Broń nuklearna w rękach Izraela. Mimo upływu dekad to nadal jedna wielka tajemnica
Izrael utrzymuje stanowisko strategicznej niejednoznaczności w kwestii posiadania broni jądrowej. Od całych dekad państwo nigdy oficjalnie się nie przyznało, ani nie zaprzeczyło, że ma, albo nie ma dostępu do tego rodzaju broni masowego rażenia. Jednak wielu ekspertów i analityków uważa, że Izrael posiada znaczący arsenał nuklearny, a szacunki są bardzo nieprecyzyjne, bo wahają się od 80 do 400 głowic.
Czytaj też: Okręty USA wspierające Izrael są dziś cenną lekcją dla innych państw
Uważa się, że Izrael opracował swoją pierwszą broń jądrową pod koniec lat 60., stając się szóstym krajem na świecie, któremu się to udało, a tera może zaatakować z ich użyciem, wykorzystując samoloty, okręty podwodne i pociski balistyczne. Najgorsze w tym jest to, że polityka nuklearna Izraela opiera się na niejasnej deklaracji, że kraj ten “nie będzie pierwszym, który wprowadzi broń jądrową na Bliski Wschód”, choć z drugiej strony jego władze konsekwentnie odmawiają podpisania NPT, czyli traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej.
Chociaż na co dzień nie myślimy o broni nuklearnej w rękach Izraela, tak na tle ostatnich tygodni nieco się to zmieniło. Nie tylko ze względu na wojnę, ale też słowa ministra Amichaia Eliyahua, który zasugerował możliwość użycia broni jądrowej przeciwko Strefie Gazy, co doprowadziło zresztą do jego szybkiego zawieszenia w działalności politycznej i reakcji ze strony agencji nuklearnej ONZ przed lekkomyślnymi dyskusjami na temat użycia tego typu broni.
Czytaj też: Pierwsza wojna kosmiczna? Historyczna chwila z udziałem Izraela
Historia Izraela w tej dokładnie kwestii jest jednocześnie bardzo ciekawa, bo program nuklearny tego państwa sięga początków państwowości, kiedy to pierwszy premier David Ben Gurion postanowił zdobyć broń jądrową jako środek odstraszania przed kolejnym Holokaustem. Początki programu sięgają geologicznych badań na pustyni Negew oraz wysyłania studentów fizyki jądrowej za granicę na szkolenia. Znacząca współpraca z Francją w latach 50. XX wieku, obejmująca tajne porozumienia i wymianę wiedzy, była kluczowa dla rozwoju nuklearnych możliwości Izraela.
Wspomniane partnerstwo napotkało wyzwania, gdy prezydentem Francji został Charles de Gaulle, a Izrael musiał również poradzić sobie z obawami USA pod rządami prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Pomimo tych wyzwań, Izrael zdołał rozwinąć swój program nuklearny, uzyskując pomoc od Wielkiej Brytanii i Norwegii. Dlatego też reaktor w Dimonie, działający od 1962 roku, umożliwił Izraelowi rzekomo wyprodukowanie pierwszej broni jądrowej do 1966 roku. Dlatego właśnie, mimo braku jednoznacznych potwierdzeń, ciągle uważa się, że Izrael posiada broń jądrową, ale nigdy oficjalnie tego nie przyznał i korzysta z pozycji strategicznej niejednoznaczności.
Czytaj też: Najbardziej zaawansowany myśliwiec na wojnie. Izraelski F-35I osiągnął niemożliwe
W rezultacie Izrael nie jest poddawany takiej samej kontroli lub sankcjom jak inne kraje, czego najlepszym przykładem jest Iran i jego program nuklearny, który wywołał globalne obawy o potencjalną militaryzację, a do tego był przedmiotem rygorystycznych inspekcji, surowych sankcji i intensywnych negocjacji dyplomatycznych. Nie jest to zresztą dobra sytuacja, bo brak przejrzystości i odpowiedzialności w odniesieniu do programu nuklearnego Izraela stwarza przeszkody dla międzynarodowych wysiłków na rzecz zapobiegania rozprzestrzenianiu broni jądrowej i zachęcania do pozbywania się jej w obawie przed konsekwencjami.