Potężne serca, które trzeba zabezpieczyć. Do Hanford trafiają zużyte reaktory z okrętów podwodnych USA
Od momentu wejścia na służbę okrętu USS Nautilus w 1954 roku, energia jądrowa zrewolucjonizowała możliwości amerykańskich okrętów podwodnych. Nieograniczony zasięg zapewniany przez to źródło energii pozwala tym jednostkom podróżować w dowolne miejsce na oceanach bez potrzeby tankowania paliwa. Ich zdolność do długotrwałego przebywania pod wodą jest potężnym atutem, którym nie mogą pochwalić się m.in. okręty podwodne napędzane dieslem z racji przymusu regularnego wynurzania się w celu uzupełnienia zbiorników powietrza.
Czytaj też: Armia USA ma nowe pociski. Wyrzutnie HIMARS stały się właśnie potężniejsze
Jednak okręty podwodne z napędem jądrowym (i wszystkie inne okręty z reaktorami pokroju np. lotniskowca Gerald R. Ford) zaliczają się do sprzętów, których utylizacja jest znacznie większym wyzwaniem. Wszystko z powodu pokładowego reaktora, który musi zostać stosownie zabezpieczony i przetransportowany do miejsca, gdzie nie będzie stanowił wielkiego zagrożenia. Odpowiada za to najczęściej stocznia Puget Sound Naval Shipyard w Waszyngtonie, która to zajmuje się usunięciem reaktora. Ten wraz z kadłubem stalowym, osłoną ołowianą i stopami metali odpornymi na promieniowanie, jest umieszczany w “suchym pojemniku” i transportowany na tytułowe cmentarzysko Hanford.
Czytaj też: USA staje się państwem nie do pobicia. Nowa przeciwlotnicza tarcza zdała egzamin
Rezerwat nuklearny Hanford jest zarządzany przez Departament Energii USA, a jego historia sięga aż 1943 roku. To miejsce odegrało nawet rolę w rozwoju Projektu Manhattan, jako że był to pierwszy na świecie obiekt produkujący pluton, który przyczynił się do testu nuklearnego Trinity. Dziś jednak to jedno wielkie tajemnicze cmentarzysko ze słynnym odkrytym rowem 94, do którego to trafiają stosownie zabezpieczone zużyte reaktory atomowe. Znajdują się one w pojemnikach, które są zaprojektowane tak, aby przechowywać reaktory w całkowitym bezpieczeństwie przez 300 lat i są na tyle solidne, że wytrzymują upadek z wysokości prawie 10 metrów. To o tyle ważne, że każdy zużyty reaktor emituje około 25000 kiur promieniowania, co stanowi znaczące zagrożenie przez ponad tysiąc lat.
Czytaj też: Będzie niczym Thanos. Tak zaawansowanego myśliwca marynarka USA jeszcze nie miała
USA mają więc na swoim terenie dosyć niebezpieczny obszar, w którym to liczba zużytych reaktorów stale rośnie wraz z każdym kolejnym wycofanym okrętem podwodnym z napędem jądrowym. Ba, w ciągu ledwie 20 najbliższych lat do rowu 94 trafi około 50 kolejnych reaktorów.