Dreame L20 Ultra jest ogromny, ale to klasyczne coś za coś
Stacja dokująca, choć w tym przypadku to krzywdząco zbyt ogólne określenie, Dreame L20 Ultra jest ogromna. W poprzednika była duża, ale tutaj producent poszedł jeszcze dalej. Jej wymiary to 42,6 x 49,9 x 68,5 cm, a całość waży prawie 20 kg.
Obudowa jest większa nie dlatego, żeby robić jeszcze większe wrażenie, ale idzie za tym funkcjonalność. Mając więcej miejsca producent daje nam większe zbiorniki na wodę – czystą i brudną, większy pojemnik na detergent do podłóg i na moje oko większy jest też worek na kurz. A obok niego znalazło się też miejsce na worki zapasowe. To wszystko oznacza, że odkurzacz może być bezobsługowy przez dłuższy czas. W zasadzie mógłby być całkowicie bezobsługowy, ale niestety w Polsce nie jest dostępny zestaw pozwalający na podłączenie urządzenia do źródła i odpływu wody. Może kiedyś.
Na stacji mamy też przyciski do sterowania funkcjami dotyczącymi czyszczenia robota, w tym podkładek mopujących.
Czytaj też: Wideotest Dreame Bot L10s Ultra – całkowicie bezobsługowy odkurzacz ostateczny
Dreame L20 Ultra to wzór tego, jak powinno wyglądać mapowanie mieszkania
Podstawą obsługi robota odkurzającego jest aplikacja mobilna. Parowanie Dreame L20 Ultra ze smartfonem to kwestia 2-3 minut i postępowania według instrukcji pojawiających się na ekranie. Czyli wciskamy włącznik, podajemy hasło do Wi-Fi… klasyka gatunku.
Później przychodzi czas na mapowanie mieszkania i tutaj do gry wchodzi czujnik Lidar, umieszczony na górze obudowy robota. Kiedy usłyszałem w trakcie testów, że kosztujący 6999 zł nowy robot Dysona takiego czujnika nie posiada, a mapowanie mieszkania trwa nawet 1,5 godziny to nie powiem, uśmiałem się solidnie. W końcu Lidar pojawia się już nawet w robotach za 1500 zł i naprawdę zmienia tempo mapowania.
Moje mieszkanie na papierze ma ok 60 m2 i gotową mapę miałem po 7-8 minutach. Czujnik Lidar pozwala Dreame L20 Ultra w zasadzie widzieć to, co my. Kiedy patrzymy na pomieszczenie widzimy, że przed nami jest ściana. Robot też to widzi. On nie musi już do ściany podjeżdżać i uderzyć w nią czołem. On wie, że to ściana i w jakiej odległości od niej się znajduje. Zajrzeć musi za to np. za kanapę, żeby zobaczyć, czy się za nią zmieści i czy może tam wjechać. Dlatego też cały proces jest prosty i bardzo szybki.
Po wszystkim pozostaje nam tylko podzielić pomieszczenia i postawić ewentualne granice, których robot ma nie przekraczać. Póki co Dreame L20 Ultra, jak i chyba każdy podobny odkurzacz, jeszcze nie rozpoznaje luster. Więc jeśli macie w domu duże lustro, robot uzna, że odbicie jest kolejnym pomieszczeniem. Więc na etapie edycji trzeba też obszar usunąć.
Czytaj też: Dell Latitude 3540 – test laptopa dla ucznia
Aplikacja mobilna Dreame Home to prawdziwa kopalnia funkcji Dreame L20 Ultra. Na czele z Trybem Ostatecznym!
Wiemy już, jak wygląda mapowanie mieszkania, więc dodajmy jeszcze do tego, że robot jest w stanie wykonać wirtualną mapę 3D całego wnętrza. Choć uważam, że to raczej nic więcej jak dodatkowy bajer. Aplikacja Dreame Home daje nam za to o wiele więcej funkcji, już znacznie bardziej przydatnych.
