Partnerstwo z Leicą wychodzi chińskiej firmie na dobre – Arkadiusz chwalił Xiaomi 13 Pro za jego możliwości fotograficzne. Niestety, wraz z rosnącymi możliwościami, wzrosły też ceny i nie każdy pojedynek z największymi graczami rynku Xiaomi kończyło z tarczą. Dlatego też w drugiej połowie roku firma daje szansę na zapoznanie się z nowymi technologiami tym, którzy mają na smartfon do wydania połowę z ceny flagowców. Xiaomi 13T na start kosztuje 2999 złotych, a więc o połowę mniej niż najdroższy dostępny w Polsce Xiaomi 13 Pro. Jednocześnie też jest owocem współpracy z Leicą i dzieli kilka cech z flagowcami z pierwszej połowy roku. Wymarzony smartfon za połowę ceny flagowca? Przekonajmy się!
W pudełku znajdziemy solidny zestaw, który przed kilkoma laty przeszedłby bez echa, ale dziś jest w kontrze do praktyk wielu producentów. Od nowości na front telefonu naklejono folię ochronną, raczej o krótkim terminie przydatności. Do pudełka włożono także transparentne silikonowe etui. Najważniejsza dla wielu może być jednak ładowarka o mocy do 67W oraz kabel z USB-A na USB-C.
Xiaomi wie, jak sprawić, by dobre materiały nie dawały wrażenia premium
To bardzo dziwne odczucie, gdy obcuje się ze smartfonem, którego obudowę oparto (według informacji producenta) o szkło oraz aluminium, ale wcale nie da się tego odczuć. Tył w błyszczącym wariancie ogromnie się palcuje i już chwilę po przetarciu ma widoczne ślady dotknięć. Ani to estetyczne, ani higieniczne. Na tyle pojawiły się zresztą mikrorysy, które jeszcze nie są widoczne bez odpowiedniego naświetlenia. Szkoda, że po niecałym miesiącu i trzymaniu telefonu w kieszeni w ogóle się pojawiły. Ponadto odstająca wyspa aparatów także jest magnesem na kurz, który gromadzi się dookoła niej oraz obręczy wokół szkieł obiektywów. Boczne ramki, jeśli faktycznie wykonano z aluminium, to na tyle miękkiego, by po jednym upadku bokiem z wysokości około 80 cm (z biurka na panele) nabyły wgłębienia.
Ergonomicznie Xiaomi 13T to dość klasyczny przedstawiciel gatunku Xiaomi. Płaskie boki z niewielkimi ścięciami i zaoblony tył czynią ten całkiem spory smartfon odrobinę wygodniejszym, choć nie jest to mistrz komfortu. Przy 197 gramach w wersji szklanej i dobrym wyważeniu ciężaru urządzenie trzyma się pewne jedną dłonią. Inna sprawa, że trudno tu będzie dotknąć do górnej krawędzi, ale takie właśnie są czasy dużych ekranów w smartfonach. Na szczęście zastosowane szkło sprawi, że całość nie wysunie nam się z dłoni.
Cieszy wodoodporność w standardzie IP68, choć mam wrażenie, że widzę minimalne szczeliny między taflą tylnego szkła, a wyspą aparatów oraz boczną ramką. Nie cieszy za to, że umieszczone po prawej stronie przyciski głośności i włącznik od pierwszego momentu można przesuwać lekko w górę i w dół. Spodziewałbym się też ciut mniejszych ramek dookoła ekranu i umieszczenia czytnika linii papilarnych ukrytego pod nim nieco wyżej. Nie są to wady dyskwalifikujące, ale z mojej perspektywy mogłoby być jednak sporo wygodniej. A tak jest po prostu poprawnie.
Ekran o megajasności i bez niedoskonałości?
