Izera powstaje zgodnie z planem. Produkcja w 2025 roku
Spółka ElectroMobility Poland podsumowała 2023 roku i przedstawiła stan pracy nad Izerą, czyli polskim samochodem elektrycznym. I tak zaczynając od najważniejszego, czyli pieniędzy, z założonych 500 mln zł wydanych do tej pory zostało 277 mln, z czego 78% pochłonęły szeroko pojęte prace techniczne wokół auta, podzespołów i fabryki, a reszta to wydatki bieżące, w tym jak można się domyślić również wynagrodzenia. Druga najważniejsza informacja, czyli stan wykonania Izery, wynosi obecnie według wewnętrznych obliczeń 39%.
Wygląd, czy bardziej światowo dizajn Izery w wersji SUV jest już gotowy, powstał gotowy model auta w skali 1:1 i aktualnie prace nad nim zostały zamrożone. Aby nie generowały kolejnych kosztów. Wygląd auta zostanie ujawniony sześć miesięcy przed jego premierą. Aktualnie wystartowały prace homologacyjne.
Proces przygotowania do produkcji auta postępuje w najlepsze. Obecnie zweryfikowanych zostało 250 dostawców podzespołów i trwają prace zakupowe. Podpisane zostały umowy z pięcioma dostawcami kluczowych komponentów, takie jak np. przednie lampy. Proces zakupowy uruchomiono już dla ponad połowy komponentów, do końca roku mają do nich dołączyć pozostałe.
Cały czas trwają też rozmowy z dystrybutorami, nie tylko w Polsce. Co ciekawe, nie brakuje chętnych do sprzedaży Izery nawet pomimo tego, że auto dzisiaj nie istnieje.
Spółka posiada już akt notarialny przekazania działki pod budowę fabryki, do czego wrócimy. Jej projekt jest już gotowy i obecnie trwa wybór wykonawcy.
Czytaj też: MG Motor debiutuje w Polsce – ktoś tu odrobił lekcje i przychodzi zdominować rynek
Jakie wyzwania stoją przed Izerą?
Budowa fabryki, jak informuje ElectroMobility Poland, musi nastąpić bardzo szybko. Tylko tak możliwy będzie start produkcji w zakładanym terminie 2025 roku.
Projekt postępuje powoli i tutaj spółka jako jeden z powodów wskazuje niedostateczne finansowanie. Dalszy rozwój projektu Izera będzie możliwy wyłącznie dzięki dofinansowaniu z KPO, ale do polityki zaraz przejdziemy. Polityka przeszkadza też w rekrutacji nowych pracowników. Bo o ile nie brakuje chętnych specjalistów do pracy przy Izerze, tak polityczna otoczka niektórych bardzo skutecznie odstrasza.
Czytaj też: Test Honda ZR-V – to nie jest podniesiony Civic!
Czy Izera ma sens? Jeśli odrzemy ją z polityki – tak. Ale to polityka zadecyduje o jej dalszych losach
Przyznaję wprost, że należę do grupy osób, która w ciemno mówi, że jak obecna (jeszcze władza) mówi, że coś zrobi, to ja wiem, że tego nie zrobi, w gratisie coś zepsuje i jeszcze ktoś coś po drodze ukradnie. Izera zawsze brzmiała jak kolejny megalomański pomysł. Miał być w końcu milion aut elektrycznych. Husarii na prąd, która rozniesie Niemców. I tak projekt, który dzisiaj wcale tak głupio nie wygląda, został wrzucony do tego samego worka co CPK i przekop Mierzei Wiślanej. Przepalenie kasy na idiotyczną pokazówkę.
Tymczasem raport NIK na temat spółki ElectroMobility Poland pokazał, że to zwyczajnie… działa. Nie przepala się tam pieniędzy, nie zarabia się więcej niż powinno, nie pracują tam rodziny i znajomi działaczy, ani więcej osób, niż jest to konieczne. W rozmowach z przedstawicielami spółki da się wyczuć, że polityczna otoczka mocno im ciąży i przeszkadza w pracy. Niewykluczone, że Izera jako projekt prywatny już jeździłaby po drogach. Tymczasem działka pod budowę fabryki była przekazywana spółce z rąk innej spółki Skarbu Państwa TRZY lata. Więc tempo jest imponujące.
Czy Izera w ogóle ma sens? Wydawało mi się, że ani trochę. Co wynikało z informacji, jakie pojawiały się na temat ceny auta, która miała być porównywalna do rynkowej konkurencji. Nie miało to żadnego sensu, bo przecież mając do wyboru polski twór, którego nikt nie zna i kosztujące tyle samo Volvo, Volkswagena czy BMW, nikt nawet nie spojrzy na Izerę. Tymczasem jak informują przedstawiciele ElectroMobility Poland, dzięki wynegocjowaniu niskich cen dostaw podzespołów (w czym pewnie pomogła współpraca z chińskim Geely), Izera ma być o 15-20% tańsza od konkurencji. Dodając do tego dystrybucję poza granicami Polski to może odnieść jakiś sukces. Na pewno nie jakiś spektakularny, ale zwyczajnie opłacalny.
Dalsze losy Izery będą czysto polityczne. Jeśli nowa władza zdecyduje się wyrzucić projekt do kosza, to w sumie aż tak wielka strata nie będzie. Wydane 277 mln zł to mniej, niż przez ostanie lata z naszych pieniędzy dostały projekty ojca Rydzyka (wiemy o 380 mln zł). Tylko ludzi i włożonej pracy szkoda. Jest jednak pewien haczyk. Dodanie Izery do KPO może skutecznie zabetonować projekt. Dofinansowując go środkami unijnymi i ewentualnymi pożyczkami produkcja może ruszyć z impetem i jeśli zapowiedzi dotyczące budowy sieci dystrybucji się potwierdzą, może coś z tego będzie.
Warto też pamiętać o tym, że Izera wcale nie musi być państwowa. Projekt można sprywatyzować, zostawiając kluczowy pakiet udziałów (i zysków) w rękach Skarbu Państwa. Idę o zakład, że chętnie kontynuowaliby go Chińczycy, ale to pewnie wywoła burzę w Stanach Zjednoczonych i przyczynimy się do pomocy w wejściu chińskiej motoryzacji do Europy, czego boją się europejscy producenci. To jednak tylko gdybanie.
Tak jak gdybaniem są dalsze losy Izery. Najpierw nowy rząd, potem pierwsze analizy opłacalności i decyzje. Za miesiąc lub dwa powinniśmy w tej sprawie wiedzieć znacznie więcej.