Nie ukrywam, że jestem wielkim fanem składanych smartfonów i nowoczesnych telefonów „z klapką”. Używam ich od premiery pierwszej nowożytnej Motoroli RAZR, korzystałem też z każdego poprzedniego Samsunga Galaxy Flip i już przy okazji jego czwartego wcielenia byłem bardzo zadowolony z tego, co stworzył koreański producent. Sęk w tym, że konkurencja nie śpi. Gdy ukazała się Motorola RAZR 40 Ultra ze swoim wielkim, zewnętrznym ekranem, który pozwalał na tak wiele, nie mogłem się doczekać, aż w moje ręce wpadnie Samsung, który będzie umiał to samo. Przy całej bowiem sympatii do Motoroli, Samsung lepiej sobie radzi z projektowaniem składanych smartfonów.
Gdy więc ukazał się w końcu Z Flip 5, dodając na klapce 3,4-calowy wyświetlacz i zmieniając procesor na bardziej energooszczędny, miałem wobec tego telefonu ogromne oczekiwania. I prawdę mówiąc… trochę się zawiodłem.
Czym różni się Samsung Galaxy Z Flip 5 od Galaxy Z Flip 4?
Jeśli przyjrzymy się specyfikacji technicznej, możliwościom i wszystkim cyferkom na papierze, Samsung Galaxy Z Flip 5 to w zasadzie ten sam telefon, co Samsung Galaxy Z Flip 4. Zmieniły się tylko trzy rzeczy:
- Procesor to teraz Snapdragon 8 gen. 2
- Zmienił się zawias, który ma uproszczoną konstrukcję i składa się „na płasko”
- Dodano zewnętrzny wyświetlacz w kształcie „folderu” o przekątnej 3,4”
Oprócz tego zaszły oczywiście pomniejsze zmiany w oprogramowaniu i mam wrażenie, że Samsung dość znacząco zmienił też strojenie głośników, dzięki czemu brzmią znacznie lepiej niż w poprzedniku, ale to tyle. Galaxy Z Flip 5 to z grubsza ten sam telefon, co Galaxy Z Flip 4. Nie licząc oczywiście ceny, która jest wyższa niż rok temu i to konkretnie. Samsung Galaxy Z Flip 5 dostępny jest w dwóch wariantach w następującej cenie:
- 8/256 GB za 5599 zł
- 8/512 GB za 5999 zł
Z tego względu w tym tekście nie będę się rozpisywał o tym, co się nie zmieniło. Zainteresowanych odsyłam do podsumowania rocznych testów poprzedniej generacji:
Tu zaś skupimy się na tym, co się zmieniło i jak te zmiany wpłynęły na użytkowanie telefonu. Może to niepopularna opinia, ale w moim odczuciu rewolucji tu nie ma.
Progres bez znaczenia
Mówiąc zupełnie szczerze, po roku użytkowania Galaxy Z Flip 4 niemal nie odczułem różnicy, przesiadając się na nowszy model. Zmiany, które w nim zaszły, może ładnie wyglądają, ale… nie mają większego przełożenia na codzienne użytkowanie.
Zacznijmy od procesora. Ubiegłoroczny wariant ze Snapdragonem 8+ gen. 1 nagrzewał się i dość szybko drenował akumulator, przez co wielu ludziom energii brakowało przed końcem dnia. Patrząc po tym, co Snapdragon 8 gen. 2 zrobił z Galaxy S23 Ultra, mieliśmy prawo oczekiwać znaczącej poprawy w Z Flipie 5, a tymczasem ta jest dosłownie znikoma.
Smartfon nie grzeje się aż tak, owszem, ale to nie znaczy, że nie grzeje się wcale. Z Flip 5 w czasie testów potrafił się zagrzać bardzo nieprzyjemnie, zwłaszcza podczas korzystania z nawigacji czy Android Auto. Co więcej, nie widać gołym okiem żadnego przyrostu płynności i wydajności względem poprzednika; telefon działa równie szybko i równie często zdarzają mu się pomniejsze przycięcia. Nic strasznego, ale nie widać poprawy względem poprzedniej generacji. Jeśli zaś chodzi o czas pracy, to nawet bardziej energooszczędny procesor nie był w stanie skompensować za małego akumulatora (3700 mAh) i dodatkowego zużycia energii przez zewnętrzny ekran.
