robienie zdjęć w porównaniu z uchylnym, lecz zdecydowanie lepiej sprawdza się podczas filmowania (nie jest blokowany zamontowanymi akcesoriami). Ekran ma ledwo milion pikseli, więc jakość obrazu jakoś nie powala, ale jest dotykowy, więc po aktywacji dotykowej obsługi aparatu można uzyskać szybki dostęp do ustawień oraz do nastawiania ostrości dotykiem.
Tylną ścianę wieńczy wizjer – OLED, 2,36 mln punktów, więc znów nie ma szału, jest to co było. Sony w aparatach APS-C konsekwentnie umieszcza go w lewym górnym rogu aparatu, zamiast centralnie nad osią obiektywu i wysuniętego w tył. Zaliczam się do zwolenników tego rozwiązania – dzięki niemu mogę aparat przyłożyć wygodnie do oka bez ryzyka, że wcisnę nos w wyświetlacz – nawet całkiem poważne korpusy oszczędzają czasem zbytnio na wysunięciu wizjera do tyłu.
Sony a6700 doczekał się w końcu rozdzielenia gniazda na kartę pamięci od komory zasilania. Gniazdo SDXC (niestety pojedyncze) przeniesione zostało na lewą ściankę aparatu, wraz z pozostałymi złączami (jack, mikro HDMI, USB-C) pod trzy uszczelniane klapki. Niestety mimo zachowywania ostrożności uszczelka wokół slotu na kartę zaczęła w trakcie testów się wykruszać – mam nadzieję, że to przypadek jednostkowy testowego egzemplarza, bo jeśli nie, może to zmienić się w poważniejszy kłopot.
Jedynym przyciskiem na froncie aparatu jest zwolnienie blokady bagnetu, umieszczone po stronie uchwytu, na dole. Mimo relatywnej ciasnoty i niewielkich rozmiarów przycisku można do niego sięgnąć bez problemu przy zmienianiu obiektywu. Nad bagnetem znalazły się oczka stereofonicznego mikrofonu, a zaraz przy uchwycie dioda wspomagająca pracę AF.
Jakość wykonania Sony a6700 oceniam wysoko. Korpus jest masywny i solidny, gumowe okładziny nigdzie nie odstają. Gdyby nie wyżej wspomniany kłopot z uszczelnieniem slotu karty najpoważniejszym problemem jaki mógłbym wskazać byłyby brzęczące sprzączki do mocowania paska, których szczerze nie cierpię, oraz skoro o tym mowa, bardzo podły i wrzynający się pasek – najlepiej zaraz po zakupie zamienić go na coś wygodniejszego.
Zobacz także: Test Canon EOS R8 – zwodniczo tania pełna klatka (chip.pl)
Ergonomia
Temat ergonomii Sony a6700 poruszyłem częściowo już powyżej. Korpus jest stosunkowo mały, bliższy kompaktom niż lustrzankom i stąd ergonomia jest nieco gorsza, niż w urządzeniach większych i bardziej klasycznych. Uchwyt jest duży i wygodny, ale do klawiszologii trzeba się przyzwyczaić. Ustawienia domyślne przycisków są moim zdaniem do zmiany – po zrekonfigurowaniu przycisków zacząłem się natomiast czuć jak w domu. Warto na przykład pod umieszczony z boku przycisk C2 podpiąć zmianę celu do rozpoznawania – w ten sposób bez odrywania oka od wizjera można będzie się sekwencyjnie przełączać się pomiędzy ustawieniami.
Co do wizjera i ekranu – Sony niestety poskąpiło nowszych i lepszych rozwiązań. Jakość obrazu i odświeżanie są na przyzwoitym poziomie, ale nic więcej. Co prawda to co jest w a6700 to swego rodzaju standard, ale Fujifilm X-T5 dowodzi, że da się to zrobić lepiej. Na plus przemawia jedynie zwiększenie jasności wizjera w stosunku do poprzednich modeli oraz nieźle działająca automatyka dopasowywania jego jasności.