Xiaomi 13T korzysta z panelu CrystalRes, który w ciągu roku pojawia się tylko w modelach z serii T (oczywiście w Chinach ma też on swoje pięć minut w smartfonach Redmi). To rozwiązanie, które pod względem rozdzielczości plasuje się między znakomitą większością telefonów z ekranami Full HD+, a najlepszymi smartfonami z ekranami o rozdzielczościach pokroju 3200×1440. W Xiaomi znajdziemy rozdzielczość 2712×1220 pikseli, co przy 6,67 calach daje dobre zagęszczenie na poziomie 446 pikseli na cal. Czy odczujecie różnicę między panelami Full HD+ czy 2K+, a rozdzielczością w Xiaomi 13T? Będzie to trudne. Ja takowej nie odczułem.
To, co jednak błyskawicznie rzuca się w oczy, to bardzo duża jasność maksymalna – do 1200 nitów w trybie wysokiej jasności i aż 2600 nitów w trwającym przez kilka sekund peaku. Nie było scenariusza, w którym nie mógłbym odczytać treści ekranu, niezależnie od warunków. Z pewnością jest to zasługa niemal bezbłędnych kątów widzenia. Do tego dochodzi obsługa zarówno HDR 10+, jak i Dolby Vision. Certyfikacja bezpieczeństwa Widevine L1 oznacza, że obejrzymy treści z wielu aplikacji w wysokiej jakości.
I jakość tę da się odczuć na panelu AMOLED, który mieni się kolorami, ale gdy trzeba, skupia się na ich rzeczywistym odwzorowaniu. To nawet odrobinę zaskakuje – Xiaomi kojarzyło mi się dotychczas z cukierkowatością. W ustawieniach nie znajdziemy szeregu narzędzi poprawiających rozdzielczość czy kontrast wideo, są tu za to znane ustawienia zakresu odwzorowywania barw i temperatury barwnej. To ciekawe o tyle, że producent sypie takimi opcjami w tańszych telefonach.
Obrazek, jaki wyświetla Xiaomi 13T zdecydowanie mi się podoba. Zaczynając od bardzo dobrych kątów widzenia, przez nasycenie barw, a kończąc na świetnych czerniach i bielach. Xiaomi 13T ma ekran, który z pewnością spodoba się większości z was. Nie doskwierają mu problemy pokroju zielenienia szarości przy niskiej jasności czy różowienia białych czcionek przy przewijaniu na ciemnym tle. Nic tu nie migocze, a odświeżanie na poziomie do 144 Hz pozwala cieszyć się płynnymi animacjami, przynajmniej w obrębie systemu i wtedy, gdy jakaś aplikacja jest kompatybilna. To niewątpliwie czołówka tego, co możemy dostać w smartfonie za te pieniądze. Jednocześnie nie jest tak, że różnica względem konkurencji jest gigantyczna – po prostu jest trochę jaśniej, gdy trzeba.
Dźwięk i wibracje
Xiaomi 13T to z pewnością nie smartfon muzyczny. I nie rozchodzi się o brak gniazda słuchawkowego, a o nietypowe rozwiązanie z głośnikami stereo. Kilkukrotnie musiałem się upewniać, czy aby na pewno drugi głośnik działa. Dziwne, jak duża jest dysproporcja między i tak niezbyt potężnym głośnikiem w dolnej części urządzenia, a tym, który znajduje się u góry. Proporcje rozrzuciłbym w ujęciu 70:30. Odtwarzany dźwięk określiłbym jako czysty i w znacznej mierze wypośrodkowany. Nie dostrzegłem tu pokładów basu, a z drugiej strony przy wyższych partiach całość brzmi na dość stłumioną, jakby chciano uniknąć przesterów. Nie doszło tu do przełomu czy progresu, daleko też od tragedii, ale asymetryczność systemu głośników negatywnie mnie zaskoczyła.
Dla tych, którzy chcą wycisnąć z głośników, jak i z dźwięku przesyłanego do słuchawek coś więcej, Xiaomi przygotowało szereg opcji ukrytych w sekcji Dolby Atmos. Oprócz predefiniowanych trybów jak muzyka, gra i film, mamy też ustawienie dynamiczne. Nie zabrakło też korektora graficznego z kilkoma przełącznikami na konkretne tryby muzyki. Moje odczucie jest takie, że wyłączenie Dolby Atmos czyni muzykę odczuwalnie cichszą, a same ustawienia korektora mogą zmienić dźwięk, ale nie odmienią jego oblicza. Korzystanie z tych opcji nie wpłynęło na odtwarzanie muzyki w ogromnym stopniu, ale pomogło w wyciągnięciu paru niuansów z utworów.
