Trzy ważne ustawy dotyczące cyfryzacji wyrzucone do kosza. To lata pracy i wodzenia ludzi za nos
Każdy z wycofanych projektów ustaw był bardzo ważny z punktu widzenia obywateli, ale też samych rządzących. Zaplanowane na dzisiaj wysłuchanie publiczne dotyczące nowelizacji ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa zostało odwołane ze względu na wycofanie ustawy z Sejmu. Można powiedzieć, że to koniec trwającego ponad trzy lata cyrku. Nie da się inaczej nazwać projektu, który doczekał się kilkunastu wersji i był zmieniany w zależności od aktualnych potrzeb, bynajmniej dotyczących cyberbezpieczeństwa.
Początkowo ustawa miała jeden cel – zablokować chińskich dostawców sprzętu sieciowego, na czele z Huawei. Bo taka była wola i naciski ze strony Stanów Zjednoczonych. Po zmianie prezydenta w USA zmieniono też zapisy projektu. Wprowadzono w końcu obiektywne kryteria oceny, inne niż początkowe sprzęt jest zły, bo jest chiński. Co nie znaczy, że było bez kontrowersji. Ustawa dyskryminowała małych operatorów i robiła to aż do samego końca swojego żywota. Nie doczekaliśmy się też oceny skutków finansowych proponowanych regulacji, w tym kosztów ewentualnej wymiany niebezpiecznego sprzętu przez operatorów. Prace nad ustawą toczyły się z konfliktami między resortami w tle. Walczyły ze sobą frakcje najważniejszych polityków obozu władzy. Ostatecznie w projekcie pojawiło się powołanie operatora sieci strategicznej, który miał zapewnić bezpieczną łączność najważniejszym instytucjom w kraju i którym miał zostać podległy ministrowi Sasinowi Exatel. Jednocześnie przepisy zakładały, że instytucje będą mieć obowiązek korzystania z usług operatora, ale z wyjątkami dotyczącymi niektórych służb podległym ministrowi Kamińskiemu.
Czytaj też: Kolejne zatrzymania pociągów. Co się dzieje z bezpieczną łącznością dla kolei?
Drugim wycofanym projektem jest niemal flagowy projekt ministra Cieszyńskiego, czyli tzw. ustawa o porno. Miała ona wprowadzić, wyłącznie rękami operatorów, mechanizmy blokowania dostępu do stron dla dorosłych na życzenie klienta. W tle mieliśmy niejasne mechanizmy rejestrowania tego, kto wystąpił o blokadę, co przy kolejnych skandalach dotyczących naruszenia bezpieczeństwa naszych danych dawało sporo do myślenia. Ustawa miała też dziwne zapisy, które nie do końca precyzowały kto, co i dlaczego ma blokować. Ogółem, miała działać w myśl zasady weźmy i zróbcie, i miała być przejawem troski o najmłodszych. Jak widać, prawdopodobnie troski pozornej.
Trzeci wycofany projekt ustawy to w zasadzie najważniejszy akt dotyczący cyfryzacji w Polsce. Wdrożenie Prawa Komunikacji Elektronicznej to fundamentalna zamiana, bo miał on zastąpić wysłużone Prawo Komunikacyjne. To wdrożenie Europejskiego Kodeksu Łączności Elektronicznej, który Polska zobowiązała się wprowadzić do końca 2020 roku. Co więcej, projekt był gotowy już w 2020 roku i trafił do szafy. Leżał tam do 2023 roku, kiedy powrócił w cieniu afery związanej z zapisami znanymi jako Lex Pilot, dodając do tego porcję przepisów umożliwiającą pełną inwigilację obywateli, z czytaniem przez służby maili i wiadomości na Messengerze włącznie. Fala protestów i medialne zainteresowanie doprowadziły do tego, że projekt upadł, a rządzący zamiast wyciąć z niego dorzucone w ostatniej chwili przepisy, postanowili wycofać całą ustawę.
Czytaj też: Prawo Komunikacji Elektronicznej nie wróci do Sejmu. To nie jest wina Lex Pilot
Demolka cyfryzacji doprowadziła do ogromnych opóźnień i ten czas trudno będzie nadrobić
mObywatel to, mObywatel tamto… najważniejszy projekt obecnej ekipy rządzącej zdaje się skutecznie przykrywać demolkę, jaka od czterech lat postępuje w sferze cyfryzacji w Polsce. Cyfryzacja, delikatnie mówiąc, nie jest priorytetem obecnej władzy, bo nie jest to temat, który w jakimś stopniu mógłby zainteresować jej elektorat. Tematem nie bardzo są też zainteresowane mainstreamowe media, które nagle obudziły się przy Lex Pilot i zaraz po tym ponownie przestały się interesować cyfryzacją.
Tymczasem mamy zmarnowane cztery lata rządów. Ustawa o KSC to nie tylko Chiny i Huawei, ale wdrożenie wielu ważnych przepisów dotyczących cyberbezpieczeństwa. Przez prawie trzy lata tłumaczono nam, że bez tych przepisów nie da się wznowić aukcji częstotliwości sieci 5G, a jednak – udało się. Choć to kolejny przykład demolki cyfryzacji. Aukcja miała zostać przeprowadzona trzy lata temu. Została odwołana pod pretekstem walki z pandemią, podobnie jak ówczesny prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Zostało to zrobione w klasyczny, dla obecnej władzy sposób – na wrzutkę. Do dzisiaj nikt nie poniósł za to odpowiedzialności i jej nie poniesie, bo dla mediów to nie jest ciekawy temat. Tymczasem opóźnienie we drożeniu sieci 5G jest nie do narobienia, a namiastkę sieci nowej generacji, jak dzisiaj mamy, zawdzięczamy wyłącznie staraniom operatorów.
Blokady treści pornograficznych chyba nikt nie traktował zbytnio poważnie. Wiele krajów europejskich porzuciło podobne pomysły, bo było to nie do wyegzekwowania. Polski rząd doskonale musiał o tym wiedzieć, więc zrzucił obowiązek na operatorów i zagroził im karami. Genialne! Ale po upadku tego projektu raczej nikt nie będzie płakać.
Pomysły obecnej ekipy rządzącej na cyfryzację w kolejnych latach są na poziomie ich dokonań z ostatnich czterech lat. Są żenujące, jak np. pomysł oglądania meczów reprezentacji piłki nożnej w mObywatelu. Litości! Żeby nie było, reszta sceny politycznej nie wypada pod tym względem lepiej. Jedynie Lewica, póki co, nieco się wyróżnia, bo do stworzenia swojego planu dotyczącej cyfryzacji skorzystała z pomocy ekspertów.
Cyfryzacja nie była celem ostatnich czterech lat rządów. Cyfryzacja nie jest tematem obecnej kampanii wyborczej. Cyfryzacja nie jest też obiektem zainteresowania mainstreamowych mediów. Już teraz jesteśmy w głębokim lesie, zagłębiamy się w nim coraz bardziej i mam wrażenie, że to za bardzo nikogo nie interesuje.