Test, czy nie test? Zazwyczaj krytykuję takie określanie materiałów po niewiele ponad tygodniu użytkowania smartfonu. Z OnePlusem Open spędziłem 1,5 tygodnia i użytkowałem go o wiele intensywniej, niż większość smartfonów w tym roku. Wydaje mi się, że prześwietliłem go na tyle dokładnie, aby mówić tu o pełnoprawnej recenzji.
Wytłumaczę się jeszcze ze zdjęć smartfonu, bo fotografie w podobnej scenerii znajdziecie dzisiaj również na innych portalach. Wynika to z tego, że faktycznie zostały zrobione w tym samym miejscu. Podczas testów użytkowałem OnePlusa Open w czarnej wersji kolorystycznej, ze skórzanym tylnym panelem, która nie będzie dostępna w Polsce i z tego powodu producent poprosił o niepublikowanie zdjęć tego wariantu. Doceniając fakt, że mogłem sprawdzić go przed premierą, nie widzę powodów, aby się na tę prośbę nie zgodzić. Dzięki temu obie strony są zadowolone.
W materiale będę odnosić się do Oppo Find N oraz Find N2 jako naturalnych poprzedników OnePlusa Open. Tym bardziej że wiemy już, że Find N3 będzie modelem bliźniaczym do pierwszego składanego OnePlusa. Nie zabraknie też licznych porównać z Samsungiem Galaxy Z Fold5.
OnePlus Open to większy Oppo Find N2, który straszy wyspą aparatów
Nie ma owijania w bawełnę, lecimy od razu na tylny panel. No patrzcie tylko na tę bestię! Wyspa aparatów OnePlusa Open jest ogromna i nie ma co ukrywać – budzi respekt. Tylko czar pryska, kiedy przechodzimy do praktyczności tego rozwiązania. Siłą rzeczy smartfonu nie położymy na płasko, a po rozłożeniu obudowy to już w ogóle nie ma o czym mówić. Mocno wystająca wyspa z jednej strony poprawia chwyt, bo w naturalny sposób wygodnie opiera się na palcu wskazującym i faktycznie jest to wygodne. Z drugiej w zimnym otoczeniu, kiedy palce trochę drętwieją od wiatru, czułem się mega niepewnie trzymając Opena jedną ręką. Przy rozłożonej obudowie nie robi to żadnej różnicy.
Cała konstrukcja jest wykonana perfekcyjnie. Spasowanie elementów jest genialne, a zawias otwiera się bardzo pewnie i… określenie, że identycznie jak w Oppo Find N2 niewiele Wam powie, bo nie był on dostępny w Polsce. Mamy tu nieco większy opór na starcie oraz liniowy aż do momentu otwarcia obudowy. Opór jest dobrze wyczuwalny, ale wyraźnie mniejszy niż w Galaxy Z Fold5. OnePlus deklaruje, że zawias ma wytrzymać milion cykli otwierania i zamykania.
Zawias bardzo mocno trzyma obie połówki smartfonu, które nawet minimalnie nie chyboczą się na boki. Konstrukcja jest idealnie sztywna i co trzeba podkreślić, składa się prawie bez widocznej szpary. Prawie, bo jak w ciemnym otoczeniu skierujemy złożony smartfon na silne źródło światłą, to czasem da się dostrzec przestrzeń, która sprawa wrażenie jakby była dosłownie grubości ludzkiego włosa.