Jeśli będziecie zgrywać muzykę na telefon, pod żadnym pozorem nie odpalajcie aplikacji Muzyki od Xiaomi. Nie wiedzieć czemu, producent postawił na to, by uprzykrzać życie powiadomieniami (w dodatku po angielsku), które pojawiają się zaraz po odblokowaniu ekranu co najmniej kilka razy dziennie. Lepiej nawet wydać kilka złotych i postawić na coś, co nie będzie tak uciążliwe na co dzień. Poza tymi uciążliwościami mamy tu całkiem bogaty zestaw opcji. Wgranym na pamięć utworom dodamy nie tylko okładkę, ale też tekst (niestety bez opcji synchronizacji).
Wibracje na pewno są o klasę niżej od haptycznych rozwiązań konkurencji. Trzeba je docenić za dużą precyzję i szybki czas reakcji na dotyk, ale niestety, znaczna część ich energii rozchodzi się w kierunku bocznych ramek zamiast lokować się pod palcem. Coś odrobinę łaskocze, coś muśnie czasem pod palcem, ale w tym samym czasie tył urządzenia rezonuje znacznie mocniej. Nie ma pogłębienia wibracji, które znalazłem chociażby w Nothing Phone (2).
Wydajność Xiaomi 13T
Producent stawia na specyfikację całkiem podobną do tej z ubiegłorocznego modelu. MediaTek Dimensity 8200 Ultra w znacznej mierze korzysta z takiego samego układu rdzeni, co MediaTek Dimensity 8100. Jeśli ktoś spodziewał się skoku wydajności w suchych testach, to może być rozczarowany. W dalszym ciągu procesor opiera się na rdzeniach Cortex-A78 oraz A55 (zaprojektowanych jeszcze w 2017 roku). Liczby nie grają jednak większej roli – po wykonaniu benchmarków nawet nie spoglądałem na wyniki, by nie wpływały na moje odczucia. Teraz mam pewność, że pamięć to UFS 3.1 (czyli dobrze), a starsza konstrukcja rdzeni nie przeszkodziła w osiągnięciu wysokich wyników wydajności procesora).
Układ graficzny Mali-G610 MC6 to dobra jednostka. Możecie rzucać w Xiaomi 13T niemal każdą pozycją, a telefon bez problemu sobie z nimi poradzi, przynajmniej do chwili, gdy nie ustawicie ustawień na najwyższe. Wtedy zrobi się gorąco, ale nie w sposób doskwierający. Do tego ciepło w telefonie rozchodzi się dość równomiernie, co z pewnością jest zasługą wbudowanego układu chłodzącego. Wydajność jest dobra i taka też pozostaje przez dłuższy czas. Nie jest to jednak poziom możliwości Snapdragona 8+ Gen 1, choć smartfon wydaje się też chłodniejszy niż rozwiązania z jednostką Qualcomma.
Przy codziennym korzystaniu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. 95% czasu Xiaomi 13T jest niczym bolid formuły 1. Uruchamia aplikacje błyskawicznie, a do tego wszystko pięknie sunie dzięki płynnym animacjom. I wtedy nagle 5% czasu animacje są poszarpane, część aplikacji otwiera się nieznośnie długo (choć były to tylko zewnętrzne rozwiązania, więc winiłbym po części deweloperów), a do tego powoduje nagrzewanie się telefonu w ponadprzeciętnym stopniu i to nie wtedy, gdy pobierane są pliki.
Całościowo plusem jest praca pamięci operacyjnej. W momentach, gdy inne smartfony zapominały o aktywnych procesach, Xiaomi 13T pozwalał mi wrócić do poczty lub dawno nieużywanej karty w przeglądarce. Swoje robi tu wirtualna pamięć – po dodaniu 4 GB do bazowego RAM-u efekty są jeszcze lepsze. Z kolei rozgrywkę poprawia narzędzie Game Turbo z dobrze zaprojektowanym interfejsem. Z jego poziomu łatwo zyskamy dostęp do wyłączenia powiadomień, zmiany wydajności, ale i także otworzymy inne aplikacje w oknie podręcznym.
