Niszczyciele okrętów USA do zadań specjalnych. Tak uzbrojone bombowce B-1 mogą zwalczać całe grupy uderzeniowe
Przed trzema laty dowiedzieliśmy się oficjalnie o tym, jak to lotnictwo USA chce uczynić bombowce B-1 jeszcze bardziej niszczycielskimi platformami. Pomysł na to był prozaiczny – zamiast latać z 24 zaawansowanymi pogromcami okrętów, B-1 miały latać z dodatkowymi dwunastoma. Zwiększenie liczby pocisków o połowę wymagało jedynie zadbania o to, aby bombowce mogły przenosić je nie tylko w swoich wewnętrznych sekcjach, ale też po podwieszeniu na zewnętrznych pylonach.
Czytaj też: Chiny przetestowały nowy silnik rakietowy. W ciągu kilku lat mogą przegonić nawet USA
Chociaż sukces w tym zakresie nie był aż tak szeroko komentowany, kiedy już to się udało, to pierwszy test B-1 z podwieszonym na pylonie pociskiem AGM-158 JASSM (Joint Air-to-Surface Standoff Missile) był ważniejszy, niż z pozoru może się wydawać. Nie tylko ze względu na potwierdzenie tego, że lot bombowca z łącznie 36. pociskami jest możliwy, ale też przez jednoznaczne potwierdzenie ciągłej możliwości podwieszania pocisków na zewnętrznych pylonach tego bombowca z kilkoma dekadami na karku. To z kolei pociągnęło za sobą konsekwencje w zakresie rozwoju broni hipersonicznej.
Czytaj też: Uwolni lotnictwo USA od największego ograniczenia. Ten samolot będzie rewolucyjny
Finalnie więc udało się potwierdzić, że bombowce B-1 mogą stać się niszczycielami nie tyle pojedynczych wrogich okrętów, ile całych flot uderzeniowych, składających się z kilku okrętów chronionych zaawansowanymi systemami przeciwlotniczymi. Wszystko dzięki wykorzystywaniu pocisków przeciwokrętowych LASSM i LRASM, z czego ten drugi jest po prostu ulepszoną wersją pierwszego w wersji -ER, czyli o rozszerzonym zasięgu. Stąd właśnie ich bliźniaczy wygląd oraz bojowe możliwości, które wykorzystują zaawansowane głowice i systemy naprowadzania.
Powyżej możecie obejrzeć LRASM w akcji i zobaczyć na własne oczy, choć oczywiście wyłącznie w komputerowej symulacji, dlaczego określa się go mianem pogromcy okrętów. Zawdzięcza to nie tylko satelitarnemu łączy danych, ale też możliwości omijania obrony przeciwlotniczej wroga i rozpoznawania celu statku, jak na godnego następcę przeciwokrętowych pocisków Harpoon przystało.
Czytaj też: Nowy superbombowiec lotnictwa USA roztacza wokół siebie aurę niepewności
Na papierze bombowce B-1 z 36 pociskami przeciwokrętowymi o zasięgu ponad 530 kilometrów (LRASM) i 930 km (JASSM-ER) mogłyby więc siać pogrom wśród całych grup uderzeniowych wroga z nawet najbardziej zaawansowanymi systemami obrony przeciwlotniczej. Te składają się najczęściej z lotniskowców oraz niszczycieli, a więc okrętów, które z samym tylko wyposażeniem kosztują grube miliardy dolarów. Jako że temat tak uzbrojonych bombowców ucichł, można mieć wrażenie, że lotnictwo USA już potwierdziło, że może wykorzystywać je na służbie, ale z drugiej strony nic oficjalnego na ten temat nie wiemy.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!