Do napisania tego tekstu skłoniło mnie kilka czynników. Przede wszystkim doświadczenie ostatnich kilku tygodni, w czasie których przesiadałem się od jednego auta testowego do drugiego, a w każdym z nich było coraz mniej i mniej fizycznych przełączników. Po drugie – trwają właśnie targi IAA 2023, podczas których producenci prezentują swoje nowe modele, zarówno te, które już wchodzą do produkcji, jak i te, które są dopiero na etapie konceptu. Wśród nich znalazł się m.in. prototyp Audi Q6 E-Tron, który odsłonił swoje wnętrze przed widzami targów i co zobaczyliśmy? Morze ekranów.
Nie żeby obecnie sprzedawane modele tego producenta były jakoś ekranów pozbawione, ale tu dość mocno uderza ich liczba ze względu na to, że są od siebie wyraźnie oddzielone, a nie – np. jak u Mercedesa – ukryte we względnie spójnej linii deski rozdzielczej. Mamy ekran kierowcy, ekran systemu infotainment i dodatkowy ekran dla pasażera, a podejrzewam, że w wersji produkcyjnej mogą dojść do tego jeszcze ekrany podglądu dla kamer, którymi rosnąca liczba producentów zastępuje fizyczne lusterka.
Przycisków – poza tymi na kierownicy i w drzwiach kierowcy – praktycznie nie stwierdzono. Podobnie jak w większości nowych aut, niemal każdą funkcję obsługiwać będziemy z poziomu ekranu dotykowego. W pokazanej dopiero co Tesli Model 3 ta dotykowa obsługa została wyniesiona do ekstremum – dotykiem obsługujemy tam niemal wszystko, nie tylko multimedia czy ustawienia auta, ale także klimatyzację (w tym kierunek nawiewów), wycieraczki, a nawet kierunek jazdy.
Nie wiem, na którym etapie skręciliśmy w tym kierunku, ale zastąpienie każdego haptycznego elementu obsługi auta ekranem dotykowym to droga donikąd. Przekonuję się o tym podczas każdego testu nowoczesnego auta.
Ekrany w samochodach są nie tylko niewygodne w obsłudze. Są też niebezpieczne
Żeby było jasne – nie uważam, że powinniśmy wrócić do „złotych czasów” Volvo i Saaba, gdzie cała deska rozdzielcza zawalona była przyciskami, a ekrany podglądu informacji miały wielkość iPhone’a 3G. Ekrany w nowoczesnych samochodach są nam niezbędne, bo samochody zbierają coraz większą ilość informacji, a co za tym idzie, muszą też mieć możliwość nam je przekazać w wygodny sposób.
Im większy ekran, tym informacja bardziej czytelna, tym łatwiej trafić w niego palcem, tym więcej informacji się na nim zmieści. Do tego w autach elektrycznych ekrany można wykorzystywać w celach rozrywkowych na postoju, kiedy to musimy zatrzymać się na ładowanie, a w pobliżu akurat nie ma miejsca na obiad.
- Czytaj też: Auto elektryczne na długie trasy – czy to ma sens? Przejechałem całą Polskę i nie mam dobrych wieści
Niestety kolejni producenci uznają, że można przegiąć w drugą stronę i kompletnie wyrugować fizyczne przełączniki z auta. Niektórzy, jak wspominani wyżej Audi czy Mercedes, robią to w sposób dość, ahem, ekstrawagancki, oferując nam morze ekranów. Inni, jak Tesla czy marki Chińskie (Nio, BYD, etc.) idą w skrajny minimalizm, zostawiając tylko ekran kierowcy (albo nie) i duży tablet pośrodku, który w chińskich modelach może się ustawiać w pionie lub poziomie.
I nie dajmy sobie wmówić, że ten minimalizm to decyzja projektowa podyktowana korzyścią klienta, ależ skąd. Zastąpienie fizycznych elementów ma oczywiście uzasadnienie praktyczne, o czym wspomniałem wyżej, ale główną korzyścią jest… obniżenie kosztu produkcji i uproszczenie jej procesu. Łatwiej i taniej jest wyprodukować auto, w którym wystarczy nalepić tablet na deskę rozdzielczą, niż taki, w którym konieczna jest implementacja kilkunastu fizycznych przełączników. Serio, jeśli nie wierzycie, to sprawdźcie, ile kosztują ekrany dotykowe w chińskich fabrykach. W przypadku Tesli i chińskich marek przekłada się to przynajmniej na relatywnie niższą cenę. W przypadku marek europejskich… cóż, przełożenia na niższą cenę nie stwierdzono.
