Trzeba przyznać, że styczeń obfituje w masę wydarzeń filmowych dla bardzo wielu odbiorców. Fani polskich filmów historycznych dostaną Kosa i Powstańca 1863. Dla poszukiwaczy komedii jest Fuks 2 oraz Piep*zyć Mickiewicza. Dla młodszych (choć obydwa filmy przyciągną sporo starszej widowni) – Wyfrunięci, Akademia Pana Kleksa oraz Chłopiec i Czapla. Na mnie czekają spóźnione względem światowej premiery Biedne Istoty i Dream Scenario. To miesiąc bogaty w filmy, ale czy znajdzie się coś dla fanów akcji, twardych charakterów i intrygi osadzonej w nie do końca fikcyjnej wizji Stanów Zjednoczonych?
Tu właśnie pojawia się Pszczelarz (angielski tytuł: The Beekeeper). W tym przypadku nazwa nie wzięła się znikąd. W sensie dosłownym i tym bardziej ukrytym. Jason Statham jako Adam Clay rezygnuje z emerytury pszczelarza na odludziu, gdy jego towarzyszka, Eloise Parker (Phylicia Rashad), zostaje okradziona z oszczędności swoich oraz fundacji, którą się opiekowała. Motywowany zemstą Clay udaje się w podróż, podczas której trup będzie ścielił się gęsto, a kolejne wskazówki zaprowadzą go coraz bliżej najwyżej skorumpowanych organizacji oraz osób w państwie.
Za produkcję odpowiada scenarzysta Kurt Wimmer (Equilibrium, Pamięć Absolutna, Niezniszczalni 4) oraz reżyser David Ayer (Szybcy i Wściekli, Legion Samobójców z 2016 roku, Furia). Nie są to twórcy z pierwszego rzędu kina akcji, ale z reguły prezentują się solidnie w swoim fachu. A jak prezentuje się ich film?
Dlaczego pszczelarze nie mogą żyć w zgodzie?
Nasz bohater poświęcił się pasji, jaką jest pszczelarstwo. Na samym początku moglibyśmy nawet odnieść wrażenie, że to jedyne, czym w życiu się zajmuje i zależy mu na spokoju. Jak dobrze wiemy, ten w filmach akcji jest towarem deficytowym, więc pielęgnacja pszczół i eliminowanie szerszeni nie będą jedynymi zajęciami bohatera. Utrata stosunkowo bliskiej osoby oraz chęć napiętnowania niesprawiedliwości tego świata zaprowadzą nas do krwawych łaźni.
W Stanach Zjednoczonych film otrzymał najwyższą kategorię wiekową R (czyli dla pełnoletnich) i choć z początku myślałem, że to przez nagromadzenie przekleństw, tak szybko sceny nasączyły odgłos łamanych kości oraz kilka wiader krwi. Adam Clay nieraz będzie miał superbohaterską siłę, która pozwoli mu podrzucić uzbrojonego po kostki dużego żołnierza oraz kopnięcie, przez które przewróci kilka regałów lub wygnie karoserię. To typ filmu, w którym argument siły jest znacznie mocniejszy niż siła argumentu.
Czytaj także: Wyścig po nieśmiertelność. Czy Gran Turismo to film godny uwagi graczy?
W tle swoją rolę odegra przeszłość bohatera, kiedy to służył w tajnej organizacji Pszczelarzy. Film jest upstrzony pszczelimi metaforami, zarówno mającymi wytłumaczyć działania głównego bohatera, jak i jego rozumienie tego, jak powinien funkcjonować współczesny świat. W trakcie filmu poznamy główną przyczynę rozpadu wartości w roju – Dereka Danfortha (w tej roli Josh Hutcherson), który para się zarabianiem na osobach starszych i skłonnych do wpadnięcia w sidła internetowego oszustwa. Na swojej drodze Adam Clay stanie przeciwko ochroniarzom Dereka, którym przewodzi Wallaca Westwyld (Jeremy Irons), ale i FBI, z radzącą sobie z żałobą agentką Veroną Parker (Emmy Raver-Lampman) na czele.
Jeśli pomyśleliście, że już widzieliście gdzieś ten film, to z pewnością nie będziecie w tym odczuciu odosobnieni. Motyw agenta lub zabijaki, któremu ktoś zburzył spokój, pojawiał się chociażby w Bez Litości czy Rambo: Ostatnia Krew. I w tym momencie możecie pomyśleć, że już na pewno mamy do czynienia z filmem akcji, jakich wiele. Ale czy na pewno?
