Odmierzanie czasu, choć czasami może dawać się we znaki, stanowi jedną z podstaw funkcjonowania ludzkiej cywilizacji. I nawet jeśli kołdra jest wyjątkowo ciężka i przyjemna w poniedziałek o 6 rano, to budzik nieubłaganie dzwoni. Dwa razy do roku pojawia się też konieczność przystosowania do zmiany czasu, gdy przechodzi on z zimowego na letni bądź odwrotnie.
Czytaj też: Myślicie, że dziury w czasoprzestrzeni są fascynujące? Naukowcy właśnie dostrzegli w niej pierwsze pętle
O ile jednak w większości miejsc na Ziemi to, co widzimy na tarczy zegarka pokrywa się mniej więcej z ilością światła słonecznego widocznego na zewnątrz, tak w okolicach biegunów sprawy mają się zgoła odmiennie. Idealnym tego przykładem jest Antarktyda, gdzie nikt nie mieszka na stałe, choć można tam spotkać pewną grupę śmiałków.
W okresie letnim na Antarktydzie przebywa około 5000 osób, głównie w postaci personelu tamtejszych stacji badawczych. Zimą liczba ta spada do około 1000, co oczywiście nie dziwi, biorąc pod uwagę skrajnie nieprzyjazne warunki panujące na tym obszarze. Jeśli zaś chodzi o dostępność światła słonecznego, to trzeba przyznać, że Antarktyda jest pod tym względem bardzo nietypowa.
Latem trwa tam bowiem dzień polarny, czyli zjawisko, w ramach którego przez całą dobę świeci słońce. Z drugiej strony, gdy nadejdzie już zima, to sytuacja zmienia się o 180 stopni: przez wiele miesięcy trwa noc i funkcjonowanie w tak skrajnie nieprzyjaznych warunkach mogłoby zapewne złamać nawet najtwardszą psychicznie osobę.
Brak odgórnie przypisanych stref czasowych na terenie Antarktydy sprawia, że są one wybierane przez poszczególne stacje badawcze
O tym, jak w praktyce wygląda fascynujące zjawisko dnia polarnego możemy przekonać się dzięki materiałowi przygotowanemu przez załogę stacji McMurdo. To największa taka placówka na Antarktydzie, która została założona w 1955 roku i może pomieścić nawet 1000 osób. Opublikowane w sieci nagranie pokazuje, jak Słońce utrzymuje się nad tamtejszym horyzontem, co zdaniem naukowców trwa przez cztery miesiące.
W takich okolicznościach ustalenie harmonogramu działania jest kluczowe, jeśli nie chcemy, by zapanował gigantyczny chaos. Trudno więc powiedzieć, że na Antarktydzie strefy czasowe w ogóle nie obowiązują. Ich wybór jest jednak zgoła odmienny niż ma to miejsce w przypadku większości krajów świata. Zazwyczaj ustala się je bowiem zgodnie ze strefą czasową kraju, który obsługuje daną stację.
Czytaj też: Najmniejszy zegar atomowy na świecie otworzy drzwi do nowej fizyki
Równie interesująco brzmi perspektywa ustalania stref czasowych w Arktyce. Gdy na tamtejsze wody wpływa statek, to o wyborze strefy czasowej decyduje jego kapitan. W takich okolicznościach zdarzają się nietypowe sytuacje, na przykład takie, w których dwie współpracujące ze sobą jednostki działają w ramach dwóch zupełnie różnych stref czasowych. Gdybyście trafili więc kiedyś na obszar podbiegunowy, to pamiętajcie, że umówienie się z mieszkańcami sąsiedniej stacji badawczej może być bardzo skomplikowane.