Okoliczności do testowania Canon PowerShot V10 były dla mnie wyjątkowo przyjemne. Nigdy wcześniej w najintensywniejszym okresie dla naszej branży nie miałem możliwości tyle zwiedzać. W materiale wideo zobaczycie kilka migawek z Dubaju oraz Szwajcarii, przez co mogę powiedzieć, że test Canon PowerShot V10 odbył się w różnych środowiskach. Więcej możecie zobaczyć w wideo na naszym kanale:
Tymczasem dla tych, którzy wolą słowo pisane, przygotowałem tekst.
Canon PowerShot V10 – Specyfikacja
Tak prezentuje się specyfikacja Canon PowerShot V10. Z pewnością kilka rzeczy was zaskoczy.
Czytaj też: Test Canon EOS R8 – zwodniczo tania pełna klatka
Cecha | Parametry Canon PowerShot V10 |
---|---|
Sensor | CMOS typu 1 (określany także jako 1-calowy) |
Rozdzielczość | 20,9 Mpix |
Rozdzielczość robocza | 13,1 Mpix dla nagrywania w Full HD i 15,2 Mpix dla zdjęć |
Obiektyw | 6,6 mm – ekwiwalent 19 mm w pełnej klatce, f/2.8-f/8 |
Wbudowany filtr ND | Tak |
Stabilizacja | Cyfrowa: Włączona/Wyłączona/Wzmocniona |
Zoom | Cyfrowy – 1,5x, 2x, 3x |
Ustawienia ostrości | Autofokus, Punktowy/ Z detekcją twarzy; brak manualnego ustawiania ostrości |
Zakres ostrzenia | 5cm – nieskończoność |
ISO | 125-6400 ze skokiem 1/3 dla Full HD; 125-3200 dla 4K; 125-12800 dla zdjęć (ustawianie automatycznie) |
Ustawienia ekspozycji | +-3 ze skokiem 1/3 |
Migawka | 1/4000 do 1/8 sekundy dla filmów; 1/2000 – 1s dla zdjęć |
Wyświetlacz | 2 cale TFT LCD |
Nagrywanie | 4K – 25/30 FPS, 1080p 50/60 FPS |
Złącza | USB-C, Jack 3,5 mm, mini HDMI |
Zapis danych | Karty Micro SD (brak w zestawie) |
Wymiary | 63,4 x 90 x 34,3 mm |
Masa | 211 gramów |
Canon PowerShot V10 to solidna konstrukcja, choć nie bez wad
To jasne, że gdy mówimy o sprzęcie za około 1500 złotych (stan na 30 grudnia 2023 roku), nie ma co spodziewać się pełnego dodatków wyposażenia. Na potrzeby testów dotarł do mnie zestaw z kilkoma akcesorami – pokrywką chroniącą kamerę, materiałową sakwą oraz magnetycznie łączonymi deadcatami (futrzaste osłony niwelujące wpływ wiatru). Wymienione przeze mnie akcesoria nie były spakowane w większe opakowanie i pochodziły od firmy SmallRig, zaś sama kamera znajdowała się w innym pudełku bez żadnych dodatków.
Po wyjęciu kamery z pudełka oczom ukaże się wam sprzęt przypominający na pierwszy rzut oka dyktafon. Górna część prezentuje w końcu dwa odstające mikrofony, a na froncie gości spory przycisk nagrywania. Gdy jednak obrócimy sprzęt o 180 stopni, to dostrzeżemy jego vlogową naturę. Naszym oczom ukaże się wtedy dotykowy, ale przede wszystkim odchylany, ekran, a pod nim rząd przycisków. Między tymi dwoma częściami znajduje się regulowana podpora, której nie przesuniemy bez podniesienia ekranu. Mała rzecz, ale ma uzasadnienie z perspektywy ustawiania ekranu frontem do nas. Ponadto PowerShot V10 przykręcimy do statywu – na dole znalazł się gwint ¼ cala. Szkoda, że producent nie postarał się o uszczelnienie tej konstrukcji – otworzyłoby to wiele możliwości.
Jakość wykonania na pierwszy rzut oka prezentowała się solidnie, ale nie zabrakło kilku aspektów, które warto poprawić w następnej generacji. Plastik obudowy nie trzeszczy i nie ugina się w żadnym miejscu. Elementy ruchome stawiają rozsądny opór, co dobrze rokuje na przyszłość. Jednocześnie chciałbym, by szkiełko osłaniające obiektyw było też osłonięte obudową. To dość znacznie się palcuje i choć nie zgromadziło rys, tak często może wejść w kontakt z otoczeniem bez odpowiedniej ochrony. Ponadto niewielkie przyciski z tyłu obudowy klikają dość twardo i ruszają się na boki. Z pewnością, gdyby udało się je powiększyć, byłoby wygodniej. Z drugiej strony nieco brakuje na to przestrzeni.
