Opadają bowiem na powierzchnię naszej planety w postaci kosmicznego pyłu, który może osadzać się na przykład na dachach domów. Stamtąd spływa do rynien, które stanowią źródło mikrometeorytów. Najpierw trzeba je jednak przesiać przez sito, niczym uczestnik XIX-wiecznej gorączki złota.
Czytaj też: W meteorycie z Czelabińska odkryto zupełnie nowy rodzaj kryształu. Wygląda nieziemsko
Jedną z osób stosujących takie podejście do szukania poszlak na temat historii Układu Słonecznego jest Norweg Jon Larsen. W ciągu ostatnich kilkunastu lat utworzył on własną kolekcję liczącą ponad 3000 sztuk. Poświęcone im badania mogą dostarczyć kluczowych informacji na temat tego, jak powstał i ewoluował nasz układ. Mówimy bowiem o fragmentach, które pozostawały w niezmienionej formie od miliardów lat.
W dużej mierze pochodzą one od planetoid krążących między Marsem a Jowiszem. Oczywiście czasami na Ziemię spadają znacznie większe obiekty, które łatwiej jest znaleźć i poddać ekspertyzom, ale – chciałoby się powiedzieć – jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Mikrometeoryty to fragmenty mające mniej niż milimetr średnicy. Mają przy tym bardzo istotną cechę: wiele z nich zawiera wodę i związki zawierające węgiel, czyli budulec życia.
Mikrometeoryty, choć niewielkich rozmiarów, mogą być źródłem cennych informacji na temat powstania i ewolucji Układu Słonecznego
Mając więc sporo zapału, cierpliwości i dostęp do mikroskopu, możemy spojrzeć na obiekty, które krążyły w przestrzeni kosmicznej od narodzin Układu Słonecznego, by w pewnym momencie znaleźć się na Ziemi. Z szacunków wynika, iż każdego dnia naszą planetę obsypuje około 100 ton takiego pyłu, co daje średnią wynoszącą mniej więcej dwie drobiny na kilometr kwadratowy na sekundę.
Dachy domów, ze względu na dużą powierzchnię i ograniczoną ingerencję ludzi oraz innych zwierząt, świetnie sprawdzają się w formie “łapaczy” mikrometeorytów. Larsen, który zajmował się między innymi tworzeniem muzyki, miał dość nietypowe hobby: grając koncerty, przy okazji zbierał próbki pyłu w miejscach, w których występował. Jego pasja rozrosła się do tego stopnia, iż w ciągu siedmiu lat zidentyfikował 75 najczęstszych rodzajów pyłu ziemskiego. W teorii wszystko to, co nie pasowało do tych kategorii, mogło być uznane za potencjalny pył kosmiczny.
Czytaj też: Jak powstało najbardziej przerażające zdjęcie kiedykolwiek zrobione w kosmosie?
Jak wyjaśnia Joshua Howgego z New Scientist, idąc za radami Larsena, również postanowił poszukać własnych okazów. Osady zebrane z rynny przepłukał, przepuścił przez filtr do herbaty, a następnie wykorzystał magnes do wybrania magnetycznych obiektów. Po ograniczeniu liczby potencjalnych kandydatów na mikrometeoryty umieścił ich pod mikroskopem. Niestety, pierwsze efekty nie były tak dobre, jak można byłoby się spodziewać. Z drugiej strony, Howgego zauważa, że Jens Metschurat z niemieckiego Technische Universität Clausthal – kierując się instrukcjami norweskiego łowcy – w ciągu trzech miesięcy zidentyfikował osiem cząstek będących potencjalnymi mikrometeorytami.