Przez ostatni miesiąc większość redakcyjnej pracy z tekstem i zdjęciami przeniosłem więc ze stacjonarnego PC na eleganckiego, niebieskiego iMaca M3 w najbardziej rozbudowanej konfiguracji, nie obejdzie się zatem w tekście bez pewnych porównań. No i najważniejsze: czy iMac mnie do siebie przekonał?
Pokaż kotku, co masz w środku, czyli parę słów o parametrach
- procesor: Apple M3 (8 rdzeni, 4 x Performance, 4 x Efficient) z 10‑rdzeniowym GPU i 16‑rdzeniowym NPU
- pamięć RAM: 24 GB zunifikowanej pamięci
- pamięć masowa: 2 TB SSD;
- ekran: Retina 23,5″, proporcje 16:9, rozdzielczość 4480 × 2520 px, 218 ppi, 500 nit, Display-P3, True Tone, HDR10, Dolby Vision, HLG, komputer może obsłużyć dodatkowy ekran 6K 60 Hz
- multimedia: 6 głośników z przetwornikami niskotonowymi, Dolby ATMOS. 3 mikrofony, kamera 1080p
- porty: 2 x Thunderbolt 3/USB4 40 Gbps, 2 x USB-C 3.2 10 Gbps, gniazdo słuchawkowe 3,5 mm, DisplayPort Alternate
- sieć: port Gigabit Ethernet w zasilaczu, Wi-Fi 6E, Bluetooth 5.3
- wymiary: 547 x 461 mm, podstawka 147 x 130 mm
- masa: 4,48 kg.
- system: macOS Sonoma
- ceny: od 7499 zł
- cena testowanej konfiguracji: 16 698,00 zł
Konstrukcja i wzornictwo
Apple iMac M3 dociera do użytkownika w jednym kawałku. Oznacza to, że nie są wymagane żadne czynności montażowe, z pudełka wyciągamy sprzęt, który wystarczy postawić na biurku i podłączyć zasilanie, by rozpocząć pracę. W skład testowego zestawu wchodził niebieski iMac M3, pełnowymiarowa klawiatura Magic Keyboard z blokiem numerycznym i czytnikiem Touch ID, mysz Magic Mouse, gładzik Magic Trackpad, oraz zasilacz z portem Gigabit Ethernet i kabel USB-C-Lightning w oplocie.
Ciemnoniebieska obudowa testowego komputera jest bardzo smukła i płaska – mierzy niecałe 12 mm, wyjąwszy zamontowaną na stałe podstawkę. Patrząc od tyłu, na plecach maszyny w lewej części znalazły się porty USB-C, czyli dwa złącza Thunderbolt 3/USB 4.0 i dwa USB 3.2 10 Gb/s oraz okrągłe złącze zasilania magsafe, będące jednocześnie portem Ethernet, umieszczone tak, by kabel swobodnie przechodził przez wycięcie w nóżce.
Z przodu iMac M3 zwraca uwagę błyszczącym wykończeniem ekranu o rzeczywistej przekątnej 23,5″, stosunkowo szeroką ramką górną i bocznymi oraz ogromną brodą w kolorze jasnoniebieskim, która bardzo postarza komputer z wyglądu, ale której przyczyna istnienia jest, po obejrzeniu rozbiórki iFixit, oczywista: mieści się tam większość logiki komputera wraz z aktywnym chłodzeniem oraz przetworniki akustyczne, które także wykorzystują przednią część obudowy do swojej pracy. Oczywiście nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby elektronikę umieścić za ekranem (głośniki musiałyby wtedy grać do dołu), ale… wtedy iMac przestałby być najsmuklejszym all-in-one i nie byłoby się czym chwalić.
Chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli – iMac M3, z brodą czy bez należy do najładniejszych komputerów tego typu. Nie sposób przejść obok niego obojętnie, a komentarze „ale on ładny” są na porządku dziennym, choć komputer zdecydowanie lepiej wygląda z tyłu niż z przodu i to także nie uchodzi uwagi osób postronnych.
Jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie, przygotowując sprzęt do pracy ani przez moment nie było wątpliwości, że jest to sprzęt kategorii premium. Dla miłośników ekologii warto wspomnieć, że aluminium, z którego wykonany został korpus, w 100% pochodzi z odzysku.
Nieco gorzej jest natomiast z walorami praktycznymi, ekran komputera jest bowiem na stałej wysokości i można go jedynie pochylić do przodu lub tyłu. Jeśli mamy niskie biurko, nie obejdzie się bez podstawienia czegoś pod komputer. Kolejną sprawą jest błyszczące wykończenie ekranu, które toleruję tylko w wyświetlaczach dotykowych – owszem, powłoka poprawia kontrast i kolory, ale mocne boczne lub tylne światło potrafi całkowicie uniemożliwić komfortową pracę. W warunkach testowych co prawda nie miałem z tym problemów (okno było z tyłu), ale tam, gdzie zwykle pracuję, boczne światło potrafi być problemem.
Ekran
Apple iMac M3 posiada oficjalnie ekran o przekątnej 24 cale. W praktyce jest to nieco mniej, rzeczywista przekątna wynosi bowiem 23,5 cala. Rozdzielczość wynosi 4480 × 2520 px (218 ppi), jasność 500 nit, do tego mamy pełne wsparcie różnego typu systemów HDR – Dolby Vision, HDR10, HLG, nie zabrakło też znanego z urządzeń mobilnych True Tonę, który dostosowuje temperaturę barwową bieli do otoczenia, a miłośnicy filmów i fotografii docenią, że ekran odwzorowuje 100% przestrzeni barwnej Display-P3.
Ekran zdecydowanie jest najmocniejszą stroną iMaca M3. Wygląda zjawiskowo, choć to nie OLED, świetnie się sprawdza zarówno w codziennych zastosowaniach, multimediach, jak i przy pracach graficznych. Nie mogę odżałować, że nie jest nieco większy – mimo oczywistych zalet przejście z używanego na co dzień monitora 32″ na 23,5″ trudno uznać za poprawę warunków pracy.
System
Apple iMac M3 pracuje pod kontrolą systemu macOS Sonoma. Wygląda bardzo ładnie, jest też intuicyjny w obsłudze, ale dla użytkowników systemu Windows, którzy nie mają doświadczeń choćby z iPhone’em i pierwszy raz trafią przed iMaca, będzie sporą zagwozdką, wiele rzeczy tu bowiem się robi po prostu inaczej. Inaczej nie oznacza oczywiście gorzej. MacOS po uruchomieniu nie wymaga większych zmian w konfiguracji, nie wymaga też czyszczenia z bloatware pakowanego z upodobaniem przez OEM-ów do Windows, a wręcz przeciwnie – w zestawie jest sporo przydatnych programów, szczególnie jeśli masz także iPhone’a.
Dzięki Continuity można wykorzystać smartfon w roli kamery, płynnie przechodzić z pracą z jednego urządzenia na drugie, a iCloud spina dane wszystkich urządzeń w jeden system. Oczywiście nie wszystko zawsze działa jak tego się spodziewałem, przykładowo macOS w żaden sposób nie synchronizuje ustawień programu pocztowego poza kontem iCloud. Na iPhonie mam skonfigurowaną także pocztę służbową, gdy ją otwieram w mail.app, to macOS owszem, pokazuje, że mam otwartą pocztę i mogę kliknąć, by kontynuować pracę, ale… żądanie trafia w pustkę, z powodu braku odpowiedniego konta.
Elementem współpracy macOS z iOS są widżety. Można umieścić je na pulpicie i korzystać z nich jak na telefonie – niestety część z nich (np. Carrot Weather, AccuWeather) w ogóle bez aplikacji mobilnej nie działa – jeśli nie masz iPhone, cóż, masz problem. Inna rzecz, że z widżetów na desktopie wyrosłem jeszcze w czasach Windows Vista i o ile na telefonie ich czasem używam, to na desktopie mi wyłącznie przeszkadzają.