Canon PowerShot V10 nie powinien przytłoczyć swoimi gabarytami, choć podczas testu odnosiłem wrażenie, że to całkiem gruby sprzęt. Z pewnością dłoń przyzwyczajona do smukłego smartfonu nie reaguje przyjaźnie na urządzenie mające ponad 34 milimetry głębokości. Być może w przyszłości udałoby się nieco zwęzić bryłę w kluczowym miejscu. Jest to sprzęt, który znajdzie się w kieszeni spodni, ale będzie ją mocno napinał. Z kolei plastiki na obudowie z jednej strony nie gromadzą odcisków, a z drugiej – są podatne na rysy. Uroki matowego wykończenia. Dobrze, że dorzucono smycz, którą możemy założyć sobie na nadgarstek.
Co Canon PowerShot oferuje mniej i bardziej zaawansowanym?
Sprzęt przeznaczony do nagrywania z przeznaczeniem vlogowym powinien brać pod uwagę różny poziom zaawansowania użytkowników. Canon PowerShot V10 korzysta z interfejsu, który powinien być znany tym, którzy obcowali z urządzeniami Canona w przeszłości. Interfejs nie zaskoczył jednak i mnie, który na co dzień pracuje ze sprzętami innych firm.
W ramach nagrywania wideo mamy kilka trybów rejestrowania – automatyczny, automatyczny z filtrem upiększającym twarz, automatyczny ze zwiększoną stabilizacją oraz częściowo manualny. Tu pojawia się pierwszy zgrzyt – Canon PowerShot V10 nie oferuje ręcznych ustawień ostrości. Będziemy zdani albo na ustawiony punkt, za którym podąża autofokus, albo skorzystamy ze śledzenia twarzy lub ogólnego ostrzenia automatycznego. Jasne, to sprzęt do vlogów, ale przy gorszych warunkach oświetleniowych pojawiają się trudności z ustawieniem odpowiednio ostrości i z pomocą przychodzi trik z zasłonięciem większości kadru dłonią. Pocieszeniem jest fakt, że zazwyczaj śledzenie twarzy działa bezbłędnie, o ile ta twarz jest oświetlona.
W najprostszym trybie ustawiłem jedynie to, czy wideo ma być ciemniejsze, czy też jaśniejsze. Dla najmniej zaawansowanych użytkowników z pewnością to wystarczy, podobnie jak domyślne ustawienia balansu bieli. Niestety, są momenty, w których wideo z tego samego miejsca może mieć zupełnie inną kolorystykę. Im więcej punktów oświetlających kadr, tym łatwiej o taką sytuację. Ustawienia balansu bieli powinny być dostępne zawsze i wszędzie, gdyż dla mniej zaawansowanego użytkownika są one niczym filtry kolorystyczne zmieniające wygląd obrazu. A te zmienimy w łatwy sposób.
Tryb upiększania twarzy to tak naprawdę tryb wygładzania twarzy przy obniżaniu jakości wideo. Z kolei tryb wzmocnionej stabilizacji po prostu znacznie ucina kadr. Nie wyczaruje jednak cudów, gdy światła jest mniej. Nie uznaję tych dwóch trybów za rozwiązania, z których warto korzystać, zwłaszcza iż odczuwam gorsze działanie automatycznego ostrzenia po ich wybraniu.
W trybie zaawansowanym możemy zapomnieć o rejestrowaniu płaskiego profilu. Są tam za to podstawowe opcje jak czas migawki, czułość ISO, wartość przesłony oraz korekta ekspozycji (od -3 do +3). Osobiście nie korzystałem z tych opcji tak często i skłaniałem się ku nagrywaniu w automatycznych ustawieniach. Zwłaszcza, że część ustawień, jak czułość mikrofonów czy aktywacja filtra ND, wymagają wejścia w głębszy poziom ustawień, już bez podglądu nagrania. Jednak co ciekawe, czułość mikrofonów możemy ustawić, ale dopiero po włączeniu przycisku nagrywania. Dziwne.
