Toyota Land Cruiser to najdłużej produkowany model marki
Zacznijmy od małego wstępu, czyli historii Toyoty Land Cruiser. To auto produkowane od 1951 roku, początkowo jako prototyp Toyota BJ. Później mieliśmy sześć kolejnych modeli – Land Cruiser 20 z 1955, Land Cruiser 40 z 1969, Land Cruiser 70 z 1984, Land Cruiser 90 z 1996, Land Cruiser 120 z 2002 oraz Land Cruiser 150 z roku 2009. Z biegiem czasu auto stało się tym, co w zasadzie dotknęło wiele modeli terenowych.
Samochód stworzony do pokonywania trudnego terenu stawał się coraz większy, a coraz lepsze wyposażenie spowodowało, że Land Cruiser został… udomowiony. Zamiast wołem roboczym auto stało się modną limuzyną, nawet w niektórych krajach w kręgach władzy. Trochę jak G-Klasa Mercedesa, którą szybciej spotkacie na warszawskim Wilanowie, niż na leśnych drogach.
Dodajmy jeszcze, że Land Cruiser najlepiej sprzedaje się na Bliskim Wschodzie, a ogółem firma co roku produkuje 400 tys. egzemplarzy. Warto też dodać, że terenowa Toyota znacznie lepiej sprzedaje się na wschodzie Europy, niż w Unii Europejskiej, gdzie trafia 15 tys. egzemplarzy z 34 tys. sprzedawanych na całym kontynencie.
Czytaj też: Nowy Mercedes w Polsce. Znamy ceny i wersję nowej Klasy E, w której elektrycznych silników nie brakuje
Nowy Land Cruiser zachwyca surowością
Opinie na temat wyglądu nowego Land Cruisera są w zasadzie zgodne – jest surowo. No i bardzo dobrze! Bryła auta nie jest specjalnie finezyjna. Jest kanciasta, ma niewiele wspólnego z aerodynamiką i to z pewnością spodoba się wielu osobom.
Na zdjęciach widzicie głównie wariant First Edition, który trafi do pierwszych nabywców odświeżonego modelu. Od wersji standardowej różni się kolorem tapicerki, kształtem reflektorów, modelem felg oraz oznaczeniami First Edition. W Europie pojawi się w liczbie 3 tys. egzemplarzy, wiec jest szansa, że zobaczycie go też w Polsce.
Auto jest oczywiście wielkie i stworzone z myślą o jeździe terenowej. Dlatego też mamy przednie światła nieco zmniejszone i umieszczone bliżej środka, żeby trudniej było je uszkodzić. Do tego elementy zderzaka można łatwo wymienić bez konieczności kalibrowania czujników parkowania.
Dużym ułatwieniem jest podwójna klapa bagażnika i może od razu przejdźmy do wnętrza, co do którego mam nieco mieszane uczucia.
Czytaj też: Nowe paliwo Shell V-Power doda koni mechanicznych do Twojego silnika
Klasyka i surowość to jedno, ale wnętrze nowej Toyoty Land Cruiser jest bardzo cyfrowe i nie wiem, czy nie zbyt eleganckie
Mam wrażenie, że Toyota bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że raczej większość nabywców Land Cruisera może nigdy nie zjechać nim z asfaltu, stąd wnętrze jest, nie wiem, czy nie zbyt eleganckie. Jest tu wręcz salonowo, a wykończenie elementów jest z najwyższej półki. Czuć piniondz! i to bardzo mocno.
Wróćmy jednak bo bagażnika. Można go otworzyć standardowo i tu trzeba pamiętać, że klapa zajmuje dosyć dużo miejsca po otwarciu. Można też uchylić samą tylną szybę. Pod bagażnikiem mamy bardzo solidny próg i wdrapując po nim moje 90 kg nawet minimalnie nie zatrzeszczał, więc trudno odmówić mu solidności.
Nie mamy jeszcze danych katalogowych, ale bagażnik jest naprawdę ogromny. Przynajmniej w wersji 5-osobowej lub ze złożonym trzecim rzędem siedzeń w wersji 7-osobowej. Z nimi zostaje nam niewiele przestrzeni. Ostatni rząd foteli jest jednym z największym, jaki widziałem. Jest tu bardzo dużo miejsca, dodatkowo do dyspozycji są porty USB-C, których w całym aucie jest… bardzo dużo, a do tego nawet gniazdko 220V, zakładam że jako opcjonalne wyposażenie.