Pozostając przy Samsungu, nie jest on dużo grubszy niż OnePlus Open, ale optycznie różnica wydaje się kolosalna. To efekt sprytnego zabiegu i zasługa bardzo grubych ramek otaczających ekran główny. To one odpowiadają za sporą część grubości połówek obudowy, a ich metalowy korpus sprawia wrażenie ekstremalnie cieniutkiego. Ale już patrząc od strony grzbietu, OnePlus Open wydaje się niemal tej samej grubości co Galaxy Z Fold5. Porównując wymiary, w OnePlusie jest to 5,8 mm grubości po rozłożeniu i 11,7 mm po złożeniu obudowy. W Foldzie5 odpowiednio 6,1 mm oraz 13,4 mm. Choć ogółem obudowa OnePlusa jest czymś nowym i zdecydowanie świeżym na tle Samsunga. Jest też od niego lżejsza – 245 vs 253 gramy. Przewagą Galaxy Z Folda5 jest wodoodporna obudowa, potwierdzona certyfikatem IP, czego w OnePlusie Open zabrakło. Na pocieszenie mamy odporność na zachlapanie (IPX4).
Szkoda, że w Polsce nie będzie szalenie efektownego wariantu czarnego, ze skórzanym tylnym panelem. W Polsce smartfon debiutuje wraz z nowym, zielonym kolorem. Dokładnie takim, jakiego zabrakło w przeznaczony na nasz rynek OnePlusie 11. W jego przypadku żałowałem, że do Polski trafia wariant czarny, teraz żałuję, że dostajemy zielony. No nie dogodzisz… Wersja zielona ma na tylnym panelu szkło. Jest pokryte matową farbą i ten element zdecydowanie go ratuje. Gdyby to była błyszcząca powierzchnia, powiedziałbym wprost, że bardzo dużo tracimy. W tym przypadku zdecydowanie tak nie jest.
Czytaj też: Test Poly Voyager Free 60+. Słuchawki TWS dla dużych ludzi
Ekran zewnętrzny to przekleństwo OnePlusa Open
Nie wiem jak inni użytkownicy, ale osobiście nie lubię jak składany smartfon ma zbyt szeroki i normalny ekran zewnętrzny. Z prostego powodu, jest on na tyle wygodny w użytkowaniu, że nie czuję potrzeby otwierania wyświetlacza głównego. To tylko kwestia przyzwyczajenia, ale po kilku pierwszych dniach użytkowania stwierdziłem, że zwyczajnie zaniedbuje ekran główny i marnuję potencjał OnePlusa Open. Dlatego też, choć szeroki, wyświetlacz zewnętrzny jest o wiele bardziej użyteczny i wygodniejszy, z motywacyjnego punktu widzenia wolę ten z serii Galaxy Z Fold.
Wyświetlacz zewnętrzny to panel Fluid AMOLED LTPO 3.0 o przekątnej 6,31 cala i rozdzielczości 2484 x 1116 pikseli oraz dynamicznym odświeżaniem obrazu w zakresie 10-120 Hz. Do tego nie zabrakło obsługi HDR, a także 10-bitowej głębij kolorów, 100% pokrycia palety DCI-P3, a OnePlus chwali się też rekordowo wysoką jasnością na poziomie 1400 nitów przy ustawieniach ręcznych oraz aż 2800 nitów w automatycznym piku. Jeśli tego mało, to wyświetlacz chroni ceramiczny powłoka, która ma być o 20% twardsza niż Gorilla Glass Victus.
Jak dobry jest to ekran? W zasadzie mogę powiedzieć, że szumne zapowiedzi dotyczące jego jakości mają pokrycie w rzeczywistości. To faktycznie świetny wyświetlacz pod każdym względem. Mam co do niego jedno zastrzeżenie, w poziomie mieści tylko cztery ikony. Przy jego klasycznych proporcjach, chciałbym mieć możliwość umieszczenie pięciu.
Ekran główny OnePlusa Open jest bardziej kwadratowy i to bardzo dobry ruch. Gdzie się podziało miejsce zgięcia?
Zacznijmy od standardowego pytania – czy to widać? Tak i to nawet dosyć mocno, co jest ciekawe, bo Oppo Find N2 był pod tym względem prawdziwym mocarzem. Ale coś za coś, bo OnePlus Open ma prawdopodobnie najmniej wyczuwalne miejsce zgięcia ekranu ze wszystkich dużych składanych smartfonów. Sprawia wrażenie, jakby nad widoczną bruzdą znajdowała się jakaś dodatkowa warstwa, która ją przysłania.