Czytaj też: Test aparatu Sony ZV-E1. Spełnienie marzeń influencerów
Istnieje też jeden, bardzo prosty tryb fotograficzny niemal bez opcji. Regulacja temperatury tonalnej oraz naświetlenia odbywają się tu automatycznie. Aż dziw, że Canon nie chciał dać temu urządzeniu nieco więcej fotograficznego pola do popisu. Z drugiej strony ogniskowa 19 milimetrów nie jest najwdzięczniejsza do robienia selfie, choć spisze się przy krajobrazach.
Jakość zdjęć oraz wideo w Canon PowerShot V10
Mogę narzekać na zubożenie sprzętu wobec kompaktowych bezlusterkowców czy na brak wytrzymałości obudowy na przeciwności losu, ale ostatecznie rozchodzi się tu o jakość obrazka oraz dźwięku, jakie potrafi zapewnić PowerShot V10. To ważne o tyle, że wszyscy mamy smartfony, których tylne kamery potrafią nagrywać coraz lepsze wideo.
Nim jednak o samej jakości wideo, zaadresujmy największą kontrowersję. Brak optycznej stabilizacji w takim sprzęcie to pomyłka. Oprogramowanie robi co może, by ten brak zrekompensować, a szeroka ogniskowa nieco maskuje niedostatki, ale problemy są widoczne na pierwszy i drugi rzut oka. Im mniej światła, tym efekt bardziej przypomina to, co rejestrują najtańsze smartfony. Canon PowerShot V10 powinien mieć optyczną stabilizację nie tyle po to, by powalczyć z konkurencją, ale by po prostu nagrywać wideo w sensownej jakości nocą. Sądzę też, że pomogłoby to przy ruchach kamerą, by te wyglądały na gładsze.
Czytaj też: Test Ricoh GR III Street Edition. Aparat, który zawsze możesz mieć przy sobie
Mój największy problem dotyczy jednak jeszcze innej kwestii nagrywania. Canon PowerShot V10 rejestruje wideo z bardzo przeciętną rozpiętością tonalną. Tyczy się to zarówno nagrań w trybie automatycznytm, jak i tych ustawianych ręcznie. Ogólna kolorystyka wideo jest estetyczna, z reguły nie są to nagrania zbyt ciepłe lub zbyt zimne, przyjemne w odbiorze dla mojego europejskiego oka. Jednak gdy widzę, że drzewa, przez które przemykają się promienie słońca, są całkowicie czarne, gdy w półmroku nie ma miejsca na odcienie ciemnych ubrań, gdy budynki stają się czarne przy mocnych promieniach, to trudno patrzeć na te ujęcia z zadowoleniem.
Reszta parametrów z pewnością jest tu lepsza niż w tanich czy średniopółkowych smartfonach. Co do zasady balans bieli nie jest tu pomylony, jedynie przy wielu punktach świetlnych. Duża matryca gwarantuje sensowne, ale nie gigantyczne rozmycie obrazu. Jednocześnie sam obrazek, nawet przy mocnym odróżnieniu pierwszego planu od drugiego, nie jest przesadnie ostry. Podczas ruchu zdarza się, że autofokus nieco odsuwa się od naszej twarzy, ale szybko tam wraca. Nie tak szybkie są korekty ekspozycji i tutaj oczekiwałbym żywszej reakcji PowerShota V10. To pozytywne wrażenie psuje niestety zauważalna w ciemniejszych pomieszczeniach spora ilość szumu, który pojawia się najintensywniej poza centrum kadru.
Nagrania z Canon PowerShot V10 brzmią też lepiej od tego, co rejestrują smartfony. Nie są to mikrofony studyjne, ale większy rozmiar pozwolił osiągnąć dynamikę, której nie znajdziemy w naszych telefonach. Nagrania są czyste i nie mają w sobie wielu zakłóceń. Początkowo bałem się, że mikrofony skierowane ku górze mogą być złym pomysłem, ale w praktyce nie ma problemu z rejestrowaniem dźwięku, oczywiście na odległość wyciągniętej ręki. Im dalej, tym gorzej, a nie zastosujemy tu rozwiązań pokroju „przybliżenia” dźwięku znanego z innych smartfonów. Jednocześnie czystość dźwięku i niski poziom szumów na dolnych pasmach sprawia, że nawet przy nagrywaniu z większej odległości i przy wyższej czułości da się uratować z nich esencję.
Wychodzi zatem, że w pewnych aspektach Canon PowerShot V10 jest wyraźnie lepszy od tanich i średniopółkowych smartfonów, a w innych staje z nimi w równi lub nawet przegrywa. Być może udałoby się tu rozwikłać część problemów aktualizacjami, ale nie zanosi się na to, by producent miał takie dostarczać z dużą częstotliwością. Żadnej z nich nie otrzymałem w trakcie testu.
