Co ciekawe, często w przestrzeni kosmicznej można natrafić na obiekty, które pozornie wyglądają jak pustka, w której nie ma żadnych gwiazd, a w rzeczywistości jest w nich mnóstwo gwiazd. Dobrym przykładem jest tutaj Barnard 68. Na zdjęciach wykonanych przez teleskopy kosmiczne widzimy usiane gwiazdami tło, a w centrum kadru widać po prostu pustkę, tak jakby ktoś wyciął gwiazdy. To jednak pozory. Gwiazd jest tutaj całe mnóstwo, a ciemność w centrum kadru jest spowodowana jedynie przez ciemny gęsty obłok pyłu, który skutecznie przesłania gwiazdy znajdujące się za nim.
Jeżeli jednak w to samo miejsce spojrzymy w zakresie podczerwieni, gwiazdy natychmiast się pojawią, dzięki temu, że dla promieniowania podczerwonego pył staje się przezroczysty. Tutaj zatem żadnej “pustki” kosmicznej nie ma.
Prawdziwa pustka w przestrzeni kosmicznej
Zupełnie inaczej jednak jest w przypadku Pustki w Wolarzu. Tutaj faktycznie mamy do czynienia z regionem przestrzeni między dwiema supergromadami galaktyk, w którym za bardzo nie ma nic.
Warto jednak zwrócić uwagę na skalę tego obszaru. Mowa tutaj bowiem o obszarze o średnicy od 250 do 330 milionów lat świetlnych. Dla uzmysłowienia skali średnica Pustki w Wolarzu to aż 2 proc. średnicy całego obserwowalnego wszechświata.
Oczywiście nie mamy tutaj do czynienia z jakąś próżnią absolutną, która we wszechświecie po prostu nie występuje. Nie zmienia to faktu, że najogólniej mówiąc, w całym tym obszarze praktycznie nie ma żadnych galaktyk, jest tam pusto i ciemno.
Słowo “praktycznie” ma tu pewne uzasadnienie. Wraz z rozwojem technologii naukowcy zaczęli dostrzegać pojedyncze galaktyki we wnętrzu pustki. Do 1997 roku udało się odkryć wewnątrz Pustki sześćdziesiąt galaktyk. Problem jednak w tym, że wszędzie indziej we wszechświecie, na takim obszarze znajduje się średnio wiele tysięcy galaktyk. Co więcej, większość z tych galaktyk znajduje się przy granicach samej pustki.
A wyobraźmy sobie, że teleportujemy się z Układem Słonecznym do centrum Pustki w Wolarzu. Spojrzenie na nocne niebo zaskoczyłoby każdego z nas. Ludzkie oko bowiem na nocnym niebie (poza planetami naszego układu planetarnego) nie zobaczylibyśmy nic, ani jednej gwiazdy, ani jednej galaktyki.
Powstaje pytanie, czy nasza cywilizacja, ewoluując w takim miejscu, podjęłaby się w ogóle rozwoju astronomii, gdyby nigdy nie widziała żadnej galaktyki i nie przyszłoby jej do głowy, że tam, w czerni nad jej głowami może być coś jeszcze. Gdyby nawet jednak taka cywilizacja budowała teleskopy w poszukiwaniu czegokolwiek w pustce przestrzeni kosmicznej, to pierwsze inne galaktyki dostrzegłaby dopiero za pomocą teleskopów, które ludzkość miała do dyspozycji w latach sześćdziesiątych XX wieku. A warto pamiętać, że rozwój teleskopów na Ziemi rozpoczął się na początku XVII wieku. Nie jestem pewien, czy ludzie budowaliby coraz lepsze teleskopy bezustannie przez ponad 300 lat, wciąż nie widząc za ich pomocą absolutnie niczego.
Skąd to się wzięło?
Naukowcy przypuszczają, że gigantyczna Pustka w Wolarzu jest efektem łączenia się mniejszych pustek w przestrzeni kosmicznej, dokładnie tak jak z mniejszych baniek mydlanych powstają większych. Granicami takich pustek są natomiast włókna sieci kosmicznej, wzdłuż których ułożone są galaktyki, gromady galaktyk i supergromady galaktyk. Wychodzi zatem na to, że w niektórych miejscach przestrzeni jest przeraźliwie tłoczno, a w innych zaskakująco pusto.