Sama powierzchnia ekranu głównego jest też zaskakująco twarda. Nie jest to jeszcze żadna rewolucja, ale wyraźnie czuć nieco większą twardość i o ile nie mówimy o jakiś ekstremalnych próbach wbijania się w jego powierzchnię, nie da się go zarysować paznokciem. Nie mówcie OnePlusowi skąd to wiem. Co ciekawe, według producenta nie zastosowano tu żadnych zabiegów mających na celu zwiększenie twardości powierzchni. To ekran jak w składanym smartfonie – usłyszałem.
A teraz trochę suchych danych. Wyświetlacz główny ma przekątną 7,82 cala, rozdzielczość 2440 x 2268 pikseli, 120 Hz odświeżanie obrazu (dynamiczne w zakresie 1-120 Hz), 10-bitowe kolory i 100% pokrycie palety DCI-P3. To panel LTPO 3.0 Flexi-Fluid AMOLED, który legitymuje się taką samą jasnością jak ekran zewnętrzny. Tutaj też nie ma co narzekać na jego jakość. W porównaniu do stale przewijającego się tu Galaxy Z Folda5, przy ręcznym ustawieniu maksymalnej jasności ekran OnePlusa Open jest bardziej czytelny w słonecznym otoczeniu. W trybie automatycznym jest wręcz wzorowo.
Warto też zauważyć, co zdradza nam niemal kwadratowa rozdzielczość ekranu, że faktycznie nie jest on już tak panoramiczny jak w Oppo Find N oraz Find N2 Jest bardziej zbliżony do serii Galaxy Z Fold i… w sumie to nie wiem, czy to dobrze, czy nie. Do filmów – nie. Do czytania i przeglądania Internetu – tak. Więc trochę jest to kwestia gustu.
Czytaj też: Test Baseus PowerCombo. To więcej niż tylko ładowarka
OnePlus zapatrzył się na Samsunga. I bardzo dobrze! Ale nie w każdym aspekcie interfejsu. I bardzo dobrze!
Oppo Find N2, jak i jego poprzednik, nie został wprowadzony na polski rynek ze względu na interfejs, który nie do końca w pełni korzystał z możliwości składanego ekranu i był pod wieloma względami w tyle za Samsungiem. Zobaczmy, co OnePlus Open ma podpatrzone u Samsunga, a co robi inaczej i być może lepiej.
Samsung Galaxy Z Fold5, jak i modele poprzednie, oferuje osobny interfejs dla ekranu zewnętrznego i głównego. Na obu możemy mieć zupełnie inny układ ikon. Otwierając ekran OnePlusa Open zwyczajnie dostajemy dodatkową część ekranu. Czyli to, co mamy na pierwszym i drugim oknie pulpitu ekranu zewnętrznego mieści się na jednym oknie pulpitu ekranu głównego. Które rozwiązanie jest lepsze? Kwestia gustu. Wygląda to tak (kolejno – pierwszy pulpit ekranu zewnętrznego, drugi oraz pulpit po otwarciu obudowy):
OnePlus podpatrzył w Samsungu skróty do ostatnio otwartych aplikacji. I tak po otwarciu ekranu głównego widzimy na dole ekranu szerszą belkę z przypisanymi aplikacjami, w zasadzie jak w tablecie z Androidem. Po otwarciu dowolnego programu, u dołu widzimy skróty do wybranych i ostatnio otwartych aplikacji. Możemy też wyświetlić tam ostatnio otwierane pliki. Dokładnie jak w Foldach Samsunga i uważam, że jest to świetna inspiracja.