Canon PowerShot V10 chce być więcej, niż maszynką do vlogów
Canon PowerShot V10 reklamuje się nie tylko możliwościami vlogowymi, ale chociażby funkcjami związanymi z transmisją na żywo. Aby z nich skorzystać, potrzebujemy połączyć urządzenie z aplikacją Canon Camera Connect, dostępną na Androidzie oraz iOS (ja testowałem tę pierwszą wersję).
Muszę pochwalić działanie aplikacji Canon Camera Connect, gdyż działa ona zdecydowanie lepiej niż to, czego doświadczałem w rozwiązaniach Sony (jeszcze przed kilkoma laty) i Panasonica (z bólem doświadczam po dziś dzień). Parowanie kamery i aplikacji po ich włączeniu zajmuje krótki moment, a do tego nie wymaga mieszania przy zalogowanych sieciach lub ustawieniach telefonu. Ponadto pozwala dodać więcej niż jeden produkt.
Z poziomu aplikacji otrzymujemy ciekawy zestaw funkcji. Najbardziej oczywistą jest wykorzystanie smartfonu do sterowania kamerą i parametrami obrazu, w zależności od tego, z jakiego trybu korzystamy. Zmienimy większość ustawień. Nie dostrzegłem jedynie opcji włączających lub wyłączających filtr ND, więc musicie o tym pamiętać przed włączeniem kontroli zdalnej. Całość działa płynnie i jedynie raz zdarzyło się całości zawiesić. Przy tym wszystkim ani smartfon ani kamera nie nagrzały się nadmiernie. Jeśli nie potrzebujemy podglądu, możemy ograniczyć się do funkcji pilota.
Aplikacja pozwala też zarządzać zdjęciami i filmami nagranymi przez PowerShot V10. Te ładują się dość szybko i nie ma problemu z ich przenoszeniem, choć zajmuje to nieco czasu. Canon oferuje też własną usługę przenoszenia zdjęć do chmury tego producenta, natomiast nie korzystałem z tego rozwiązania. Skorzystałem za to z funkcji transmisji na żywo na Facebooka. Z pewnością odczuwalne jest spore opóźnienie w okolicy kilku sekund, ale nie jest ono nieznośne. Transmisją na żywo zarządzamy z poziomu smartfonu, tam też zmienimy parametry nagrywania. Jest to miły dodatek, podobnie jak wykorzystanie PowerShot V10 w roli kamerki internetowej. Jednocześnie nie przekonałoby mnie to jakoś ogromnie do zakupu tego sprzętu.
Nie wróżę Canon PowerShot V10 wielkiej przyszłości, ale to nie jest zły produkt
Wyrwać się z okowów połączenia: nagranie na telefonie i błyskawiczna wysyłka na media społecznościowe, nie jest łatwe, wszak w ten sposób rozpoczynam komunikację ze znajomymi. Canon PowerShot V10 nie porwał mnie na tyle, bym natychmiast zmienił sposób rejestrowania moich wypadów. Jednocześnie rozumiem pomysł urządzenia tylko do jednej funkcji. Producent stworzył konstrukcję, która może sprawdzić się w wielu scenariuszach i gdyby poprawić jej ergonomię, z pewnością byłaby wygodniejsza w obsłudze.
Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że w przypadku Canon PowerShot V10 moją głowę ciągle zajmuje słowo „gdyby”. Brakuje tu bowiem sznytu, czy to w postaci jakości filmów, czy też rozwiązań, które już dawno rozgościły się w smartfonach (bo i coraz łatwiej o dobry smartfon ze stabilizacją optyczną, który nie kosztuje wiele więcej niż Canon PowerShot V10). Doceniam ogólną gadżetowatość PowerShot V10 – momentami korzystało mi się z niego całkiem przyjemnie, ale podejrzewam, że równie dobrze mogłoby mi się używać podręcznych kamer Insta 360, DJI czy po prostu smartfonu.
Wysoka jakość dźwięku to za mało, by w czasach pionowych wideo i transmisji na żywo na Instagramie czy TikToku Canon PowerShot V10 mógł coś ugrać. To urządzenie, które stoi w rozkroku między konwencjonalną kamerą, a nowoczesnym sprzętem do vlogowania i nie wychodzi na tym dobrze. A szkoda, bo chciałbym, by był to sprzęt, który może namieszać na rynku.