MIUI 14 – Xiaomi, pora na zmiany. I to poważne
Wcześniej wspominałem o tym, że Xiaomi 13T udało się stworzyć wrażenie tańszego sprzętu, niż jest w rzeczywistości. To samo zdanie, z przykrością, mogę powiedzieć o nakładce MIUI 14. Nim jednak przejdę do sedna, wtłoczę nieco nadziei w ten wywód. Smartfon zaczął swoją przygodę z Androidem 13, a według obietnic producenta zakończy ją z Androidem 17 i będzie otrzymywał poprawki bezpieczeństwa systemu przez 5 lat. Jest zatem nadzieja, że aktualizacje pozwolą odmienić jego oblicze.
Być może otrzyma wtedy także przemodelowaną nakładkę z mniejszą ilością błędów, bo MIUI 14 w obecnej formie bardzo często irytuje. Dymki czatu to żart – raz się otworzą, raz nie. Czasem nie pojawi się preinstalowana klawiatura Gboard, przez co musimy wcisnąć przycisk powrotu i otworzyć pole tekstowe jeszcze raz. Zdarza się, że system nie zareaguje na kliknięcie ikony, co nie jest problemem z ekranem – ten w testach dotyku działa prawidłowo. Powiadomienia? Dostaniesz je później niż na Samsungu, Oppo czy Apple, i czuć to przede wszystkim, gdy chodzi o komunikatory i nie jest to kwestią ustawień zarządzania energią czy priorytetem aplikacji.
Swoje do tej frustracji dokładają też aplikacje systemowe. Ciągłe powiadomienie Mi Przeglądarki przypominające nachalne paski z czasów Internet Explorera czy wspomniana wcześniej Mi Muzyka. Szczególne miejsce w moim sercu zdobył eksplorator plików, który otwiera PDF-y w przeglądarce internetowej, aby potem zamiast wycofać do listy pobranych dokumentów, wycofywał nas do ekranu głównego przeglądarki Mi, z której wyjdziemy po kliknięciu pop-upu. Co gorsze, nawet, gdy już wyłączymy przeglądarkę, to może wrócimy do listy dokumentów, a może do poprzednio otwartego dokumentu. Do tego wyskakujący na całym ekranie panel informujący o skanowaniu pobranej aplikacji pod kątem wirusów? To ogromnie irytujące.
Do tego wszystkiego dochodzi też wtórność MIUI. Nie byłbym na to tak zły, gdyby wypracowano tu przyjazne dla użytkownika schematy i dano mu odpowiednio dużo narzędzi personalizacji. MIUI jest jednak nadal jedną z niewielu nakładek, w której nie zmienimy kolorów paska powiadomień, nie spersonalizujemy ekranu blokady, inni producenci pozwalają też na więcej w zakresie personalizacji Always-On Display, choć tu akurat liczba opcji zadowala.
Od premiery Xiaomi w Polsce nie mogę pozbyć się wrażenia, że całościowa estetyka systemu jest dość przaśna i wizualnie angażująca, co nie zawsze pomaga znaleźć, co trzeba. W tym miejscu pochwalę więc szufladę aplikacji z suwakiem alfabetycznym i dobrze zrobionym podziałem aplikacji na kategorie – coś, czego inni producenci nie robią. Znajdziemy tu też sporo ustawień dla wyglądu ekranu głównego, które jednak są tu i u innych już od lat.
Co zatem dostajecie, kupując Xiaomi 13T z MIUI? Nakładkę, która od lat sprawia wrażenie, jakby jeszcze jej nie dopracowano. Szereg aplikacji, które z dużą chęcią zastąpiłem alternatywami ze sklepu Google Play, personalizację na pół gwizdka, a wszystko to w stylistyce, która wspomnieniami cofa mnie do 2018 roku. Pora na coś innego, z większą tożsamością, albo przynajmniej większymi możliwościami zbudowania tej tożsamości. Na wpół przetłumaczony sklep z motywami i kilka nowych tapet nie wystarczy.