Sprzątanie może odbywać się w trzech wariantach. Pierwszy to inteligentny automat. Robot sam dobiera w nim parametry sprzątania w zależności od stanu zabrudzenia otoczenia i… działa. Drugi tryb automatyczny został epicko nazwany Trybem Ostatecznym. W zamyśle Dreame L20 Ultra stara się doprowadzić podłogi do stanu, w którym można z nich jeść. Samo sprzątanie trwa wtedy wyraźnie dłużej, nawet ponad dwa razy dłużej, ale jest bardzo dokładne.
Trzeci tryb to tryb ręczny. Ustalamy w nim, jakie pomieszczenia lub obszary mają zostać sprzątnięte, w jakiej kolejności oraz w jaki sposób. Czy ma być samo odkurzanie, czy mopowanie, czy jedno i drugie, a także jaka ma być intensywność zasysania oraz ścierania. Jeśli to za mało, możemy też ustawić typ podłogi w danym pomieszczeniu i dopasować kierunek mopowania tak, aby uniknąć ścierania np. łączeń parkietu. Kosmos!
Aplikacja daje nam też wgląd w całą historię sprzątania. Widzimy na niej ścieżki poruszania się robota, wykryte przez niego przeszkody (można to wyłączyć), czas sprzątania, powierzchnię czy zużycie podzespołów. Wykrywając przeszkodę robot robi jej zdjęcie i określa typ przedmiotu. Możemy oznaczyć, czy zrobił to prawidłowo, dzięki temu urządzenie cały czas się uczy. W ten sam sposób działa też wykrywanie zwierzęcych odchodów. W teorii, bo mam na tyle ogarniętego kota, że nie miałem okazji tego przetestować.
Ostatnia funkcja, nad którą warto się pochylić to możliwość podglądu widoku z kamery podczas zdalnego sterowania robotem. Jeśli nie przekonuje Was sprawdzanie, co porabia Was zwierzak podczas nieobecności, dam Wam konkretny przykład. Niedawno zalało mi mieszkanie. Po opanowaniu sytuacji, dzień później podczas nieobecności za pomocą kamery robota sprawdzałem, czy po ścianie przypadkiem znowu nie cieknie woda. Dzięki temu mogłem być spokojny, że sytuacja się nie powtarza.
Czytaj też: Test Sony HT-S2000 – niedrogi soundbar zmienił dźwięk płynący z mojego telewizora
Dreame L20 Ultra umie w sprzątanie
Teoria za nami, to teraz czas na praktykę. W kwestii odkurzania wydaje mi się, że niewiele można zmienić w robotach odkurzających i Dreame L20 Ultra względem poprzednika niewiele poprawił, ale też jednocześnie pozostaje pod tym względem na najwyższym poziomie. Robot odkurza bardzo dokładnie i radzi sobie przy tym z różnymi typami podłóg. Bardzo dokładnie zbiera kurz z twardych powierzchni i skutecznie wyciąga zabrudzenie z różnych dywanów. Tym, co się poprawiło, jest zbieranie małych elementów. Odkurzacze zazwyczaj bardziej rozrzucają np. rozsypany ryż czy koci żwirek, niż go zbierają. Tu jest odwrotnie i Dreame L20 Ultra zaskakująco sprawnie zagarnia małe elementy pod siebie i skuteczność w walce z, dajmy tu konkretny przykład, kocim żwirkiem oceniam na mocne 8.5/10.
Pozostając przy małych elementach, co z rozsypanymi zabawkami lub klockami? Pojedynczy klocek zostanie prawie na pewno wciągnięty, ale już rozsypane w większą kupkę będą ominięte.