Duży ekran pozwala oczywiście na otwieranie aplikacji w oknach. Do wyboru mamy okna mniejsze, pływające, dwa okna obok siebie plus dodatkowo trzecie rozwijane z dołu ekranu. Wszystkim sterujemy za pomocą wygodnych gestów, a ogółem różne warianty podzielonego ekranu wyglądają następująco (cztery zrzuty ekranu):
Czy OnePlus Open wykorzystuje do czegoś składany ekran? Częściowo tak. Możemy uruchomić na nim YouTube’a w trybie laptopowym, czyli na połowie rozłożonego ekranu. W podobny sposób działa też aplikacja aparatu. Oczywiście nie zabrakło też przeróżnych wariantów podglądu aparatu w trakcie wykonywania zdjęć, np. na obu ekranach.
Czy są rzeczy, w których OnePlus Open jest lepszy od Samsunga Galaxy Z Fold5 lub odwrotnie? Samsung jednak cały czas pozostaje liderem w kwestii oprogramowania. Pozwala zmieścić na ekranie głównym więcej elementów i daje poczucie maksymalnego wykorzystania dostępnej przestrzeni i rozdzielczości. Na mój gust w OnePlusie Open niektóre elementy choćby interfejsu mogłyby być nieco mniejsze, albo przynajmniej powinna być opcja ich dodatkowego zmniejszenia. Z drugiej strony wiele osób zapewne doceni większe posty na Instagramie czy filmy na TikToku. Interfejs i wygląd aplikacji, słusznie, na Samsungu wygląda na o wiele bardziej dopracowany, ale OnePlus Open, na tle Oppo Find N oraz Find N2 poczynił ogromne postępy.
Czytaj też: Test Tecno Pova 5 Pro 5G – wygląda jak milion dolarów. Działa jak…
Parę słów o użytkowaniu OnePlusa Open
OnePlus Open świetnie sprawdza się jako narzędzie komunikacji. Tak, mamy tu dzieloną klawiaturę, Google Gboard oferuje taką opcję w standardzie, co bardzo dobrze wygląda na ekranie głównym i jest wygodne. Smartfon w trakcie testów nie sprawiał najmniejszych problemów z łącznością, płacił zbliżeniowo i sprawnie parował się z zegarkiem czy słuchawkami Bluetooth.
Bez zarzutów działa Wi-Fi (Wi-FI 7) i sieć komórkowa (dual-SIM 5G). Ostatnio zauważyłem, że winda w moim bloku jest świetnym narzędziem testowym. Wsiadając do niej na 10. piętrze, przez kilka pierwszych pięter mam szczątkowy zasięg Wi-Fi, ale niektóre smartfony bardzo opornie przełączają się na 5G. OnePlus Open nie tylko przełączał się bardzo szybko, ale w zdecydowanej większości przypadków robił to w praktycznie niezauważalny sposób. A wiele smartfonów ma z tym problem.
Jeśli chodzi o wydajność, to co tu dużo mówić, OnePlus Open to rakieta. Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2, 16 GB pamięci RAM LPDDR5X z opcją wirtualnego rozszerzenia o maksymalnie 12 GB i 512 GB pamięci wbudowanej UFS 4.0. To działa dosłownie tak dobrze, jak prezentuje się na papierze. Nie zauważyłem też żadnych tendencji do przegrzewania się.
W tym miejscu wspomnijmy jeszcze o dwóch elementach. Pierwszy to więcej niż przyzwoitej jakości głośniki stereo. Nie najlepsze na rynku, iPhone’y i seria Asus ROG Phone mogą spać spokojnie, ale do grania czy oglądania filmów w cichym otoczeniu są bardzo dobre. Drugi to wyróżniające się wibracje. Możemy je nawet dokładnie dopasować w specjalnej sekcji Ustawień i faktycznie opcje personalizacji są całkiem spore. Wibracje zazwyczaj nie są czymś, na co zwracamy szczególną uwagę w smartfonach, ale w OnePlusie Open nie da się nie zauważyć różnicy, bo to dosłownie czuć podczas użytkowania.
