Po co nam dysk zewnętrzny?
Zanim odpowiemy na pytanie, ile wart jest Samsung T9, warto przypomnieć, do czego może być nam potrzebny dysk zewnętrzny. Oczywiste odpowiedzi pokroju transferu i przechowywania plików są wyłącznie wierzchołkiem góry lodowej potencjalnych zastosowań, bo choć główna rola tych nośników sprowadza się właśnie do tego, to wato wspomnieć o rzeczywistych scenariuszach, w których modele pokroju T9 stają się na wagę złota. Każdy z nas może wykorzystać te dyski do realizowania kopii zapasowych systemów i plików na wypadek awarii, czy rozszerzyć prostym sposobem pamięć masową, kiedy albo nie chcemy wpinać dysku wewnętrznego, albo nie mamy na to możliwości przez np. zajęte złącza, co często zdarza się w przypadku laptopów.
Czytaj też: Nowy dysk Samsunga na sterydach. Superszybki i superpojemny idzie teraz w parze
Na tego typu dyskach mogą skorzystać również gracze niezależnie od platformy, bo T9 może stać się miejscem dla waszych gier na PC, konsolach czy nawet Steam Decku. W bardziej profesjonalnym aspekcie, dyski przenośne tego typu są jedyną opcją na przenoszenie większych paczek plików z jednego sprzętu na drugi, kiedy nie chcemy korzystać z lokalnej sieci LAN lub chmury, co w przypadku projektów ważących kilkadziesiąt lub nawet kilkaset gigabajtów, jest wręcz niemożliwe. Dzięki T9 możemy po prostu wpiąć dysk do PC, popracować na nim, a następnie kontynuować pracę na laptopie bez żadnych problemów. Tego typu nośnik jest też na wagę złota w połączeniu z kamerami, które to obsługują bezpośredni zapis do dysków na USB-C.
Mały, poręczny i wytrzymały, czyli Samsung T9 w skrócie
Projektanci Samsunga z całą pewnością chcieli opracować możliwie najbardziej kompaktowy i lekki dysk zewnętrzny, co udało im się z nawiązką. Oczywiście same w sobie dyski półprzewodnikowe są od zawsze małe, ale sztuką jest opracowanie małego modelu, który nie zostanie uszkodzony przy byle uderzeniu i T9 spełnia ten wymóg z nawiązką. Nie jest wprawdzie dyskiem pancernym, ale Samsung postawił na połączenie “wytrzymałej aluminiowej obudowy” w połączeniu z gumową nakładką obecną wszędzie, ale z wyjątkiem krótszych boków, której nie da się zdjąć.
Tego typu duet z jednej strony zapewnia bezpieczeństwo wewnętrznym układom podczas podroży i ponoć radzi sobie nawet z wytrzymywaniem upadków z trzech metrów, ale z drugiej Samsung nie uzna wam 5-letniej gwarancji, jeśli serwis wykryje uszkodzenia spowodowane upadkiem. Innymi słowy, Samsung T9 powinien być idealnym wyborem dla tych użytkowników, którzy może nie tyle dbają o sprzęt, ale jednocześnie nie narażają go na zbyt duże obciążenia. W skrócie? Jeśli T9 będzie towarzyszył wam np. w codziennych podróżach do pracy w kieszonce plecaka lub spodni, to nie musicie się o nic martwić.
Ba, wrażliwi na ciepło nie muszą nawet obawiać się niekorzystnym wpływem bezpośredniego kontaktu skóry z dyskiem. Samsung zadbał o to, aby T9 nie rozgrzewał gumowej części do temperatury ponad 60 stopni Celsjusza i aluminium powyżej 50 stopni Celsjusza, co w efekcie całkowicie rozwiązuje problem tak zwanych “niskotemperaturowych oparzeń”. Nie wiem wprawdzie, jak trzeba pracować, aby przez dłuższy czas dysk miał bezpośredni kontakt ze skórą, ale jeśli ktoś wykorzystuje go w roli np. ogrzewacza dłoni, to może być pewny, że tego typu nietypowy termofor nie zrobi mu krzywdy.