W moim odczuciu czas pracy uległ tylko marginalnej poprawie (kończę dzień mając 15% zapasu energii zamiast 10%). Prędkość ładowania nadal jest tak samo żałośnie wolna (25W), więc nie ma co liczyć na szybkie podładowanie w ciągu dnia. I ciekawostka, którą odkryłem testując Samsunga Galaxy Z Flip 5 i Galaxy Watcha 6 – ładowanie zwrotne nie wystarcza na naładowanie zegarka nawet do połowy. Przy próbie ładowania udało mi się uzupełnić energię zegarka do 40%, ale kosztem zużycia 70% energii w smartfonie, co z kolei powoduje wyłączenie funkcji ładowania, bo ładowanie zwrotne dostępne jest tylko wtedy, gdy poziom naładowania akumulatora przekracza 30%.
Pewną zmianę przyniósł zawias, ale nie taką, jak można pomyśleć. Tak szczerze, to zupełnie nie przeszkadzała mi szpara w poprzednich Z Flipach. Oczywiście lepiej, że jej nie ma, ale fakt ten nie zmienił w żaden sposób tego, jak korzystam z telefonu. Co innego nowy zawias, który – według słów przedstawicieli Samsunga – został nieco uproszczony konstrukcyjnie, aby zwiększyć wytrzymałość. Nie wiem jak z wytrzymałością długofalową, ale na pewno od razu widać, że nowa konstrukcja szybciej pozbywa się zabrudzeń, które przedostały się do wnętrza. Spędzam sporo czasu na plaży i w przypadku Z Flipa 4 czasem piasek „chrupał” w zawiasie jeszcze po kilku dniach od wizyty nad morzem. Tymczasem w Z Flipie 5 wystarczyło kilkanaście razy złożyć i rozłożyć telefon, by cały piach wyleciał z zawiasu, a chrupanie ustało. Miła zmiana, choć dla większości ludzi nie będzie ona rewolucją.
Może to niepopularna opinia, ale jestem też zdania, że zewnętrzny ekran w Samsungu Galaxy Z Flip 5 to również progres bez większego znaczenia. A przynajmniej na razie.
Zewnętrzny ekran Galaxy Z Flip 5 to opowieść o niewykorzystanym potencjale
Samsung od lat wyróżniał się na tle konkurencji tym, że potrafił najlepiej dostosować oprogramowanie do unikatowej formy składanych sprzętów. Możemy np. zgiąć ekran pod kątem 90 stopni i wykorzystać dolną część w roli gładzika albo kontrolera multimediów. Możemy wykorzystać telefon jako samoistny statyw do zdjęć. Możemy rozłożyć ekran pod dowolnym kątem. A jednocześnie Samsung wypuścił tak „niedogotowaną” funkcjonalność zewnętrznego ekranu, że szok.
Motorola RAZR 40 Ultra pozwala nam wykorzystać zewnętrzny ekran do kontroli dowolnej aplikacji, zupełnie jakbyśmy obsługiwali cały smartfon na mniejszym ekranie. Tymczasem Samsung poszedł drogą Oppo i oferuje przede wszystkim widgety do obsługi konkretnych aplikacji i funkcji.
Owszem, można na ekranie korzystać z wybranych aplikacji, ale oficjalnie jest ich naprawdę niewiele. I szczerze mówiąc, skalują się one i działają na tyle kiepsko, że korzystanie z nich to żadna przyjemność. Jest też opcja doinstalowania aplikacji Good Lock (to oficjalna aplikacja Samsunga, nie wiem, dlaczego inne media robią z niej jakąś wiedzę tajemną) i uruchomienie na zewnętrznym ekranie dowolnej aplikacji, tyle że… jest to rozwiązanie dość kapryśne. Nie każda aplikacja działa poprawnie, a też dochodzi do strasznie frustrujących sytuacji, np. po dotknięciu powiadomienia na małym ekranie nie otwiera się aplikacja (chociażby Messenger czy Wiadomości), mimo tego, że jej wersja jest dostępna na ekran zewnętrzny.
Skoro mowa o rzeczach, które się nie otwierają, to z poziomu ekranu zewnętrznego możemy zmienić kilka najważniejszych ustawień na pasku szybkiego dostępu, ale nic więcej. Np. nie możemy dłużej przytrzymać ikonki Wi-Fi, żeby zmienić sieć, z którą się łączymy, albo Bluetooth, by zobaczyć, jakie urządzenia są podłączone.
