Będę zupełnie szczery – nie jestem wielkim fanem Apple Watcha. Posiadałem Series 4, posiadałem Series 6 i obydwu pozbyłem się bez cienia żalu. Aktualnie od kilku miesięcy używam też Apple Watcha Ultra i choć to bezwzględnie najlepszy Apple Watch w historii, tak wcale nie jestem nim jakoś przesadnie zachwycony. Jest świetny, ale nie wzbudza we mnie żadnych emocji.
Dlaczego o tym mówię? Bo Apple Watch Series 9 nie jest produktem, który przekona kogoś, kto nie przepada za zegarkami Apple’a, do kupienia zegarka Apple’a. Prawdę mówiąc po 24 godzinach nie jestem przekonany, czy w ogóle kogokolwiek przekona.
Czytaj też: 24 godziny z iPhone’em 15 Pro Max. Przeskok jest większy, niż ktokolwiek mógł się spodziewać
Apple Watch Series 9 niesie ze sobą jedną fundamentalną zmianę, która…
…obejdzie mało kogo. Niestety. Największą zmianą w tym modelu nie jest bowiem nowy procesor, bo ta zmiana jest wręcz nieodczuwalna. Tym bardziej, że jedyna nowość, która wykorzystuje jej potencjał w Polsce – czyli obsługa interfejsu podwójnym stuknięciem palcami – będzie dostępna dopiero w październiku, więc póki co nie mogę jej przetestować. W dowolnym innym zastosowaniu Apple Watch Series 9 zachowuje się dokładnie tak samo jak Series 8, jak Series 7, czy nawet jak Series 6 (tu tylko ramki są grubsze). Prawdę mówiąc jeśli ktoś chce dziś kupić Apple Watcha, to niewiele straci kupując starszy model.
Co zatem się zmieniło? Zmienił się cały proces produkcyjny zarówno zegarka, jak i kluczowych akcesoriów. Series 9 jest pierwszym produktem Apple’a o neutralnym śladzie węglowym. Gigant z Cupertino ma ambitny plan osiągnięcia kompletnej neutralności klimatycznej do 2030 r., a to oznacza nie tylko większy udział materiałów z odzysku w produkcji nowych sprzętów, ale także transformację energetyczną w siedzibach firmy oraz redukcję transportu lotniczego na rzecz mniej emisyjnego transportu morskiego.
Obudowa aluminiowego Series 9 wykonana jest z materiału pochodzącego z recyclingu. Podobnie rzecz się ma z nową opaską sportową, jak również z nowymi opaskami z tworzywa, takimi jak widoczna na zdjęciu opaska Nike. Została ona wykonana ze zużytych opasek Apple’a, a mimo to nie czuć, aby miało to jakikolwiek wpływ na jakość. Przydało za to opasce unikalnego stylu, bo z racji sposobu jej produkcji, nie ma dwóch identycznych egzemplarzy. Nie mogę też złego słowa powiedzieć na opaskę sportową, również recyclingowaną, jest ona bardzo komfortowa i podejrzewam, że dla większości konsumentów będzie najlepszym wyborem przy zakupie nowego Apple Watcha.
Apple Watch Series 9 to nadal tylko Apple Watch
Nowa konstrukcja, nowy SiP S9 i – prawdopodobnie jedyna odczuwalna na co dzień zmiana – wyższa jasność wyświetlacza, sięgająca 2000 nitów. To jedyne nowości w Apple Watch Series 9.
Obudowa wygląda dokładnie tak samo: nadal jest dostępna w 41 i 45 mm wariancie, nadal oferuje odporność na zanurzenie do 50 metrów i jest też dostępna w wersji ze Stali Nierdzewnej, która jednak nie jest neutralna klimatycznie.
Funkcjonalnie nie zmieniło się tu absolutnie nic. Ok, są jakieś drobiazgi, np. lepsze działanie łączności UBW, więc łatwiej będzie znaleźć zgubionego iPhone’a czy usprawniony neural engine, który – niestety – będzie odczuwalny tylko w tych krajach, które obsługują działanie Siri.
Cała reszta zmian wynika nie z nowego zegarka, a nowego systemu operacyjnego, WatchOS 10, który w mojej opinii jest najlepszą zmianą w interfejsie Apple Watcha od początku jego istnienia. Zagorzali fani narzekają, ale prawda jest taka, że Apple Watch dotąd miał skrajnie nielogiczny, nieintuicyjny interfejs. A żeby mieć dostęp do szybkich informacji, trzeba było żonglować tarczami z różnymi komplikacjami; teraz w końcu dostajemy dostęp do widgetów, a działanie interfejsu jest z grubsza zbliżone do tego, co znamy z innych smartwatchy. Te nowości otrzymają jednak również starsze zegarki, więc to nie zasługa Series 9.
Niestety nowy SiP ani nowy system operacyjny nie sprawiły, że Apple Watch pracuje dłużej na jednym ładowaniu. Apple nadal obiecuje góra 18 godzin działania Series 9 i po pierwszej dobie nie mam złudzeń – to nadal zegarek, który trzeba będzie ładować codziennie.
Najlepszy produkt, którego nie potrafię polubić
Dla jasności – nie licząc dość żenującego czasu pracy, Apple Watch Series już od kilku generacji jest bodajże najlepszym smartwatchem dla większości ludzi, jaki można kupić.
Nie bez przyczyny jest to najpopularniejszy zegarek (nie tylko smartwatch) na świecie. On po prostu działa. Sprawdza się w znakomitej większości sytuacji. Oferuje funkcjonalność, jakiej oczekuje 99% nabywców. Nawet jeśli wizualnie dość mocno się już opatrzył, to jest produktem uniwersalnie uważanym za dobry.
Do tego, co by nie mówić, nie kosztuje fortuny. Pewnie, 2249 zł za najtańszy wariant to dla wielu ludzi mnóstwo pieniędzy, ale obiektywnie Apple Watch Series 9 wart jest tej kwoty, choćby ze względu na dane pro-zdrowotne, które kolekcjonuje.
Obiektywnie Apple Watch Series 9 to świetny produkt i widzę to już po 24 godzinach. Obiektywnie też nie jest to produkt rewolucyjny; to bardzo, ale to bardzo delikatna ewolucja względem Series 8, co też wskazuje na to, że prawdziwego trzęsienia ziemi możemy spodziewać się za rok. Tak jak iPhone X przyniósł drastyczną zmianę w gamie smartfonów, tak spodziewamy się, że Apple Watch X zrobi to samo z rynkiem smartwatchy. Series 9 ma więc pecha, bo jest produktem przejściowym. Swoistą zapchajdziurą przed nadejściem rewoluc
I kto wie, może za rok wydarzy się coś, co sprawi, że Apple Watcha polubię. Póki co jednak zaczynam testy ze służbowego obowiązku. Miłości (raczej) z tego nie będzie.