Jak pisał już szerzej Łukasz pod koniec marca, Unia Europejska przegłosowała zakaz sprzedaży samochodów spalinowych na terenie całej wspólnoty od 2035 roku. Jedyny wyjątek mają stanowić auta spalinowe wykorzystujące e-paliwa, czyli paliwa syntetyczne, których spalanie nie generuje emisji CO2. Przeciw zakazowi głosowała wyłącznie Polska, a trzy inne kraje (Rumunia, Włochy i Bułgaria) wstrzymały się od głosu. Oczywiście do elektryfikacji swojego portfolio producentów będą “zachęcać” coraz surowsze normy emisji, które mają być bardzo agresywnie redukowane już za dwa lata. Nie ma więc mowy o powiedzeniu sobie klasycznego: tym będziemy się martwić później, bo to PÓŹNIEJ w zasadzie zaczyna się już TERAZ. Komunikat unijnych urzędników na część motoryzacyjnego rynku podziałała mocniej, na innych nieco mniej.
Już teraz z wielu stron płyną ambitne zapewnienia o przestawieniu się całkowicie na auta elektryczne i to w ciągu najbliższych lat, aby zdążyć przed unijnym embargiem. Nieco bardziej chłodno do ambitnych planów elektryfikacji podchodzi jednak BMW. Niemiecki koncern co prawda wyznaczył sobie plan osiągnięcia równych proporcji w zakresie sprzedaży aut elektrycznych i spalinowych już w 2030 roku, ale na drodze do pełnej elektryfikacji swojego portfolio widzi jeszcze daleką drogę. To nie jest problem po stronie samego producenta, ale rynku i zróżnicowanego tempa rozwoju elektromobilności na świecie.
BWM nie zamierza wrzucać wszystkich jaj do tego samego koszyka
Tak naprawdę nie wiemy, kiedy, w jaki sposób i w którę stronę pójdzie elektromobilność. Oczywiście, mamy wyznaczone cele do osiągnięcia i dążymy do zwiększenia sprzedaży samochodów zelektryfikowanych. Ostatecznie jednak o popycie na auta na prąd decyduje nie tylko dostępność infrastruktury ładowania, ale też choćby dotacje rządowe. Klienci dysponują określonym budżetem i kalkulują, czy im się to opłaca – tłumaczy w rozmowie z serwisem money.pl Ilka Horstmeier, członkini zarządu koncernu BMW AG. Co więcej Bawarczycy chcą zachować pełną elastyczność, dopuszczając produkcję aut elektrycznych, hybrydowych typu plug-in, z silnikami benzynowymi oraz Diesla na tej samej linii montażowej.
Chciałoby się zakrzyczeć memiczne DLACZEGO?! Powód takiego podejścia jest banalnie prosty. W danych tylko tego producenta, niczym w soczewce, skupiają się problemy w dysproporcjach tempa rozwoju elektryfikacji w różnych miejscach świata, a w tym również i w samej Europie. Dla przykładu w Hiszpanii, gdzie potencjał energii ze źródeł odnawialnych (wiatr i słońce) jest wysoki, tempo elektryfikacji jest znacznie wolniejsze, niż w niektórych krajach należących do bloku wschodniego. To jednak jeszcze nic, w porównaniu do sytuacji jakiej BMW doświadcza na kontynencie afrykańskim.
Czytaj też: Jeździliśmy Toyotą Mirai – wodór zamiast prądu? Zdecydowanie poprosimy!
Najbardziej rozwiniętym rynkiem w Afryce według danych statista.com jest RPA, ale na 12 mln aut poruszających się na tamtejszych drogach, odsetek elektryków jest wręcz mikroskopijny (w 2022 roku sięgnął poziomu tysiąca sztuk). Skąd takie niskie wartości? Praktycznie poza stolicą (Kapsztadem) nie ma tam do tej pory jakiejkolwiek infrastruktury do ładowania pojazdów tego typu. Na tym jednym przykładzie widać wyraźnie jak oczekiwania odnośnie walki o czysty klimat rozbijają się w drobny mak w zderzeniu z prozą życia. Być może to jasny sygnał dla unijnych urzędników do zweryfikowania pewnych założeń i urealnienie ambicji.