Podobny jak pszczoła do pszczoły
Nie będę tego zbytnio odwlekał. Pszczelarz to film, jakich wiele, ale to również jedna z jego największych zalet. Jasne, są momenty, gdy sili się na metakomentarz na temat samotności wśród osób starszych i robi to w sposób niezwykle bezpośredni, w monologu głównego bohatera. Jednak to jedyny znaczący przejaw odmienności. Ostatecznie z próby komentarza o zepsutym systemie wynika, że system jest zepsuty i w zasadzie to tyle. Wystarczy, by nadać filmowi choćby kapki głębi, ale nie odwracać uwagi od akcji.
Adam Clay jest centralną osobowością tego filmu i odgrywa pierwsze skrzypce nawet wtedy, gdy nie ma go na ekranie. Produkcja cały czas operuje wizją, w której może on niespodziewanie zjawić się między uzbrojonymi po pas jednostkami wojskowymi czy najemnikami. Rodzi to nieco humoru, z którym jednak nie przesadzono. Twardy bohater przede wszystkim jest twardy, jego wrogowie wpisują się w stereotypy dotyczące wrogów (rola Anisette to zmarnowany potencjał na poznanie organizacji Pszczelarzy), a dobro i zło oddziela tu wyraźna kreska i to nawet jeśli główny bohater jest bezwzględnym zabójcą.
Fabule pomagają pewne skróty myślowe, jak przy kradzieży pieniędzy (bank wysyłający powiadomienie o zagrożeniu na długo po podejrzanym zachowaniu na koncie), pomaga też losowość pewnych wydarzeń (no bo skąd bohater wiedział, że ma kierować się akurat do Bostonu?). Twórcy uparli się, żeby intensywną akcję przerywać ekspozycją. I to samo w sobie jeszcze nie jest złym pomysłem, ale narracja niemal całego filmu odbywa się w dialogach, nie zaś świecie przedstawionym. O bohaterze dowiadujemy się więcej z pogaduszek funkcjonariuszy oraz rozmów ochroniarza z młodym “biznesmenem” Derekiem, aniżeli z otoczenia.
Osobnym aspektem stawki są pojedynki, które nadają kształt fabule. Z jednej strony warto pochwalić film za gradację wrogów, która pokazuje, że stawka rośnie i na drodze Pszczelarza stają coraz większe trudności. Z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, by ktoś mógł realnie zagrozić głównej postaci. Wygadana agentka Verona Parker z FBI i jej towarzysz, wyrwany z roli ojca agent Matt Wiley (Bobby Naderi) niby łączą kropki, ale nie wybiegają przed to, co zamierza zrobić bohater, a w dodatku nie są w stanie go zatrzymać. Liczba zabitych rośnie, a ryzyko kolejnych ofiar nie wydaje się być brane przez te dwie postaci na poważnie.
Najbardziej artystyczną rzeczą w filmie jest jego czołówka, nakręcona tak, jakbyśmy mieli do czynienia z serialem albo filmem dokumentalnym o pszczołach. Jeśli jednak zrzucimy z siebie parcie na doszukiwanie się drugiego dna i głębi, to wizję twórców łatwiej strawić. Czy jest ona jednak zjadliwa?
Jak wygląda i brzmi Pszczelarz w IMAXie?
Tak się składa, że Pszczelarz jest filmem dostępnym zarówno na zwykłych ekranach, jak i w formacie IMAX. Miałem okazję przyglądać się mu w tym drugim formacie. Jak przełożyło się to na doświadczenia?
Z pewnością Pszczelarz nie jest filmem o skali Hobbita czy Oppenheimera, gdzie IMAX pozwalał dostrzec kunszt drugiego i trzeciego planu. Realizacyjnie Gabriel Beristain zaprezentował tu przyzwoite, ale niezbyt wyróżniające się zdjęcia. W pewnych scenach poczułem inspirację Johnem Wickiem, jednak bez tak samo udanej maestrii rozbłysków czy scenografii. Czasem widać też, że dym czy wpadające światło są zdecydowanie bardziej sceniczne niż osadzone w rzeczywistości – właśnie po to, by całość prezentowała się bardziej epicko.