Mimo takich niedoróbek trzeba przyznać, że macOS jest zintegrowany z usługami dodatkowymi w sposób dużo bardziej dopracowany niż Windows. iCloud jest integralną częścią systemu, podczas gdy OneDrive wciąż momentami sprawia wrażenie doszytego na siłę, nie mówiąc o płatnościach Apple Pay, które są bardzo wygodne, bezpieczne i można je autoryzować biometrycznie, a które w ogóle nie mają swojego odpowiednika w ekosystemie Microsoftu.
Na uwagę i docenienie zasługuje jeszcze jeden element systemu macOS, o którym wspomina się zaskakująco rzadko – otóż za pomocą klawiatury da się tam wpisać bez żadnego rzeźbienia, za pomocą prostych kombinacji klawiszowych, wiele przydatnych znaków, które w Windows można uzyskać wyłącznie przez tablicę znaków, lub programowalne klawiatury – cudzysłowy („”), pauza (—), półpauza (–), delta (∆), stopień (°) czy paragraf (§), który w ogóle jest wyjątkowy, bo dostępny wprost z firmowej klawiatury Apple’a (w każdym razie w układzie ISO, ponieważ ANSI ma w tym miejscu popularną tyldę i odwrócony apostrof).
Po miesiącu pracy z macOS wydaje się też, że z legendarnej stabilności systemu Apple’a pozostała już głównie legenda. Po ostatniej aktualizacji iMac M3 zaczął się bez widocznej przyczyny cyklicznie wybudzać z uśpienia i usypiać, co parę minut – nie pomagały restarty, ale pomogło wyłączenie na paręnaście godzin, po których przypadłość zniknęła tak samo tajemniczo, jak się pojawiła. Logowanie i autoryzacja za pomocą Apple Watch w odstępie paru minut raz zadziała, a raz nie. Przypadki wyłączenia się bez powodu aplikacji też się zdarzały. Oczywiście to nie było nic strasznego, tak się może zdarzyć w każdym systemie, po prostu zwracam uwagę, że dziś macOS pod tym względem nie różni się już zbytnio od Windows.
Patrząc na oprogramowanie całościowo, większość po latach jest przepisana na kod Apple Silicon – jedynie przy próbie instalacji Baldur’s Gate 3 okazało się, że program uruchamiający GOG Galaxy 2.0 jest napisany jeszcze na procesory Intela i wymaga doinstalowania emulatora Rosetta 2, tłumaczącego kod x86/64 ma rozkazy ARM. Proces jest w zasadzie automatyczny, sprowadza się do jednego kliknięcia potwierdzenia. Aplikacja działała zasadniczo bez problemów, choć zdarzyło się także radykalne zawieszenie, blokujące nawet restart – skończyło się siłowym wyłączeniem iMaca wyłącznikiem z tyłu obudowy.
Porty i łączność
Apple iMac M3 trzyma się tradycji producenta i nie rozpieszcza liczbą portów. W testowanej wersji do dyspozycji użytkownika jest wyjście audio mini jack na lewej krawędzi komputera i oczywiście 4 porty USB-C, z których dwa spełniają standard Thunderbolt 3 / USB 4, a dwa to klasyczne USB 3.2 10 Gbps – wersje najuboższe mają tylko dwa gniazda TB3, więc i tak jest nieźle. Do tego dochodzi magnetyczne złącze zasilania, które zawiera też styki gigabitowego ethernertu – skrętkę należy podpiąć do gniazda w zasilaczu, a efektem jest jeden kabel mniej, dzięki czemu za komputerem nie tworzy się klasyczny pecetowy kabelsalad.
Czy dwa lub, jak tutaj, cztery porty USB-C wystarczą? Podczas testów nie miałem problemów z brakiem miejsca, iMac ze światem łączył się w zasadzie wyłącznie bezprzewodowo, jedynie na potrzeby aparatu fotograficznego użyłem połączenia USB-C. Ach i do szybkiego sparowania firmowych peryferiów, ale kabel potrzebny był do tego przez moment.
