Skąd w ogóle tekst o filmie na łamach serwisu? Tym razem (bo na łamach serwisu zdarzyło mi się zrecenzować filmowe “Gran Turismo”) wizyta w kinie nie wynikała z zaproszenia, a z własnej ciekawości. Motywację, by odkryć Neo Tokio, gromadziłem w sobie od dawna. Pierwszy raz styczność z tą wizją miałem w 2016 roku, gdy trafiłem na zespół Lorn. Pośród wielu ciekawych i niejednokrotnie mrocznych utworów nasączonych elektronicznymi dźwiękami z pogranicza cyberprzyszłości, na YouTube natknąłem się na klipy do utworów Sega Sunset i 555-5555, gdzie pojawiły się kadry z filmu Neo Tokyo z 1987 roku. Aspekt wizualny zainteresował mnie na tyle, by obejrzeć Ghost in the Shell oraz nadrobić filmowego Blade Runnera przy okazji premiery drugiej części. Wtedy też przekonałem się do stylu anime w filmach.
Jednocześnie to pierwszy raz, gdy oglądam Akirę. Teraz wiem, że to dzieło godne nadrobienia i pomimo postawienia na sci-fi, które potrafi się mocno zestarzeć – ponadczasowe. Spróbuję was przekonać do tej wizji, zwłaszcza, że przy okazji 35. rocznicy premiery filmu do polskich kin trafiła odświeżona wersja w wyższej jakości. Uniknę spoilerów i wchodzenia zbyt głęboko w fabułę, by nie psuć zabawy tym, którzy jak ja, odkryją ten film po raz pierwszy. A takich osób może być sporo, zważywszy, że środowy seans w warszawskim Multikinie wypełnił salę niemal do ostatniego miejsca.
Akira to jeden z najbardziej angażujących wizualnie filmów, jaki widziałem
Futurystyczne Neo Tokio powstałe po wybuchu z 16 lipca 1988 roku (to niewielki spoiler, bo tak naprawdę wybuch widzimy w pierwszych sekundach filmu) musiało robić w roku premiery ogromne wrażenie i zaskakiwać skalą. Myślę, że i dziś robi wrażenie. W filmie zaprezentowano wizję miasta z 2019 roku, szykującego się na olimpiadę (Tokio zresztą było gospodarzem olimpiady w 2020 roku, choć sprawę odroczyła pandemia). Dziś wiemy, że aż tak imponujące budynki jak te z filmu nie powstały i pewnie nie powstaną. Są jednak niezwykle sugestywne, podobnie jak brudne ulice w kolejnych dzielnicach miasta, które aż kipi od detali.
Czytaj też: Teleportacja stała się rzeczywistością! Technologia rodem z filmów zaprezentowana w praktyce
Miasto to jeden z wielu bohaterów filmu i to taki, który ma w sobie niezwykłą wyrazistość. Katsuhiro Otomo mangą z 1982 roku i filmem z 1988 roku w moim odczuciu zasłużył sobie na tytuł jednego z wybitniejszych rysowników popkultury. Każda ulica tętni klimatem, którego echa do dziś odbijają się w cyberpunku. Kinowy ekran i wyższa jakość były jak lupa, dzięki której dostrzegałem niewielkie napisy w dokumentach, śmieci skryte w cieniach wąskich uliczek czy wijące się na dalszych planach rury oraz przewody.
Ogromne wrażenie robi efekt nawarstwiania się tła, co wzmaga poczucie monumentalności zabudowy Neo Tokio. Podczas ruchu warstwy te przesuwają się w różnych kierunkach oraz tempie, a odpowiednie kąty, na jakich pracuje kamera, czynią z tego niezwykłą widokówkę miasta, którego echa do dziś odbijają się w innych produkcjach. Także dalsze, nieanimowane tła, cieszą wzrok. Wysoką jakość ujrzymy też przy ruchu wszystkich mechanizmów. Nie znajdziemy takich wizualizacji tak wiele jak w Neo Tokyo, ale gdy już są, zwiększają poczucie zaangażowania w treść na ekranie.