Kiedy wspominam, że T9 jest mały, rzeczywiście mam to na myśli, bo w praktyce ten ośnik waży ledwie 122 gramów i mierzy 88 × 66 × 14 mm. Jest więc mniejszy nawet od portfeli typu slim, a do tych większych może bez problemu się wsunąć, a podkreślam to nie bez powodu, bo jako że ten dysk Samsunga nie ma żadnej przelotki np. na smycz, to konieczne jest zadbanie o odpowiednie miejsce transportowe w naszym codziennym bagażu. Jego złącze USB-C nie jest zresztą osłonięte, więc musicie być pewni, że kiedy już wrzucicie go na dno plecaka, nie będzie narażony zarówno na drobinki, jak i wilgoć. Zwłaszcza że czyszczenie gumowej powierzchni tego dysku do łatwych nie należy.
Sama forma T9 jest z jednej strony prosta, a z drugiej elegancka. Zewnętrzna część obudowy to głównie guma o fakturze przypominającej materiał, która doczekała się sześciu designerskich wyżłobień, nazwy producenta i modelu oraz pojedynczego złącza USB-C w towarzystwie diody funkcyjnej. Sam proces korzystania z T9 jest prozaiczny – podpinamy do niego jeden z dwóch dołączonych przewodów (USB-C do USB-A 10 Gb/s lub USB-C do USB-C 20 Gb/s), wpinamy go do docelowego sprzętu, a system automatycznie wykrywa dysk. Proste? Proste. Zupełnie jak z tradycyjnym pendrive, ale tym, co odróżnia T9 od prostych pendrive, jest jego wysoka wydajność.
Dysk zewnętrzny Samsung T9 2 TB w praktyce
Przez kilka dni postanowiłem wykorzystać dysk Samsung T9 o 2-terabajtowej pojemności (w rzeczywistości 1863 GB) w roli “dysku do pracy i rozrywki”, sprawdzając go w połączeniu z rekomendowanym USB 3.2 Gen 2×2 (20 Gb/s), co w teorii ma zapewniać sekwencyjny poziom odczytu i zapisu na poziomie odpowiednio do 2000 i 1950 MB/s. To akurat można potwierdzić, bo w testach syntetycznych Samsung T9 osiąga właśnie takie prędkości
W kolejnym etapie testu umieściłem na dysku kilka projektów w Unity, które ciągle realizuje na potrzeby studiów i pracy, a do tego dorzuciłem kilka bardziej wymagających gier oraz regularnie podrzucałem dysk współpracownikowi, aby odbierać zlecone grafiki i modele 3D. Innymi słowy, spróbowałem zastąpić dyskiem Samsung T9 repozytorium na GitHubie (spokojnie, zdalne repo ciągle było aktualizowane), udostępniony folder na dysku Google oraz wewnętrzny dysk przeznaczony do gier. Efekt?
Czytaj też: Test Samsunga Galaxy Z Flip 5. Czasem progres jest bez znaczenia
Zacznijmy może od szybkości wczytywania się większego projektu w Unity, w którego darmową wersję możecie zagrać tutaj. Ten w identycznych warunkach testowych włącza się na dysku T9 w około 100 sekund, podczas gdy na wewnętrznym dysku (WDBlack SN750 na PCIe 3.0) już 95 sekund. W przypadku prostszych projektów nie ma to większego znaczenia, jako że różnica sprowadza się do części sekundy, zakrawających na potencjalny błąd pomiarowy. Z kolei w przypadku gier pokroju Baldur’s Gate 3 różnica wynosiła już 3,77 sekundy (44,33 vs 40,56), a sam proces kopiowania prawie 225-gigabajtowego folderu z 68500 plikami z T9 na znacznie szybszy dysk wewnętrzny trwa już około 360 sekund. Kiedy z kolei zapełnimy dysk do 95%, czas kopiowania 23-gigabajtowego pliku ISO trwa 61,02, a nie 47 sekund, jak przy braku granicznego zapełnienia, co widać po wykresach, gdzie bufor odmawia posłuszeństwa.