Muszę też wspomnieć, że Android ewidentnie nie jest dostosowany do składanych smartfonów, bo już kilka osób doniosło mi, iż w Z Flipie 5 duplikują się powiadomienia, co nie ma miejsca w smartfonach nie-składanych.
Nade wszystko jednak irytuje mnie fakt, jak bardzo nieresponsywny jest ekran zewnętrzny na tle np. wspomnianej Motoroli. Wszystko działa tu w żółwim tempie. Najpierw trzeba ekranu dotknąć raz (lub odblokować czytnikiem linii papilarnych), żeby go w ogóle wybudzić (nawet gdy wygląda na wybudzony, ale jest np. zablokowany). Potem czuć wyraźnie, że częstotliwość próbkowania jest drastycznie niższa niż ta, którą dostajemy na ekranie głównym.
Żeby jednak nie być tak całościowo krytycznym, to powiem też o rzeczach, które mi się podobają na tym zewnętrznym ekranie. Wszystko jest większe i bardziej czytelne, a to sam w sobie duży plus na tle Z Flipa 4, na którym treść powiadomień ucinana była w połowie, a literki były malutkie.
Bardzo mi się też podoba to, że mogę ustawić always-on-display (czego nie można zrobić w Motoroli RAZR 40 Ultra) i może on pokazywać różne informacje zależnie od tego, jaki ekran okładki ustawimy. A z kolei do wyboru mamy mnóstwo ekranów okładki, które można do woli konfigurować, zmieniając ich kolorystykę, typ i wyświetlane elementy. Jeśli dla kogoś personalizacja telefonu stanowi priorytet, to trudno o lepszy wybór, niż Samsung Galaxy Z Flip 5 (przynajmniej w zakresie personalizacji dostępnej z poziomu systemu, bez dodatkowych aplikacji).
Jak się korzysta z Samsunga Galaxy Z Flip 5 na co dzień?
Tak samo, jak z Samsunga Galaxy Z Flip 4. Zaskoczeni? Mimo tego, że mamy do dyspozycji większy, zewnętrzny ekran, moje użytkowanie tego telefonu nie zmieniło się ani o jotę względem poprzednika, a to właśnie dlatego, że tak niewiele można na tym zewnętrznym ekranie zrobić. Zdecydowanie preferuję podejście Motoroli, która oddaje nam pełną kontrolę nad smartfonem, a nie tylko jej iluzję.
Kiedy jednak rozłożymy telefon, te mankamenty są bez znaczenia, bo nowy Flip to nadal rewelacyjny telefon. Uwielbiałem Z Flipa 4 i uwielbiam Z Flipa 5, i jeśli chodzi o codzienną obsługę, naprawdę niewiele można mu zarzucić.
Wyświetlacz o przekątnej 6,7”, odświeżaniu adaptacyjnym do 120 Hz i rozdzielczości 2640 x 1080 px nadal jest kapitalny, a jak też wspominałem we wstępie, Samsung ewidentnie podrasował głośniki do kompletu, bo te grają lepiej, niż kiedykolwiek. Odrębną kwestią jest to, jak wyświetlacz zniesie próbę czasu, bo z tym bywało różnie w poprzednich generacjach i choć sam nigdy tego problemu nie doświadczyłem w żadnym Flipie, tak mnóstwo ludzi zgłaszało problemy z odchodzącą folią lub wręcz pękającym wyświetlaczem.
Czas pracy, choć nie powala, pozwalał mi regularnie korzystać z telefonu przez cały dzień bez większych ograniczeń. Aparat, o którym za moment powiem więcej, był dostatecznie dobry, żeby nie żałować, iż nie miałem w kieszeni innego telefonu.
Można się też zżymać, że Samsung odstaje od konkurencji pod pewnymi względami, ale pod jednym rozjeżdża ją jak walec – mowa o jakości wykonania. Kombinacja szkła Gorilla Glass Victus, lotniczego aluminium i sztywnego zawiasu sprawia, że ten telefon jest niesamowicie „gęsty”. Nic tu nie jest luźne, składanie ekranu stawia przyjemny opór, a telefon wyraźnie daje odczuć, że jest produktem premium.