Reszta jest, jako się rzekło, bezprzewodowa. Do łączności z akcesoriami służy Bluetooth 5.3, do łączności ze światem Wi-Fi 6E, które, co ciekawe, zdaje się nie uznawać kanałów komunikacyjnych o szerokości 160 MHz, więc wydajność połączenia nie przekroczyła 750 Mbps podczas pobierania. W praktyce dla komfortu pracy nie ma to oczywiście większego znaczenia.
Słowo o peryferiach
Apple dostarcza komputery iMac M3 w różnych wariantach wyposażenia w peryferia. Zestaw testowy zawierał sprzęt, za który trzeba dopłacić, składając zamówienie. Komplet składa się z pełnowymiarowej klawiatury z blokiem numerycznym i czytnikiem linii papilarnych Touch ID, myszy Magic Mouse oraz gładzika Magic Trackpad, wszystko pracuje oczywiście bezprzewodowo. I tu dochodzimy do największego absurdu iMaca M3 – akcesoria są ładowane za pomocą portu… Lightning, z którego Apple zrezygnowało w smartfonach w tym samym roku, w którym zaprezentowało iMaca M3. Czy tylko ja mam wrażenie, że różne działy firmy w ogóle już ze sobą nie rozmawiają? A może klientom trzeba opchnąć zapasy magazynowe?
Do zestawu dołączony jest oczywiście odpowiedni kabelek – solidny, w oplocie, znacznie solidniejszy niż te, które Apple dodawał do iPhone’ów, więc wystarczy podpiąć go z tyłu i jest zarówno jak naładować peryferia, jak i szybko je sparować z komputerem. A jak się sprawdzają akcesoria?
Magic Mouse to chyba najgorsza mysz, z jakiej miałem okazję ostatnio korzystać. Nie można powiedzieć, jest ładna, ale na tym kończą się jej zalety. Jest za mała, zbyt płaska i do tego pozbawiona jakiegokolwiek profilowania. Dwa przyciski nie mają żadnego wyróżnienia, rolka przewijania zastąpiona została niewielkim panelem dotykowym. Kształt myszy wymusza operowanie nią końcami palcami, ponieważ w inny sposób może użyć jej wyłącznie dziecko. Miary konstrukcyjnego absurdu dopełnia złącze ładowania, umieszczone z dołu, więc z podłączonej myszy korzystać się nie da. No, właściwie w ogóle się nie da, więc poza sesją zdjęciową ta marna parodia gryzonia tylko leżała i się kurzyła, a zamiast niej pracował sprawdzony Logitech MX Master 3S.
W zestawie był także Magic Trackpad. Również ładowany przez Lightning, ale tu już ktoś wpadł na pomysł, że złącze może być z tyłu, a nie na dole, więc da się z niego korzystać podczas uzupełniania akumulatora. Konstrukcja nie ma fizycznych przycisków, choć szklana płytka lekko się ugina pod naciskiem – do sygnalizacji działania wykorzystuje znakomity mechanizm haptyczny, działający z taką samą mocą w każdym punkcie płytki. Płytka działa bardzo precyzyjnie i pewnie, obsługuje komplet gestów niezbędnych do wygodnej obsługi systemu i w ogóle jest bardzo przyjemna w użyciu i praktyczna. Nie jestem fanem touchpadów, ale przyznaję, że Magic Trackpad nie ma żadnych godnych uwagi wad poza sposobem ładowania i w praktyce używałem go zamiennie ze wspomnianą już wyżej myszą Logitecha.
