Dlaczego Ukraina niszczy pociski M483A1? Sekret tkwi w ich wnętrzu
W trwającym konflikcie systemy artyleryjskie oraz drony to dwa kluczowe elementy znacznej części działań wojennych, które ciągle trwają za naszą wschodnią granicą. Żadne państwo nie ma jednak dostępu do nieskończonych zasobów i kiedy w tle zaczyna rozbrzmiewać kwestia priorytetów, trzeba czasem stawiać na niekonwencjonalne rozwiązania. To właśnie ma miejsce z dostarczonymi przez USA pociskami artyleryjskimi kalibru 155 mm o nazwie M483A1, których proces rozmontowywania trwa i to w bardzo specyficznym celu.
Czytaj też: Niczym największy koszmar piechoty. Ukraina pokazała nową broń w akcji, w którą trudno uwierzyć
Nie są one wcale zwykłymi pociskami, a rodzajem amunicji kasetowej, czyli więc broni, która służy do atakowania znacznych obszarów. Zamiast trafiać bezpośrednio w cel, detonuje się nad nim, uwalniając liczne podpociski w swoim korpusie, które mają działanie kumulacyjno-odłamkowe i tym samym mogą niszczyć różne cele. Możemy się więc zastanawiać, czy to aby nie na te właśnie pociski artyleryjskie agresor przygotował swoją “innowacyjną” oponową osłonę samolotów.
Wiele z dostarczonych M483A1 nigdy jednak nie zostanie wystrzelonych, bo ukraińscy żołnierze zaczęli je rozbierać. Szlifierka kątowa wystarcza, aby dobrać się do obecnych w korpusie takiego pocisku znacznie mniejszych podpocisków konkretnego typu. Mowa o DPICM (Dual-Purpose Improved Conventional Munitions), które zostały zaprojektowane do przebijania pancerzy i generowania śmiercionośnych odłamków, dzięki swojemu kształtowanemu ładunkowi oraz specyficznej obudowie.
Czytaj też: Jeden wielki cyrk. Ukraina pokazała nagranie z drona, które ośmiesza drugą stronę konfliktu
W każdym pocisku znajduje się 88 egzemplarzy takiej subamunicji różnego typu (M42 i M46), które różnią się przede wszystkim wagą oraz potencjałem bojowym i to właśnie na nich zależy ukraińskim żołnierzom. Po rozmontowaniu M483A1 każdy podpocisk otrzymuje specjalny zapalnik i zabezpieczenie, a finalnie trafia do miniaturowego drona, który następnie jest wysyłany na wrogów. Takim oto sposobem Ukraina przerabia broń o znacznym zasięgu rażenia na uzbrojenie, które może wysyłać na pojedyncze cele, zwalczając nie tylko piechotę, ale też np. pojazdy oraz niechronioną infrastrukturę.
Czytaj też: Wrogie lotnictwo drży z przerażenia. Ukraina dostała nowego powietrznego niszczyciela
Tyle tylko, że sam proces tego typu rozbrajania M483A1 jest zarówno kontrowersyjny, jako że Ukraina przez dłuższy czas prosiła USA o dostęp do tego typu pocisków, jak i niebezpieczny. Podpocisków nie uważa się bowiem za szczególnie stabilny rodzaj amunicji zwłaszcza w takich scenariuszach, które obejmują najpierw użycie szlifierki kątowej, a następnie stabilizowanie ich za pomocą improwizowanych rozwiązań. Do tej pory nie dowiedzieliśmy się jednak o żadnym incydencie z M483A1 w roli głównej, a jak widać na powyższym nagraniu, jeden tylko podpocisk ma w sobie ogromną moc rażenia.