Nie jestem tylko pewien, czy to wystarczy, aby usprawiedliwić podwyżkę cen. Tym bardziej, że kupując ten telefon musimy być gotowi na jeden istotny kompromis.
Aparat Samsunga Galaxy Z Flip 5 nie powala. Ten element potrzebuje zmiany
Nie zrozummy się źle – Samsung Galaxy Z Flip 5 ma dobry aparat, a nawet dwa dobre aparaty, obydwa o rozdzielczości 12 Mpix, jeden z obiektywem szerokokątnym, drugi z obiektywem ultrawide. Sęk w tym, że „dobry aparat” w telefonie za blisko 6000 zł to stanowczo za mało, nawet jeśli mowa o telefonie składanym. Za te same pieniądze możemy bowiem kupić absolutną fotograficzną czołówkę smartfonowego świata. A Z Flipowi 5 do czołówki bardzo daleko.
Bardzo brakuje tu obiektywu telefoto, który pozwoliłby na większe zbliżenia i lepszą perspektywę do portretów. Mamy oczywiście przybliżenie cyfrowe do 8x, ale przy matrycy mającej raptem 12 Mpix, obraz wycinany cyfrowo ma tak niską jakość, że nawet przy zbliżeniu 2x mamy wrażenie oglądania obrazu olejnego, tak bardzo brakuje mu szczegółowości.
O ile Samsung odszedł też od nienaturalnych, przesyconych kolorów w serii Galaxy S, tak w Z Flipie fotografie nadal są przesadnie „podkręcone” i pełne nadmiernego kontrastu, co zapewne ma kompensować niedostatki optyki.
Ekstremalnie słaba jest za to kamerka do selfie, z matrycą 10 Mpix. Nawet współczesne zetafony robią lepsze selfie niż kosztujący 6000 zł składany Samsung, a do tego naklejona na ekran folia ma tendencję do powodowania refleksów świetlnych. Kojarzycie motyw z „przeciętymi” zdjęciami z filmu Omen? Właśnie takie selfie robi Galaxy Z Flip 5.
Na szczęście jak to w składaku bywa, selfie możemy sobie zrobić głównym aparatem, wykorzystując zewnętrzny ekran do podglądu. Wtedy możemy liczyć na naprawdę dobrej jakości portrety, choć nadal nie tak dobre, jak w przypadku innych smartfonów kosztujących podobne pieniądze.
Jeśli zaś chodzi o zdjęcia po zmroku to jest co najwyżej poprawnie. Widać, że moduł aparatu w tym telefonie ma już swoje lata i nawet nowy procesor i ulepszone oprogramowanie nie są w stanie nic zdziałać. Zdjęcia nocne są przeciętne, a do tego telefon potrzebuje bardzo dużo czasu, aby je wykonać, znacznie więcej, niż np. Galaxy S23 Ultra, który ma ten sam procesor i aparat z 10-krotnie większą matrycą.
Czy warto kupić Samsunga Galaxy Z Flip 5?
Otóż… nie. A przynajmniej nie teraz, nie w tej cenie. Nie w sytuacji, gdy tak niewiele zmieniło się względem poprzednika, a Samsunga Galaxy Z Flip 4 można kupić nawet za 3500 zł (co prawda w wersji 128 GB, ale jednak).
Gdy nowy Flip potanieje do pułapu około 4000-4500 zł, wówczas śmiało go kupujcie, bo to wciąż kapitalny, unikalny telefon, a przyjemności obcowania ze składanym smartfonem nie sposób porównać do użytkowania zwykłego, nudnego telefonu, który nie składa się na pół. Na ten moment jednak tej samej przyjemności możemy zaznać kupując poprzednią generację składanego Samsunga, albo nawet sięgając po którąś z nowych Motoroli RAZR. Bo po co dopłacać po to, żeby korzystać ze sprzętu, który tak naprawdę niewiele się zmienił?
Samsung Galaxy Z Flip 5 jest stanowczo za drogi względem tego, co oferuje w stosunku do poprzedniej generacji. Dlatego, choć sam jestem oczarowany tym telefonem mimo jego niedostatków, nie potrafię nikomu polecić zakupu (no, chyba że załapaliście się na świetną ofertę przedsprzedażową, w której jak najbardziej opłacało się go kupić – wówczas gratulacje, dobry wybór).