Ocena klawiatury Magic Keyboard jest mniej jednoznaczna. Wybierając któryś z bogatszych wariantów iMaca M3 w standardzie jest klawiatura TKL z Touch ID. Jeśli potrzebujemy bloku numerycznego, trzeba dopłacić. OK, nie widzę z tym problemu, ale dlaczego w ofercie nie ma klawiatury podświetlanej, nawet za dopłatą? Trzeba też pamiętać, że zestawy sprzedawane w Polsce mają klawiaturę angielską międzynarodową (w układzie ISO) i taką też otrzymałem w zestawie testowym.
Rzecz w tym, że standardu ISO szczerze nie cierpię – przeszkadza mi pionowy Enter, krótki lewy Shift i skrócony Backspace. Zdecydowanie wolę wariant ANSI, który mam „w palcach” i aby taki otrzymać, należy przy zakupie zmienić domyślny wybór układu na angielski (USA) – na szczęście za to już się nie dopłaca, ale trzeba jeszcze o tym pamiętać przy składaniu zamówienia.
Magic Keyboard jest bardzo płaska, a brak nóżek oznacza, że nie można dostosować pochylenia klawiatury do swoich upodobań. W połączeniu z układem ISO oznaczało to, że pisanie na Magic Keyboard od początku było pasmem pomyłek, co jak się pewnie domyślacie, nie poprawiło mi nastroju.
Same klawisze są duże, mają wyraźny punkt aktywacji, ale minimalny skok – i znów, jestem przyzwyczajony do pracy na klawiaturze mechanicznej, więc siadając do Magic Keyboard miałem wrażenie takie, jakbym wyrwał sztachetę z płotu i próbował na niej pisać. Po kilku dniach prób przyzwyczajenia się do takiego sposobu pracy poddałem się i podłączyłem znakomitą niskoprofilową i przy okazji podświetlaną klawiaturę mechaniczną Keychron K1 – przy jej pomocy napisałem tę recenzję.
O tym, że firmowa klawiatura nie powędrowała do pudła, zadecydowały dwie sprawy – po pierwsze, ma zintegrowany czytnik Touch ID, za pomocą którego nie tylko można się wygodnie logować do systemu, ale także autoryzować płatności Apple Pay. Po drugie, dała znać o sobie statystyczna natura rzeczywistości – okazało się, że mojej żonie sposób pracy Magic Keyboard bardzo odpowiada, lubi bowiem klawiatury o minimalnym skoku i lekko pracujące, więc klawiatury zmienialiśmy sobie w zależności od tego, kto akurat pracował przy komputerze. Zgodnie jednak uważamy, że brak podświetlenia w klawiaturze dołączanej do sprzętu za niemal 17 k zł to kpina z użytkownika.
Kamera i dźwięk
Apple iMac M3 ma 6 wbudowanych głośników, grających przez „brodę” i do dołu. Dźwięk jest zaskakująco dobry, komputer radzi sobie zupełnie nieźle z niskimi i wysokimi tonami, a dzięki pełnemu wsparciu Dolby ATMOS oferuje dźwięk przestrzenny zarówno w filmach, jak i w Apple Music (Spatial Audio), także na słuchawkach.
Efekty też są dobre, zwłaszcza w filmach – co do ścieżek muzycznych taką formę reprodukcji trzeba po prostu lubić, a im dłużej próbuję, tym bardziej mam co do Spatial Audio w muzyce wątpliwości i tym częściej decyduję się na powrót do stereo. Na szczęście przestrzenną muzykę w Apple Music można bez problemu wyłączyć, w zamian zyskując dostęp do formatów bezstratnych i wysokiej rozdzielczości.
Zastosowana w iMacu M3 kamera jest dobrej jakości, choć zagadką pozostaje dla mnie, dlaczego Apple mając znakomite sensory Face ID, nie używa ich w komputerach, pozwalając na logowanie się za pomocą rozpoznawania twarzy w typie Windows Hello. Kamerka w praktyce nie zawodzi, obsługuje rozdzielczość FHD i daje obraz o dobrej szczegółowości, jednak przy braku światła radzi sobie gorzej – oprogramowanie dobrze radzi sobie z szumem i artefaktami, lecz kosztem znacznej utraty szczegółów. W typowych zastosowaniach jednak nie sądzę, by trzeba było sięgnąć po zewnętrzne urządzenie wyższej jakości. Także mikrofony nie zawodzą – zapewniają czytelną komunikację, skutecznie radząc sobie z hałasami tła.
