Zapewne znacie tę część kultowego cytatu Oscara Wilde’a: “Naśladownictwo to najwyższa forma pochwały[…]”. Tak się jednak składa, że to jedynie część, która zyskuje wyraźniejszy kontekst, gdy dokończymy to zdanie:
Naśladownictwo to najwyższa forma pochwały, jaką przeciętność może oddać wielkości Oscar Wilde
Dlaczego tak artystycznie zaczynam tekst o “nowej” marce w Polsce? Ano dlatego, że w świecie technologii naśladownictwo to częste zjawisko. Nie dziwi to nikogo w zakresie oprogramowania – gdy jedno rozwiązanie się przyjmuje, firmy podążają za nim, mając w interesie stworzenie lepszego doświadczenia dla konsumentów. Nieco inaczej sprawa wygląda, gdy mówimy o designie technologii. Są pewne trendy, które generują najwięksi gracze, ale ci mniejsi z reguły dostosowują się na swój unikalny sposób. Nie przekracza się przy tym granicy dobrego smaku. Przykładowo, gdy testowałem Tecno Spark 10 Pro, krytykowałem go za podobieństwo wyspy i części obudowy do iPhone’ów, ale ostatecznie smartfon ma w pewnym stopniu własną tożsamość.
Tymczasem Kieslect wchodzi ze swoimi produktami na grubo. Na skrzynkę otrzymałem notkę prasową o treści Polska premiera nowej na europejskim rynku marki wearable – Kieslect. Aby dowiedzieć się czegoś więcej i niekoniecznie przepisywać zdanie w zdanie komunikat medialny, wpisałem Kieslect w Google. Ku mojemu zaskoczeniu, “nowa” marka gości już w ofercie kilku sklepów. Czy w takim razie na pewno jest nowa? Polską wersję strony producenta wrzucam do Wayback Machine (polecam, świetne narzędzie do generowania nostalgii), gdzie znajduję najstarszy wpis z… sierpnia 2022 roku. Wtedy to część strony jest spolszczona, ale opisy już nie zawsze. Chciałbym odwołać się do stron polskich sklepów, ale te nie są indeksowane przez narzędzia do zapisywania obrazów internetu.
Na polskiej wersji strony można było uzyskać dostęp do instrukcji (choć nie po polsku) oraz przejrzeć portfolio producenta (z opisami po angielsku). Czy w takim razie możemy mówić o polskiej premierze? Jeśli popatrzymy na świat z perspektywy np. Samsunga czy Sony, które w Polsce działają już prawie trzy dekady, to rok znaczy niewiele. Gdybyśmy jednak spojrzeli na rynek smartwatchy od ery nowożytnej, za której początek możemy przyjąć premierę Apple Watch, to ogłaszanie premiery ponad rok po ujawnieniu się w polskim internecie nie brzmi jak faktyczna premiera. Dość jednak wyzłośliwiania się na temat mylących nagłówków informacji prasowych – skupmy się na produktach, które razem z tym “debiutem” dystrybutor pokaże w Polsce.
Mamy Apple Watch Ultra w domu, czyli Kieslect Ks Pro w “dziwnej” cenie
Stworzenie smartwatcha z prostokątnym ekranem to (nie zawsze) mimowolne proszenie się o porównanie do zegarków Apple Watch. Takie są prawa rynku – o ile w przypadku na przykład smartfonów design nieustannie ewoluuje i jest wiele sposobów na wyróżnienie się wizualne, tak w przypadku mniejszych od nich smartwatchy o wrażenie kopiowania zdecydowanie łatwiej. Nie ma nic złego w tym, by zdecydować się na prostokątny ekran, wszak z takich korzystamy w innych urządzeniach i łatwiej zaprojektować dla nich interfejs maksymalnie wykorzystujący tę przestrzeń. Ale spójrzcie tylko na Kieslect Ks Pro na zdjęciu ze strony producenta.
Trzeba przyznać, że zastosowanie pomyłki językowej, by odwrócić uwagę od designu smartwatcha, to całkiem nowe podejście. Pomijając jednak ten aspekt, podobieństwa do Apple Watcha Ultra są, choć na bocznej krawędzi zegarka wydarzyło się falowanie, co zapewne miało odróżnić ten sprzęt. Jednocześnie koronka z kolorową obręczą w środku czy przycisk w kształcie pastylki i to po tej samej stronie to już przynajmniej dwie duże wizualne wskazówki. Opaska też nie sili się zbytnio na oryginalność.