A dlaczego mówię, że nie ma w tym korzyści dla klienta? Ano dlatego, że obsługa auta ekranem dotykowym tylko i wyłącznie jest niewygodna i niebezpieczna. Zacznijmy od kwestii wygody. Ekran dotykowy obsługuje się znakomicie, szybko, intuicyjnie… na postoju. I tylko tam. Względnie na autostradzie, gdy wrzucamy aktywny tempomat z utrzymaniem pasa ruchu i możemy sobie pozwolić na to, by oderwać wzrok od jezdni na kilka sekund.
Większość ludzi nie jeździ jednak po autostradach przez cały czas. Jeździmy po mieście. Jeździmy po krętych drogach powiatowych. Kierowca MUSI mieć oczy cały czas „dookoła głowy”, a każda sekunda, w której nie patrzy na jezdnię, może być potencjalnie tragiczna w skutkach.
Tymczasem ekrany dotykowe wymagają od nas uwagi. Nie obchodzi mnie, czy ktoś napisze, że „on to trafia bez problemu” – g*wno trafia, za przeproszeniem, bo na ekranie dotykowym nie da się bezwzrokowo trafić za każdym razem w to samo miejsce, zwłaszcza na takich ekranach, gdzie nie mamy nawet miejsca, by podeprzeć dłoń.
Gdy mamy przyciski, co najwyżej na ułamek sekundy spuszczamy wzrok, by upewnić się, że kierujemy palec we właściwą stronę. Czasem nawet i to nie jest potrzebne, bo w wielu autach przyciski można po prostu wyczuć, a resztę zrobi za nas pamięć mięśniowa. W przypadku ekranów dotykowych musimy nie tylko zerknąć, gdzie jest przycisk, ale też patrzeć, czy palec na pewno w niego trafił – bo przecież w większości aut ekrany dotykowe nie dają haptycznej reakcji na dotyk.
Mało tego, w wielu autach nawet najprostsze czynności wymagają nie jednego, a kilku dotknięć. Np. aby zmienić temperaturę nie wystarczy dotknąć przycisku cieplej/zimniej – trzeba najpierw dotknąć przycisku, a dopiero potem przesunąć palcem, by zmienić temperaturę. Absurdem jest też zmiana kierunku nawiewów z poziomu ekranu dotykowego; zamiast sięgnąć ręką i bez odrywania wzroku ustawić nawiew, musimy najpierw dotknąć ustawienia klimatyzacji, a potem miziać palcem po ekranie „na czuja”, aż ustawimy nawiew we właściwym kierunku. Takie przykłady można mnożyć bez końca.
I o ile – jak wspominałem – nie jest to przesadny problem na równej, prostej drodze lub na postoju, tak wystarczy, że droga będzie kręta lub nierówna, by próba obsługi ekranu dotykowego wyglądała mniej więcej tak:
Oczywiście zaraz znajdą się obrońcy tego „progresu” mówiący, że w nowoczesnych autach to wszystko można głosem obsłużyć. Owszem, w NIEKTÓRYCH można. Nie we wszystkich, to primo. Secundo, obsługa głosowa jest w większości aut niedorozwinięta, nieintuicyjna i powolna, a do tego niemal w każdym modelu odbywa się w języku angielskim, co z miejsca wyklucza ogromną część Polaków z obsługi, bo wbrew powszechnemu przekonaniu: naprawdę nie każdy mówi po angielsku.
Ekrany są mniej bezpieczne od przycisków. Są na to badania
Teza, że ekrany są mniej bezpieczne od fizycznych przycisków to fakt, nie opinia. Są na to badania, które wyraźnie wykazują, że obsługa fizycznymi przełącznikami wymaga od kierowców mniej uwagi, niż macanie ekranu. Zmierzono to, wykazując jaki dystans pokonuje auto, w którym daną akcję można wykonać przyciskiem vs ekranem i różnica momentami sięgała nawet 500 metrów. I umówmy się, nawet gdyby ta różnica była mniejsza, to jest to różnica np. między potrąceniem dziecka, które wbiegnie nagle na ulicę, a bezpiecznym zatrzymaniem się. Ktoś oczywiście powie, że przecież nowoczesne auta mają systemy bezpieczeństwa i zatrzymają się same. Ja powiem – oczywiście, tyle że nie wszystkie auta mają jeszcze takie systemy, nie we wszystkich wersjach wyposażenia i nie w każdym aucie działają one równie dobrze.
