Wydając pieniądze chcemy mieć poczucie, że robimy to dobrze. Tylko co kryje się pod słowem “dobrze”? W moim przypadku liczy się przydatność, którą w technologii wyrażam przez jakość wykonywania zadania oraz to, czy sprzęt realizuje moje aktualne potrzeby. Wtedy bliżej mi do pozytywnej oceny zakupu. Czy jednak byłbym wydać każde pieniądze, by osiągnąć ten stan? Niekoniecznie, bo liczy się dla mnie także opłacalność. Tę wyrażam połączeniem tego, jak mocno ucierpi mój portfel przy danej kwocie względem progów bólu, jakie formuję w głowie dla każdej kategorii sprzętu. Stosunek opłacalności może się jednak dla mnie znacznie zwiększyć nie tylko ze względu na przydatność, ale i przyjemność doświadczenia.
Huawei FreeClip mają być właśnie takim przyjemnym doświadczeniem. Z pewnością było nim także odkrywanie Dubaju na zaproszenie Huawei, który użyczył mi ich pierwszy egzemplarz słuchawek typu Open Wireless Stereo. Nie martwcie się jednak – to nie tak, że miłe atrakcje kupują moją opinię. Wykorzystam jednak tę dubajską podróż, by zabrać was w świat opowieści, z której i wy coś wyciągniecie, choć lepiej określić tę eskapadę jako pierwsze wrażenia z Huawei FreeClip prosto z Dubaju. Przejmuję tym samym pałeczkę od Joanny, która ogłosiła na naszej stronie premierę Huawei FreeClip w Polsce.
Początki bywają trudne, a Huawei FreeClip nie są proste w odbiorze
Po pełnym wrażeń popołudniu w Dubaju pora wziąć się za pracę. Trudno nie patrzeć w osłupieniu na pełne wieżowców miasto, w którym wszystko podyktowane jest uczynieniu go najwyższą formą ewolucji. To osłupienie, choć raczej wielkości Sheraton Jumeirah (kilkadziesiąt metrów) niż Burj Khalifa (828m), towarzyszyło mi, gdy pracownicy Huawei wręczyli mi słuchawki. W moje ręce wpadło minimalistyczne pudełko, którego wygląd może się różnić od tego w sklepie. Znalazła się na nim wyłącznie nazwa produktu na froncie, a z tyłu informacje o najważniejszych funkcjach, o których spróbuję opowiedzieć. Bez zbędnego zastanowienia się wyjmuję Huawei FreeClip z ucha i próbuję uwiecznić je na kilku zdjęciach.
To okazuje się wyzwaniem o tyle trudnym, że ich nietypowy kształt nie tak łatwo uchwycić z jednej strony. To tak naprawdę dwie części elektroniki złączone w jedną słuchawkę, która na pierwszy rzut oka wzbudza skojarzenia z mikrofonem na podstawce lub torebką dla lalki. Każdy obrót Huawei FreeClip uruchamia inne skojarzenia. Forma jest jeszcze bardziej kosmiczna niż w przypadku Huawei FreeBuds 5, ale na tym właśnie polega format Open Wireless Stereo. W teorii jest on czymś pomiędzy słuchawki dokanałowymi, a rozwiązaniami Open-ear. Różnice między tymi dwoma znajdziecie w moim porównaniu wszystkich modelach słuchawek Huawei FreeBuds.
Zakładam Huawei FreeClip na uszy i jest… co najmniej dziwnie. Z pewnością są to słuchawki lekkie – jedna waży zaledwie 5,6 grama, a ich forma sprawia, że raczej leżą one w uchu niż w nim wiszą i zwiększa się ochota do swawoli (jest certyfikat IP54, więc taniec w deszczu też przejdzie). Jest jednak coś w tym formacie, co oddala mnie od nirwany. To poczucie, że coś ciągle stymuluje moje nerwy za uszami. To największy element trzyczęściowej kompozycji, w środku którego goszczą podzespoły, ale i płytki z m.in. sensorami pozwalającymi wykryć przez słuchawki, że zdjęliśmy je z uszu.
Trzeba oddać producentowi jedno – pierwszy rzut oka nie budzi wrażenia, że to sprzęt tani w wykonaniu. Obawy wzbudza łącznik o nazwie C Bridge Design, który jednak powinien być trwały. Huawei mówi, że do jego stworzenia wykorzystano nitinol, czyli stop niklu i tytanu. Zabezpiecza on 9 mikrokabli łączących dwie części. Łącznik ma za sobą test 25000 zgięć. Mimo tego sam fakt wyniesienia w ten sposób części konstrukcji poza ucho budzi moje skojarzenia z aparatem słuchowym. Moi znajomi znacznie częściej mówią jednak o tym, że słuchawki wyglądają jak na pierwszy rzut oka jak biżuteria. Będę się jeszcze im przyglądał.
Słyszę ludzi i słyszę Dubaj, ale czy tego chciałem?
Tymczasem wsiadamy do busa, którym przemieszczamy się po ruchliwych ulicach Dubaju. Nie mamy zbyt wiele czasu, więc płyniemy tak samo żwawym nurtem jak większość tutejszych kierowców. Z reguły po założeniu słuchawek takie rzeczy nie zwracają mojej uwagi, tu jednak jest inaczej.