Jeszcze słowo o biometrii, bo ona powiela problem wydajności. Przez 95% czasu czytnik linii papilarnych ukryty pod ekranem (dość nisko, jak dla mnie niezbyt wygodnie) działa bardzo szybko, jednak pozostałe 5% sprawia, że czeka się nawet i dwie sekundy na odblokowanie urządzenia. Z jednej strony 5% to niewiele, a z drugiej strony to średnio jedno odblokowanie na 20, a więc każdego dnia telefon lubi się zamyśleć. Znacznie szybciej odblokujemy całość naszą twarzą, przy czym ta metoda nie słynie z wysokich standardów zabezpieczenia. Co ciekawe, skaner linii papilarnych zadziała także jako miernik pulsu.
Testowany egzemplarz oferuje 256 GB, z której dla użytkownika zostają około 224 GB bez opcji rozszerzenia o kartę Micro SD.
Z Xiaomi 13T miałem jeszcze jeden, zaskakujący problem
Z reguły pisanie o modułach łączności nie ma większego sensu, bo w smartfonach, nawet tych najtańszych, wszystko działa jak trzeba. Niestety Xiaomi 13T wykazywało problemy z zasięgiem. Nie były one fundamentalnie dyskwalifikujące smartfon, ale telefon ewidentnie ma problem z łapaniem zasięgu w trasie. Większość relacji Wrocław-Warszawa w pociągu przejechałem z jedną, dwoma kreskami mniej niż inna osoba siedząca obok ze smartfonem w sieci Plus. Do tego Xiaomi rzadko kiedy miał wszystkie kreski zasięgu w mieszkaniu, które znajduje się dosłownie kilka metrów od jednej z anten sieci komórkowej.
W efekcie w trasie wkurzałem się na zasięg HSDPA, z którym pobierzecie z internetu okrągłe nic. Do tego czasem, mimo zasięgu LTE i 5G, telefon nie miał faktycznego internetu. Nie muszę wspominać, że telefon żonglujący między stacjami bazowymi to telefon zużywający więcej energii (ale wspomnę o tym później). Próbowałem chwytać smartfon w inny sposób (aż przypomniałem sobie stare dobre Apple, gdy Steve Jobs powiedział użytkownikom iPhone’a 4, że trzymają źle telefon), ale bez zmian w zasięgu. Zdaję sobie sprawę, że kwestie zasięgu są często mocno subiektywne, natomiast mam też porównanie z innymi smartfonami jak chociażby testowanym przez pół roku OPPO Find X5 Pro.
Z innymi zagadnieniami Xiaomi 13T nie ma już takich problemów. Z pewnością część ucieszy się z obecności modułu podczerwieni do sterowania urządzeniami. Wi-Fi obsłuży urządzenia w standardzie 6E, skorzysta też z sieci 5G na pasmach poniżej oraz powyżej 6 GHz. Łączność Bluetooth 5.3 z wieloma sprzętami działała bezproblemowo, a do tego w niektórych przypadkach nawet lepiej niż inne smartfony, które testowałem, przynajmniej gdy chodzi o maksymalny zasięg. Szkoda, że zdecydowano się na archaiczny standard USB-C, czyli 2.0. Nieco lepiej mogłyby działać moduły lokalizacyjne, które w przestrzeniach miejskich dobrze reagowały na ruch, ale wskazywały zły kierunek telefonu. Nie zabrakło także NFC.