Nawet Tesla, która ma obiektywnie jedne z najlepszych inteligentnych systemów unikania kolizji, miewa momenty „zapomnienia”. O ile takie momenty w scenariuszach syntetycznych nie niosą ze sobą konsekwencji, tak w prawdziwym życiu chyba trudno byłoby wytłumaczyć zrozpaczonym rodzicom, że nasz samochód powinien był rozpoznać ich dziecko, w czasie kiedy my byliśmy zajęci szukaniem opcji na ekranie dotykowym, prawda?
Pozostaje jeszcze jedna kwestia – ileż można gapić się w ekrany?
Od lat wiemy, że nadmierne gapienie się w wyświetlacze ma bardzo negatywne skutki dla naszego zdrowia. I to nie tylko ze względu na to, co na nich oglądamy. Pewnie, scrollowanie Instagrama może doprowadzić do depresji, ale nawet gdybyśmy spędzali całe dnie oglądając słodkie kotki na wyświetlaczu telefonu czy komputera i tak miałoby to dla nas długofalowo negatywne konsekwencje.
Chyba nikomu nie muszę przypominać, jak szkodliwy wpływ na zdrowie ma nadmierna ekspozycja na światło niebieskie. Jak bardzo nadmierne wystawienie na sztuczne światło ekranu może mieć wpływ na jakość naszego snu. Jak negatywnie może wpływać na wzrok czy nawet samopoczucie.
Osobiście zauważam, że im więcej mam w aucie ekranów, tym szybciej… robi mi się niedobrze podczas jazdy. O ile nie mam najmniejszych symptomów choroby lokomocyjnej jako kierowca, gdy mam przed sobą tylko niewielkie cyfrowe zegary i drugi ekran gdzieś dalej, tak gdy nagle pośrodku konsoli środkowej wyrasta 15-calowy tablet, który mam non stop w widzeniu peryferyjnym, zaczynam czuć się po prostu źle. Dodajmy do tego sam fakt, że według ostatnich badań sama charakterystyka napędu auta elektrycznego może powodować u niektórych osób chorobę lokomocyjną i mamy receptę na duże problemy.
- Czytaj też: Elektryczne samochody mają wadę, o której się nie mówi. Dla wielu ludzi to ogromny problem
Czy jest jakieś rozwiązanie?
Mimo zaklinania rzeczywistości przez kierowców Tesli, ekran nie jest wszystkim, czego potrzebujemy do obsługi auta. Widzę to ja, widzą to inni kierowcy i widzą to na szczęście producenci, którzy stopniowo przywracają część przycisków do swoich aut. Niestety nie wszyscy i nie masowo, ale stopniowo widać trend powracania do fizycznych przełączników do obsługi tych najczęściej potrzebnych, najbardziej podstawowych opcji – jak klimatyzacja czy obsługa multimediów. Są też auta, gdzie udało się zmieścić i przyciski, i ekrany, i nadal wygląda to dobrze bez uszczerbku na funkcjonalności, jak choćby w obecnej generacji Hyundaia Santa Fe:
Nie ma się jednak co łudzić i liczyć na powrót do lat 2000’; ta era jest dawno za nami. Na szczęście na targach IAA 2023 można było zobaczyć też inne pomysły, jak sprawić, by obsługa auta była nadal nowoczesna, ale wciąż bezpieczna.
W przyszłości z pewnością większą rolę niż dziś pełnić będzie obsługa głosem; widać to wyraźnie po wysiłkach, jakie kolejni producenci wkładają w rozwój własnych asystentów głosowych. Widać też inny, bardzo ciekawy trend – wyświetlanie większej ilości informacji na podszybiu czy wręcz na całej szybie.
Heads-up display nie jest niczym nowym, ale dziś ekrany przezierne są w większości przypadków niewielkie. Tymczasem BMW w swoim Vision Neue Klasse zaprezentowało HUD rozciągający się na całą szerokość podszybia, dzięki czemu przynajmniej nie musimy odrywać wzroku od drogi, by otrzymać niezbędne informacje kontekstowe. O krok dalej poszedł Volkswagen, który w koncepcie ID GTI zaproponował wyświetlanie informacji na całej płaszczyźnie szyby. Do tego mamy np. rzeczywistość rozszerzoną od Mercedesa, czyli wyświetlanie informacji niejako „bezpośrednio na drodze”.
Czy te wizje przyszłości się sprawdzą? Tego nie wiem. Wiem jednak, że obsługa auta samym tylko ekranem dotykowym to droga donikąd.