Składanie trzeciego rządu foteli kompletnie mnie załamało. Używamy do tego przycisków w bagażniku i trwa to dosłownie całe wieki. Nie można guzika wcisnąć raz, trzeba go trzymać, a fotele składają się w zasadzie w tempie regulacji oparcia w dowolnym aucie z elektroniczną regulację. I tak sobie wisimy z tym wciśniętym guzikiem… Chyba że jest tu jeszcze jakaś szybsza opcja, ale przyznaję, że nie znalazłem.
Z przodu jest bardzo cyfrowo. Duży ekran główny i Digital Cocpit, oba o przekątnej 12,3 cala z nowym interfejsem i znacznie lepszymi grafikami niż te, do których przez ostatnie lata przyzwyczaiła nas Toyota. Nie zabrakło też wyświetlacza head-up. Na ekranie kierowcy są też nowe grafiki obrazujące różne tryby. Bardzo podobne do tych z innych terenowych modeli na rynku, jak choćby Fordzie Rangerze Raptorze, ale to nic. Są ładne, na ekranie pokazują się płynnie, więc nie ma co narzekać.
Pomimo wszechobecnej cyfrowości i choćby ogromnej ilości portów USB, Land Cruiser ma dużo fizycznych przycisków (przerwa na oklaski). W zasadzie cała obsługa jazdy odbywa się za pomocą przycisków lub pokręteł – zmiana trybów jazdy, czy ustawień napędu. Podobnie jak sterowanie klimatyzacją (poklaszczmy jeszcze trochę).
Truskawką na torcie luksusu jest… chłodzony schowek pod podłokietnikiem. Co więcej, to nie jest tak, że wciskamy guzik i czekamy na chłodzenie. Wciskamy guzik i praktycznie od razu zaczyna się chłodzić.
Czytaj też: Więcej ekranów, kierowca wytrzyma. Czy możemy zatrzymać tę spiralę absurdu?
Toyota Land Cruiser w Polsce z 8-biegowym dieslem
Europejska wersja Land Cruisera będzie dostępna z silnikiem diesla o pojemności 2,8l, mocy 204 KM i momentem obrotowym 500 Nm. Nie ma tu żadnej elektryfikacji, choć w przyszłości ma się pojawić miękka hybryda (MHEV 48V), więc nawet zatwardziali miłośnicy klasycznej motoryzacji nie powinni kręcić nosem. Więcej o specyfikacji auta pisał już Łukasz przy okazji jego premiery, więc odeślę Was do tego materiału.
Dodajmy tutaj, że do dyspozycji mamy pięć trybów terenowych, cichszy i bardziej precyzyjny system Crawl, system DAC do prędkości 30 km/h oraz połączenie trybu kamer 360 stopni z układem monitorowania pojazdu w terenie, wieć jeśli offroad, to bardzo nowoczesny. Do tego mamy cały szereg systemów bezpieczeństwa znanych z innych nowych modeli Toyoty, asystenta parkowania (przy tak dużym aucie to może się przydać) oraz wiele asystentów kierowcy, z monitorowaniem martwego pola na czele.
Słowem lekkiego podsumowania, nowa Toyota Land Cruiser naprawdę robi wrażenie. To świetne połączenie klasyki z nowoczesnymi rozwiązaniami, ale mam wrażenie, że czeka ją los wspomnianej wcześniej G-Klasy Mercedesa. W teren zabiorą ją tylko nieliczni, którzy nie będą bali się zadrapać auta za jakieś pół miliona złotych (oficjalne ceny nie są jeszcze znane). Jeśli już spotkamy Toyotę Land Cruiser, to w centrach miast, gdzie luksusowe wnętrze będzie cieszyć jej właścicieli, którzy z trudem będą… mieścić się w pasie ruchu. Toyota raczej nie będzie się tym przejmować, bo coś czuję, że na brak zainteresowania nowym wcieleniem legendy motoryzacji nie będzie narzekać.