Myślę, że nikomu nie muszę tłumaczyć, jak bardzo industrialne są pocztówki z Akiry, jak mocno przyłożono się, by każda rura i każdy kabel były odpowiednio zaśniedzone, a kanalizacje i mury budynków odpowiednio obskurne. Trzeba to zobaczyć, bo żaden opis nie odda tego, jak wiele serca włożono w tę wizję. Musicie też pamiętać, że film ma w sobie motywy nawiązujący do transhumanizmu i momentami oznacza to , że jest dość nieprzyjemny w odbiorze dla osób o mniejszej tolerancji na krew czy wnętrzności. Jeśli nie jesteście tak wielkimi fanami sfery wizualnej w japońskich produkcjach, Akira ma dla was coś jeszcze.
Cichym bohaterem Akiry jest… cisza?
Współczesne produkcje, nawet gdy nie są ubogacone wieloma warstwami dźwięku, stawiają na pewien przepych. Doczekaliśmy się wielu świetnych i wizualnie angażujących animacji, w których nomen omen pierwsze skrzypce gra muzyka filmowa czy też ścieżki dźwiękowe. Przez 35 lat znacząco powiększyły się budżety i znalazło się miejsce na więcej kompozycji. Tymczasem w momencie premiery Akira kosztowała 5,7 miliona dolarów. Tymczasem budżet Spider-Man: Poprzez Multiwersum szacuje się na 100-150 milionów dolarów. W Akirze umiar w ścieżce dźwiękowej to klucz do narracji. Rzadko kiedy gra tutaj podkład, który dyktowałby tempo i atmosferę produkcji. Jednak nie to wywołało największe wrażenie.
Nie miałem nigdy do czynienia z filmem, który tak dobrze obchodziłby się z ciszą. Z reguły tej używa się jako taniego środka do budowania strachu w horrorach czy do wywołania szoku, gdy nagle znika warstwa dźwiękowa. W Akirze cisza pozwala nam się oswoić z wydarzeniami, niezależnie od tego, czy mają one być transcendentalne, czy też czeka nas potężna eksplozja i sytuacja pełna napięcia. To rzadki widok, by sala zamierała w aż tak dobijającym bezdechu, jak miało to miejsce podczas seansu Akiry. Ludzie wstrzymują oddech i ani jedna paczka chipsów nie zaszeleści, gdy ekran rozświetla się jasnym światłem. Przy ponad 400 osobach na sali to spory wyczyn.
Kontrastem dla dość stonowanego podkładu są wyraziści aktorzy głosowi. Brzmi to tak, jakby wszyscy otrzymali pełną swobodę w ekspresji. Oczywiście jest tu sporo dramatycznego modulowania głosu tak charakterystycznego dla japońskiej szkoły dubbingu, ale nie wpadamy w teatralność. W tym miejscu chciałbym też docenić uwspółcześnione napisy. Część tekstów jest znacznie bliższa temu, jak teraz reaguje się na określone sytuacje, a do tego pojawiają się one w dobrym tempie i ilości.
Ten film to widowisko – Akira łapie wiele srok za ogon, ale ich nie puszcza
Pewne motywy i sytuacje pozostają uniwersalne niezależnie od gatunku, w jaki przebierzemy historię. Akira jeszcze przez wiele lat będzie filmem ciekawym, w końcu ma w sobie sporo motywów oraz postaci. Ten drugi aspekt jest szczególnie ciekawy, bo choć czasem można odnieść wrażenie, że dana postać niewiele wniosła, tak w dwugodzinnym filmie nie odczuwałem nudy. Jest tu wątek polityczno-wojskowy, nie brak komentarza o upadku cywilizacji i erozji jej narzędzi, a także wątków religijnych i okultystycznych.