Znacznie więcej zmieniło się w kwestii mopowania. Podkładki mopujące są magnetyczne i robot umie je unosić, ale na stosunkowo niską wysokość. Co nie oznacza, że przez to moczy dywany. Zastosowano tu najprostsze możliwe rozwiązanie. Jeśli ustawimy jednoczesne mopowanie i odkurzanie, Dreame L20 Ultra zostawia dywany na sam koniec i przed wjazdem na nie udaje się do stacji dokującej i zostawia w niej podkładki. Prościej się nie da.
Mopowanie jest bardzo skuteczne. Robot zaskoczył mnie tym, jak dobrze radzi sobie z plamami. Oczywiście nie służy do wycierania np. świeżo rozlanego soku. Ale jeśli ten sok zostawi po sobie plamę to jest duże prawdopodobieństwo, że Dreame L20 Ultra skutecznie ją wytrze. O ile nie jest to zaschnięta plama sprzed miesięcy. To zasługa szybko wirujących podkładek mopujących. Bardzo ciekawą funkcję jest mopowanie w kątach, co jest zasługą wysuwanej podkładki. Wyciąga się ona jak nogi Elżbiety Jaworowicz w Sprawie dla Reportera i jest to bardzo skuteczne. Robot mopuje nie tylko podłogę wzdłuż listew, ale zdarza mu się też przetrzeć same listwy.
A co z czasem pracy? Jest wybitny! Jednoczesne odkurzenie i mopowanie mojego mieszkania, gdzie robocza powierzchnia to prawie 40 m2, zabiera nie więcej niż kilkanaście procent energii. Więc nawet jeśli do posprzątania byłaby powierzchnia ponad 100 m2, zrobienie tego na pojedynczym ładowaniu nie powinno stanowić najmniejszego problemu. Czy Dreame L20 Ultra jest głośny? W trybach mocniejszego ssania tak, ale poza tym nie odbiega od tego, jaki hałas generuje konkurencja.
Czytaj też: Test OnePlus Open – Panie Galaxy Fold! Konkurencja z widłami przyszła!
Czy znajdziemy jakieś wady Dreame L20 Ultra?
Problemem Dreame L10s Ultra było utrzymanie w czystości stacji dokującej. To w niej są osuszane podkładki mopujące i duże ilości brudu z nich osadzają się wewnątrz obudowy. W L20 Ultra jest nieco lepiej, ale daleko do ideału. Specjalnie na potrzeby tego materiału nie czyściłem tego elementu przez ponad miesiąc i wygląda to tak:
Wystarczy go wyjąć i przepłukać woda, ale zwyczajnie trzeba o tym pamiętać. Co ciekawe, same podkładki mopujące pozostają czyste i nie wydzielają nieprzyjemnego zapachu. A to chyba w tym wszystkim najważniejsze.
Dreame L20 Ultra bywa bezlitosny dla małych dywaników. Chwyta je za kark i wlecze przez całe mieszkanie. Dosłownie wczoraj zaskoczył mnie komunikatem (komunikaty są głośne, wyraźne i po polsku) o konieczności przeniesienia go do stacji dokującej. A to sam wjechać nie umiesz?! Umie, o ile nie ma wkręconego w szczotki dywanika łazienkowego. Mniejsze dywaniki czy chodniczki, szczególnie jak są lekkie lub cienkie, potrafią być sporą przeszkodą i czasem zwyczajnie zdejmowałem je z podłogi przed odkurzaniem.
Dreame L20 Ultra to obecnie jeden z najbardziej zaawansowanych robotów odkurzających na rynku
Dreame L10s Ultra był prawdziwym mocarzem, a jego następca jest zwyczajnie jeszcze lepszy. Poprawiono w nim odkurzanie rozsypanych, mniejszych zabrudzeń, wyraźnie poprawiono mopowanie oraz dodanych zostało kilka nowych funkcji. To wszystko tworzy jednego z najbardziej kompletnych robotów odkurzających na rynku. To sprzęt dla najbardziej wymagających użytkowników, ale też uzbrojonych w najbardziej zasobne portfele, bo jego cena to 5499 zł. Drogo, ale zdecydowanie – warto!