Aparat OnePlus Open wyróżnia się nie tylko pośród składanych smartfonów
Zestaw aparatów OnePlusa Open jest całkiem unikatowy. Mamy tu aparat główny o rozdzielczości 48 Mpix z matrycą Sony LYTIAS-T808 (24mm, 1.12um, 1/1.43″, f1.7), ultra-szerokokątny o rozdzielczości 48 Mpix (1/2″, f/2.2, autofocus) oraz unikatowy zoom o rozdzielczości 64 Mpix z peryskopowym teleobiektywem (1/2″, 70mm, f/2.6, optyczna stabilizacja obrazu). Co w nim takiego unikatowego? To peryskopowy teleobiektyw z najkrótszym ekwiwalentem ogniskowej na rynku oraz najjaśniejszym obiektywem. Huawei w modelach Mate 50 Pro oraz P60 Pro miał 90mm f/2.8.
Aparat główny może też pochwalić się technologią Pixel Stacked. Matryca wykorzystuje nie jedną, a dwie warstwy tranzystorów pod fotodiodami. W efekcie, jak przekonuje producent, matryca o rozmiarze 1/1.43″ jest w stanie rejestrować tyle samo światła, co matryca 1-calowa (tupu-1). Przejdźmy od razu do zdjęć. Tak prezentują się przykładowe zdjęcia wykonane aparatem głównym (w tym z 2-krotnym zoomem cyfrowym):
Faktycznie trudno odmówić im jakości. Są szczegółowe, z ładnymi i nieprzesadzonymi kolorami, na moje oko lekko przesadzone z podbiciem jasności przy zdjęciach nocnych. Choć to kwestia wyregulowania oprogramowania i sklepowe egzemplarze OnePlusa Open mają mieć nowe oprogramowanie, które m.in. ma wpłyną na jakość zdjęć. Nie wspomniałem jeszcze o świetnej funkcji aparatu głównego, czyli opcji wyboru ogniskowej – 24, 28 i 35 mm, czyli jak w nowych iPhone’ach 15 Pro i 15 Pro Max. Bardzo liczę na to, że ogniskowa 35 mm zagości na stałe w smartfonowych aparatach, ale mimo wszystko, bardzo dobrze, że jest to tutaj jako opcja dodatkowa.
Teleobiektyw daje nam 3-ktone przybliżenie optyczne względem aparatu głównego, a obiektyw 70 mm f/2.6 idealnie sprawdza się w portretach. Daje miłe dla oka, naturalne rozmycie tła, a uzyskiwane efekty są bardzo dobrej jakości.
Oprócz tego do dyspozycji mamy 6-krotne przybliżenie cyfrowe, wykorzystujące teleobiektyw i nie tracimy dużo na jakości zdjęć. Plusem jest zachowanie tej samej kolorystyki oraz niespecjalnie agresywne algorytmy odszumiające. OnePlus w materiałach promocyjnych przekonuje, że teleobiektyw ma ekwiwalent ogniskowej 145 mm. Tak, ale tylko przy wspomnianym tutaj przybliżeniu cyfrowym, więc mówiąc wprost – stratnym.
Na koniec zostawiłem aparat ultra-szerokokątny, bo trochę mi tu nie pasuje. Wykonane nim zdjęcia niestety odstają od pozostałej dwójki. Są dużo mniej szczegółowe, wiele elementów zlewa się ze sobą i powstaje brzydka kolorowa papka. Zdjęcia mają też nieco inną kolorystykę i mam nadzieję, że jest to kwestia aktualizacji oprogramowania, ale póki co aparat ultra-szerokokątny jest o krok do tyłu względem fotograficznym możliwości OnePlusa Open.
Przy tworzeniu aparatu pomagała marka Hasselblad i nie mogło tu zabraknąć trybu XPAN, czyli imitacji kultowego aparatu legendarnej marki. Do wyboru mamy dwie ogniskowe – 17 i 25 mm, a jakość zdjęć jest… ciekawa. Są bardzo panoramiczne, bardzo klimatyczne i może nie rzucają na kolana jakością, ale wybitnie cieszą oko i bardzo przypadły mi do gustu.