Wydajność
W codziennej pracy w ogóle nie ma specjalnie nad czym się zastanawiać – iMac M3 w najbardziej rozbudowanej konfiguracji to czysta przyjemność z pracy i zabawy. Wszystko działa płynnie, nie ma śladu zacięć, no ale trudno się spodziewać złego działania komputera za niemal 17 tysięcy złotych, prawda? To samo mówią zresztą liczby, choć jeśli chodzi o benchmarki, to zaledwie dwa pokrywają się z zestawem, który wykorzystuję do pomiarów sprzętu z Windows:
- Cinebench R23: 9819 pkt CPU Multi Core / 1892 CPU Single Core / MP Ratio x5,19
- Geekbench 6: CPU 11766 pkt Multi Core / 3097 pkt Single Core
- Geekbench 6 GPU: 30506 pkt Open CL / 47306 Metal
- Blackmagic Disk Speed Test: 3295 MB/s zapis / 3008,1 MB/s odczyt
Szybki rzut oka do recenzji Microsoft Surface Laptop Studio 2 i już widać, że użyty tam Intel Core i7-13700H nie radzi sobie w porównaniu z podstawową wersją Apple M3 najlepiej – ma mniejszą wydajność z rdzenia, a wygrywa w testach dzięki nadrabianiu ich liczbą i poborem mocy, konsumując jej maksymalnie 45 W, w porównaniu z 17 W układu M3. W ogóle ocena rzeczywistej wydajności Apple M3
Użyty SSD ma sensowną wydajność, choć w świecie PC w tej klasie cenowej z reguły będzie już dwukrotnie szybszy. W zastosowaniach, do jakich iMac wydaje się przeznaczony, SSD nie powinien być jednak wąskim gardłem.
Trochę inaczej sytuacja wygląda, jeśli chodzi o GPU, którego wydajność okazała się niewystarczająca do komfortowej gry w Baldur’s Gate 3. Jest to produkcja o stosunkowo skromnych wymaganiach sprzętowych, mimo to w pełnej rozdzielczości nawet średnie ustawienia okazały się zbyt wymagające. Dopiero po włączeniu FSR 1 w trybie Balanced można było w miarę przyjemnie grać, ale nawet wtedy do 30 fps było daleko.
Chwila prawdy nadeszła jednak podczas pracy z Lightroomem Classic. Apple M3 znakomicie się sprawdza w typowych czynnościach edycyjnych, dobrze radzi sobie z maskami AI i detekcją obiektów, ale nowy algorytm odszumiania Denoise AI jest bardzo wymagający w stosunku do GPU i od razu wyszło to w pomiarach – średni czas przetwarzania plików ARW 26 Mpix z Sony A6700 wynosił ~41 sekund. Surface Laptop Studio z procesorem i7-13700H i grafiką RTX 4050 radził sobie w ~18 sekund, a desktop PC z Intelem i7-12700K i RTX 4080 w ~4 sekundy.
Porównanie jest szczególnie ciekawe także z tego powodu, że w praktyce oceniamy tu maszyny podobnie kosztujące. GPU z Apple M3 wypada w tym porównaniu słabo zarówno podczas grania, jak i pracy, ale jako układ zintegrowany jest na tyle szybki, że w ogóle nie ma swojego odpowiednika wydajnościowego w świecie Intela. Komputer rozgrzewa się nieznacznie, a szum wentylatorów jest ledwo słyszalny. Surface w tych samych warunkach rozgrzewa się już wyraźnie i zdecydowanie nie jest bezgłośny, a PC, chociaż jest cichy i chłodny, to konsumuje pod obciążeniem niemal czterokrotnie więcej energii.