Wedle pomiarów Samsunga dysk T9 wyróżnia się na tle konkurencyjnych nośników w trzech sferach. Podczas obciążenia rozgrzewa się do stosunkowo niskich temperatur, co zapewnia ciągłość poziomów transferów oraz dłuższą żywotność wewnętrznych komponentów. Gdyby tego było mało, spoczynkowy pobór mocy tego dysku wynosi ledwie 0,59-0,67 watów, czyli nawet sześć razy mniej od konkurencyjnych modeli. Podczas obciążenia wyniki również imponują, bo zakres od 6,03 do 7,3 watów jest na tyle przyzwoity, że nie musicie aż tak bać się o to, że dysk będzie drenował wasz akumulator. Jeśli z kolei idzie o temperatury, to znaczne obciążenie podczas pracy rozgrzewa dysk do około 52-53 stopni, a większe zadania co do kopiowania (np. 500-gigabajtowej paczki) już do nawet 60 stopni. W normalnym trybie pracy i po pozostawieniu na blacie biurka, temperatury nie przebijają jednak poziomu 50 stopni Celsjusza, a w trybie spoczynku opiewają na poziomie około 35 stopni.
Warto też wspomnieć o tym, że w testowanej 2-terabajtowej wersji dysk T9 działa w oparciu o wydajny 88-gigabajtowy bufor TurboWrite, co oznacza, że najpierw zapełnia ten bufor (kości w tymczasowej konfiguracji TLC) właśnie, a w “spokojnych” chwilach, czyli kiedy niczego nie zapisuje, przenosi dane z bufora w inne miejsce wbudowanych kości NAND. To sprawia, że ciągłe zapisywanie plików do 88 GB zawsze jest realizowane z najwyższą wydajnością. Jeśli wiecie, że nie jest to wystarczająco, koniecznie zainteresujcie się 4-terabajtowym wariantem T9, którego bufor SLC wynosi już 180 GB.
Na sam koniec warto też wspomnieć, że Samsung T9 wspiera dwa programy – Portable SSD oraz Magician, które to umożliwiają podejrzenie temperatury i aktywację trybu szyfrowania AES-256 realizowanego na poziomie hardware. Ten drugi program dodatkowo umożliwia przeprowadzanie testów i podejrzenie dysku pod kątem parametrów SMART. Innymi słowy, włączycie je zapewne najpierw po to, aby włączyć tryb szyfrowania i ustawić hasło, a później już o nich zapomnicie… aż do wystąpienia pierwszych problemów z dyskiem, których powód możecie znaleźć w programie Magician.
Test Samsung T9 – podsumowanie
Czy zdziwiły was powyższe testy wydajności? Mnie zupełnie nie, a to dlatego, że wewnętrzny dysk na PCIe 4.0 jest “na papierze” praktycznie trzykrotnie szybszy i przez to właśnie nie mogę powiedzieć, że Samsung T9 mnie zawiódł. Wręcz przeciwnie, bo musimy pamiętać, że w grę wchodzi rozwiązanie, umożliwiające bezproblemowe i szybkie przenoszenie danych z jednego miejsca na drugie. Różnicę w wydajności wprawdzie “czuć”, ale tyczy się to wyłącznie bardziej skomplikowanych projektów i gier.
Czytaj też: Przykra niespodzianka – flagowy monitor Samsunga pokaże możliwości tylko z jedną linią kart graficznych
Mniejsze paczki plików, mniej rozbudowane projekty i prostsze gry są kopiowane i wczytywane bez aż tak wielkiej różnicy względem wewnętrznego dysku, co samo w sobie jest cenne. Trudno zresztą znaleźć na rynku wydajniejsze zewnętrzne dyski SSD w formacie odpowiadającym modelowi Samsung T9, bo choć oczywiście ten nie ma podejścia do np. WD_BLACK D50 Game Dock 2 TB w kwestii wydajności, ale są to dwie zupełnie inne klasy sprzętu.
Jednak nawet w swojej niszy przenośnych dysków w eleganckiej i wytrzymałej formie, Samsung T9 sprawia wrażenie, jakby nie miał sobie równych. Tyczy się to nie tylko oferowanej wydajności, ale przede wszystkim fenomenalnego projektu i wykonania, niewielkich rozmiarów, podwyższonej wytrzymałości, przyzwoitej wszechstronności, dzięki dwóm przewodom w zestawie i nawet obsłudze smartfonów. Jeśli więc cena rzędu około 619, 1059 i 1955 złotych za 1, 2 i 4 TB wersję was nie przeraża, to na dysku Samsung T9 się nie zawiedziecie.