Podobnej automatyki nie ma niestety ekran LCD, który regulować trzeba ręcznie, a jego czytelność w słońcu nie jest niestety najlepsza nawet w trybie słonecznej pogody. Ekran jest dotykowy, ale domyślnie sterowanie dotykiem jest wyłączone – domyślnie można je przełączać przyciskiem C3 i pozostawiłem to ustawienie, gdyż sprawdza się w praktyce – dostęp do funkcji dotykowych jest szybki i wygodny, a ryzyko przypadkowego niepożądanego przestawienia czegoś minimalne.
Sony a6700 w praktyce, czyli jak zabrałem aparat na urlop
Sony wraz z aparatem do testów udostępniło mi obiektyw E 16-55 mm f/2.8 G, doskonały optycznie, ale dość duży. Ponieważ od dawna jestem użytkownikiem systemu Sony E, sprawdziłem też działanie aparatu z własnymi obiektywami oraz z testową Sigmą 23 mm f/1.4 DC DN. Użytkownicy systemu Sony zostali poważnie dopieszczeni, jeśli chodzi o wybór ciekawych i dobrych obiektywów: optykę z bagnetem E produkuje poza Sony także Sigma, Tamron, Viltrox, Samyang i cała masa mniejszych producentów.
Dla porządku, Sony w handlu oferuje a6700 w postaci samego body lub jako zestaw z obiektywem: stabilizowanym power zoomem E PZ 16-50 mm f/3.5-5.6, który nie należy do szczególnie udanych, ale i tak jest o niebo lepszy niż dekielki z plastikowymi bagnetami oferowane przez Canona, lub nieźle ocenianym E 18-135 mm f/3.5-5.6.
Zobacz także: Test Samyang AF 85 mm f/1.4 FE II – ostra bestia, nie tylko do portretów (chip.pl)
Fotografowanie Sony a6700
Ponieważ na co dzień jestem użytkownikiem Sony a6300, sposób obsługi aparatu jest mi doskonale znany. Korpus jest jednak większy, grip mocno wydłużony, zatem aparat dużo lepiej i pewniej leży w dłoni. Zmiany w położeniu i działaniu przycisków oceniam na plus, a dodanie przedniego pokrętła to już w ogóle sztos. Oczywiście z punktu widzenia okazjonalnego użytkownika innych systemów prosiłoby się o zapytanie „dlaczego dopiero teraz”, ale niech już będzie. W każdym razie po raz pierwszy od dawna Sony nie jest w tyle stawki, jeśli chodzi o wygodę obsługi. Dużą zasługę ma w tym oprogramowanie, które w końcu doczekało się nowoczesnego menu, a nie koszmarka znanego ze starych aparatów.
Polska wersja niestety wciąż straszy dziwnymi i mało zrozumiałymi skrótami – jest to bolączka wszystkich aparatów z jakimi miałem do czynienia i zarazem powód, dla którego nieodmiennie w trakcie konfiguracji przełączam język na angielski. Na szczęście po skonfigurowaniu aparatu za często do ustawień nie będzie trzeba zaglądać – najpotrzebniejsze pozycje można wyciągnąć do łatwo dostępnego menu podręcznego.
O jakości obrazu na wyświetlaczu i w wizjerze wspominałem już powyżej, przejdę zatem od razu do informacji, które można na nich wyświetlić. Standardowo jest to podgląd obrazu plus wyświetlane na krawędziach informacje o trybach pracy aparatu i ekspozycji. Alternatywą jest pusty wyświetlacz, na którym po lekkim przyciśnięciu migawki lub ciągle wyświetlają się ustawione parametry naświetlania, cyfrowa poziomica i histogram – niestety nie da się ich wyświetlić jednocześnie w wizjerze, jedynie na wyświetlaczu przy wyłączonym podglądzie, co jest niestety pewną wadą.