Tu zatrzymam się, by docenić Akirę za jedno z bardziej wyrazistych przedstawień apokalipsy. Jako Polak przechodzący przez katolickie szczeble religijnej edukacji, odczuwam tu mocne zainspirowanie zarówno motywem mesjasza, jak i samą wizją apokalipsy. Ta skrada się za plecami bohaterów i wyciąga z nich skrajne emocje, które motywują do podejmowania decyzji. Wszystko to wydaje się na tyle przekonujące, że chłonąłem ten obraz bez cienia wątpliwości. Do tego nie da się odmówić sugestywności destrukcji, która u Japończyków mogła wzbudzać skojarzenia z Hiroshimą i Nagasaki. To jednak nie jest film o apokalipsie czy nawet ratowaniu świata.
Moim zdaniem Akira to film o dojrzewaniu i jego mrocznych stronach. W zdegenerowanym Neo Tokio trudno o kontrolę nad agresją, skoro przyzwolenie na niej widać w ulicznych zamieszkach. Komunikacja między bohaterami także jest zdawkowa, nacechowana pyskówkami i naburmuszeniem. Pod tym względem młodzież futurystycznej Japonii wypada przekonująco, nawet jeśli otwiera to pewne pola do zapewnienia ciągłości fabuły za wszelką cenę. W końcu część sytuacji nie miałaby miejsca, gdyby bohaterowie porozmawiali ze sobą jak dobrzy znajomi. Liczą się symbole, jak chociażby czerwony, futurystyczny motocykl z naklejką Canona czy BMW, kurtka bomberka czy odpowiednio groźna mina i niedostępna natura. Główna postać filmu, czyli Kaneda, na początku korzysta ze swojej pozycji względem Tetsuo, co może okazać się dla niego zgubne.
Dynamika tej pary napędza film, choć nie zabraknie tu także innych, charakterystycznych postaci. Colonel Shikishima będzie musiał odnieść się do politycznej intrygi i świata, jaki jest w jej ramach budowany. Kei będzie więcej niż damą w opałach, a Takashi, Kiyoko i Masaru otworzą furtkę do onirycznej warstwy produkcji. Sny oraz wizje, jak i to, co przynoszą, są istotne w japońskiej kulturze i zgrabnie znajdują swoje miejsce w tej produkcji. Udało się dzięki temu utkać fabułę, która nie zawsze stawia na szybką akcję i bohaterów wyłącznie twardo stąpających po ziemi.
Akira przynosi ze sobą także komentarz dotyczący łączenia technologii z ciałem człowieka. Postać doktora Ōnishiego z pewnością wpisuje się w wiele stereotypów o naukowcu zapatrzonym w swoje dzieło przez zbyt długi czas. Fatalne w skutkach decyzje i destrukcja, jaka za nimi idzie, każą zapytać o sens chociażby integrowania mózgu z interfejsem komputerowym (choć nie ma o takim połączeniu mowy wprost w filmie). Mariaż technologii z człowiekiem doprowadza tu do dramatycznego scenariusza. Sądzę, że w 1988 roku taka interpretacja łączenia technologii i biologii z pewnością trafiała na podatny grunt. To także dwa słowa w temacie my kontra obcy, chociażby ze względu na rolę postaci Kiyoko, Takashiego i Masaru.
Najlepszy moment, by obejrzeć Akirę nadszedł po 35 latach. Jeżeli macie ochotę wyjść ze swojej strefy komfortu i obejrzeć inne ujęcie na science-fiction, to dobra pozycja. Jeśli to pierwsze podejście do stylu charakterystycznego dla anime, to (poza tym, że dobrze się uchowaliście przed innymi filmami) zdecydowanie dostaniecie tu jedno z lepszych animowanych widowisk. To były dwie godziny intensywnego seansu, podczas którego czułem ogrom pracy włożony w każdy aspekt produkcji.