A skoro o epickości, to brakuje tu większej choreografii walk. Są miejsca, w których środowisko wykorzystywane jest w odpowiedni sposób (jak na przykład stodoła pszczelarza czy spiralne schody), ale kamerom nie zawsze udaje się uchwycić tę skalę. Swoje robi też montaż – dynamiczny, ale i poszarpany, co w efekcie z ujęciami o dużym przybliżeniu nie daje wrażenia, jakby akcja miała tu jakiś większy zamysł. To bardziej sekwencja quick time event w grze akcji niż obraz renesansowego malarza.
Czytaj też: Akira obchodzi 35. urodziny. Zobaczcie to niesamowite widowisko, nawet jeśli nie lubicie anime
W związku z tym nie odnoszę wrażenia, by oglądanie filmu na większym ekranie dawało znaczące korzyści. Z pewnością Pszczelarz w IMAXie zyskuje na systemie audio o większej sprawności. Nie zabrakło tu głośnych wystrzałów i całej dźwiękosfery, która w zwykłym kinie może nie umknie naszym uszom, ale nie dostanie też tak dużej uwagi. Tłuczone szkło, rozlewająca się benzyna i wreszcie wystrzały pistoletów i łamane kości – wszystko brzmi tu na tyle intensywnie i chrupiąco, że zdecydowanie podnosi tętno.
Duży ekran to także szansa na lepsze przyjrzenie się grze aktorskiej. Tu jednak nie będę zbyt mocno chwalił. Tak naprawdę w filmie przekonująco wypadają trzy postaci. Na szczęście produkcji, są to główni aktorzy. Jason Statham pasuje do tej roli tak dobrze jak garnitur szyty na miarę. Dobrze w roli przeżywającej konflikt wewnętrzny agentki Verony Parker spisuje się Emmy Raver-Lampman, zaś młody Derek Danforth grany przez Josha Hutchersona to prawidłowo odwzorowany młody technologiczny dupek (swoją drogą dość łatwy archetyp wroga sobie obierają ostatnio filmowcy). Reszta stanowi tło, stereotyp albo komediowy wentyl bezpieczeństwa – zazwyczaj ze średnim skutkiem.
Z pewnością w realizacji planu nie pomagają dialogi – raz bohaterowie błyszczą inteligencją, by potem jej unikać. Do tego w części kwestii starają się wcisnąć coś kąśliwego wobec siebie, zupełnie nieadekwatnie do sytuacji. Sam Pszczelarz też balansuje między długimi monologami, a kontrującymi jednozdaniowcami. Można go polubić za zadziorność, ale ogólnie rozmowy w filmie nieraz sprawiają wrażenie, jakby nikt się tu nikogo nie słuchał.
Pszczelarz ujdzie w tłoku i zdobędzie kilku fanów
Jason Statham, który ma niemal całą scenę dla siebie, spore nagromadzenie scen akcji i nienajgorsza oprawa dźwiękowa przy epickich bijatykach. To wszystko sprawia, że Pszczelarz może znaleźć sobie fanów i to nawet nie w serwisie streamingowym, a na kinowych salach. Jeśli chcecie zostać odurzeni maskulinizmem Stathama i ogólnie dać się porwać akcji bez nadmiernego rozmyślania, to jest to dobry film na początek roku.
Z pewnością wiele rzeczy mogło tu odbyć się w sposób bardziej artystyczny albo po prostu wskazujący na głębsze przemyślenia dotyczące schematów kina akcji. Fabuła jest pretekstowa, choć sili się na coś więcej, część postaci jest dość płaska, a żądza mordu głównego bohatera przyjmuje rozmiary nieraz niewspółmierne do oszustw, z jakimi walczy.
To wszystko tworzy kompozycję, która w historii kina się nie zapisze, ale jej zobaczenie nie musi oznaczać straconego czasu. Widzę w Pszczelarzu propozycję dla fanów kina akcji oraz fanów Jasona Stathama, którego rola w tym filmie to najjaśniejszy punkt. Szkoda, że reszta pszczółek w tym roju nie była tak pracowita. Jak dla mnie projekt ujdzie w tłoku i choć nie odnowił mojej miłości do kina akcji, tak nie zniechęcił do odkrywania kolejnych produkcji.