Sony a6700 posiada nową matrycę BSI CMOS Exmor R 26 Mpix, prawdopodobnie tę samą, która została używa w kamerze FX30. Jest ona stabilizowana – układ ma skuteczność do 5 EV, zatem daleko jej do rekordzistów, aparatów OM System, a trochę jej brakuje nawet do konkurencyjnego Canona EOS R7, ale jest i działa, co wziąwszy pod uwagę znaczną ilość szkieł pozbawionych optycznej stabilizacji jest dużą zaletą. Aparat ma zresztą także zapożyczony z kamer system żyroskopowej stabilizacji elektronicznej, ale działający tylko w trybie filmowym.
A6700 doczekał się w końcu poważnych zmian w układzie autofocus. Hybrydowy AF w Sony zawsze był jednym z lepszych dostępnych, ale po kilku latach widać już było, że należało mu się poważne odświeżenie. Nowy AF ma 759 pól aktywnych, obejmujących ponad 90% kadru i robi piorunujące wrażenie w działaniu – jest bardzo szybki, sprawnie rozpoznaje cele (ich typ należy niestety przełączać ręcznie, co jest mniej wygodne niż automatyczne rozpoznawanie znane z Canona) i z morderczą skutecznością je śledzi podczas ruchu i w trakcie zdjęć seryjnych.
AF podczas fotografowania ludzi nastawia się na oko, próbując je utrzymać w namiarze nawet jeśli człowiek się obróci tyłem, a w przypadku zgubienia oka przełączając się po kolei na twarz i sylwetkę. Aparat można nauczyć, by przydzielał priorytet osobom wcześniej zapamiętanym, co bywa przydatne w większych zbiorowiskach.
Celność i skuteczność śledzenia są najlepsze w swojej klasie – nawet pełnoklatkowy Canon EOS R8 z układem AF zapożyczonym z potężniejszego R6 II sprawiał dużo więcej problemów i częściej się gubił. A6700 może spokojnie się mierzyć z najlepszymi aparatami na rynku – oczywiście także potrafi nie trafić, ale w puli niemal tysiąca zdjęć przywiezionych z urlopu przypadki nietrafienia mogę policzyć na palcach i nie wiem, czy potrzebne będą do tego obie dłonie. Aparat doczekał się też w końcu zautomatyzowanego składania ostrości (focus stacking), którego jednak z przyczyn niezależnych nie zdołałem przetestować.
Aby nie było tak różowo, Sony nie błyszczy w zdjęciach seryjnych. A6700 potrafi się rozpędzić do 11 fps (nie robi różnicy, czy migawka jest mechaniczna czy elektroniczna) i o ile parę lat temu był to dobry wynik, to dziś nie robi już wrażenia. EOS R7 wykręca bez problemu 15 fps z migawką mechaniczną i 30 fps z elektroniczną, a Fujifilm X-S20 co prawda na mechanicznej migawce potrafi się rozpędzić tylko do 8 fps, ale z elektroniczną już do 20 fps.
Za to do zasilania nie można się przyczepić. Użyty w Sony a6700 akumulator NP-FZ100 o pojemności 2280 mAh i napięciu znamionowym 7,2 V ma wydajność 16,4 Wh i wg testów CIPA na jednym ładowaniu można zrobić 550 zdjęć przy użyciu wizjera lub 570 zdjęć z użyciem wyświetlacza – w praktyce zaś znacznie więcej, gdyż podczas urlopu na pewno przekroczyłem 700 zdjęć zrobionych na jednym ładowaniu. W zestawie niestety nie ma ładowarki – ładowanie można przeprowadzić podłączając aparat do kostki USB-C – na szczęście dzięki użyciu standardu Power Delivery idzie to dość szybko, dużo szybciej niż w starszych modelach aparatów Sony a6XXX.