“I jak?” – słyszę głos jednej z osób w busie. Wtedy zwracam uwagę na jeszcze jeden aspekt – do moich bębenków niemal bez zakłóceń przechodzi dźwięk z zewnątrz. Odnoszę wrażenie, że przepływa nawet lepiej niż przy noszeniu słuchawek typu open-ear. W Huawei FreeClip nie znajdziemy aktywnej redukcji hałasu odcinającej nas od otoczenia. To byłaby karkołomna misja, biorąc pod uwagę, że droga do ucha wewnętrznego stoi niemalże pełnym otworem. Dlatego postawiono na 10,8-milimetrowy przetwornik, który mieści się w kuli. Ostatecznie jednak jest to głośnik oddalony od ucha w zauważalnym stopniu. Biorę się za słuchanie muzyki.
Jestem fanem tego, co udało mi się wysłuchać przy okazji testu Huawei FreeBuds Pro 3. Lubię stosunkowo dużo basu i szeroką scenę. Ale czy to dostałem w Huawei FreeClip? Jeszcze nie mam stuprocentowej opinii. Z pewnością dźwięk nie osiągnie poziomu najlepszych rozwiązań dokanałowych, ale nie jest źle w zakresie szerokości sceny. Większym problemem w odbiorze jest głośność w porównaniu do głośności otoczenia. Jeżeli waszym scenariuszem będzie przemieszczanie się w głośnych środowiskach, to stracicie na słyszalności dźwięku, ale zyskacie na lepszej obserwacji otoczenia. Ponadto Huawei FreeClip nie trzeba zdejmować, by przeprowadzić rozmowę.
Dotarliśmy busem na oficjalną prezentację. Tam poznałem Huawei FreeClip w nieco innym, lawendowym odcieniu (choć oficjalnie nazwano go fioletowym). Ten wariant będzie dostarczony do klientów po 15 stycznia, zaś czarna wersja trafi do pierwszych osób w Polsce po 4 stycznia. W przedsprzedaży Huawei dorzuca opaskę Huawei Band 8. Do ceny odniosę się jednak na końcu.
Przy pisaniu wieczornej porcji tego tekstu zakładam Huawei FreeClip, by sprawdzić jego jednoczesną łączność z dwoma urządzeniami. I o ile ta działa, tak po sparowaniu z laptopem Huawei Matebook 16s z 2022 roku nie było zbyt dobrze. Odszedłem od laptopa na kilka metrów do pomieszczenia obok (ale z pewnością mniej niż mistyczne 10 metrów) i pojawiły się zakłócenia. Będę się temu przyglądał.
Podobnie jak przyjrzałem się słuchawkom, gdy miałem je na uszach, a usiadłem za biurkiem. Tak się składa, że na ścianie przy hotelowym biurku umieszczono lustro. Wyginam zatem głowę w fantazyjnych kątach, by obserwować Huawei FreeClip na moich uszach. Wrodzony sceptycyzm nie pozwala mi myśleć o sobie w superlatywach, ale to nie o moim wyglądzie tu piszemy. Zastanawia mnie odbiór wizualny sprzętu.
Czuję, że wygląd Huawei FreeClip będzie polaryzował – jest czymś świeżym dla technologicznego światka i dość nieoczywistym z perspektywy znanego mi świata mody. Zastanawiam się, jak spisałyby się tu złoto i srebro. Wiem, że grafitowy połysk do mnie nie przemawia, ale gdy mówią mi design odpowiadam “Co ja się znam na designach?” (#pdk). Zauważam jedynie, że aktualne i najwygodniejsze dla mnie ułożenie słuchawek FreeClip nieznacznie wypycha do przodu moje małżowiny. Koniec pisania, pora przespać się z wszystkimi myślami o tym sprzęcie.
Huawei FreeClip wydają się mocno specyficzne
W zasadzie to nie spałem. Co prawda słuchawki nie spędzają mi snu z powiek, ale na pewno mają pewne ograniczenia. Integracja z aplikacją mobilną, czyli Huawei AI Life to standard, ale nieco mniej jest opcji kontrolowania sprzętu. Dostępne są wyłącznie gesty podwójnego i potrójnego stuknięcia. Nie znajdziemy także pełnego korektora graficznego, a jedynie trzy tryby. Przy cenie 899 złotych, czyli tyle, ile płaci się obecnie za Huawei FreeBuds Pro 3 trudno zatem o argumenty na rzecz FreeClip.
W samolocie na rozmyślanie jest już więcej czasu. Błyskawicznie zdaję sobie sprawę, że FreeClip do niczego mi tu nie posłużą. Nie mam im tego za złe, w końcu to tak, jakbym miał pretensję do ryby, że nie potrafi się wspinać po drzewie. Mają one z kolei potencjał na długi czas pracy, co dla wielu będzie nadrzędną wartością. 8 godzin odtwarzania muzyki na jednym ładowaniu i do 36 godzin przy czerpaniu energii z etui to dobre rezultaty. Huawei obiecuje też, że przyłoży się do jakości rozmów i zaoferuje w nich redukcję hałasów.
Huawei FreeClip to drogi eksperyment z formą, dla którego miejsce widzę może podczas przejażdżki rowerem, a może w środowisku biurowym. W końcu to takie słuchawki, które przepuszczają dźwięk z otoczenia, a z takiego rozwiązania mogą korzystać choćby dziennikarze słuchający w redakcji wywiadów celem ich przepisania. To tyle pomysłów jak na ten moment. Żegnam Dubaj, a Huawei FreeClip muszą teraz zmierzyć się z moją polską, krytyczną naturą.