Trzy aparaty z tyłu i logo Leica. Zdjęcia i wideo z Xiaomi 13T
Czy współpraca Xiaomi z Leicą może przełożyć się na dobre doświadczenia fotograficzne? Skoro udało się w serii Xiaomi 13, to czemu miałoby się nie udać w serii Xiaomi 13T? Zobaczmy, co kryje się pod maską:
- Aparat główny: 50 Mpix f/1.9 (24mm), 1/1,28″, 1,22 µm, PDAF, optyczna stabilizacja
- Aparat przybliżający: 50 Mpix f/1.9 (50 mm, 2x zoom), 1/2,88″, 0,61 µm, PDAF
- Aparat ultraszerokokątny: 12 Mpix f/2.2 (15mm), 1/3,06″, 1,12 µm
- Przedni aparat: 20 Mpix f/2.2
Oczywiście nie należy się spodziewać wszystkich rozwiązań z najdroższych smartfonów Xiaomi. Nie zmienił się jednak interfejs, w znacznej mierze oparty na rozwiązaniach znanych sprzed lat. Leica dołożyła od siebie dwa tryby rejestrowania zdjęć – Leica Authentic oraz Leica Vibrant. Ten pierwszy celuje w rzeczywiste odwzorowanie kolorów i charakteryzuje się winietą, a ten drugi ma na celu stworzyć żywe fotografie wprost na media społecznościowe. Niewielki przełącznik znajduje się w górnym rogu telefonu. Obok niego ulokowano strzałkę, gdzie kryją się rozmaite opcje. Mimo wszystko życzyłbym sobie, by takie opcje jak zmiana współczynnika proporcji były dostępne bez potrzeby wchodzenia w specjalny panel.
Różnica między profilami Leica jest widoczna, choć i tak należy przyznać, że Xiaomi 13T za dnia robi zdjęcia o dość żywej specyfice kolorów niezależnie od trybu. Przede wszystkim jednak te zdjęcia mogą się podobać. Mają sporo detali bez nadmiernego cyfrowego wyostrzania, rozmycie za obiektem wygląda przyjemnie, także przy podwójnym przybliżeniu, na zdjęciach nie ma też aberracji monochromatycznych i innych niepożądanych efektów. Smartfon dobrze radzi sobie z procesowaniem bardzo czerwonych kadrów (co jest zmorą większości urządzeń) i zachowuje w większości przypadków porównywalną kolorystykę.
To nie tak, że nie ma tu problemów – przede wszystkim uwagę zwraca fakt, że zdjęcia rejestrujemy dość wolno. Sama aplikacja aparatu także potrzebuje dobrej chwili do uruchomienia się. Niektóre fotografie, zwłaszcza te z podwójnego przybliżenia, potrafią też znacznie zmienić kolorystykę. Mam nadzieję, że obydwa te problemy wyeliminują aktualizacje oprogramowania. Chciałbym też mieć pełną kontrolę nad tym, kiedy włącza się HDR. Domyślnie możemy go na stałe wyłączyć lub polegać na automatycznym rozpoznaniu przez telefon.
A ta nieraz nie zadziała, gdy trzeba. Niejednokrotnie kadry, w których jest dość jasny element (na przykład kwiat, chmury lub podświetlony zegar) jest w pewnym stopniu przepalony. W tych samych ujęciach lepiej spisywał się na przykład Nothing Phone (2), jednak on ma z kolei tendencję do wysokiej temperatury barwnej.
Przewagę nad nim Xiaomi 13T odbudowuje, gdy HDR już się włączy, a także przy większym przybliżeniu. Dedykowany aparat sprawia, że zdjęcia z dwukrotnym zoomem są lepszej jakości. Z kolei przy ultraszerokokokątnych aparatach ten w Nothing Phone (2) po prostu miał lepszą rozpiętość tonalną. Na co dzień wybrałbym jednak Xiaomi 13T – zdjęcia są bardzo przyjemne w odbiorze i dla mnie nieprzesadzone. To, co pokazał Nothing Phone (2) na ostatnim ujęcie może wyglądać ładnie, ale nie jest zgodne z rzeczywistością.