W zasadzie z kronikarskiego obowiązku dodam, że mamy też dwa aparat do selfie – 20 Mpix w ekranie głównym i 32 Mpix w zewnętrznym. Są, bo… muszą być? Ale skoro możemy robić zdjęcia aparatem głównym, mając wygodny podgląd na obu ekranach, aparaty do selfie są potrzebne w zasadzie tylko podczas wideorozmów.
Czytaj też: Wideorecenzja Honda CR-V e:PHEV – czy to Plug-In prawie doskonały?
Akumulator w OnePlusie Open to prawdziwy mocarz
OnePlus Open ma akumulator o łącznej pojemności 4805 mAh, składający się z dwóch ogniw. Nie jest to rekordowa pojemność w takiej konstrukcji, w Honorze V2 mamy 5000 mAh. Co nie zmienia faktu, że czas pracy OnePlusa Open jest genialny.
Smartfonu używałem bardzo intensywnie i 30, a nawet 40% zapasu energii na koniec dnia nie było rzadkim widokiem. Podczas testów miałem okazję wyjechać służbowo do Krakowa. OnePlusa Open miałem praktycznie cały czas w rękach. Notowanie, wiadomości, zdjęcia, trochę rozmów… cały czas coś od samego rana i wsiadając do pociągu po godzinie 19 miałem jeszcze ok 15% energii. Niejeden klasyczny smartfon miałby dość tego dnia już w okolicach godziny 15-16.
A żeby tego było mało, w bonusie dostajemy ładowanie przewodowe z mocą 67 W. Efekt? Akumulator do pełna ładuje się w 42 minuty, w 30 minut do 82%, a w 15 minut do 46%. Niestety zabrakło ładowania bezprzewodowego. Co ciekawe, poza Europą OnePlus Open jest sprzedawany z ładowarką o mocy 80 W, ale i tak wykorzystuje z tego 67 W. Ładowarka europejska ma moc 67 W, jest w zestawie, razem z kablem USB-C (tak, czerwonym) i etui ze skórzaną powierzchnią.
OnePlus Open to powiew świeżości i najlepiej wyposażony składany smartfon na rynku*
*rynku polskim
Przyznam otwarcie, że zwyczajnie zajarałem się OnePlusem Open po wyjęciu go z pudełka. Dwa dni później przyjechał do mnie nowy iPhone 15 Pro Max i nie zacząłem go używać do momentu zwrotu OnePlusa.
Smartfon robi bardzo pozytywne wrażenie. Świetne ekrany, bardzo dobrze wykonana obudowa, wysoka wydajność, jeden z najlepszych aparatów na rynku (z prawdopodobnie najlepszym teleobiektywem na rynku) i mocarna bateria z szybkim ładowanie. Tu naprawdę niczego nie brakuje pod kątem sprzętowym, ale siłą składanych smartfonów jest oprogramowania. Te nie jest topowe, tutaj cały czas Samsung jest nie do ruszenia, ale zostało znacznie usprawnione względem Oppo Find N i Find N2. Na tyle, że powinno w pełni zadowolić europejskiego klienta, a właśnie tego tym smartfonom brakowało.
Mam nadzieję, że OnePlus Open kopnie Samsunga solidnie w tyłek, bo oprogramowanie to dzisiaj jedyne, czym Samsung broni się przez bardzo mocną konkurencją, na czele której od dzisiaj stoi właśnie pierwszy w historii składany OnePlus. Oby to skłoniło Koreańczyków do poczynienia zmian w swoim flagowcu.
Jeśli dotarliście do tego miejsca, to pozostała nam jeszcze najważniejsza informacja – cena. OnePlus Open będzie dostępny w Polsce w cenie 8999 zł, a w przedsprzedaży kupicie go w zestawie ze słuchawkami OnePlus Buds Pro 2, które debiutują nad Wisłą w kolorze zielonym. Pasującym do smartfonu. Czy warto? Jeśli Cię stać – tak, zdecydowanie!