Problem z płonącymi elektrykami? Najpierw trzeba było posłuchać trzech rad Amerykanów

Pożary samochodów elektrycznych stają się ostatnio dość nośnym tematem w mediach. Często jest on używany przez przeciwników tej technologii, aby celowo umieścić ją w złym świecie. Jednakże nie tylko pożary elektryków, ale również systemów magazynowania energii potrafią nieźle „podnieść ciśnienie” internautom. Dzieje się tak w szczególności w USA. Przyjrzyjmy się problemowi z bliższa.
Zdjęcie poglądowe

Zdjęcie poglądowe

Myślę, że niemal każdy, kto interesuje się samochodami elektrycznymi i akumulatorami, miał okazję zobaczyć w sieci chociaż jedno zdjęcie płonącego elektryka. Ogień w takim pojeździe może się pojawić m.in. wskutek zwarcia w akumulatorze litowo-jonowym. To tak naprawdę w naturze tych „baterii” tkwi cały haczyk – płynny elektrolit łatwiej się zapali w wyniku anormalnie wysokiej temperatury niż w bateriach ze stałym medium transportującym jony.

Czytaj też: W pogoni za elektrykami zrobią wszystko. Skala zniszczeń w tym kraju jest ogromna

Akumulatory litowo-jonowe są także coraz częściej stosowane jako bateryjne systemy magazynowania energii. Chociażby w Stanach Zjednoczonych działa kilka takich instalacji. W Polsce? Wciąż raczej możemy mówić o magazynach energii w formie ciekawostki, ale polskie filmy energetyczny (przede wszystkim PGE) zapowiadają rozwój tej technologii w ciągu najbliższych kilku lat.

Bateryjne magazyny energii płoną w USA. Co ma to wspólnego z elektrykami?

Pożary bateryjnych magazynów energii w USA w ostatnim czasie podgrzały opinię publiczną. Nawet firmy ubezpieczeniowe przestały tak ochoczo zapewniać ochronę dla takich projektów inwestycyjnych. Firetrace International, amerykański dostawca technologii przeciwpożarowych, przedstawił raport, w którym analizuje nastroje w branży bateryjnej i przedstawia trzy podstawowe sposoby, jak zapobiec pożarom akumulatorów w przyszłości.

Poniższe rady dotyczą zabezpieczania bateryjnych magazynów energii i trudno je bezpośrednio dostosować do warunków, jakie panują pod maską samochodu elektrycznego. Niemniej dowiedzmy się, co Firetrace International ma w tym temacie do powiedzenia.

Czytaj też: Bogacze jeżdżą elektrykami, biedni cierpią. Kto by pomyślał

Firma sugeruje, aby zainstalować wodne systemy gaśnicze, przy czym zaznacza, że sama woda nie ugasi pożaru akumulatora dopóki jego energia nie zostanie rozproszona i nie zostanie on wyładowany. Drugim warunkiem dla bezpieczeństwa jest montaż systemu do monitorowania pracy akumulatorów w magazynach energii – ważne jest, aby w krytycznej sytuacji móc odłączyć zagrożony moduł, nie tracąc mocy w pozostałych. Na koniec Amerykanie proponują, aby grupować jednostki bateryjne w mniejsze segmenty, które są ograniczone od siebie ścianami. Będzie to hamować rozwój pożaru na terenie magazynu.

Na pewno w przypadku samochodów elektrycznych i zamontowanych w nich akumulatorów litowo-jonowych dobrze byłoby, gdyby producenci zadbali o pełne bezpieczeństwo użytkowników. Ulepszenie programów monitorujących stan akumulatora i przewidujących nadchodzący zapłon czy wiele innych systemów powinno być oczkiem w głowie branży motoryzacyjnej. W przeciwnym razie popularność elektryków skończy się za kilka(naście) kolejnych pożarów i żadna kampania promocyjna tego nie nadrobi.