Wyniki przeprowadzonych analiz zostały niedawno zaprezentowane na łamach Communications Earth & Environment i sugerują, że obiekt krążący wokół naszej planety w odległości około 14,4 mln kilometrów może być fragmentem Srebrnego Globu. Skąd w ogóle miałby się on tam wziąć?
Czytaj też: To nie jest zwykła kamera. Zaawansowany sprzęt od NIST rejestruje pojedynczy foton
Aby to wyjaśnić, należy zwrócić uwagę na pewien istotny aspekt związany z ewolucją kosmicznych obiektów. Podlegają one nieustannemu bombardowaniu, bez względu na to, czy mówimy o Księżycu, Ziemi czy na przykład Jowiszu. Oczywiście skala i częstotliwość takich kolizji jest bardzo zróżnicowana. Nie zmienia to faktu, że do powstania Księżyca najprawdopodobniej doprowadziło zderzenie młodej Ziemi z ciałem wielkości Marsa.
Kiedy już powstał Srebrny Glob, to i on w pewnym momencie zostawił po sobie pewną pamiątkę. Wydaje się, że jest nią właśnie Kamo’oalewa. Tak przynajmniej twierdzą astronomowie, którzy wzięli pod lupę skład naszego naturalnego satelity i porównali go z danymi dotyczącymi wspomnianego kwaziksiężyca. W takich właśnie okolicznościach naukowcy uznali, że mamy do czynienia z fragmentem Księżyca, mającym kilkadziesiąt metrów średnicy.
Kamo’oalewa to obiekt krążący wokół Ziemi, który zidentyfikowano w 2016 roku. Nie jest on jednak naturalnym satelitą naszej planety
Przedstawiciele Uniwersytetu Arizony skupili się na Kamo’oalewa z co najmniej dwóch powodów. Ich uwagę przykuła niewielka odległość dzieląca ten obiekt i naszą planetę. W efekcie wydaje się, że Kamo’oalewa jest grawitacyjnie związana z Ziemią na podobnej zasadzie, jak ma to miejsce w przypadku Księżyca. Rzeczywistość jest jednak odmienna. Z drugiej strony, astronomowie przewidują, że nasz nietypowy gość będzie się trzymał okolic Ziemi jeszcze przez miliony lat.
Próbując zweryfikować hipotezę o księżycowym pochodzeniu tego obiektu, członkowie zespołu badawczego wykorzystali dane zgromadzone za sprawą analizy widm Kamo’oalewa. Mogli dzięki temu określić przybliżony skład tego kwaziksiężyca i porównać go ze składem naszego pełnoprawnego Księżyca. Jak przyznają sami zainteresowani, gdyby nie wyjątkowo nietypowa orbita tego obiektu, to nie przeprowadziliby oni takich analiz i zagadka nie zostałaby rozwiązana.
Czytaj też: Księżyc znika. Wiemy, kiedy przyjdzie jego kres
Później przyszła pora na wykorzystanie modelowania. Przeprowadzone symulacje, które objęły uderzenie asteroidy w Księżyc oraz wpływ grawitacji na powstałe w efekcie tej kolizji fragmenty, dostarczyły dość zaskakujących informacji. Pojawiły się bowiem scenariusze, w których takie odłamki trafiały na orbity bliskie Ziemi. Zaskoczyło to astronomów, którzy spodziewali się, że księżycowe odłamki albo trafią na powierzchnię Srebrnego Globu albo opadną na Ziemię.