Najważniejszy etap tego przedsięwzięcia miał miejsce niemal rok temu, kiedy to niewielkich rozmiarów sonda wystrzelona w ramach DART (Double Asteroid Redirection Test) uderzyła w powierzchnię Dimorphosa, czyli naturalnego satelity planetoidy Didymos. O ile pierwotnie czas potrzebny Dimorphosowi na pokonanie orbity wokół swojego gospodarza wynosił 11 godzin i 55 minut, tak po kolizji skrócił się on do 11 godzin i 23 minut.
Czytaj też: NASA ma misję. Nowe zdjęcia satelitarne pokazują, jak złym powietrzem oddychamy
Różnica była gigantyczna, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę fakt, że minimalny próg, przy którym można byłoby ogłosić sukces, wynosił według ekspertów 73 sekund. Orbita zmieniła się jednak w znacznie większym stopniu, a nie bez znaczenia pozostawał fakt, iż w całym tym zamieszaniu Dimorphos pozostał w jednym kawałku. A przecież od jednej kosmicznej skały lecącej w kierunku Ziemi gorsze byłoby dwie takowe… albo dziesięć.
Kiedy opadł kurz wzniesiony za sprawą uderzenia przyszła pora na realną ocenę bilansu zysków i strat. Do tej drugiej grupy bez wątpienia można było zapisać pechowego satelitę DART, choć nie ma się co oszukiwać – nikt nie liczył na to, że statek kosmiczny wyjdzie z tej nierównej potyczki obronnym skrzydłem. Wszystkie inne aspekty wydawały się natomiast wypadać pozytywnie, a inżynierowie misji nie kryli z tego powodu radości.
Zorganizowana przez NASA misja miała na celu zmianę trajektorii asteroidy, która została celowo trafiona przez satelitę DART
Jak się okazuje, opisywane przedsięwzięcie nie przebiegło w pełni tak, jak mogło się wydawać. Pisze o tym Jonathan Swift i jego współpracownicy, którzy jak na razie udostępnili swoją publikację w formie preprintu. Oznacza to, że wciąż czeka ona na akceptację naukowego środowiska. Nie da się jednocześnie ukryć, iż wnioski płynące z artykułu są dość zastanawiające.
To za sprawą dziwacznego zachowania Dimorphosa zaobserwowanego około miesiąc po uderzeniu satelity DART w jego powierzchnię. Zdaniem członków zespołu badawczego orbita asteroidy w zastanawiających okolicznościach kontynuowała spowalnianie. Było to o tyle zagadkowe, że oczekiwano raczej odwrotnego przebiegu sytuacji: w teorii ta kosmiczna skała powinna stopniowo powracać do prędkości, z jaką poruszała się tuż przed kolizją.
Czytaj też: Co się dzieje z obiektem trafionym przez sondę DART? Astronomowie dostrzegli zmiany, do jakich doszło
Jedna z teorii zakłada, że uderzenie miało na tyle silny wpływ na naturalnego satelitę Didymosa, że częściowo uwolnił się on od przyciągania grawitacyjnego swojego gospodarza. Poza tym warto też mieć w pamięci pewną informację. Przedstawiciele NASA wkrótce po kolizji podali do wiadomości, że należy zastosować pewien margines błędu względem szacunków dotyczących orbity Dimorphosa. Granica ta miała wynosić 2 minuty, dlatego istnieje cień szansy, że wstępne ustalenia były błędne i orbita kosmicznej skały wcale nie zwalnia, tak jak sugerowałby Swift i inni autorzy ostatnich badań.