Tak też było i w tym przypadku, gdy na islandzkim niebie zorza polarna dosłownie zadźwięczała, tworząc charakterystyczne świecące zielone loki. Owe nietypowe i ekstremalnie rzadko występujące struktury sfotografowano po tym, jak silny „podmuch” wiatru słonecznego uderzył w pole magnetyczne naszej planety, powodując jego wibracje.
Mowa tutaj o niezwykle ulotnym zdarzeniu, bowiem obserwatorzy dostrzegli jedynie wibracje pojedynczej smugi falującego zielonego światła przemierzającego nieboskłon nad Islandią. Chwilę wcześniej i chwilę później zorza wyglądała już tak jak zawsze. Naukowcy zwracają uwagę, że nietypowy pokaz siły wiatru słonecznego jest wynikiem silnych wibracji pojawiających się w ziemskim polu magnetycznym na skutek nagłego wzrostu gęstości strumienia cząstek słonecznych docierających w otoczenie Ziemi.
Czytaj także: Zorza polarna wystąpiła tam, gdzie nie powinno jej być. Astronomowie chwycili się za głowy
Zdjęciami nietypowej fali w zielonym łuku zorzy polarnej podzielił się na swoim Instagramie Jeff Dai, astrofotograf i członek projektu The World at Night (TWAN). Jak pisze, do obserwacji doszło nad jeziorem kraterowym Kerid w południowej części wyspy. Niezwykła fala na niebie widoczna była jedynie przez kilka minut, po czym zorza wróciła do normalnego stanu.
Zorze pojawiają się na nocnym niebie w zderzeniach wysokoenergetycznych cząstek wiatru słonecznego z cząsteczkami gazu w atmosferze ziemskiej. Nie dzieje się tak na całej Ziemi, bowiem cząsteczki wiatru słonecznego zanim dotrą do atmosfery napotykają linie pola magnetycznego, które przekierowują je w okolice bieguna, gdzie dopiero zderzają się z atmosferą. Stąd i są one widoczne jedynie na niewielkim obszarze Ziemi. Zazwyczaj, gdy już pojawiają się zorze polarne, to mamy do czynienia ze światłami tańczącymi po niebie w sposób całkowicie losowy.
Loki, takie jak udało się dostrzec 16 stycznia na Islandii nie mają jednak w sobie nic z losowości. Jak wskazują obserwatorzy, jest to bardzo zorganizowana wersja zorzy powstała w wyniku pojawienia się w magnetosferze zmarszczek, tzw. fal o ultraniskiej częstotliwości. Do takiego zdarzenia dochodzi zazwyczaj wtedy, gdy silny podmuch wiatru słonecznego zderza się chroniącą naszą planetę magnetosferą. Fale rozchodzą się wtedy po całej magnetosferze niczym wibracje dzwonu. Na co dzień fale tego typu są całkowicie niewidoczne, a o ich pojawianiu się informują naukowców jedynie specjalne instrumenty naukowe. W tym jednak konkretnym przypadku owe wibracje pozwoliły cząstkom wiatru słonecznego przedostać się przez magnetosferę do atmosfery i wywołać charakterystyczne fale.
Czytaj także: Zorza polarna robi wrażenie, ale z kosmosu wygląda jeszcze lepiej. Zobaczcie sami
Naukowcy zwracają uwagę, że tym razem nie udało się ustalić, jakiego rodzaju fale wywołały te konkretne loki zorzu polarnej. Choć same fale zostały zaobserwowane, to jednak akurat sprzęt naukowy nie obserwował tego wycinku nieba. Obserwatorzy podejrzewają jednak, że mieliśmy w tym wypadku do czynienia z pulsacjami magnetycznymi o długości fali rzędu kilometra.
Zarówno zorze polarne, jak i fale ULF są częstsze w okresach dużej aktywności słonecznej. Zważając na to, że aktualnie obserwujemy zbliżające się wielkimi krokami maksimum aktywności słonecznej, możliwe jest, że zarówno zorze, jak i loki zorzy polarnej pojawią się ponownie na nocnym niebie w najbliższych miesiącach lub latach.