Szkoda, że marka postawiła na taki “początek” na polskim rynku, bo specyfikacja prezentuje się ciekawie. Według producenta zegarek uzyskał certyfikat odporności IP68. Jego obudowę wykonano z metalu (bez doprecyzowania) i “szkła o wysokiej twardości” (bez doprecyzowania, od jakiego producenta pochodzi). Konstrukcja o wymiarach 46,7 na 38 na 10,2 milimetra waży 35,1 grama bez opaski.
Jasnym punktem konstrukcji może być ekran amolowy AMOLED-owy o przekątnej aż 2,01 cala i rozdzielczości 410×502 piksele. Zagęszczenie na poziomie 322 pikseli na cal to całkiem dobry wynik, a duży rozmiar może uczynić interfejs smartwatcha czytelnym chociażby dla starszych osób. Dużo zależy od tego, na ile pozwala autorski system Kieslect OS, który współpracuje zarówno ze smartfonami na Androidzie jak i iOS.
W oprogramowaniu znajdziemy wsparcie dla pomiaru aktywności w 100 trybach sportowych. Nie jestem pewien, czy oznacza to dyscypliny, ale tych producent podał na stronie 69. Z pomocą Kieslect KS Pro wykonamy pomiary pulsu oraz poziomu natlenienia krwi (także całodobowo), kontrolę oddechu oraz jakości snu. Smartwatch oferuje mikrofon i głośnik – po sparowaniu ze smartfonem pozwoli na prowadzenie rozmów telefonicznych. Z ciekawostek warto wspomnieć, że ma on funkcje niczym ze smartfonów, jak dzielenie ekranu czy dostęp do gier.
Czytaj też: Fire-Boltt Blizzard Ultra to pierwszy smartwatch stworzony dla raperów
To wszystko ma pozwolić na pracę nawet do 10 dni w trybie oszczędzania energii. Jednak według strony producenta akumulator 300 mAh będziemy ładować średnio co od 3,5 do 6,5 dnia przy “zwykłym” użytkowaniu i od 2,5 do 4,5 dnia przy “intensywnym” korzystaniu. Dziwny rozstrzał. Sam proces ładowania potrwa do 2 godzin.
Cena? Dość ciekawa, bo 4cv Mobile zdecydowało się wypuścić produkt za 592 złote. A przynajmniej tak napisano w informacji prasowej, bo dołączony do niej link z ofertą Media Expert przekierowuje do oferty za 486 złotych.
Kieslect Lora 2 z wyglądu jest podobny do wszystkich i do nikogo
W przypadku smartwatchy z okrągłym zegarkiem o podobieństwo jest jeszcze łatwiej, w końcu to z tym układem utożsamiamy większość rozwiązań smart, jak i klasycznych zegarków. To, co z pewnością wyróżnia ten urządzenie Kieslect, to “kreatywność” copywriterów, którzy na stronie producenta piszą o “gładkim i stabilnym” połączeniu przez Bluetooth 5.2 czy “Promiennym Ultra 1,3″ Wyświetlaczu AMOLED” (dobrze, że nie promieniującym). Takie rzeczy zdarzają się markom, które debiutują rok temu. Co jednak oferuje Kieslect Lora 2 adresowany do kobiet?
Przede wszystkim kilka wersji kolorystycznych – złotą, fioletową i różową. Na renderach i oficjalnych grafikach prezentują się one całkiem estetycznie. Podobnie jak przy prostokątnym bracie, Kieslect Lora 2 przeszedł testy na certyfikat IP68. Tym razem wiemy jednak, że jego obudowę wykonano z aluminium. Sam zegarek o wymiarach 41,2×41,2×11,2 mm waży 22,3 grama i 42,9 grama z opaską z silikonu. Zastosowano ponownie szkło o wysokiej twardości.
Pod względem funkcjonalności sprawa ma się dość podobnie do większego modelu. Autorski system zadziała z urządzeniami na Androidzie i iOS, dostaniemy też wsparcie przy pomiarze 69 dyscyplin w 100 trybach sportowych. Smartwatch zmierzy jakość naszego snu i oddechu, natlenienie krwi, a także puls (przez całą dobę). Ponownie pojawią się funkcje dzwonienia oraz grania w gry. Znajdująca się po prawej stronie koronka to tak naprawdę przycisk cofania. Obraca się, ale nic z tego nie wynika. Nie widzę też rozwiązania, które pozwoliłoby na prowadzenie rozmów telefonicznych przez zegarek.
Kieslect Lora 2 kupicie za 437 złotych. Jednak rodzi się pytanie, czy warto to zrobić. Na koniec zostawię was z cytatem, który podsumuje moje podejście do zbyt wyraźnie kopiowanych rozwiązań konkurencji:
Lepszym jest polec w unikalności niż osiągnąć sukces w kopiowaniu Herman Melville