iMac M3 ma zatem naprawdę czym przekonywać do siebie. Jeśli jednak zależy nam na pracy z grafiką i musi to być sprzęt z macOS, lepiej postawić na znacznie wydajniejsze maszyny z układami M3 Pro lub M3 Max. Procesory Apple Silicon mają oczywiście także zestaw sprzętowych kodeków różnego typu, które znakomicie wspomagają pracę oprogramowania, np. znanego i lubianego Final Cut Pro, lecz inni producenci (Blackmagic, Adobe) nie mają równie dobrych efektów. Dużo zatem zależy od tego, jakiego oprogramowania potrzebujemy do pracy.
Podsumowanie, czyli dla kogo jest iMac M3?
Testowy iMac M3 zaraz po przyjeździe stanął u mnie w salonie. Nie w gabinecie, gdzie znajduje się reszta sprzętu komputerowego i gdzie zwykle pracuję, ale właśnie w salonie. Dzięki swojej zgrabnej konstrukcji i niewymuszonej elegancji znakomicie się odnalazł w takim miejscu. Na iMacu pisałem, przenosząc się z częścią pracy, oglądałem filmy, słuchałem muzyki, wreszcie zwiedziłem część Wybrzeża Mieczy, a wolnych chwilach obrobiłem jedną czy drugą fotografię. Da się i było to całkiem przyjemne.
Moim zdaniem iMac M3 to właśnie taki komputer do salonu. Elegancki, cichy, dyskretny, w miarę wydajny – po co się męczyć z telefonem, skoro można się przenieść przed duży ekran, będący pod ręką?
Z pracą na stałe bym jednak nie chciał się nań przenosić. Na co dzień korzystam z dwóch monitorów, głównego 32″ i dodatkowego 27″ – ekran iMaca, mierzący ledwo 23,5″, jest dla mnie po prostu zbyt mały, tym bardziej że brak regulacji wysokości dodatkowo komplikuje sprawę. Owszem, można do iMaca podłączyć drugi monitor, ale całość traci wtedy swoją poręczność i elegancję. Continuity świetnie wygląda na papierze i prezentacji, ale przez miesiąc skorzystałem z oferowanych przezeń możliwości dosłownie raz. To oczywiście kwestia przyzwyczajenia, być może gdybym od lat używał sprzętu Apple’a, to mój sposób pracy byłby zupełnie inny i lepiej umiałbym skorzystać z możliwości oprogramowania. Tyle że ostatecznie to oprogramowanie ma się dopasowywać do mnie, a nie ja do niego, prawda?
Słabą wydajność 3D w grach mógłbym wziąć na klatę – niedaleko stoi Xbox series X i właściwie nic nie mnie nie zmusza do grania na komputerze. Natomiast niejaka ślamazarność iMaca przy niektórych zadaniach w Lightroomie stanowi już problem – Denoise AI używam do pracy i o ile przy paru zdjęciach przetwarzanych po sobie mogę sobie pozwolić na czekanie na efekt, o tyle przy kilkudziesięciu i więcej strata czasu rośnie tak bardzo, że efektywnie dyskwalifikuje maszynę do takich zadań. Jeśli musi być Mac, to nawet Mac Mini sprawdzi się tu lepiej, nie mówiąc o Mac Studio, szczególnie jeśli doczekają się aktualizacji i chipów z rodziny M3.
iMac M3 jest zatem dobrym wyborem dla użytkowników, którzy potrzebują maszyny do codziennych zastosowaniach. Obawiam się jednak, że dla tej grupy klientów przeszkodą będzie cena, jaką przychodzi zapłacić za sprzęt. 7499 zł za najprostszą, raczej ubogą konfigurację nie wygląda zachęcająco, nie mówiąc o 16698 zł za najbardziej rozbudowany wariant. Za tę samą kwotę można kupić znakomitego laptopa lub potężny komputer stacjonarny do gier, iMac w polskich warunkach zatem zapewne pozostanie rozwiązaniem niszowym.