Jakość zdjęć
Ocena jakości zdjęć uzyskanych z a6700 okazała się niestety nieco utrudniona. Mimo ponad miesiąca od premiery żaden z używanych przeze mnie programów do wywoływania RAW-ów nie doczekał się dodanego wsparcia dla a6700, a desktopowy Sony Imaging Edge, no cóż… niezbyt się do czegokolwiek nadaje. W ostatniej chwili pojawił się zaktualizowany Adobe Camera RAW, lecz przejrzenie z jego pomocą więcej niż kilkunastu zdjęć nie wchodziło w rachubę. Do rzeczy jednak: aparat ustawiłem w tryb RAW+HEIC w wersji 8 bitowej. Kolorystyka uzyskanych w ten sposób zdjęć jest przyjemna, na pewno lepsza od tego, co prosto z puszki oferuje a6300. Automatyczny balans bieli działa zasadniczo poprawnie, większe odchyłki dając wieczorem, przy świetle sztucznym.
Poziom szumów w Sony a6700 jest zbliżony do średniej dla obecnych matryc APS-C – Canon EOS R7 mający sensor o większej gęstości wypada gorzej, ale z tego co widziałem, to Fujifilm X-T5 z jeszcze gęstszą wypada wyraźnie lepiej, Sony wypada więc gdzieś pośrodku. Użyteczny zakres podczas pracy z plikami HEIC kończy się na ISO 6400 przy domyślnym ustawieniu odszumiania w korpusie – artefaktów jest sporo, ale szczegółów też. Ponieważ zakładam, że w końcu dodane zostanie wsparcie dla aparatu do Ligtrooma Classic, przy użyciu nowego Denoise AI można spokojnie będzie fotografować także z ISO 12800.
Twórcom video znającym się na temacie pozostawiam ocenę możliwości filmowych – na papierze wyglądają w każdym razie imponująco. Chociaż matryca nie jest typu stacked, to jej odczyt jest szybki, a rolling shutter minimalny. Jest znakomitej jakości 4K 60 fps rejestrowane z całej matrycy z nadpróbkowaniem, płaskie tryby S-Log, nagrywanie 10 bit i próbkowanie 4:2:2. Mi osobiście się spodobał profil S-Cinetone, który daje dobry „kinowy” efekt bez konieczności zawansowanego color gradingu w postprodukcji.
Podsumowanie. Czy warto kupić aparat Sony a6700?
Sony a6700 to najlepszy aparat APS-C ze stajni Sony – to nie ulega wątpliwości. Dla fotografa jego najmocniejszą stroną jest doskonały autofocus – tak dobry, że nie powstydziłby się go korpus profesjonalny. Osoba zajmująca się filmowaniem doceni możliwości a6700 w tej dziedzinie, choć FX30 wciąż zrobi to lepiej, ale i drożej.
Sony w końcu zrezygnował z aparatów bez wbudowanej stabilizacji obrazu (aczkolwiek osiągnął to, ubijając mniej zaawansowane linie aparatów) – trzeba jednak mieć świadomość, że jest to w zasadzie ten sam układ IBIS, co w poprzedniku, a jego sprawność na poziomie 5 EV nie pozwoli raczej na wybryki takie jak sekundowe ekspozycje z ręki, które były do zrobienia za pomocą OM System OM-5.
Czego brakuje? Drugiego slotu na kartę pamięci, trochę lepszego wizjera. Kurczowe trzymanie się formy małego aparatu z wizjerem a’la kompakt też może być oceniane różnie, choć osobiście nie narzekam i podałem wyżej, dlaczego.
A zatem, czy warto kupić a6700? To zależy. Z punktu widzenia użytkownika a6300 postęp jaki nastąpił w jakości zdjęć tego nie uzasadnia – ale już szybkość pracy, dużo wygodniejsza obsługa i ten morderczo skuteczny autofocus – jak najbardziej, a postęp w części filmowej wydaje się większy i bardziej oczywisty. Ja w każdym razie zaplanowałem wymianę.