Obiektyw z podwójnym przybliżeniem oferuje dobrą jakość zdjęć, także w sytuacjach, gdy obiekt, do którego przybliżamy znajduje się blisko kadru. Xiaomi udaje się zachować podobną kolorystykę zdjęć. Przy podwójnym przybliżeniu mocniej odczuwane jest winietowanie, jakie na zdjęciach wprowadza preset Leica Authentic, ale nadal kolorystyka jest żywa i nasycona, a poziom detali porównywalnie wysoki. Zamiast typowego obiektywu makro możemy wykorzystać podwójne przybliżenie, które zachowuje tę samą odległość ostrzenia, co główny aparat. Zdjęcia zachowują przez to sporo detali i jednolitą kolorystykę, mają też ładne rozmycie dalszego planu i wyglądają dobrze jak na makro.
Co w takim razie robi ultraszerokokątny aparat? Udaje, że jest tak samo dobry jak dwa pozostałe rozwiązania. Trzeba przyznać, że pod względem zachowania jednolitej kolorystyki na zdjęciach zadanie to udaje mu się całkiem dobrze. Gorzej, gdy przyjrzymy się zdjęciom z bliska. Mają wyraźnie mniej detali, a także dochodzi do łączenia obiektów jak liście w plamy. Nie jest to zły obiektyw ultraszerokokątny – nie za bardzo wyczujemy tu efekt rybiego oka i szczegółowość na brzegach kadru nie spada aż tak mocno, ale to i tak nic szczególnego.
Nocą główny aparat zdecydowanie dominuje pozostałe swoją jakością, choć te z podwójnego przybliżenia także wyglądają akceptowalnie po zastosowaniu trybu nocnego. Najgorzej, bez zaskoczenia, spisuje się aparat ultraszerokokątny i z niego warto korzystać tylko przy dobrze oświetlonych sceneriach. Zdjęcia z głównego obiektywu mają sporo detali. Ważnym jednak jest, aby uniknąć jakiegokolwiek poruszania telefonem w trybie nocnym – czasem część zdjęć nie jest w 100% ostrych. Stabilizacja w głównym aparacie mogłaby w tym przypadku działać lepiej.
Poza tym Xiaomi 13T bardzo dobrze balansuje między rozjaśnianiem i odszumianiem, a zachowaniem przyjemnego dla oka nieba oraz nieprzeostrzonego obrazu. Im bliżej krawędzi tym bardziej “miękko”, ale ogromna część kadru wypełniona jest szczegółami. Kolory także są bliskie temu, co widzi ludzkie oko, nawet w trybie Leica Vibrant. Do tego smartfon dobrze radzi sobie z rozbłyskami świetlnymi, choć bywają niefortunne kąty padania.
Zdjęcia z przedniego aparatu raczej nie zostaną zapamiętane przeze mnie na długo. Wiele z nich nie było zbyt ostrych, a ponadto w trybie portretowym zauważyłem spadek ogólnej szczegółowości zdjęcia (bez używania dodatkowych filtrów). Poza tym są one prawidłowe – zazwyczaj na twarzy widać sporo detali (choć tu więcej daje Nothing Phone (2)), a kolorystyka cery na zdjęciach w znacznej mierze pokrywa się z rzeczywistością. Rozmycie dodawane w trybie portretowym mogłoby być lepsze, ale w większości przypadków nie dostrzeżemy niewielkich doskonałości w okolicy linii włosów.
Kilka dziwnych ograniczeń dotknęło za to wideo. Z pewnością ograniczenie rozdzielczości nagrywania do 4K i 30 klatek na sekundę to małe rozczarowanie, a ponadto po uruchomieniu rozdzielczości 4K przy nagrywaniu nie przełączymy się między obiektywami w trakcie nagrywania. Smartfon naprawdę przełącza się na obiektyw z podwójnym przybliżeniem podczas nagrywania wideo (nie zawsze było to regułą w poprzednich modelach). Tryby wzmocnionej stabilizacji obniżają rozdzielczość do 1080p. Nagramy za to wideo w trybie HDR 10+ (ale nie w płaskim profilu LOG – tę funkcję zarezerwowano dla modelu Pro).
Samo wideo za dnia wygląda całkiem dobrze. Odwzorowanie kolorów to spory plus, podobnie jak brak agresywnych korekt ekspozycji podczas nagrania. Rozpiętość tonalna nawet bez włączonych ustawień HDR jest szeroka. Telefon błyskawicznie łapie autofokus. Nagrania w rozdzielczości 4K mają też sporo detali, które wideo w 1080p niestety już traci. Stabilizacja z pewnością jest o pół klasy niżej od tej z najdroższych telefonów, ale wideo i tak wygląda dobrze podczas chodzenia. Stosowanie trybów wzmocnionego stabilizowania obniża jakość obrazu na tyle mocno, że nie warto z nich korzystać. Szkoda, że nocą wideo ma już dużo szumów nawet przy rozsądnym oświetleniu i nie za wiele pomaga tryb nocny. Jednak to niewielki zarzut dla całkiem pozytywnego obrazu, jaki produkuje Xiaomi 13T.
Akumulator? Mogło być lepiej, ale nie ma tragedii
Xiaomi 13T ma spory ekran i spore zapotrzebowanie na energię. Akumulator o pojemności 5000 mAh też nie należy do małych, ale najwyraźniej oprogramowanie ma wilczy apetyt na prąd. Wyniki nie są fatalne i lepsze niż w średniakach przed laty. Przy korzystaniu tylko z Wi-Fi osiągałem rezultaty od 5 do 6 godzin na ekranie podczas intensywnego korzystania (stałe 144 Hz, media społecznościowe oraz Youtube, chwila grania, ciągle aktywny Bluetooth). Gorsze są rezultaty przy korzystaniu z LTE i 5G – wtedy całość działa do 5 godzin. Spodziewałem się lepszych wyników, ale telefon wytrzyma dzień korzystania.
Czego Xiaomi nie nadrobi w kwestii zarządzania energią, to odbije sobie na prędkości ładowania. Bynajmniej rekordowej – na rynku jest kilka urządzeń, które robią to szybciej, także sprzedawanych przez Xiaomi i to w niższym segmencie cenowym. Jednocześnie 41% napełnienia akumulatora w 15 minut z ładowarki o mocy wyjściowej 67W to dobry rezultat. Po pół godzinie jest to 73%. Cały proces od 0 do 100% trwał 50 minut – nie tak źle, ale kilka minut wolniej od deklarowanych przez producenta 41 minut. Xiaomi 13T ładowałem przy wyłączonym Wi-Fi oraz ekranie. Próżno szukać tu indukcji, która gości w kilku smartfonach z tego przedziału.
W Xiaomi 13T literka “T” oznacza “trochę nam się nie chciało”
Xiaomi 13T jest wystarczająco dobry, by balansować na cienkiej granicy między frustracją a uodpornieniem na małe błędy. Gdy chodzi o akumulator, to mógłby pracować dłużej, ale nie działa krótko. Gdy mowa o wydajności, jest dobrze, ale czasem telefon zamyśli się zupełnie nieadekwatnie do swoich możliwości. Gdy chodzi o nakładkę, ta ma szereg opcji i potrafi dać nam wygodę, ale jednocześnie nieraz potężnie irytuje. Jest jedno miejsce, w którym czuć w tym telefonie napracowanie i chodzi o aspekt fotograficzny. Pod tym względem Xiaomi 13T nie ma się czego wstydzić nawet na tle konkurencji, a miejscami nawet wychodzi przed szereg. Trzeba tylko polubić charakterystyczną stylistykę zdjęć.
Xiaomi 13T to nie jest zły telefon i tak naprawdę mój niemal każdy problem z nim związany mogłaby naprawić aktualizacja. Sęk w tym, że pomimo wielu lat wsparcia wcale bym się nie spodziewał, by MIUI w przyszłości miało mniej błędów, a czas pracy na jednym ładowaniu stał się wyraźnie lepszy. Mimo tego mogę zarekomendować Xiaomi 13T chociażby z tego względu, że pod wieloma względami to udane rozwinięcie formuły poprzednika i w segmencie do 3000 złotych jest pewne pole do błędów, w którym ten telefon się mieści. Oby felerów w przyszłości było jak najmniej, a wtedy Xiaomi 13T stanie się mistrzowską propozycją. Na razie jest po prostu jedną z wielu.